Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 21, 22, 23  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:19, 11 Lut 2008    Temat postu:

I coś ode mnie:
- Od teraz bierzesz się w garść jasne?
Pokiwałam głową.
- Postaram się.- zapewniłam po czym ziewnęłam tak, że aż z oczu poleciały mi łzy.
- No, a teraz się prześpij.
- Jak zasnę.
- Zaśniesz. Jesteś zmęczona.
- Hm, to, że ziewam to jeszcze nie znaczy, ze jestem zmęczona.
- Tak, czy tak, sen ci dobrze zrobi.
- Fakt.
Mrugnęła do mnie okiem i wyszła.
A ja faktycznie postanowiłam się przespać. Moje powieki samoczynnie opadały, a ja sama nie wiedziałam, w jakiej pozycji się położyć, tak mnie wszystko bolało. BYŁAM zmęczona. W końcu ułożyłam się wygodnie, zamknęłam oczy i czekałam...
Po jakiejś godzinie nadal czekałam. Czekałam, czekałam, czekałam i jeszcze raz czekałam. Po półtorej godziny byłam tak wkurzona, że w ogóle mi się spać odechciało. Przewróciłam się na drugi bok, w stronę okna i stwierdziłam, że nadal pada. Miałam taką ochotę wybiec na dwór i krzyczeć. Może by mi to pomogło. Może. Ale mam drugi wariant- zadzwonić do kogoś i się wypła...O Boże!!! Bartek!! Na bank dzwonił, a telefon jest wyłączony!!! Matko Boska, zerwie ze mną!!! On nie zakapuje!! Co robić?! Nie no, to jest jakieś fatum!! Jezu! Przecież on już dawno dzwonił i pisał!! Jak się zaczęła ta awantura!! A jak on już nie chce ze mną być!? Koniec świata, nie znajdę takiego chłopka jak on!! Owszem wnerwia mnie i to często, ale ja nie mogę być z nikim innym!! Boże, on jest mało kumaty...No bo inaczej tego określić nie mogę...Z drugiej strony...Skąd ma wiedzieć, co się ze mną dzieje...? Nie mogę też NIC zrobić. Chyba, że....
Niczym piorun zerwałam się z łóżka i wybiegłam z sali. Oby tylko ta lekarka była na dyżurze!
Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane- albo była to tylko dobra passa- bo usłyszałam znajomy głos.
- A co ty tutaj robisz?
Jak babcię kocham: jeszcze nigdy tak się nie ucieszyłam na niczyj widok!:
- Boże! Pani doktor, jak dobrze że panią widzę!
- Coś się stało?
- Właściwie to nic, ale muszę zadzwonić. To jest sprawa życia i śmierci – wypaliłam jak z karabinu maszynowego
- No dobrze, dzwoń- podała mi swoją komórkę
- Kocham panią!!
Wykręciłam znane na pamięć dziewięć cyferek, ale ledwo, bo sama nie wiem czemu, ale trzęsły mi się ręce.
- Błagam odbierz...Bartek? Jezu, jak dobrze cię słyszeć. Nie krzycz! No dzwoniłeś i co z tego?! No wiem, że wyłączony, ukradli mi. Tak. No nie zupełnie. W szpitalu. Nic mi nie jest! Jak chcesz. Nie wiem. No pojęcia nie mam. Słuchaj, nie mam czasu na długie wywody, nie dzwonię na swój koszt, jak będę mieć z czego to zadzwonię i ci opowiem. No ok. Pa. Ja ciebie też.
Rozłączyłam się i oddałam komórkę.
- Chłopak?
- Mhm. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. No, wracaj do łóżka.
- Dobrze, tylko niech mi jeszcze pani powie- która jest godzina?
- Czwarta.
- Dziękuje- uśmiechnęłyśmy się do siebie.
Kilka minut później nie mogłam uwierzyć że to zrobiłam. Dalej próbowałam zasnąć. Uświadomiłam sobie, że nie mogę żyć bez zegarka. Był mi on teraz właściwie zbędny, nigdzie mi się nie spieszyło, ale domyślanie się ile właśnie wskazywałby zegarek w mojej komórce było istną męczarnią. Nowy telefon- nie spłacone raty, ani jednej rysy, do tego drogi. Siedemset ponad złotych. Niech na zawsze będzie przeklęty, ten kto go ma w rękach. Teraz właśnie w tej chwili. Myśląc to mogę nieświadomie rzucić na kogoś klątwę. A co tam! Niech czuje to co teraz ja. Bezradność, ból, niech żałuje, że się urodził.
Nagle poczułam, że wstąpiło we mnie coś, czego nie mogę opanować, szeptem powiedziałam:
- Włącz ten cholerny telefon, teraz! już!
Nie wiem po co i dlaczego. Bynajmniej tek ktoś mnie nie usłyszy, ale coś mi kazało to powiedzieć. Tak po prostu. Dziwne. A potem było jeszcze gorzej:
- Daj się znaleźć policji, niech cię skują na wieczność, wpakują do pudła, żeby nikt już nigdy cię nie oglądał.
Co jest?! Co się ze mną dzieje?! Zwariowałam! Do reszty zwariowałam! Gadam jak potłuczona!
Na stówę nic się nie stanie, ale to jest nie z tej ziemi. Przewróciłam się na bok, zamknęłam oczy i...zasnęłam!
Kiedy się obudziłam było już całkowicie jasno. Sięgnęłam po komórkę: była jedenasta, 15 połączeń nieodebranych, 20 sms-ów (Bartek) i 20 połączeń nieodebranych (Starsi, Bartek zdecydowanie wygrał). Nie chce mi się tego czytać...Chwila! Minuta! Co?! Mój telefon...Ale jak? Przecież...
Gapiłam się na MOJĄ WŁASNĘ KOMÓRKĘ!(dodać trzeba, że jak na coś nie z tego świata, ale to szczegół).
- Koło szóstej przyniósł ją jakiś chłopak.- dostrzegłam wiadomo kogo w drzwiach- Zachowywał się dziwnie, dokładnie jak by coś go strasznie przeraziło. Powtarzał, że wie, że właścicielka leży na w tym szpitalu, a on koniecznie musi oddać ten telefon, to może jakieś coś, jak to określił da mu spokój. Nie bardzo wiedziałam i nie wiem do tej pory o co mu chodziło, ale pomyślałam o tobie.
Byłam przerażona. Jakie „coś’’?! Czy ja rzeczywiście...Ale jak to możliwe? Nie...
W drzwiach stanął krępy facet. Nie wyglądał na dość miłego, ale pozory mylą. Domyśliłam się, że jest z policji.
- Pan jest z policji. Będziesz musiała złożyć zeznania.
Mhhh....Jestem tak otumaniona, tym co się stało i jeszcze mam składać zeznania...Ja to mam życie...!
- Może jednak poczekamy na psychologa?- spytał gość z policji. Lekarka pokiwała głową. Obydwoje spojrzeli na mnie wyczekująco. Wzruszyłam ramionami. Z psychologiem, bez psychologa- jedno licho. Ale może i to nawet lepiej, że trzeba na niego czekać, ja mam czas, nie śpieszę się. Im dalej od momentu ,,składana zeznań’’, tym lepiej. Ta więc, nie zważając na nic zaczęłam się bawić telefonem. Przejrzałam wszystkie pliki- wszystko na swoim miejscu. Karta nawet też. Dziwne, że zostawili kartę. Musiało im się baaardzo śpieszyć. To wygląda jak jakaś paranoja! Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę! Chyba nigdy w to nie uwierzę...
Następny w ciągu kolejnych dni Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:30, 12 Lut 2008    Temat postu:

genialne poprostu boskie!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Wto 16:09, 12 Lut 2008    Temat postu:

Super! jak zwykle... Wesoly
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:56, 13 Lut 2008    Temat postu:

no i ja

O 17 była na dworcu w Leśnej Górze. Było ciemno, ale doskonale znała drogę do domu. Kobieta z którą siedziała w autobusie zniknęła jej z pola widzenia. Była tym faktem zadowolona. O 18 dotarła do domu. W doniczce pod oknem znalazła klucze, wiedziała, że nie może zapalać światła, bo ściągnie sobie kłopoty na głowę. Po ostatniej wizycie w lodówce było jeszcze cos do jedzenia. Zrobiła sobie kolację. Po 20 położyła się w swoim łóżku, momentalnie zasnęła.
W Krakowie Kubie udało się ustalić, że siostry zostały rozdzielone w dniu wypadku. Dotarł również do informacji, gdzie mieszkały siostry. Jeszcze tego samego wieczoru pojechał pod wskazany adres. Nie zastał tam sióstr, jedynie córka gospodarzy poinformowała go o fakcie przebywania Oli w jednym z domów dziecka.
-Pani komisarzu, a co z Aśką? Nie mogę się z nią skontaktować, ani się tu nie pojawiła od ponad tygodnia. Pan cos wie?
- Źle z nią, miała wypadek, właśnie w ten dzień. Nie wiesz ktoś jej groził, albo życzył śmierci?
- O Boże... -opadła na sofę – Nie nic, nie wiem.
Nic więcej się nie dowiedziawszy komisarz wrócił szpitala. Z jego podopieczną nic nowego się nie działo. Wrócił do domu.
Był 05.12. w Leśnej Górze była piękna zima. Ola nie mogąc wytrzymać samemu w domu postanowiła spróbować dotrzeć do kogoś znajomego. W starym żółtym notesie znalazła telefon i adres do komisarz Kowalskiej. Bała się zadzwonić bo nie wiedziała co powiedzieć, jak się wytłumaczyć. Wolała pójść tam i na żywo cos wymyślić.
Aśka mieszkała 30 min drogi od dziewczyn, jednak można było iść na skróty przez zadrzewione planty. Wyszła z domu zostawiwszy klucze w wiadomym sobie i dwóm innym osobom miejscu. W rękach miała swoją maskotkę – białego królika ze śladami pasty do zębów. Na plantach był śnieg , nie udeptany oraz ni żywej duszy nie było. Szła tak dobre 10 min, aż nagle przed nią wyrosła postać ojca. Jej ojca. Znów był pijany, agresywny. Zobaczywszy ja zawołał:
-K***a to ty?? Daj tatusiowi na wódeczkę i spłatę długu!!
- Nie mam – odparła ze strachem
Zenuś nie myśląc wiele uderzył ją. Z nos zaczęła jej płynąć krew. Ojciec nie przejął się tym uderzył ponownie. Wypadła jej z rąk maskotka, ona też upadła. Obszukał ją. Znalazł mp3 i jakieś pieniądze. Zadał cios swoim scyzorykiem. Teraz porządnie krwawiła, ale podniosła się z ziemi i ruszyła dalej w stronę domu komisarz Kowalskiej. Z każdym krokiem słabła. Będąc parę minut od domu znajomej nadjechał samochód, czarny mercedes. Zatrzymał się, otworzyły się drzwi. Młodsza z sióstr poznała tych gości co byli na cmentarzu. Nie zdołała nic zrobić, w ułamku sekundy została ogłuszona i wciągnięta do środka.
W miejscu gdzie spotkała ojca została jej maskotka, przechodziła tamtędy właśnie komisarz Asia ze swoim psem. Ten znalazłszy krew szarpnął ja i zaczął ujadać. Schyliła się. To co zobaczyła przeraziło ją. Jednak opanowania natychmiast wzięło górę:
-Cześć, tu Aśka. Przyślij techników i przewodnika z psem do tego zagajnika przy plantach koło mnie. Coś się tu stało.
Te wszystkie osoby zjawiły się w ciągu kilku minut.
-Asia co się stało? – Seba, który również przyjechał
- Poznajesz? – pokazała mu maskotkę
- To chyba małej Oli. Ale przecież one są w Krakowie.
- O cześć. Tu masz rzecz należącą do zaginionej – do kolegi z psem – No właśnie, ale nie mogę się do nich dodzwonić – do Sebastiana
- Choć wracamy na komendę. Tam się pomyśli. – partner
- Nie. Zaczekam czy pies coś znajdzie.
Doszli do drogi koło domu pani komisarz i tam się ślad urwał.
-Widzisz coś się stało. Tam przecież jest mój dom. Pewnie szła do mnie.
- Są ślady opon i jakby ciągnięcia. Chyba została wciągnięta do samochodu. – jeden z techników
- Dzięki my wracam na Pomorską.
Dochodziła 19, gdy weszli na komendę w drzwiach minęli się z Anią i Rafałem, którzy jechali właśnie do jakiejś awantury domowej. W ich biurze druga Ania z kimś rozmawiała.
-Tak. Kuba dzięki za wiadomość, zaraz się tym zajmeimy.
- Anka co się stało? – Seba
- Dzwonił Kuba.
- Hej – Asia – to, to my wiemy, ale co się stało?
-Młoda Aśka miała ciężki wypadek, od prawie trzech tygodni jest w śpiączce, a mała Ola zniknęła.
- Mała Ola jest tu w Leśnej Górze. Prawdopodobnie szła do mnie i ktoś ją porwał. W krzakach znalazłam to – pokazała maskotkę
- Cholera więc jednak miał nosa. Bo mówił, że je rozdzielili. Właśnie w dniu wypadku.
- Mała pewnie trafiła do domu dziecka, a stamtąd zwiała – Asia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 17:23, 13 Lut 2008    Temat postu:

No, no... spoko Wesoly Czekam na cd
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:49, 15 Lut 2008    Temat postu:

chwilowo tyle, bo sie ucze, ale juz nie moge

- A i tu się mylisz, bo Kuba rozmawiał z dyrektorką i ta mu powiedziała, że mała tam jest. – Anka
Zaczął jej znowu dzwonić telefon
-No i co się dowiedziałeś?
Przełączyła na głośno mówiący
- Byłem w tym domu dziecka. Rozpacz to co tam zobaczyłem. Małej tam nie ma.
- A rozmawiałeś z jej współ lokatorkami? – Seba
- Dwie to takie paniusie po 15 lat, a trzecia to tez 6 latka, ale nic nie powiedziała. Wygląda na zastraszoną.
- Kuba, a co z Aśka? – komisarz Kowalska
- Trochę lepiej, ale nadal nieprzytomna. A co z Olą?
U Ani i Rafała.
-Ty to nie jest dom sióstr?
- Ten adres pod który jedziemy Chyba tak.
W domu paliły się świtała, w środku były dwie osoby. Jedna postawa przypominająca mężczyznę, który raz za razem podnosił i opuszczał rękę. Z oddali wydawało się, że kogoś bije.
Druga osoba, drobna, średniego wzrostu wyglądająca na kobietę. To ona była bita. Oprawca zobaczywszy w oddali blask policyjnej syreny zadał ostatni cios i wybiegł przez kuchenne drzwi.
Komisarze weszli do mieszkania. W środku, na podłodze w kuchni leżała nastolatka. Dziewczyna w okularach, z blond kręconymi włosami. Usłyszawszy kroki zaczęła się zbierać z podłogi, jednak zdołała tylko usiąść i oprzeć się o meble.
-Dzwonię po karetkę – Rafał.
- Jak masz na imię? – Ania
- Ela, kim jesteście?
- Już dobrze, jesteś bezpieczna – Ania
- Ela, a kto cię tu wpuścił? – Rafał
- Dziewczyny zawsze zostawiają klucze w doniczce pod oknem.
Zaczęła płakać.
-Już nie płacz – Ania ocierając jej łzy
- Boli, źle – nie mogąc złapać oddechu
- Rafał gdzie ta karetka? Już spokojnie – znów ocierając jej łzy
- Już są. Pani doktor tutaj.
-„O szit, to jest ta lekarka co ja we wakacje spotkałyśmy. Mam nadzieję, że nie zajaży. Jezu co się ze mną dzieje. Mój oddech” – myślała, gdy ostry atak duszności pozbawił ja kontaktu z otoczeniem
Minęło kilka godzin, dochodziła 23, dziewczyna zaczęła dochodzić do siebie. Zobaczyła nad sobą twarz Edyty:
-Cześć, już lepiej?
Zaczęła płakać. Edyta otarła jej łzy z policzków.
-Jak Ci się oddycha?
- Lepiej.
- Ela, policja chce z tobą porozmawiać.
Ta pokiwała głową. Po kilku minutach do sali weszli Ania i Rafał. Na widok partnera dziewczyna się wzdrygnęła, padły pierwsze pytania. Brak odpowiedzi.
-Idź przynieś mi kawy, bo piętnasta godzina w pracy robi swoje – Ania – Teraz mi chyba opowiesz jak to się stało.
W krakowskim domu dziecka pomimo tak późnej pory był ruch. Policja, pogotowie i telewizja. Wszystko kręciło się wokół dyrektorki, dwóch współ lokatorek z pokoju małej Oli i tej trzeciej – Ewy.
Do pokoju na poddaszu z wielkim impetem wszedł Kuba, jego kolega Paweł i Ania, jego dawna partnerka. W pomieszczeniu były tylko dwie starsze dziewczyny, Ewy nie znaleźli. Jednak Anię cos tknęło:
-Kuba, chodź sprawdzimy ta szafę.
Otworzyli drzwi, zaświecili do wnętrza latarkami. Ktoś się poruszył, nie wyszedł. Rozsunęli ubrania. Mała Ewa siedziała skulona w kącie. Była przerażona i płakała. Policjantka oddała latarkę koledze, a sama przykucnęła, wyciągnęła ręce do małej i odezwała się:
-Jak masz na imię?
- Ewa, boje się.
- Chodź teraz jesteś bezpieczna.
Mała wyciągnęła ręce, ale nie miała siły się podnieść. Zaplotła ręce na szyi Ani i wtuliła głowę w jej ramię. Pani komisarz wyniosła ja na zewnątrz. Tam usiadły razem na schodku karetki. Mała cały czas chlipała, ale mniej niż w momencie znalezienia.
-Znasz Olę?
- Ona uciekła, co z nią?
- Szukamy jej. Kiedy uciekła?
- Który dziś mamy, Mikołajki – nagle urwała i znów zaczęła mocno szlochać
- Przepraszam, ale musimy ją zabrać. Jest zbyt mocno przerażona- lekarka pogotowia
- Gdzie ją zabieracie? – Kuba
- Do dziecięcego – lekarka
- Mogę z wami jechać? – Ania
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:42, 16 Lut 2008    Temat postu:

Czy ja mam jakieś nadludzkie zdolności? I jak to się stało, że jeszcze o tym nie wiedziałam?! Może to tylko przypadek...Ale to co on mówił wydaje mi się dziwne...O co mu mogło chodzić z tym Czymś? Nie cierpię go z całego serca, ale chciałabym z nim pogadać. No bo tylko tak się mogę czegokolwiek dowiedzieć. Teraz to bym się wcale nie zdziwiła, gdyby przede mną stanął kosmita...Jezu...A co ja jeszcze bredziłam? Że ma się dać złapać policji czy coś pod ten deseń...Chyba go jeszcze nie złapali, skoro mam zeznawać...Chyba...
Wreszcie przyszła ta pani psycholog. Muszę przyznać, że mnie to trochę ucieszyło, bo czekanie mi obrzydło. Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie to w moim przekonaniu nie wyglądała najgorzej. Wyglądała jak przeciętna psycholożka. Włosy ciemny brąz, spięte, nie była ani gruba, ani chuda, ubrana w ciemnobrązowy golf i sztruksowe spodnie.
Ziewnęłam przeciągle. W krótkim dialogu dowiedziałam się, że przeprasza za spóźnienie (nigdzie mi się nie spieszy, nie ma za co), ale były korki (pewnie jechała przez centrum, tam zawsze są korki), na koniec jeszcze spytała czy możemy zacząć. Przecierając sobie oczy (jeszcze śpię) odparłam że tak.
Lekarka wyszła, stwierdzając że nie będzie przeszkadzać(wcale by nie przeszkadzała moim zdaniem). Policjant usiadł koło mojego łóżka, psycholog po drugiej stronie. Wyjął notatnik. Kiedy był nim zajęty i aktualnie się na mnie nie patrzył, dokładnie się mu przyjrzałam. Zaraz...Ja go znam...! On prowadził sprawę z moim poprzednim telefonem!! Phi, do tej pory się nie znalazł! Panu to ja już podziękuję, niech się pan nie trudzi, jeśli klątwa (bo jak to można nazwać) zadziała w swojej drugiej części, to nawet pan palcem nie kiwniesz. Już właściwie to mi nie zależy. Najważniejsze, że mam telefon z powrotem.
- A my się już chyba znamy...- zagaił patrząc na mnie
- Mhm.
- I co poprzedni się nie znalazł?
- Nie.-przypomniałam sobie jego nazwisko. Pilarczyk, imię jakoś na ,,W’’. Miły, i nic poza tym
- No, przejedźmy do rzeczy. Opowiedz nam, jak to się wszystko zaczęło.- oparł się o oparcie krzesła, a mnie zatkało. Zaczęło?! To wszystko to się zaczęło, od dwudziestego drugiego kwietnia dziewięćdziesiątego czwartego roku i trwa do dziś! Ale jeśli mówimy o tym całym incydencie to to było między wczoraj a dzisiaj. No tak, fajnie...Rozumiem, że to jest moment w którym mam powiedzieć, że uciekłam z domu. A to w ogóle jest karalne? Mogą mnie chyba wsadzić do poprawczaka. Chyba...ale nie jestem pewna. Na prawie się nie znam.
- No to spróbujemy inaczej.- stwierdził po chwili (długiej) milczenia.- Co robiłaś na ulicy o dosyć późnej porze?
No dobra, powiem i tak by się wydało.
- Bo ja...uciekłam z domu.
- Mhm. A czemu?
- A czemu pan się musi wtrącać w moje sprawy? Muszę odpowiadać?
- Nie, nie musisz.- wtrąciła się pani psycholog i-tak jakby karcąco- spojrzała się na tego Pilarczyka. Już ją lubię.
- Dobrze, uciekłaś z niewiadomego powodu-szczególnie położył nacisk na ostatnie trzy słowa, przy tym spojrzał się na nie spode łba.- I gdzie poszłaś?
- Najpierw byłam nad Wartą. Jest takie jedno miejsce. A potem pochodziłam po mieście i zatrzymałam się na tym przystanku.
- Bez celu?
- Mhm.
Bazgrolił w tym notesie i bazgrolił, a ja miałam już powoli dość.
- I wtedy sprawcy do ciebie podeszli?
- Tak. Prawdopodobnie byli naćpani, albo pod wpływem alkoholu.
- A czemu tak twierdzisz?
Westchnęłam.
- No...gadali różne głupoty i tym podobne. Ja to wiem i już.
- Ilu ich było? Umiesz ich opisać?
- Trzech. Nie umiem. Tak do końca...Wysocy, barczyści, ogólnie dresiarze. Twarzy nie pamiętam, a z resztą nie przyglądałam się dokładnie. Nigdy wcześniej ich nie widziałam.
- I co potem było?
- Eeee...Podeszli do mnie, zaczepiali mnie. I...eee...wnerwiłam się i chyba ich niepotrzebnie sprowokowałam. Bo na tym przystanku była taka rozwalona ławka i zwisała z niej belka. I ja tą belkę wzięłam i zaczęliśmy się szarpać. Znaczy...oni mnie szarpali, a ja waliłam na oślep.
Dalej uporczywie notował...Ten widok będzie mi się śnił po nocach.
- Nie za szybko mówię?
- Nie. Mów dalej.
- A potem ulicą przejeżdżała karetka, zatrzymała się i uciekli. I to już właściwie byłby koniec.
Pokiwał głową, zanotował ostatnie zdanie, postawił kropkę i kazał mi się zapoznać z treścią. Więc zapoznałam się i stwierdziłam, że treść jest ok. Potem dowiedziałam się, że jeśli będą coś wiedzieć, to mnie powiadomią, ale na jakieś osiemdziesiąt procent znajdą ich, bo najprawdopodobniej to mają ich gdzieś w bazie. Zobaczymy...
Potem wyszedł. Ale psycholog została.
- Chciałabym z tobą porozmawiać. Dzisiaj już niestety nie zdążę, ale przyjdę do ciebie jutro dobrze?
Nie wiem po co chciała ze mną rozmawiać, ale zgodziłam się.
Wieczorem długo myślałam. Jak było kiedyś, jak jest teraz, jak może być. Definitywnie coś mi podcinało skrzydła. A raczej ktoś...Bartek- od samego początku był dla mnie intruzem. Wszedł w moje życie, kiedy tego chciałam, ale nie zrobił tego tak, jak ja to sobie wyobraziłam. Niby jest fajnym chłopakiem, ale mnie ogranicza. To rób, tego nie rób. Nie mogę sobie na to pozwalać. Zadźwięczała moja komórka. To był on. Wcześniej wysłałam mu esa. ,,Kiedy tylko wyjdziesz ze szpitala przyjedź do mnie’’. O ja pier...najzwyczajniejszy palant. Odpisałam mu, że nie ma za grosz pomyślunku i niech nawet nie myśli, że przyjadę. ,,Masz przyjechać, bo inaczej koniec z nami’’. Co?! A za chwilę przyszedł następny: ,,Mam już tego dość, widzę że ci na mnie nie zależy. Z nami koniec’’. To było trudne do przełknięcia. Ale nie zamierzałam mu pisać esa typu: Nie rób tego, przyjadę, bo mam swoją godność. Tak, przyjadę na pewno: z szwami na nadgarstku i gipsem na ręce. Napisałam mu, że jest świnią i że mój pies ma więcej uczuć niż on(bo to była prawda) i życzę mu, żeby nigdy nie miał dziewczyny. Odpisał mi, ze mi też życzy, żebym nie miała chłopaka ani męża. Żałosne...Poczułam ulgę. W końcu miałam go za sobą. Teraz może być tylko lepiej. Będę miała więcej kasy na komie (w końcu wszystko wydawałam na niego), nie będę musiała wchodzić codziennie na gg, odpowiadać na jego durne pytania. Wolność!!! Po co ja sobie w ogóle zawracałam nim głowę?! Zostało mi teraz tylko jedno, znacznie trudniejsze- rodzice. Musiałam ich przeprosić, pogadać z nimi.
Nie mam pojęcia kiedy kolejny, ale w nast. tyg na pewno
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 15:01, 23 Lut 2008    Temat postu:

Tak przeleciałam po tym i ŚWIETNE! tak jak zwykle Wesoly Może później się bardziej wczytam...
Powrót do góry
martus1000
Moderator



Dołączył: 07 Kwi 2007
Posty: 1103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:24, 23 Lut 2008    Temat postu:

Gwiazdka <prosi> daj coś Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 16:42, 23 Lut 2008    Temat postu:

No właśnie! Gwiazdka! Gdzie ty sie podziewasz?! Daj coś!
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:09, 23 Lut 2008    Temat postu:

ja dam za jakies wie godz jak bede w domu Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:53, 24 Lut 2008    Temat postu:

mialo byc wczoraj, ale nie dalam rady

Było po północy. W kalendarzu świeciła data 6.12. Dla każdego dziecka jest to szczególny dzień, czekają na prezenty. Wierzą, że to ten święty zabiera ich listy zostawiane na oknie, a potem właśnie w noc z 5 na 6.12 przynosi prezenty. Tego roku dla wszystkich, zarówno sióstr, Edyty, komisarzy i małej Ewy był to inny niż co roku dzień.
Ania jechała z dziewczynką z domu dziecka do szpitala. Mała trochę się uspokoiła. Wyciągnęła ręce do Ani.
-Obiecasz mi coś?? – słabym głosem
-Nie wiem czy będę umiała.
-Pisałam do Mikołaja, ale chyba nie dotarł do niego list – płakała coraz bardziej
-Koniec rozmowy jesteśmy – lekarka
W szpitalu po wstępnych badaniach okazało się, że mała była źle traktowana w tej placówce.
Dochodziła 2 nad. Wyczerpaną nerwami, płaczem i badaniami Ewę przewieziono do sali. Była ona wielka, ciemna i pusta. Nie było nikogo na niej oprócz dziewczynki. W między czasie w szpitalnym sklepiku pani komisarz kupiła dużą maskotkę – różowego słonia w zielonych spodenkach, z trąbą zadarta do góry, z kawałka bandaża zrobiła wstążkę, na przywiązanej karteczce zrobiła napis: „Dla Ewy – św. Mikołaj” .
Tego grudniowego dnia w południe ze szpitala gdzie leżała Asia przyszła dobra wiadomość – obudziła się. Choć była jeszcze bardzo słaba powtarzała imię – Ola. Lekarz nie umiejąc jej pomóc w tej sprawie ściągnął do szpitala Kubę, z nim przyjechała Ania:
-Dzień dobry, komisarz Anna Potok z Leśnej Góry – przedstawiła się podając lekarzowi rękę
-Witam państwa.
-W jakim ona jest stanie? - Kuba
-Jest bardzo słaba, cały czas powtarza imię Ola..
Na ich widok studentka zaczęła płakać.
-Z jakiej to okazji te łzy? – Kuba
Brak odpowiedzi, znów padło imię jej siostry.
-Nie płacz, wszystko będzie dobrze – komisarz Potok
Jako, że Ela doszła do siebie bardzo późno i praktycznie momentalnie zasnęła uniemożliwiło to komisarzom szczerą rozmowę z dziewczyną. Ania wróciła do niej tego grudniowego dnia, sama, Rafała zostawiając na komendzie.
-Pamiętasz mnie? – wchodząc do sali
W oczach dziewczyny pojawiło się przerażenie.
-Nie bój się. Jesteś bezpieczna. Powiesz mi kto cię tak urządził?
Nic. Odwróciła się twarzą w druga stronę. Patrzyła się w sufit.
-Jak powiesz to może co coś zorganizuję do poczytania. Zdaje się, że na korytarzu widziałam Mikołaja- zawahała się – więc jak??
-Ale to nie ważne kto to zrobił.
-Skąd jesteś?
-Z nikąd – opryskliwym tonem
-Nie chcesz, to nie mów, ale następnym razem nie będzie takich komfortowych warunków do rozmowy.
W Krakowie Aśka wzrokiem pełnym błagań patrzyła się na komisarzy.
-Asia musimy porozmawiać – Kuba
-Ola, co z Olą?
-Wszystko jest w porządku. Jest bezpieczna. –Ania
-To co dasz radę nam cos opowiedzieć?
-Nie mogę, bo będzie źle. Telefon. Boję się.
-Nie masz czego. Wiesz, że przy nas nic ci nie grozi – Kuba
-Nie!
-Okey. To przyjdziemy później – Ania
Wyszli z jej sali. Była 15. Komisarze zdecydowali się pojechać do Ewy. Ania wiedząc w jakim jest stanie psychicznym poprosiła dawnego partnera:
-Idź do lekarza, a potem się spotkamy w bufecie.
W sali dziewczynka nadal była sama. Leżała na łóżku z podłączoną kroplówką do jednej ręki, a w drugiej trzymając owy prezent od Mikołaja.
-Cześć, pamiętasz mnie? – Ania, siadając obok jej łóżka
-Dziękuję za wczoraj. Obiecasz mi coś?
-Nie wiem czy będę mogła.
-Ja nie chcę tam wracać.
-Do domu dziecka?
-Tak. Bo, bo tam... – urwała znów zaczęła płakać.
Ania otarła jej łzy i pomogła usiąść na łóżku. Mała wyciągnęła ręce w jej kierunku tak jakby chciała się przytulić. Pani komisarz usiadła na skraju jej łóżka, pozwoliła wypłakać się małej w swoje ramię. Ewa płacząc zaczęła powtarzać:
-Ja nie chcę. Boję się, tam jest okropnie, oni biją i...
-Wiem – znów ocierając jej łzy - a powiesz mi kto cię tam bił?
-Gośka, Ewelina pani Jowita i dyrektorka. Zabierzesz nie stąd?
-Zobaczymy co lekarz powie. A dokąd byś chciała pójść jak stąd wyjdziesz?
-Jak najdalej stąd.
-A masz jakąś rodzinę?
Pokręciła przecząco głową. Trochę się uspokoiła. Do sali wszedł lekarz.
-No moja panno – zwrócił się do dziewczynki – jeszcze dwa badania i jutro wracasz do placówki. Do widzenia.
-Do widzenia. - odpowiedziały razem
Ta znów zaczęła płakać.
-Jak ty się wogule czujesz? – Ania z troską
-Bywało lepiej, ale ja nie chcę tam wracać!
-Wiem, ale skoro nie masz do kogo, to...
-Wszędzie mogę iść, ale nie tam – przerwała jej
-To mam przez to rozumieć, że inny dom dziecka może być?
-Tak, ale nie tu, bo tu wszystkie są jednakowe!
U Eli nadal była Ania. Dziewczyna patrzyła się na nią, a ona na nią. Chyba ten spokój i matczyna cierpliwość zachęciły nastolatkę do rozmowy.
-Przepraszam, możemy pogadać?
-Mhy. To jak to się stało?
Dziewczyna opowiedziała jej wszystko ze szczegółami. A kończąc rozmowę wspomniała o nie dawnej rozmowie z Aśka. Ania widząc, że dziewczyna boi się Zenusia i obawia się o swoje kuzynki zadzwoniła do Rafała. Dowiedziawszy się o zaistniałej sytuacji i znalezieniu ciała blond włosej dziewczynki wyglądającej na sześciolatkę wróciła do Eli, przeprosiła ja i czym prędzej pojechała na miejsce zdarzenia. Gdzie byli już Asia, Sebastian i Rafał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 15:06, 24 Lut 2008    Temat postu:

Bardzo fajny kawałek! Czekam na cd Wesoly
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:30, 03 Mar 2008    Temat postu:

No i ja:
Przyszli dosłownie kilka minut po tym, jak o tym pomyślałam. Nie miałam pojęcia co mówić, jak się zachować. Łatwiej byłoby napisać wiersz, zaśpiewać piosenkę, namalować obraz, albo zatańczyć, niż teraz rozmawiać i przepraszać. Ale muszę...
Ufff...To było trudne. Usłyszałam dobrze znane zdanie: ,,Do następnego razu?’’. Ale już mam ta rozmowę za sobą i chyba nie było aż tak tragicznie. Kiedy teraz o tym pomyślę, to cieszę się, że zdecydowałam się z nimi pogadać. Dzisiaj po południu była u mnie ta pani psycholog. Miła i w ogóle. Teraz już się całkiem zdecydowałam co chcę robić w życiu. W tym zawodzie jest coś, co mnie ciekawi, co mi imponuje. No, może za parę lat moje upodobania się zmienią (w co wątpię), ale mam jeszcze przed sobą całe życie. Kiedy wyszła dostałam sms-a:,, Jeżeli mnie przeprosisz, to może jeszcze będziemy razem. Ty zawsze mnie za wszystko obwiniałaś, więc teraz powinnaś to zrobić, chociaż z kultury’’. Odpisałam: ,,Zapomnij, ja takich jak ty nie przepraszam, a teraz łaskawie spadaj, bo nie chcę NIGDY o tobie słyszeć. A jak coś nie pasi, to mam kilku dobrych kumpli, którzy chętnie poprawią twoje walory urodowe, bo na razie wyglądasz jak świński ryj’’. No, może trochę z tym ryjem przesadziłam i z tymi kumplami też, ale co tam, on nie lepszy. Nie odpisał. Skasowałam jego numer i skrzynkę. Niech sobie szukaj jakiejś głupiej, co będzie latała na każde jego skinięcie palcem. Uhhh... Niech się cieszy, że go tu nie ma, bo by za tego esa dostał liścia. Ale bym miała satysfakcję...! Ale go tu nie ma, na jego szczęście. Nie potrzebuję chłopaka. Jestem sama i szczęśliwa.
Niewiarygodne, że od mojej ucieczki minęły już dwa tygodnie. Wszystko wróciło do normy. I zdecydowanie nie mam zamiaru już tego powtarzać. Nie żebym się nagle zrobiła kochana córusia, ale po prostu już mi się nie chce. Ale...Fajnie nawet było. Przynajmniej mi się nie nudziło, bo ciągle się coś działo. Ale raczej wolę szukać przygód w bezpieczniejszym kierunku. Co tydzień chodzę do tamtej pani psycholog i trochę mi to pomaga. Poza tym wszystko jest tak, jak dawniej: kłócę się z rodzicami o kompa, dalej słucham Avril Lavigne na full, włóczę się z dziewczynami po sklepach i sama po mieście...Ale sprawia mi to większą radość niż zazwyczaj. Bo kiedy tak sobie przypomnę ten napad...kiedy pomyślę, że przecież mogłam teraz nawet nie żyć...Kiedy wychodziłam ze szpitala podziękowałam tej lekarce z karetki (bo tak praktycznie to gdyby nie ona...to nie myślę co by było) i powiedziałam że strasznie chciałbym się jej jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem, jak, a ona stwierdziła, że nie muszę, że to przecież jej praca. Odpowiedziałam jej, że gdyby nie ona już bym nie żyła. Bo wiem, że po tym nieudanym samobójstwie...ja bym to zrobiła jeszcze raz. Ale kiedy ona ze mną rozmawiała to zdecydowałam, że nigdy więcej umyślnie nie zrobię sobie krzywdy. I zawsze będę pamiętać, że może być gorzej.
KONIEC
Opisane wydarzenia nie zdarzyły się naprawdę. Niektóre z przedstawionych postaci istnieją w realnym świecie.
Nazwisko policjanta jest prawdziwe, opisane miejsca w Koninie istnieją, a niejaki Bartosz G. naprawę jest moim byłym.
Comprygith by PaBia. Wszelkie prawa autorskie zastrzeżone.
Następne opowiadanie w przygotowaniu Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 11:35, 04 Mar 2008    Temat postu:

super!!! nie spodziewlam sie takiego zakonczenia, ja mam cos naskrobane i moze jka dobrze pojdzie dzis jeszcze wrzuce
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 21, 22, 23  Następny
Strona 14 z 23

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin