Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość :) cz.4
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk naszymi oczami czyli fanart
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:51, 14 Cze 2009    Temat postu:

A proszę:
I wtedy To powiedziało:,,Nauczyłaś się korzystać ze Zmysłu Czytania Dusz. Możesz go kontrolować i posługiwać się nim, kiedy będziesz tego chciała. Ale nie mów nikomu czym jest i kto ci go dał’’. ,,Powiedz mi więcej o mojej byłej intuicji’’ – poprosiła. ,,Amarylis pochodzi od Stworzyciela. Takich jak ona jest więcej, rozpadają się na cząstki i łączą z każdą istotą ludzką w chwili, kiedy zaczyna istnieć. Amarylis nie narzucała ci niczego, ona tylko dawała ci wybór. Zabijając dziecko wyrzuciłaś ją”. ,,Dlaczego?’’. ,,Bo nie była to żadna droga, która pochodziła od niej’’ – odpowiedziało To i zamilkło.
,,Amarylis… - wyszeptała – dlaczego nie wiedziałam o tobie wcześniej? Dawałaś mi zawsze tak trudne drogi do wyboru. To przez ciebie to wszystko. Jak dobrze, że cię już nie ma. Teraz wszystko będzie inaczej. Wszystko się skończyło. Wszystko. Teraz będzie tylko To i ja”.
Nie miała jednak pojęcia, do czego to wszystko zmierza. Życie ludzkie polega na błędach. Ona za swój miała zapłacić największą cenę.

Oparła się plecami o drzwi. Czy to jest możliwe? Zwariowała i ma halucynacje, czy też może to tylko sen? Ale przecież to było takie rzeczywiste…! Czy ta dziewczyna mogła...?
,,Nadal kocha pani tego człowieka’’…Pomyślała: ,,Co w tym takiego, ona tylko to powiedziała!” Ale skąd mogła wiedzieć…?
Teraz, jak nigdy dotąd była pewna, że trzeba ściągnąć księdza. To już nie było normalne. Znajdzie go jeszcze dzisiaj. Ona, nie nikt inny. Musi komuś o tym powiedzieć, bo to nie da jej spokoju.
Usiadła. Jeszcze pięć minut.

,,To, co będzie dalej? Czy istnieje coś jeszcze, poza Zmysłem Czytania Dusz?’’. ,,Tak. Jest jeszcze Świadomość Losu’’. ,,Opowiedz mi o niej’’. ,,Świadomość Losu daje wiedzę o tym, co nastąpi. Jeśli otrzymasz ją, nic nie będzie w stanie wejść ci w drogę, bowiem ty to powstrzymasz. Bo będziesz o tym wiedzieć’’. ,,Czy możesz dać mi ją teraz? Chcę ją poznać’’. To kazało jej zamknąć oczy. Zobaczyła zegar wskazujący dwunastą dwadzieścia w południe. Potem kobietę, tę, której czytała w myślach. Szła gdzieś, szybko. Wchodziła do kościoła.
Coś nią szarpnęło, tak jakby gwałtownie uderzyła o ścianę. Otworzyła oczy i poczuła przeraźliwy ból. Nie miała pojęcia, skąd pochodził, napierał na całe ciało, co chwila był w innym miejscu. To było To. ,,Uciekaj!’’ Pytała dlaczego, ale To milczało. Aż w końcu ból ustał i przekazało jej: ,,Ona przyprowadzi Sługę Tego, Który Jest. Jego Sługa może kazać mi odejść i będę musiał to zrobić, albowiem on ma nade mną przewagę. Dlatego uciekaj, natychmiast!’’. ,,A co, jeśli tego nie zrobię?’’. ,,Wtedy pokażę ci, co mogę czynić, gdy ktoś mi się sprzeciwi’’. Przestrszyło ją to, co poczuła, kiedy To udzielało odpowiedzi. Czuła jak coś się w niej miota, rozrywa ją na strzępy od wewnątrz. To się złościło.
Musi to zrobić.

- Jak to jej nie ma?!
- Nie wiem, jak udało jej się uciec. Wszystkie okna były zamknięte, w toalecie też. Nikt z personelu nie pozwoliłby jej wyjść poza teren szpitala.
Nie wierzyła własnym uszom. Uciekła! Jak do tej pory była przewidywalna…
- Czyli nic tu po mnie. Ale proszę mnie zawiadomić, jeśli by wróciła…albo… Zaciekawiło mnie, to, co pani powiedziała. Szczęść Boże.
- Szczęść Boże. – odparła. Ksiądz oddalił się w szybkim tempie. Akurat teraz ta dziewczyna musiała zapaść się pod ziemię.
- Szukajcie jej. Nie ważne, jak, ale szukajcie. Ta dziewczyna jest niebezpieczna.
Czy rzeczywiście była - tego nie mogła stwierdzić. Ale bardzo możliwe, że stanowiła zagrożenie dla otoczenia i przede wszystkim dla siebie. Cała sprawa była tak surrealistyczna, że Edyta nie mogła uwierzyć, że coś takiego ma naprawdę miejsce. Rodzice dziewczyny zginęli w wypadku samochodowym o czwartej nad ranem. Z kolei ona zabiła tego chłopca o trzeciej czterdzieści pięć. Na piętnaście minut przed wypadkiem. I próbowała zabić też siebie. Czy możliwe było że…Skoro czyta w myślach, to dlaczego nie miałaby przewidywać przyszłości? Czy ta ucieczka też miała swoje powody? Choćby na przykład sprowadzenie księdza? Zrobiła to specjalnie?
- Tak.
Zesztywniała. Dziewczyna za nią stała. Tylko…wyglądała…zupełnie inaczej. Miała na sobie różową sukienkę w drobne kwiatki i buty na niskim obcasie. Włosy były misternie upięte klamrą w kok. Była umalowana, ale nie przesadnie. Wyglądała tak, jakby czekało ją jakieś ważniejsze wyjście.
Ile czasu jej nie było? Godzina. Tylko dlaczego ubrała się, uczesała i umalowała? I jak wydostała się ze szpitala i wróciła do domu?
- Tak brzmi odpowiedź na pani pytania.
Podeszła do biurka. Drzwi pokoju lekarskiego powoli się zamknęły.
- Kim jesteś? – usłyszała własne słowa. Dlaczego akurat takie pytanie zadała?
Nastolatka milczała. Patrzyła się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie.
- Zostanę, jeśli on tu się więcej nie pojawi. – powiedziała odwracając się i wychodząc powoli.
Edyta była zbyt zdziwiona, żeby ją zatrzymać.
Tutaj rzeczywiście działo się coś bardzo złego.

Po prostu musiała iść do domu i się przebrać, uczesać, umalować. To nie To jej kazało, ale coś innego. Skoro nie była to intuicja, czy więc istniało w jej umyśle coś jeszcze? Do tej pory myślała, że jej rozum należy tylko do Tego i to To nim włada. Czyżby się myliła?
Zamknęła oczy. Spytała: ,,Kto kazał mi iść do domu, przebrać się, uczesać i umalować? Czy istnieje we mnie coś poza tobą? Odpowiedz”. ,,To było coś, czego nie mogę z ciebie wyrzucić. Twój własny Głos. Zajmuję cały twój umysł, ale on i tak będzie istniał i wdzierał się do niego. Chce mieć nad tobą władzę, choćby przez najmniejsze drobnostki, takie jak ta”.
A potem To kazało jej spać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renata Król
przyjaciel forum



Dołączył: 01 Lip 2008
Posty: 799
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:54, 15 Cze 2009    Temat postu:

Wooooow...<brawo> <brawo> <brawo> Wesoly.
Świetnie się to czytało...seriooo Lol
Szacuneczek PaBiA:* Wesoly!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joan0205
Gość






PostWysłany: Pon 15:00, 15 Cze 2009    Temat postu:

Pabia, powiem tylko tyle: GENIALNE. Super się czyta i już z niecierpliwością czekam na kolejne Smile
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:07, 15 Cze 2009    Temat postu:

to jest genialne!! ja chce wiecej, ja nie mam weny, tzn. mam cos zaczete, ale nie mam czasu aby skonczyc i pomyslu co dalej...

ale po sesji cos postaram sie skrobnac
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OlguśFanka
bywalec



Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:43, 21 Cze 2009    Temat postu:

no no no Pabia , widze, ze mamy w swoim gronie prawdziwe pisarskie talenty
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:14, 06 Lip 2009    Temat postu:

To talenty to było o mnie? Lol Mamy pryma aprilis?? Wesoly
Nie no dzięki wam. Czyżbym się nie doceniała??
Późną porą stworzyłam ostatnią część i z góry wiem, że nie takiego zakończenia się zeście spodziewały...hm...ja też nie Lol aczkolwiek to było tylko opowiadanie testowe. Chciałam się w innym stylu wypróbować, ale chyba wracam do starego Wesoly) Niezależnie, czy was fakt ten martwi, czy też cieszy jak na razie z prozą FF koniec Jezyk Co nie znaczy że podważam tezę, jakoby kobieta zmienną jest Wesoly
Wiem, że was już ten wywód nudzi, ale napiszę jeszcze słów kilka.
Wasza Pabia bawi się ostatnio w wieszczyka i może wam rzucić jakimś wierszydłem w najmniej oczekiwanym momencie. Także: pasy zapięte xD
I teraz (wiem, zmęczyło was to powyżej) ostatnia cześć mego FF-ka:

Edyta zdecydowała się powiadomić duchownego, że dziewczyna wróciła. Mimo lekkiej obawy, że ta znów zniknie. Lekarska ciekawość stanowczo domagałą się wyjaśnienia tego, co się działo z nastolatką.
- Ktoś musi jej pilnować... - powiedziała sama do siebie.
Rzadkością było, gdy myślała na głos.
- Słucham?- spytał doktor pawica grzebiąc przy ekspresie do kawy.
- Nic, nic. Tylko myślę o tej dziewczynie. Dzisiaj sciągnęłam księdza i akurat wtedy ona zniknęła. Wróciła po godzinie. Zapowiedziała, że jeśli jeszcze raz ksiądz pojawi się w szpitalu, ona znowu ucieknie.
- Coś mi się zdaje, że to nie nasze pole działania. Widział ją już psychiatra.
- Kilku. Rozłożyli ręce.
- Jak trwoga, to do Boga. - mruknął, a po chwili dodał - Znasz się może na naprawie ekspresów do kawy?
Edyta zaśmiała się.
- Nie.
- Hm. To trzeba wezwać fachowca. Ten oto egzemplarz potrzebuje kogoś w rodzaju neurochirurga.

Tym, co ją obudziło był głośny trzask.
Brzmiało jak pęknięte szkło. Coś się działo na korytarzu.
Ale mło ją to obchodziło, bo To dało jej kolejny prezent. Tym razem było to coś fizycznego. Potrafiła przenieść każdy przedmiot, zgiąć dowolny metal - nie używając do tego rąk. To nazywało ten dar ,,Fizycznością Umysłu''
Teraz bawiła się nim, zgniatając szklankę. Rozpadła się na kawałki. Zaczęła ją składać. To tak, jakby nakręcić pękanie szklanki i puścić film do tyłu. To był najciekawszy ar, jaki teraz posiadała.
Nie zdawała sobie sprawy z potęgi swojego umysłu.

W szpitalu panował haos. Opanowanie sytuacji było niemożliwe.
Nikt nie wiedział jak to się stało i jak te węże się tutaj znalazły. Jednak powszechnie wiadome było jedno: na terenie szpitala jest sześć żmii zygzakowatych.
Weże te rzadko kąsają, co nie zmienia faktu że są jadowite. Ich jad uszkadza układ nerwowy, powoduje martwicę tkanek , zmniejsza krzepliwość krwi, zmiany rytmu pracy serca. Jedynym pocieszjącym faktem jest to, że nie stanowi zagrożenia śmiercią.
Sciągnięto ludzi z pobliskiego zoo, przeczesywanie szpitala trwało już dobre kilkanaście minut.
Jak na razie nie odniosło ono skutku.

Wąż.
Miał około 50 cm. Pełzał z gracją po posadzce. Stworzenie znieważone przez Biblię. Kusiciel Ewy. Posłannik diabła.
Nie bała się go. Wiedziała, że na pewno nie jest jej wrogiem. Byli tacy podobni. Oboje nasyceni jadem.
Patrzyła się w oczy węża. Wystawiła rękę. Był ciepły.
Chwilę póżniej oplatała się wzdłóż jej ciała.

- Proszę księdza, chyba znowu moment jest nieodpowiedni. Mamy w szpitalu sześć węży.
Duchowny patrzył na nią, jakby się urwała z choinki.
- Nie wiemy skąd się wzięły. Panuje tutaj takich harmider, że... Chyba niepotrzebnie księdza fatygowałam.
- Czy ten, jak to pani określa harmider może mi aż tak stać na drodze? - spytał uśmiechając się zza okularów.
- Właściwei to skoro już ksiądz jest to może niech ksiądz ją zobaczy. Chodźmy.
Miając panikujących pacjentów, stojących w progu sal i personel ,który usiłował wpychać ich tam z powrotem.
- To tutaj.
Weszła do sali pierwsza, za nią ksiądz. Oboje nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli.
Na podłodze leżała dziewczyna, a jej ciało było w całości pokryte zygzakowatymi cielskami. Były tu wszystkie. Pełzały po niej, a ona nie okazywała żadnych emocji.
- Boże przenajświętszy.

To ją opuściło.
Poprzedniej nocy wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Nie miała już nic. Była znowu normalna. I siedziała w wariatkowie. Mimo zapewnień, że to było opętanie, a ona jest zdrowa psychicznie.
Stąd się nie wychodziło. Jej życie było skończone.
Egzorcyzmy. Wzdrygała się na dźwięk tego słowa. Jej intuicja wróciła na miejsce. Nie sprawdzała się tak dobrze jak To.
Teraz mogła dojść do jednego wniosku. Niczego w życiu nie robimy świadomie.

Jak momentami nie po naszemu, to przepraszam, ale w trakcie pisania miałam przerwy na gonienie komara Lol Skubany nawiał i siem gdzieś skryl przede mną...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Renata Król
przyjaciel forum



Dołączył: 01 Lip 2008
Posty: 799
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:04, 06 Lip 2009    Temat postu:

PaBia:*-Ty talenciaro jedna Lol
Szacun...wielki szacun <brawo> Wesoly
ŚWIETNIE PISZESZ i już! Jezyk
Baaardzo późną porą stworzyłaś to jakże piękne dzieło Wesoly.
Gratuluję talentu Wesoly

Iiiii...rzucaj wierszydłem wieszczyku nasz:* Lol
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OlguśFanka
bywalec



Dołączył: 15 Cze 2009
Posty: 183
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawaa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:39, 06 Lip 2009    Temat postu:

niom ja tez spiesze z gratulacjami Wesoly po prostu genialne, normalnie lepsze od Mickiewicza czy innego tam Slowackiego, nasza kochana wieszczka PaBia!! oby tak dalej! czekamy na nastepne dzieła
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:54, 06 Lip 2009    Temat postu:

Popadam w samouwielbienie Grey_Light_Colorz_PDT_06
A więc drogie panie i...panie Lol rzucam wierszydłami Wesoly
Coś z mojej poezyi szkolnej (,,Na twardym krześle pisane''-dobry tytuł na tomik xD) konkretnie z lekcji matematyki w dniu w którym obdarowano mnie pałką i ogólną chandrę miałam Smutny

***
Niezrozumiana
zapomniana
rzucona w kąt pamięci ludzkiej
zasnę snem wiecznym
z ustami splamionymi trucizną zazrości
Ja
nieidealna
podzielona
płaczę, śmiejąc się.
Niespełnione ambicje
zapomniane marzenia.
O co tu chodzi
tak na prawdę
trochę papieru pobrudzonego żalami
Ten sam temat
aż do mdłości
Coś się miota
tylko słów już brakło.

The End
Chyba nie było tragicznie co?

P.S. Komara złapałam Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:49, 07 Lip 2009    Temat postu:

Zgodnie z tym co zapowiedzialam, daje cos nowego. Byc moze czesc z Was czytala juz tego pewien fragment jak tworzylam:)

"Listy"

Leśna Góra, 10.11.2008 r.
Droga redakcjo, jestem waszą stała czytelniczką. Mam problem ze zdrowiem i dlatego piszę do waszego kącika porad lekarskich. Może ktoś mi pomoże.
Mam 11 lat, mieszkam ze schorowaną (nie słyszącą w dodatku, ja też mam problem ze słuchem) babcią Józią, ale to nie o nią mi chodzi. Od jakiegoś czasu (jakby dobrze policzyć to tak od miesiąca) jestem bardzo osłabiona. Na nic nie mam siły, mam częste i silne krwotoki z nosa. I pod pachą zauważyłam, że co jakiś czas pojawia mi się takie coś, co trochę boli, a wtedy jestem bardzo osłabiona. Byłam u lekarza, ale on mnie wyśmiał i powiedział, że symuluję. A to jest nie prawda. Proszę poradźcie mi co powinnam zrobić. Pozdrawiam S.
W to środowe popołudnie do swojej przegródki na listy zaglądnęła lekarka pracująca dla tej gazety. W średnim wieku, szatynka z włosami do ramion. Do tej pory głównie trafiały jej się listy od rozhisteryzowanych matek i spanikowanych brakiem miesiączki nastolatek intensywnie odchudzających się. Tego dnia w przegródce znalazła list napisany na zwykłej kartce z zeszytu, a pismo na zżółkniętej kopercie było trochę koślawe, jakby dziecięce lub trzęsącej się ręki. Otworzyła go, początkowo tylko pobieżnie go przeczytała. Zajęła się kolejnymi, które były takie jak zwykle: jak schudnąć szybko unikając efektu jojo, co zrobić z brzydką blizną czy jak pozbyć się kaca, bez bólu głowy. Odpisała na nie, poczym przesłała je do naczelnej, aby zatwierdziła i oddała do druku. Ten od nastolatki zachowała. Minęło kilka dni do redakcji trafił kolejny list.
Leśna Góra, 17.11.2008 r.
Nie wiem, czy poprzedni list nie dotarł, czy został zbagatelizowany, ale ze mną się naprawdę coś dzieje złego. Od wczorajszej nocy mam gorączkę i kark mnie boli, nie mogę schylić głowy, jest mi niedobrze. Babcia wysyła mnie do lekarza, ale ja się boję. Jak on mnie znowu skrzyczy... – w tym miejscu pismo jakby stało się mniej wyraźne i było rozmazane kroplą łzy – Jutro do Was napiszę co załatwiłam. Odpowiedzcie proszę, bo zaczynam się martwić, że nie będę mogła pomóc babci i nas rozdzielą... S.
Tym razem list zaintrygował redakcyjną konsultatntkę medyczną. Odnalazła w szufladzie poprzedni. Na podany w nim adres mailowy napisała wiadomość. Wybrawszy opcję „żądaj potwierdzenia dostarczenia i przeczytania” wyłączyła komputer i udała się do szpitala na dyżur. W czasie jego trwania zdawała się być nie obecna, zamyślona. Tego dnia starała się nie brać ciężkich przypadków. Koło godziny 20 gdy skończyła dyżur zaglądnęła do poczty elektronicznej w nadziei, że S. odpisze. Nie było nic, w kolejne dni nie było żadnej nowej informacji od podanego w liście adresu.
Po tygodniu, w czwartkowy poranek do redakcji przyszedł list. Ten sam charakter pisma i taka sama koperta. Był prawie pusty, tylko dwa słowa. Słowa, które przeraziły zarówno lekarkę jak i naczelną pisma. Po długich namowach ze strony lekarki, szefowa pisma zgodziła się ujawnić prawdziwy adres i imię dziewczynki. Lekarka nie myśląc wiele wsiadła w auto i pojechała.
Na miejscu dzwoniła domofonem, ale nikt jej nie odpowiadał. Podszywając się pod roznosiciela ulotek nacisnęła guzik obok, ktoś jej otworzył. Na klatce schodowej było ciemno, a włącznik światła nie działał. Wykorzystując zdobycz techniki jakim jest komórka oświetlała sobie nią numery mieszkań.
Znalazła, mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze na wprost schodów. Edyta zapukała nikt nie odpowiedział, znów zapukała – nic. Już miała wracać i stwierdzić, że to fałszywy alarm, ale serce, lekarska i kobieca intuicja podpowiadały co innego. Nacisnęła klamkę, drzwi się otworzyły. Weszła ostrożnie, zapalając światło w przedpokoju.
Na wprost był duży pokój, a w nim na wózku inwalidzkim siedziała kobieta. Nie drgnęła na:
- Dobry wieczór
Lekarka podeszła do niej. Położyła rękę na jej ramieniu. Ta się wzdrygnęła.
- Dobry wieczór – zamigała – jestem lekarzem. Nazywam się Edyta Kuszyńska. Gdzie jest Sabina?
- Tam, w pokoju, leży, ale skąd się pani tu wzięła? – zdziwiona babcia odmigała
Edyta już nie czekała na resztę zdania, tylko poszła do dziewczyny. Ta leżała na łóżku, była spocona i rozpalona od gorączki. Lekarce wydawało się, że dziewczyna resztką sił płacze i coś pisze na karteczce. Położyła rękę na jej ramieniu. Nastolatka z trudem odwróciła się na plecy, ciężko oddychając.
- Przepraszam, że Ci za pierwszym listem nie uwierzyłam. Jestem lekarzem, mam na imię Edyta. Pomogę Ci. – powiedziała
Sabina słabo się uśmiechnęła. Wyciągnęła bezsilne ręce w jej stronę. Teraz łzy już same ciekły z jej oczu.
Edyta posadziła wyczerpaną i lecącą przez ręce pacjentkę na łóżku. Zdjęła swoją kurtkę, założyła na jej ramiona, na stopy założyła pantofle leżące przy łóżku. Z niego zdjęła koc, którym dodatkowo opatuliła nastolatkę.
Koło 23 były w szpitalu. Mała natychmiast trafiła na OIOM. Edyta przebrała ją w suchą piżamę, podłączyła kroplówkę, pobrała krew i mocz do badań. Zaaplikowała jej również paracetamol na nadal utrzymującą się gorączkę. Usiadła na chwilę koło jej łóżka. Sabina nie spała, leżała bez silna, z oczu ciekły łzy, które lekarka zaczęła ocierać. Licealistka złapała ją za rękę. Chciała coś powiedzieć, ale wydawała z siebie tylko pojedyncze, mało zrozumiałe dźwięki. Wewnętrzny głos podpowiadał lekarce, aby została przy niej i spróbowała się czegoś dowiedzieć, co pomogłoby w diagnozie i leczeniu. Zaczęła migać, wierząc, że dziewczyna pomimo osłabienia coś zrozumie i odpowie. Tym razem jednak się nie udało. Sabina zaczęła tracić przytomność. Edyta dotknęła jej czoła, było nadal tak samo rozpalone.

[Dodano:11.07.2009, 14:42]

- Bożenka – do pielęgniarki przechodzącej obok sali – kto jest dziś z interny na dyżurze, potrzebuję potwierdzić swoje przypuszczenia?
- Zdaje się, że dr Pawica.
- To poproś go tu.
Do kilku minut Adam oglądał dziewczynę. Jego przypuszczenia potwierdzały wstępna diagnozę postawiona prze Edytę. Jeszcze raz zbadał Sabinę, zlecił dodatkowe badania, biopsję węzła pachowego i doradzał również pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego. A na gorączkę zalecił większą dawkę paracetamolu, a jak nie pomoże to lód.
Godziny oczekiwania na wyniki badań wydawały się nieskończonością. Babcia dziewczynki przyjechała do szpitala. Nie potrafiła się porozumieć ze światem ją otaczającym. W końcu zauważyła tą lekarkę, z którą rozmawiała w domu. Edyta stała z kimś i rozmawiała. Starsza pani czekała aż zakończy tą rozmowę.
- Dobry wieczór – zamigała do Edyty gdy ta szła w stronę sali Sabiny
- Witam.
- Co z Sabinką?
- Nie najlepiej – odpowiedziała migając Edyta – czekamy na wyniki badań
- Mogę do niej iść?
- Przykro mi, ale nie.
Babcia posmutniała. Edyta poklepała ją po ramieniu i powiedziała, że jest pod dobrą opieką. Babcia Józia poprosiła lekarkę, aby zaopiekowała się jej wnuczką.
Koło trzeciej nad ranem przyszły wyniki. Anemia i nie jednoznaczne kilka badań. W tej chwili gorączka nieco spadła. Sabina na chwilę odzyskała przytomność. Wodziła wzrokiem po sali, nie był to jej pokój. W pomieszczeniu tym było jasno i stosunkowo głośno. Jak przez mgłę pamiętała twarz lekarki, która ją zabrała z domu.
- Sabina – Edyta pochylając się nad twarzą dziewczynki – musimy Ci zrobić jeszcze jedno badanie. Jest bolesne, ale pomoże nam powiedzieć na co jesteś chora.
- Babcia, co z babcią?
Znów straciła przytomność. Edyta razem z Adamem pobrali płyn mózgowo-rdzeniowy. Teraz znów rozpoczęły się nerwowe oczekiwania. Koło piątej nad ranem wszystko było wiadome. Diagnoza z elektryzowała zarówno Edytę jak i Adama.
Edyta postanowiła, że zostanie przy małej. Opowiadała jej jakieś zabawne historyjki ze swojej młodości i studiów. Koło 9 rano nastąpił kryzys. Ciało dziewczyny zaczęły wstrząsać drgawki. Gorączka znów się podniosła. Leki nadal nie działały. Lekarze byli w punkcie wyjścia. Jednak nagle, jakby na zawołanie w drzwiach stanęła koleżanka Edyty ze studiów – Daria.
Kobieta nieco niższa od Edyty, z kruczo czarnymi włosami do ramion. Jako pierwsza się odezwała:
- Ma drgawki, daj jej lek przeciwdrgawkowy. Ma ZOM?
- Tak. Wirusowe. To moja wina, że jest w takim stanie.
- Niby czemu?
- Bo coś zlekceważyłam. Nie uwierzyłam jej za pierwszym razem.
- Nie wyrzucaj sobie. Wyciągniemy ją z tego. Jaki wynik nakłucia?
- Ponad 400. – Edyta
- Źle wyglądasz. – w pewnym momencie koleżanka do koleżanki – Jak Cię znam spędziłaś całą noc przy niej. Zabieram Cię do domu. I nie masz co się sprzeciwiać. Adam albo ja posiedzimy. Skoro Ci tak zależy.
Edyta nie mając wyboru zgodziła się pojechać do domu odpocząć. Koło 20 się przebudziła. Coś ją tknęło, miała dziwny sen. Wystraszona zadzwoniła do szpitala.
- Adam co z Sabiną? – spanikowanym głosem usłyszawszy po dłuższej chwili głos kolegi
- Uspokój się. Lepiej. Gorączka spadła. Nie miała już drgawek.
Około tygodnia później Sabina na dobre zaczęła dochodzić do siebie. Gorączka ustąpiła, drgawek nie było. W sobotnie popołudnie:
- Hej, dobrze, że się obudziłaś. – Edyta do otwierającej oczy nastolatki
- Babcia, babcia – nerwowo powtarzając i rozglądając się po sali
- Babcia przyjdzie jak będziesz w lepszej formie. Jak masz na imię? – próbując zmienić temat
- Babcia, babcia. Co z nią? Babciu! – płacząc
Edycie na myśl przyszedł tylko jeden pomysł:
- Pojadę do Twojej babci jak mi powiesz jak się nazywa i jak Ty masz na imię?
- Sa...., - urwała nie mogąc powiedzieć całego słowa – Sabina – w końcu wyjąkała - a ba-ba-bcia Józia – próbując się nie jąkać.
Lekarka puściła jej pojednawcze spojrzenie i wyszła z jej sali. Całej rozmowie przyglądała się Daria. Widziała wystraszoną minę przyjaciółki. Próbowała ją pocieszyć, obiecując, że zajmie się tym jąkaniem. Obie lekarki dobrze wiedziały, że to może minąć, ale bały się. Nie wiedziały dokładnie ile czasu dziewczyna chodziła z tą chorobą.
W niecały miesiąc Sabina uporała się z chorobą jednak jąkanie pozostało. Co kilka dni wpadała na zajęcia z mówienia do logopedy oraz raz w miesiącu na kontrolę do dr Darii.
Trzy lata później po ZOM nie było już śladu, a jąkanie było coraz słabsze. Również kontrole w szpitalu stały się rzadsze. Od dnia wypisu ze szpitala nie miała okazji spotkać się z Edytą, ciągle coś się działo w życiu jednej i drugiej.
Kilka miesięcy po ostatniej wizycie w szpitalu Sabina była zrezygnowana i przybita. Z jej policzków z ciekały słone łzy. Była kompletnie wytrącona z równowagi.
Leśna Góra, 30.06.2011r.
Pani Edyto, nie wiem czemu to robię, ale potrzebuję komuś wreszcie o tym powiedzieć, wypłakać się i przytulić. Nie mam pojęcia czemu akurat wybrałam sobie Panią, ale podświadomie czuję, że jest Pani tą odpowiednią osobą.
Miałyśmy okazję się poznać dwa lata temu. Nawet nie zdążyłam wtedy podziękować za uratowanie życia. Teraz dziękuję:*
Ja mam teraz 14 lata, od roku mieszkam z rodzicami zastępczymi... Zabrano mnie od babci... Powiedzieli, że już nie jest w stanie się mną opiekować... Tu jest okropnie!! My nie potrafimy inaczej rozmawiać tylko krzykiem! Oni są straszni... Jest mi tu źle... Ostatnio chce mi się tylko płakać... Nie wiem co się ze mną dzieje, ale ostatnio znowu się źle czuję... Jak im to powiedziałam, to mnie wyśmiali... Postawiłam się im jak chcieli mnie zagonić do pracy - tak do pracy przy przesuwaniu mebli i mam coś na ciele, chyba siniaka, ale okropnie boli... Boli tak, że nie mogę spokojnie spać... Oni, zwłaszcza ojciec mnie bije... Chcę stąd uciec... Ale się boję... Błagam, niech mi Pani pomoże!! Tu jest okropnie!! Potrafimy tylko rozmawiać krzykiem... Sabina


Ostatnio zmieniony przez andzia dnia Sob 14:41, 11 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:17, 14 Lip 2009    Temat postu:

Informacja dnia:
Wasze utalentowane beztalencie napisało felieton. Mama nadzieję, że tytuł was nie odstraszy xD
A brzmi:
,,Szturmem po podpaski"
I jest o reklamie Mruga


Na samym początku informuję: w tytule nie ma błędu. Brzmi on tak jak widać Wesoly
Chodzi o to, że ostatnio dostrzeżono, że młodzież jest bardzo podatnym na reklamę konsumentem. A możliwości, jakimi w tej chwili dysponuje Internet, telewizja i w mniejszej części prasa, są wymyślone w taki sposób by umożliwiały zarobienie sporego grosza, praktycznie bez kiwnięcia palcem. I jakimś cudem młodzież jest bardzo chętna do korzystania z tych możliwości i wrzucania swoich zasobów pieniężnych do skarbonek m.in. portali internetowych.
Otóż jest tak:
Wchodzimy sobie na taki portal, umożliwiający (w początkowym założeniu) odnalezienie szkolnych znajomych. Początkowo gościł on dawne pokolenie, szukające śladów przeszłości. Jednak z czasem stronę zaczęło odwiedzać także młodsze grono internautów. Zaczęły powstawać nieistniejące klasy i kierunki studiów, fan kluby kosmetyków, sportowe, fikcyjne konta znanych i lubianych. Właściciela portalu postanowili to wykorzystać i skutecznie powiększyć zasoby pieniężne. I tak pojawiły się na tym portalu wirtualne prezenty i inne kombinacje typu: ,,zobacz, kto na ciebie patrzył - wyślij SMS pod numer 0000 o treści .....", czy umożliwiające powiększenie limitu dodawanych zdjęć. Oczywiście wszystko tylko do czasu. Strona internetowa, która była fajnym pomysłem na podtrzymywanie kontaktu zamieniła się w wirtualne konto bankowe.
Inną rzeczą są ,,bajery'' wszelakiego rodzaju, które można sobie wrzucić na telefon komórkowy i potem ,,kozaczyć'' przed ,,ziomami''. Istniały od dawna: od kiedy tylko wymyślono grafikę w telefonie. Najpierw były czarno białe grafiki, wkrótce się pokolorowały. Nastały czasy obleśnych tapet z gołymi paniami i takich też filmików. Próbują nam do telefonu wcisnąć wszystko: od ,,skaneru rentgenowskiego'' po stukające monety. A ci głupsi z nas to kupują, wręcz łapią garściami. Osobiście tego nie pojmuję.
Najsprytniejszą jednak formą reklamy jest ta ,,przykrywana''. Możliwe, że zastanawiasz się, na czym polega. Więc teraz, całkowicie nawiązując do tytułu podam konkretny przykład.
Szkoła podstawowa to burzliwy okres w życiu człowieka. Zaczyna się dorastać, a od rodziców nieraz nie idzie wyciągnąć potrzebnych informacji. I to można wykorzystać w reklamie. Tak, dokładnie. W podstawówce zebrano najstarszy rocznik dziewcząt na spotkanie typu ,,między nami babami''. Pod sprytną otoczką informacyjną: jak dochodzi do pierwszej miesiączki, co to jest hymen itp. wciskano nam artykuły higieniczne jednaj z wiodących firm na rynku, konkretnie - podpaski. Było tłumaczenie, co jak i z czym, a przy okazji darmowe próbki i kolorowe ulotki w których znalazło się trochę błędów. Między innymi taki, że podczas miesiączki można z powodzeniem brać kąpiel. Otóż nie można, a nawet jest to surowo zabronione, o czym poinformował nas (uwaga) Nasz Pan Od Muzyki. Tak, dokładnie. Był on również nauczycielem od WDŻ i pedagogiem szkolnym. Czy to możliwe żeby Nasz Pan Od Muzyki wiedział, a autorzy ulotki nie? Ciekawe. Nawet bardzo.
Z kolejnym przykładem takiej oto reklamy spotkałam się jeszcze w tym roku. Tym razem pod tą samą otoczką reklamowano tampony. Przy okazji nauczono nas, jak badać sobie piersi. Czyli sięgamy coraz dalej, choć może brzmi to zbyt dwuznacznie. Znowu dano nam prezenty w postaci próbek tamponów, ulotki i kalendarzyka miesiączkowego. W tej ulotce jednak błędów nie było. Po instrukcji, jak używać tamponów poinformowano nas też o zagrożeniu jakim jest choroba zwana TSS (kto ciekawy, odsyłam do Wikipedii). Chyba da druga ,,pogadanka + prezencik'' bardziej mi się podobała. Przynajmniej poinformowali jak trzeba.
Co jest najdziwniejsze? To, że przez pewien długi okres kupowałam podpaski tej wiodącej firmy, oraz dałam się przekonać tamponom, choć nie na stałe. Czyli co - to jednak działa!
Co wciskają chłopakom, nie wiem. Ale nie zdziwię się, jeśli za trochę będą im machać pod nosem szeroką gamę zabezpieczeń przed ciążą. Z resztą, to nas to pewnie też czeka, z powodu, jakim jest zbyt duża liczba porzucanych niemowląt.
Jednym słowem - idziemy do przodu. W skutecznej reklamie i promocji sięgamy coraz dalej i wymyślamy coraz bardziej absurdalne sposoby powiększania zasobów pieniężnych. Do czego jeszcze dojdzie? Nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie jednak - nie dajmy się zjeść: nie wszystko jest takie jak się wydaje. Nawet jeśli reklama jest pożyteczna - czasem trafisz na sposób wygodniejszego życia, no i dadzą ci coś za darmo - pozostaje zawsze sposobem na rozgłos.





------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
EDIT:
Jednak kobieta zmienną jest. Stworzyłam nowego ffa. Znaczy tworzę. Nie mam pojęcia czy dam radę to skończyć bo czasu brakuje i ciągle go za mało. Ale ja to tak dla Was robię, cobyście miały co czytać Wesoly)
MÓWIĘ, ŻEBY NIE BYŁO: Są wulgaryzmy. Andzia nie bij. Tylko mi powiedz jbc. - zmienię.
Tytułu na razie brak Mruga Macie prolog i początek pierwszego rozdziału:


Patrzyłam na trupa. To nie podlegało dyskusji, ten człowiek był martwy. Nieżywy. Dead. Gestorben.
Przecież ten gość przed chwilą ze mną normalnie rozmawiał! I w ogóle wykazywał wszystkie oznaki, które wykazuje osoba żyjąca.
Zdaje się, że powinnam zadzwonić do niebieskich. Albo lepiej na sto dwanaście. Nie będę udawać, że nie jest mi potrzebna pomoc medyczna, skoro jest mi potrzebna, prawda? Bo jemu to się raczej na nic nie zda.
Skurwesyn chciał mnie zabić. Jestem tego pewna, jak faktu, że leżę na podłodze wraku taksówki już od dziesięciu minut i cholernie boli mnie noga. Nie ma nic bardziej pewnego. Nie-ma!
Wsiadłam do taksówki, a on od razu zaczął nawijać. Nie, żeby mi to zbytnio przeszkadzało, lubię gadatliwych ludzi. Tyle, że facet był podejrzany. Trajkotał, ledwo łapiąc dech i był wyraźnie podenerowany. W połowie drogi zaczął gadkę o jego ulubionym aktorze (zdaje się, Zakościelnym), na co ja do niego, że od Zakościelnego to wolę Żmijewskiego, bo jakoś przyjemniej się go ogląda. I... Cholera! Nie pamiętam co było dalej! Normalna pustka, a przecież wiem, że on coś do mnie jeszcze gadał... W każdym bądz razie, tak, czy inaczej niedługo po tej gadce rąbneliśmy w to drzewo. Tak oto się skończył mój pierwszy w żyicu kurs taksówką. Aż nazbyt przyjemnie!
Nie, nie to, żeby on stracił panowanie nad kierownicą, ktoś nas potrącił, czy inny przypadek. On normalnie, definitywnie, wjechał w drzewo! Jest jeszcze teoria, że to było samobójstwo, ale to mi gorzej pachnie. Ten człowiek próbował mnie odesłać na drugą stronę. O ile jakaś jest.
Ja mam chyba uszkodzony mózg.
Bo biorąc pod uwagę obecną sytuację nie panikuję. A powinnam. Zdecydownie powinnam teraz krzyczeć, płakać i co tam jeszcze.
Skoro nie robię żadnej z tych rzeczy, to na pewno coś jest ze mną nie tak!
Boże, przecież ja krzyczę, jak mi pasikonik wlatuje do pokoju! A teraz...Miałam wypadek samochodowy, chyba złamałam nogę, ten trup na przednim siedzeniu próbował mnie zabić (poza tym - jest m-a-r-t-w-y). I nic, nada, null, nicht! Zero jakiejkolwiek reakcji ze strony mojego ,,syndromu panikary". D
Dobra. Spokojnie. Nie ma naprawdę żadnego, ale to absolutnie żadnego powodu do paniki. Jak bym była nieprzytomna to bym mogła panikować... Co ja, do cholery ciężkiej, gadam?!
Opanuj się, kobieto. Weź się normalnie zbież do kupy i zadzwoń na to pieprzone sto dwanaście!
Ok, najpierw znajdź telefon.
Jest w torebce.
A torebka jest...
Gdzie jest moja torebka!?
Jest. Tyle, że ja jestem kompletnie zaklinowana. Albo ją sięgnę i sobie zrobię krzywdę, albo...
- Aaaa! Pomocy! Ratunku! Niech mi ktoś pomoże! Czy ktoś mnie słyszy?!
Cała ja!

ROZDZIAŁ 1 - Spokój i...
Edyta Kuszyńska, lekarz anestezjolog na oddziale ratunkowym szpitala w Leśnej Górze właśnie zaczynała dyżur. Kolejny dyżur. Do tego sobotni, a to oznaczało przeważnie nietrzeźwych pacjentów. Obojętnie, czy rzeczywiście potrzebowali pomocy medycznej, czy też nie, najczęsciej byli po kilku piwach.
Przypomniało jej się zdażenie sprzed tygodnia. Wezwanie do pobitego osiemnastolatka. Zgłaszającemu udało się podać tylko jedną sensowaną informację o stanie chłopaka: jest nieprzytomny. Reszta, to był tylko bełkot. Kiedy dojechali pod podany adres dwóch ,,życzliwych" koelgów próbowało ocucić pobitego dymem papierosowym. Wszędzie leżały puszki po piwie. Jeden z trzeźwiejszych imprezowiczów wyrzucił z siebie potok słów z którego Edyta zrozumiała, że to jest, albo raczej była jego osiemnastka, a kumpla pobił, bo ,,kogoś trzeba było". Na jego szczęście pobity przeżył.
Nigdy więcej takich wezwań. A już tym bardziej dzisiaj, w taką ulewę. Niech się trafi w końcu coś pozytywnego, albo chociaż bez alkocholu.
Niemożliwe. Bądźmy realistami.
Ciszę pokoju lekarskiego rozdarł dźwięk dzwoniącej komórki. Kiedy wreszcie, do cholery, zmieni ten dzwonek? Ten już dawno zaczął się robić irytujący.
Odebrała telefon, nie patrząc na numer i od razu zorientowała się, że zrobiłą błąd.
- Witam, chciałabym zapytać, czy jest pani zainteresowana naszą nową ofertą... - zatrajkotał dobrze znany kobiecy głosik.
Edycie zebrało się na złośliwość. Dobra, może i ta kobieta wykonuje swoją pracę, ale niech na Boga, bedzie inteligentniejsza i nie dzwoni do niej trzy razy dziennie!
- Nie byłam zainteresowana, kiedy dzwoniła pani do mnie pięć godzin temu, nie jestem zainteresowana teraz i nie będę na pewno zainteresowana, kiedy zadzwoni pani do mnie za następne pięć godzin.
Cisza. Potem westchnienie.
- Gdyby jednak...
- Oczywiście, zgłoszę się do najbliższego autoryzowanego punktu operatora. - wyrecytowała z pamięci formułkę, którą słyszała dzisiaj trzeci raz.
- Tak...W takim razie żegnam panią i życzę dobrej nocy.
Oby była dobra.
Siedziała przez chwilę nei robiąc nic poza stukaniem długopisem w blat biurka. Przydałoby się w tym lekarskim jakieś radio. Trzeba to będzie przedyskutować z resztą.
Jak tak, to można sobie płuca wypluć. A za kilka minut się człowiek nudzi. Przeraźliwie nudzi.
Nie, żeby zawód lekarza nei dawał jej satysfakcji. Wręcz przeciwnie, nie widziała się w innej roli. Ale takie chwile, jak ta były nie do zniesienia.
Chociaz z drugiej strony taki odpoczynek jej się czasami przydawał. Dzisiaj czyniła - z różnym skutkiem - katorżnicze wysiłki w celu poszkiwań inwestora dla kliniki. Praktycznie, to wszystko zdało się na nic. Albo twierdzili, że muszą się zastanowić i jak podejmą jakąs decyzję to oddzwonią (w niektórych przypadkach miała pewnosc, że dostanei odpowiedź odmowną - pozanwała po głosie), albo od razu odsyłano ją z kwitkiem,
Jak to ująć w proste słowo?
Kryzys.
Miała już dosyć tego słowa. Kryzys, kryzys i kryzys. Wszystko tłumaczono zawaleniem się gospodarki. Gdyby jakieś krowy zaczęły latać a psy gadać to też zrzucono by to na kryzys.
Rzuciła długopis na biurko. Przynajmniej wiadomo, że nei tylko ona ma dość tego kraju.
Znowu telefon. Byleby tylko nie jakiekolwiek oferty.
- Pani doktor, mamy wezwanie.
To jest to. Miała ochotę kogoś uściskać.


Ostatnio zmieniony przez PaBia dnia Wto 19:14, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:50, 07 Lis 2009    Temat postu:

takie coś, cd tego co zaczęłam we wakacje, jakoś nie ma teraz głowy do tego

Kilka dni po wysłaniu listu, szpitalna poczekalnia do SOR-u. W kącie pod ścianą, z podkulonymi nogami i włosami zakrywającymi twarz siedziała nastolatka. Na podkulonych nogach miała oparte ręce, a na nich wspierała swoją głowę. Sprawiała wrażenie jakby płakała, a czas jaki przebywała w poczekalni był dość długi.
Około 22 poczekalnia zaczęła pustoszeć. Mniej więcej w tym samym czasie kobieta siedząca po przeciwnej stronie co nastolatka zauważyła ja. Po chwili była już obok niej, na początek położyła swoją dłoń na jej ramieniu i odezwała się.
- Co się stało? Mogę Ci jakoś pomóc?
Dziewczyna nic nie odpowiadała i dalej siedziała w takiej pozycji. Teraz kobieta usłyszała wyraźne chlipanie i pociąganie nosem.
Z każdą minutą ubywało pacjentów, jednak postać obok niej nadal siedziała. Gdy weszła przed ostatnia osoba przed nią odezwała się do jedynego innego pacjenta niż ona i nastolatka.
- Przepraszam, czy ta dziewczyna jest przed Panem?
W odpowiedzi napotkała zdziwiony wzrok mężczyzny i wzdrygnięcie ramionami co go obchodzi jakieś dziecko.
W tym momencie kobieta wyciągnęła rękę do nastolatki i ze spokojem oraz czułością w głosie odezwała się do niej:
-Już cii, nie płacz.
Dziewczyna jakby poczuła dobroć kobiety, położyła się na jej kolanach. Ta zaczęła rozczesywać jej kruczoczarne długie do łopatek włosy. Przy każdym kolejnym przeczesaniu zgarnęła kosmyki opadające na jej twarz. Dzięki temu zauważyła sino – czerwono – zielonego krwiaka na całym oku, kawałku policzka i fragmencie czoła.
-Rafał – kobieta zauważywszy kolegę, który poszedł po wodę dla niej, a teraz kręcił się w kółko szukając koleżanki.
Mężczyzna podszedł do nich podając jej kubek z wodą. Jednak zanim bezpiecznie trafił do jej rąk, jego zawartość znalazła się na podłodze. Dziewczyna leżąca z głową opartą o kolana kobiety zauważyła kątem oka męskie ręce wyciągające się w jej stronę i aby uniknąć kolejnego ciosu odruchowo zakryła twarz dłońmi.
-Co to było? – zapytał zdziwiony mężczyzna
-Popatrz – kobieta pokazując mu krwiaka - zdaje się, że ktoś ją pobił – dokańczając ze smutkiem w głosie.
W momencie gdy nadeszła kolej kobiety, nastolatka spokojnie spała na jej kolanach.
-Rafał – nieco ściszonym głosem – weź ją delikatnie na ręce i zanieś do środka.
-Anka, ale teraz jest twoja kolej.
-Wiem, wejdziemy razem – charczącym głosem
W środku pomieszczenie było stosunkowo duże. W jego pierwszej części siedział lekarz i kilka pielęgniarek. Za nim przechodząc przez kolejne drzwi znajdowały się kozetki porozdzielane parawanami.
-Dobry wieczór – lekarz wstając z za biurka – co się dzieje?
-Ta mała – zaczęła Ania, po cym złapał ja skurcz oskrzeli
-Ta mała – podjął pałeczkę Rafał – została prawdopodobnie pobita. Kilka godzin siedziała tu na poczekalni płacząc, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Dopiero myśmy ją zauważyli.
-Dobrze, dobrze. Rozumiem, że nie jesteście Państwo jej rodziną, ani krewnymi?
-Nie – między napadami kaszlu odpowiedziała Ania
-A Pani co dolega? – zauważywszy, że kobiecie źle się oddycha
-W czasie zatrzymania podejrzany coś rozpylił. Mnie się udało uciec, ale partnerce już nie.
-W takim razie zapraszam Państwa do czwartej od końca przegrody.
Rafał delikatnie, nie budząc dziewczyny ułożył ją na kozetce, po czym podszedł do partnerki, która siedziała na krzesełku.
-Zostań przy niej – nieco spokojniejszym oddechem poprosiła policjantka
Kilkanaście minut później, gdy w pomieszczeniu zrobiło się gwarno nastolatka przebudziła się. Zobaczywszy przy swojej twarzy mężczyznę oraz drugiego w białym fartuchu zbliżającego się do niej zaczęła krzyczeć.
-Już, cii – policjantka tuląc dziewczynę do swojego ramienia – jesteś bezpieczna – znów zaczynając kaszleć – jak masz na imię? – poprzez kaszel dokończyła swoja myśl
-Sa- sa – bi – na, Sabina – odpowiedziała jąkając się co wywołało jeszcze większe przerażenie na jej twarzy
Policjantka dłuższą chwilę patrzyła się w oczy dziewczyny, a ona w jej. Gdy lek podany kobiecie zaczął działać znów odezwała się do dziewczynki.
-Sabina, ładnie. Tego, tu olbrzymiego Pana – pokazując na Rafała – nie musisz się bać. Jest policjantem, tak jak ja – pokazując jej odznakę, aby jej to udowodnić – a tego – pokazując na lekarza – też nie trzeba się bać. Jest lekarzem, chce Ci pomóc.
Po krótkiej chwili ciszy i obserwacji lekarza Sabina odezwała się:
-Edyta, Edyta, Edyta – jak katarynka zaczęła powtarzać
-Kim jest Edyta? – Ania próbując dotrzeć do dziewczynki
-Sabina, popatrz się na mnie – odezwał się lekarz – chodzi Ci o Edytę Kuszyńską?
Dziewczyna tylko potakująco kiwała głową, wtulając się przy tym w ramię policjantki.
-Przykro mi, ale jej dziś nie ma. Ma urlop do końca miesiąca.
-Daria, Daria jej koleżanka. – znów zaczęła powtarza kolejne imię, a z za pleców lekarza wyłoniła się pielęgniarka, która rozpoznała dziewczynkę, a ona ją – Bożenka – z radością w głosie zawołała.
-Cześć Sabina – uśmiechając się szeroko – daj się zbadać doktorowi Pawicy, Edyty naprawdę nie ma.
- Nie! Daria, koleżanka Edyty! – krzyczała przez łzy
Koło dwudziestej trzeciej trzydzieści przy kozetce, na której siedziała wtulona w Anię Sabina zjawiła się doktor Daria, koleżanka Edyty. Gdy Sabina ją zobaczyła od razu wyciągnęła do niej ręce, aby się przytulić, ta odwzajemniła ten gest. Gdy usta Sabiny były na tyle blisko jej uszu zaczęła do niej mówić:
-Dzię-ku-ję, prze-pra-szam – gdy znów zaczęła się jąkać po jej policzkach zaczęły spływać rzęsiste łzy
-Już dobrze. Połóż się i pokaż z czym przyszłaś.
Po dłuższej chwili zawahania Sabina pozwoliła policjantce i lekarce pomóc sobie przy rozbieraniu do badania. Gdy nastolatka siedziała gotowa do badania lekarka zauważyła dużego, nabrzmiałego krwiaka w okolicy wątroby i drugiego nieco mniejszego w okolicy środkowych żeber również z prawej strony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:31, 30 Gru 2009    Temat postu:

Dobra. Szczerze nie jestem zadowolona z tego cedeka i nikt mi nie wmówi, że jest dobry. Ale póki co tylko na tyle mnie stać.

Miał już dość słuchania tego wrzasku. Krzyk świdrujący jego uszy przyprawiał go niemalże o ból głowy.
Z tego Grzanki naprawdę był człowiek - oferma. Nie potrafił nawet zabić piętnastolatki. Czemu był takim frajerem i wybrał akurat tego człowieka?! W końcu samo jego nazwisko mówiło za siebie. Niech się ten Grzanka smaży w piekle. Zaczęło mu być wszystko jedno. Po prostu musiał mieć tą dziewczynę. Albo martwą, albo żywą, choć to pierwsze byłoby mu bardziej na rękę. Powinien już dawno trzymać ją w piwnicy, tak jak to zaplanował. Nadchodziła pierwsza pełnia tego roku, czas kurczył się coraz szybciej, a razem z jego upływem rozwalał się jego doskonały plan. A jeśli teraz nie dokona rytuału Mistrz uzna, że jest niegodny zostać jego sługą. Nie dawało mu to spokoju już od roku. Wtedy się nie udało, wiec teraz musi się udać. Obiecał sobie już dawno temu, że za drugim razem będzie ostrożnijeszy i jego wybranka już mu się nie wymknie. Szkoda, że poprzednią dziewczynę musiał wypuścić. Była odpowiednią kandydatką. Ale ta jest jeszcze lepsza.
Tyle, że teraz jej wrzaski doprowadzają go do szaleństwa.
Nie ma na co czekać. Trzeba będzie nieco zmodyfikować wcześniejszy plan. Nadal będzie ostrożny i niczego nie przeoczy. Niczego.
Zaraz przyjedzie karetka. Zabiorą smarkulę do szpitala. A stamtąd już będzie łatwo ją wyciągnąć.
Teraz naprawdę był zadowolony z tego, że dziesięć lat temu wybrał medycynę.

Gapiła się na pusty wyświetlacz komórki a po jej policzku spływały łzy. Akurat teraz musiała się rozładować. Ogarnęła ja bezradność. Teraz mogła tylko liczyć na to, że jednak ktoś ją usłyszy. Ból nie dawał o sobie zapomnieć, teraz jednak bolało ją dosłownie całe ciało. Wolała nie myśleć, ile może mieć siniaków, ani że noga może być złamana.Od krzyku bolało ją już gardło. Trudno, poczeka do rana, może ktoś będzie tędy przejeżdżać. Nie widziała już innej szansy.
Przymknęła oczy. W jednym momencie poczuła, że jej ciało robi się ciężkie jak kłoda, a błogi sen to teraz jej jedyna zachcianka. Poza tym, że chciałaby, aby ktoś jej pomógł. Była świadoma tego, że nie powinna zasypiać, że to ostatnie, czego jej teraz potrzeba. Mimo tego, nie dała rady otworzyć oczu, powieki były za ciężkie.
Wróciło do niej najmniej oczekiwane wspomnienie w tym momencie. Wspomnienie, które nadal bolało. Widziała jego twarz, czuła dotyk jego dłoni. Kiedy był przy niej, czuła się szcześliwa, więc dlaczego to wszystko przestało mieć sens? I czemu teraz go wspomina?
Poczuła, jak ktoś dotyka jej ramienia i lekko nim potrząsa. Nie, nie teraz, jeszcze chwila. Tak dawno o nim nie myślała, to na pewno był senny majak, kiedy się obudzi, on zniknie. Nie chciała, nie mogła za nim tęsknić, przecież to miało być...
- Hej, słyszysz mnie?
Cicho jęknęła. Wspomnienie zamazywało się, wszystko odpływało, jego twarz była coraz dalej, aż całkowicie zniknęła. Powoli otworzyła oczy. Kompletna ciemność nie pozwalała jej się upewnić, czy głos też nie był złudzeniem. Jednak usłyszała go po raz drugi.
- Nie zasypiaj, dzwoniłem już po karetkę. Co cię boli?
Nie widziała twarzy mężczyzny, a jedynie zarys jego sylwetki. Jego głos był zdecydowany, ale brzmiał spokojnie.Wręcz melodyjnie. Zastanowiła się nad jego pytaniem, próbowała się skupić, ale w tej fali bólu, która ja zalała nie potrafiła rozróżnić co boli ją najbardziej.
- Noga... - wydusiła po chwili - Głowa, plecy i... Nie wiem. - zakończyła zrezygnowana.
Przy słowie ,,plecy" usłyszała, jak głośno wypuszcza powietrze.
- Niedobrze. - mruknął, jakby sam do siebie. - Niestety, ale muszę cię wyciągnąć z samochodu.
Wydało jej się, że nie do końca zrozumiała, co do niej powiedział.
- C...co?
- Auto może w każdej chwili zapłonąć. Z baku wylała się benzyna.
Uświadomiła sobie, że musiał dokładnie obejrzeć wrak, zanim ją obudził. Kim był ten człowiek i skąd się wziął na tym odludziu? I skąd u licha ten jego spokój! Mówi sobie, jakgdyby nigdy nic, że samochód zaraz spłonie, a ręką opiera się o strzaskane drzwi. Coś tu... Tak, świetnie! Człowiek postradał zmysły - jeśli ma coś z kręgosłupem....
Oprzytomniała w jeden sekundzie, wróciły do niej siły i przestało jej sie chcieć tak strasznie spać.
- Co pan sobie wyobraża?! Nie pozwolę na to, żebym przez pana byłą kaleką.
Zaśmiał się! Normalnie się zaśmiał! Już otwierała usta, żeby spytać go, co go tak śmieszy, ale ją wyprzedził.
- Przepraszam. - powiedział i w jednej chwili się opanował. - Ale w rozśmieszyło mnie to jak szybko się ocknęłaś.
- W rzeczy samej. Bardzo śmieszne, bardzo.
- Ja wiem, że to ryzykowne, nie jestem głupi. Ale będę ostrożny, nic ci się nie stanie.
Jasne. A jak się jednak stanie?
- Niby dlaczego mam...
- Zaufaj mi. Jestem lekarzem.
Zatkało ją. I dopiero teraz ten facet raczył ją o tym poinformować. Świetnie. Przypomniała sobie o jednej istotnej sprawie. Bardzo istotnej.
- Z przodu...
- Tak, wiem. Z tym sobie jakoś poradzimy.
Gorzej, jeśli sobie nie poradzimy. Ale skoro mu się uśmiecha wyciąganie trupa to proszę bardzo. Ona ma się martwić tylko o swój ty... Znaczy kręgosłup.
Wiatr wiał coraz silniej. Marzła, ale to był najmniejszy z jej kłopotów. Wiedziała, że im podmuch jest silniejszy, tym robi się coraz niebezpieczniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:56, 21 Sty 2010    Temat postu:

W końcu coś nabazgrałam!!


Po dłuższej chwili zawahania Sabina pozwoliła policjantce i lekarce pomóc sobie przy rozbieraniu do badania. Gdy nastolatka siedziała gotowa do badania lekarka zauważyła dużego, nabrzmiałego krwiaka w okolicy wątroby i drugiego nieco mniejszego w okolicy środkowych żeber również z prawej strony.
Po wstępnych oględzinach doktor Daria nie miała zadowolonej miny. Krwiak w okolicy wątroby był rozległy i pulsujący w dotyku. Natomiast oddech dziewczyny był płytki i nerwowy.
- Bożenka – zwróciła się do pielęgniarki stojącej obok niej – RTG głowy, klatki piersiowej, USG jamy brzusznej ze szczególnym uwzględnieniem krwiaka na wątrobie, OB, morfologia, krew na grupę.
- Dobrze, a co z Panią? – wskazała na policjantkę
- To jest pacjentka doktora Pawicy, jego się pytaj.
Po około czterdziestu minutach doktor Daria miała komplet wyników badań dziewczyny. Było gorzej niż sądziła.
- Sabina – siadając obok smutnej nastolatki – nie mam dla Ciebie dobrych wiadomości. Musisz być operowana jak najszybciej.
Twarz dziewczyny posmutniała. Po policzkach znów zaczęły płynąć łzy, wzrok dziewczynki wyrażał smutek, przerażenie, ból i rozpacz. Lekarka otarła łzy i przytuliła ją do swojego ramienia. Po chwili w przegródce z parawanów zjawiła się Bożenka z wózkiem inwalidzkim, a za nią stała kolejna lekarka.
- Cześć, jestem Zosia – zaczęła rozmowę lekarka, podając jednocześnie rękę nastolatce
- Dzień do-do-bry – wyjąkała ze spuszczoną głową Sabina
- Teraz ja przejmę na jakiś czas opiekę nad Tobą, a potem zobaczysz się z doktor Darią.
Kilka godzin później, Sabina po ciężkiej operacji zaczęłą dochodzić do siebie. Była otumaniona przez leki i wcześniejszy kilku godzinny płacz.
Na polu zaczęło świtać, policjanci całą noc spędzili w szpitalu. Na odchodne Ania zaglądnęła jeszcze do nastolatki:
- Hej, jak nastrój?
- Ok.
Potem jeszcze chwilę siedziały w milczeniu. Gdy do sali głowę wsadził Rafał.
- Ania, właśnie dostaliśmy robotę.
Gdy policjanci dojechali na miejsce zdarzenia zastali przed furtką przerażoną kobietę i mężczyznę, a za ich plecami stała gromadka (czwórka) smutnych i wystraszonych dzieciaków.
- Dzień dobry, komisarz Pal i Kopa. Państwo zgłaszali zaginięcie?
- Tak, nasza czternastoletnia wychowanka nie wróciła na noc do domu.
- Jak ma na imię? I prosiłabym o jakieś jej zdjęcie.
- Sabina, proszę – podając jej fotografię przedstawiającą roześmianą nastolatkę siedzącą na grzbiecie konia.
- A i chcielibyśmy porozmawiać z pozostałymi dziećmi – dopowiedział Rafał.
Około południa komisarze jechali z powrotem do szpitala, z którego kilka godzin wcześniej wyszli. W Sali nastolatki był tłumek ludzi, którzy kręcili się tam i powrotem podając kolejne strzykawki. Po dobrych czterdziestu minutach z Sali wyszła zdenerwowana doktor Daria.
- Co się stało? – zapytała zaniepokojona policjantka
- Mały kryzys, ale już jest lepiej.
- To dobrze, bo musimy z nią porozmawiać.
- Nie dziś, jest zbyt słaba.
- Proszę, to ważne, chodzi o jej opiekunów, martwią się o nią.
- Dobrze, ale króciutko.
Pani komisarz weszła do sali nastolatki, ta leżała na wznak i na widok wchodzącej policjantki zaczęły jej cieknąć łzy. Gdy ta podeszła bliżej łóżka dziewczyna zauważyła w jej dłoniach zdjęcie.
Próba dalszej rozmowy spełzła na niczym. Dziewczyna tylko płakała. Taka cisza trwała koło godziny, nagle w drzwiach pomieszczenia pojawił się mały, pyzaty chłopczyk. Jego blond włosy były zmierzwione, a nad prawym okiem była dość duża, sącząca się rana.
- Ka-ka-kajtek! – z radością w głosie zawołała Sabina na widok chłopca - Kajtuś, c-c-co t-tu ro-robisz? Ską-skąd wiedziałeś?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:37, 14 Lut 2010    Temat postu:

No to co kochani? Jedziemy dalej z tym koksem Jezyk

- Hm. A... jak pan chce się do mnie dostać? Drzwi są zgniecione i... - nie skończyła, bo drzwi od strony pasażera właśnie się otworzyły. Albo facet miał niezłą krzepę, albo nie było z nimi tak źle, jak sądziła.
- Aha. Dobra. Tylko że...hm...ja panu nie powiedziałam, że mam zaklinowane nogi, prawda?
Usłyszała po raz kolejny jego głośne westchnienie. Istotnie, pominęła najważniejszy fakt, jak zawsze z resztą. Świetnie, teraz jej raczej nie wyciągnie, a przynajmniej nie tak prędko.
- Nie, nie powiedziałaś. - potwierdził i wsadził głowę do środka rozwalonego auta. - Zobaczmy, jak to wygląda. - wyjął z kieszeni komórkę i użył jej jako latarki.
Zobaczyła jego twarz. W jednej chwili pożałowała, że nie jest o jakieś dwadzieścia lat starsza. Facet był nieziemsko przystojny, uwzględniając fakt, że był blondynem. Te kości policzkowe...I podbródek. Ale nie było jej domeną zakochiwanie się w starszych facetach. Anie zakochiwanie się w ogóle. Jedyną jej miłością o pierwszego wejrzenia był chłopak z zajęć teatralnych, którego prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Szkoda, ogromna szkoda. Gdyby nadal chodził na te zajęcia może w przyszłości byłby bardziej oblegany niż Robert Pattison. Ale on wolał organy elektryczne...
- Wygląda na to, że siła uderzenia wepchnęła ci nogi pod ten fotel, a on z kolei odsunął się do tyłu. Nie mam pojęcia, co teraz z tym zrobić, złamała się prowadnica...
Świetnie. Fantastycznie. Ostatni raz wsiadła do nieswojego samochodu. Chociaż może nawet do swojego nie wsiądzie...
- I co teraz? - spytała. Czuła w swoim głosie wyraźnie słyszalną panikę, co ją jeszcze bardziej przestraszyło. Powinna się uspokoić, tylko jak?
- Trzeba by było usunąć ten fotel. Ale sam sobie nie dam rady. Nie rozwalę prowadnicy.
- Świetnie. A... - znów nie skończyła. Chciała zapytać o karetkę, ale usłyszała syrenę.
- Wreszcie. Pewnie drugie tyle będziemy czekać za strażą pożarną.
Jęknęła. Nie dość, że ból nie ustawał, to jeszcze robiło jej się strasznie niewygodnie. Do pasa leżała na tylnich siedzeniach, reszta jej ciała opierała się na wykręconych nogach. A czas mijał.
- Czekaj, zaraz wrócę. Nie ruszaj się.
Wyjął głowę z wraku i oddalił się. Słyszała jakieś głosy, ale nie zaprzątała sobie nimi myśli. Skupiała się wyłącznie na bolących częściach ciała, zdając sobie sprawę, że nie powinna tego robić. Powinna zapomnieć, gdzie jest i co się z nią dzieje. Ale wydawało się jej to niewykonalne. Przypomniała sobie, jak zbiła sobie mały palec. Spuchł jak bania i bolał jak cholera. Póki matka, chyba nieświadomie znalazła dobrą metodę na odciągnięcie ją od myślenia o bólu, zaczynając dyskusję o książkach. Jak najbardziej właściwy temat, w jej przypadku. Ale teraz nie było nikogo, z kim by mogła podyskutować.
Po chwili zauważyła, że się trzęsie i to bynajmniej nie z zimna. Cholera, co się z nią działo? Psia mać, jak jej coś jest, od razu traci głowę. Wychodzi w pełnej krasie nadopiekuńczość rodziców. A żeby sobie Paulisia czasem nie stłukła kolanka, a żaby sobie paluszków nie przytrzasnęła... Przyszła jej nagła ochota na to, żeby sobie dobitnie i po chamsku pokląć. Zwykle pomagało wyładować stres. Rzucanie różnymi przedmiotami również, tylko z gorszym skutkiem.
Z oczu poleciały łzy. Koniec, teraz już nie da rady się opanować. Zaraz zacznie szlochać, albo i nie, ulotni się z jej głowy całe to opanowanie, którym przed chwilą emanowała.
Panika. Została tylko bezwzględna panika. A już całkiem nieźle sobie radziła. Po kim...taa...jasne, że po mamusi, a jak nie po mamusi to po babci. Obie są po jednych pieniądzach. A może po ojcu? Też jest nerwowy. Jedno było pewne - panika po matce, sposoby radzenia sobie ze stresem po ojcu. Ma świetne geny, nie ma co. Jeszcze niedawno marzyła o tym, żeby się nagle okazało, że podmienili ją w szpitalu, jednak uświadomiła sobie w końcu że jest niezaprzeczalnie i niepodważalnie dzieckiem swoich rodziców. Biorąc pod uwagę ich stosunek do życia i do literatury, było to trudne do uwierzenia. Ale był jeden argument - była do nich za podobna, jeśli chodzi o wygląd twarzy. Cóż, mówi się trudno. Niedługo miała nadzieję ,,wyfrunąć z rodzinnego gniazda". Tylko co będzie, kiedy się okaże...
Nie, lepiej żyć w świecie, w który wierzyła. Może kiedyś życie ją nieprzyjemnie doświadczy, ale na razie mogła marzyć do woli. Miała duże ambicje i równie dużego lenia. Ludzie, których spotykała czasmi na swojej drodze twierdzili, że jest zdolna, ale nie uważała się za zdolną. Miała po prostu farta, kiedy Bóg rozdzielał talenty i dostała jej się akurat żyłka literacka. Tylko gdyby urodziła się jakieś sto - ileś lat wcześniej, może byłoby jej z tym dobrze. Jednak, według jej przekonań, dzisiejsze czasy nie sprzyjały pisarzom. Była przekonana, że gdyby mogła robić w przyszłości to, co było w zakresie jej marzeń i domniemanego talentu, byłaby szczęśliwa. Było tylko jedno ale - liczba bezrobotnych dziennikarzy, pisarzy i aktorów. Inne zupełnie były marzenia o skończeniu grafiki komputerowej. Praca za biurkiem, po godzinach, robienie retuszów w jakimś zakładzie fotograficznym, coś lepszego (czytaj: reklamy, banery, plakaty filmów...itp.), albo bezrobocie. Ale to jedyne, co jej w jakimś stopniu odpowiadało i mogło dać jej pieniądze. Rzecz, za którą tęskniła, odkąd pamięta. Ta tęsknota różniła się od tęsknoty za czymkolwiek innym - wobec niej była bezsilna. Mogła dawać ignorowane przez rodziców reprymendy, ,,że znowu telewizor chodził przez cały dzień i nikt w tym domu nie oszczędza na prądzie", albo ganić ojca, że znowu kupił paczkę fajek.
Wciągnęła do płuc mroźne powietrze. Boże, niech to się wreszcie skończy! Znów miała ochotę krzyczeć i kląć. A potrafiła. To leżało w podstawowym wychowaniu każdego gimnazjalisty. Co nie znaczy, że wszyscy przeklinają.
Dawno już nie była taka pocierpnięta. Spróbowała zmienić pozycję, ale kiedy lekko wykręciła nogę, przez jej ciało przeszedł paraliżujący ból.
- Cholera! - wyrwało jej się zupełnie nieświadomie. Dobrze, że nie gorzej.
- Co się stało?
Mężczyzna znów był przy drzwiach wraku.
- Nic. Próbowałam przekręcić nogę. Ścierpłam. Długo to jeszcze potrwa?
- Mam nadzieję, że nie. - odpowiedział, ale wyczuła w jego głosie wahanie.
- Właściwie...Która jest godzina?
Nie miała pojęcia, skąd to nagłe zainteresowanie czasem. Ale po prostu musiała wiedzieć. Choćby po to, żeby obliczyć, ile już trwa jej udręka.
Mężczyzna również był zdziwiony jej pytaniem.
- Dwudziesta druga cztery. - odpowiedział, patrząc na zegarek. Jak zauważyła - drogi zegarek. - Ale dlaczego pytasz?
- Nie wiem. Tak jakoś...
Usłyszała kolejną syrenę. Straż pożarna. Wreszcie.
- No. - uśmiechnął się z ulgą. - Zaraz cię wyciągniemy.
Mimo tego, że była świadomą, że to już koniec, coś zabraniało jej myśleć w ten sposób. Coś wisiało w powietrzu. Coś złego. Miała nadzieję, że to tylko jej chora wyobraźnia. Zaczęła szybciej oddychać, nagle odczuła nieuzasadniony lęk.
- Co jest? - mężczyzna świdrował ją przenikliwym wzrokiem.
- Hm. Miałam nadzieję, że pan nie zauważy. Coś dziwnego się ze mną...
Nie dokończyła. To, co się stało potem było wyjaśnieniem wszystkiego, co odczuwała.
Ogień rozprzestrzenił się tak szybko jak się pojawił. Jedyne, co jej teraz pozostało, to krzyk.

- Boże drogi. - westchnął stojący koło niej sanitariusz.
Miała ochotę powiedzieć to samo. Wrak zaczął płonąć. To najgorsza rzecz, jaka mogła się teraz stać.
Strażacy błyskawicznie zaczęli gasić ogień. Przyglądała się temu, będąc zupełnie bezsilną. Miała świadomość tego, że paląca się benzyna nie da się tak szybko okiełznać. Ta dziewczyna znalazła się w płonącej klatce. Klatce, w której mogła zginąć.
Stała z rekami splecionymi na piersiach i patrzyła na płonący wrak. Uwięziona w środku dziewczyna nadal przeraźliwie krzyczała. Edyta wołała nawet nie myśleć, z jakimi obrażeniami ją stamtąd wydostaną. O ile w ogóle wydostaną.
Są jednak momenty, kiedy nienawidzi swojej pracy.
Czas upływał, a ogień nadal nie dawał za wygraną. Po kilku minutach jednak udało się ugasić większą cześć wraku. Teraz w płomieniach była jedynie jego przednia część. Dziewczyna była już bezpieczna. Edyta zaczęła dreptać w miejscu. Czekanie, aż straż zgasi ogień całkowicie, kiedy nadal słyszała krzyki nastolatki było nie do zniesienia.
Mogła się założyć, że ta scena na długo będzie jej sennym koszmarem.


Jego wizja stała się rzeczywistością.
Dobrze, że wiedział, kiedy się odsunąć. Inaczej źle by się to dla niego skończyło. Wiedział, że w końcu wrak zapłonie, ale kiedy buchnął ogień czuł się zaskoczony. Gdzieś tam była w nim nadzieja, że jednak nie jest dobrym prorokiem. Nadzieja matką głupich...
Pożar był dodatkowym utrudnieniem. Dziewczyna na pewno jest mocno poparzona. Trudno ją będzie porwać ze szpitala. Będzie wrzeszczeć tak jak teraz - ze strachu i bólu. Nasunęło mu się pytanie, czy nie jest za bardzo ambitny i czy plan nie spali na panewce, ale szybko o niej zapomniał. To musi się udać i nie na innej możliwości.
Niedługo stanie się jednym z nich. Już niedługo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk naszymi oczami czyli fanart Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny
Strona 12 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin