Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość
Idź do strony 1, 2, 3 ... 21, 22, 23  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
smerfetka
przyjaciel forum



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 733
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:26, 01 Sie 2007    Temat postu: Radosna twórczość

Proszę Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 22:46, 01 Sie 2007    Temat postu:

No to teraz Andziu dawaj swoja twórczość
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:04, 02 Sie 2007    Temat postu:

bardzo prosze, jeszcze PaBia daj tez swoje

I."Ola"

Pewnego wrześniowego popołudnia Ola wraz z koleżankami, które jej pomagały przeprowadziła się do nowego mieszkała na czasz studiów. W kamienicy gdzie miała mieszkać było cicho i ciemno. Nie przerażało ją to. W momencie, gdy dziewczyny otworzyły drzwi do mieszkania, cała okropność kamienicy uniknęła. Mieszkanko było malutkie, ale bardzo przytulne. Miało dwa pokoiki, kuchnie i łazienkę. Duży pokój był połączony z kuchnią, a drugi mały, był taka oaza spokoju.
Duży pokój był śliczny, ściany były brzoskwiniowe, a sufit biały. Na ścianie od sypialni stała, kremowa sofa, a na niej leżały kolorowe poduszeczki. Mały zaś był cały biały i miał duże i wygodne łóżko.
Tego samego wieczoru Ola została sama, postanowiła, ze czas poznać nowych sąsiadów. Z prawej strony mieszkało jakieś starsze małżeństwo, a z lewej nie wiadomo, kto, nie było tej osoby w domu.
Pierwszą noc Ola spędziła rozpakowując się i urządzając po swojemu tę oazę spokoju. Nie długo Ola cieszyła się spokojem, gdyż już następnego ranka musiała iść na uczelnie, ale po drodze wpadła na kogoś. Sama nie wiedziała, kto to jest, lecz już tego samego dnia się wyjaśniło. Była to Edyta jej sąsiadka z lewej. Kobieta wyglądała na bardzo zmęczona, ale zadowolona i bardzo przystojna. W momencie spotkania Ola nawet nie wiedział, co powiedzieć była tak przejęta pierwszym dniem na uczelni. Wpadając na ta osobę rzekła tylko:
-Dzień dobry. Przepraszam, ale się śpieszę.
Eyta tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
-Nic nie szkodzi. Dokąd tak pędzisz?
-To dobrze, spieszę się na uczelnie.
-Co pierwszy dzień??
-Ychy.
-To powodzenia
Ola pognała na uczelnie. Tam poznała kilka fajnych osób, a przede wszystkim jej obecna przyjaciółkę Kasie. Tego dnia poznała również Ankę, Basie i Marzeny. Pierwszy dzień był dziwny, niby tylko pierwsze zajęcia, wprowadzenie w tematykę, ale jednak cos się wydarzyło...
Ola chodziła do LO do tej samej miejscowości, w której teraz studiuje. A trzeba tu dodać, ze wcale nie jest to jej rodzinna miejscowość, Tarninow, a Warszawa. Ola i jej młodsza siostra urodziły się w Tarninowie, gdy Ola była w maturalnej klasie jej ojciec musiał wrócić do ciężko chorej matki, a Ola z siostrą i mamą zostały Warszawie. A kiedy w maju Ola miała maturę, jej mama i siostra musiały pojechać na pogrzeb teściowej i już niego nie wróciły. Ola została sama w Warszawie, po maturze przeniosła się do wujostwa, ale tylko na czas wakacji, bo jak się dostała na studia to wynajęła mieszkanko w Leśnej Górze. Zapewne zastanawiacie się, czemu się musiała przenieść od wujostwa na swoje?? Bo na 40 m2 gnieździło się 5 osób plus Ola.
Studentka ze szkoły średniej zapamiętała osobę, z która rozmawiała po maturze z angielskiego, teraz się okazuje ze z nią będzie mieć lektorat. Z jednej strony się ucieszyła, ale z drugiej bala się czy nie będzie mieć z tego powodu problemów.
Kolejne dni mijały, bez większych problemów, lecz nadal nasza bohaterkę nurtowało, kim jest ta osoba spotkana pierwszego dnia przed wejściem do klatki. Jak się okazało pod koniec października, była to jej sąsiadka ta z lewej.
Od końca października, nie wiele się wydarzyło. Jest początek listopada, na uczelni Ola ma sporo wolnego, bardzo by chciała pojechać do domu, ale się boi... Boi się ojca, który nie może przeżyć ze jego ukochana córeczka nie została z nim w domu, po tragicznej śmierci jej matki. Tak, tak matka Oli zmarła pół roku temu.
Był maj zbliżał się czas egzaminów maturalnych Oli, a w czasie deszczowej pogody jej matka z siostrą. Jakiś idiota a nie kierowca jechał 200 km/h i nie wyhamował na zakręcie i uderzył w samochód jadący z naprzeciwka, tak w samochód z mamą Oli i jej siostrą Anią. Matka zginęła na miejscu, a Ania po przewiezieniu do szpitala. Oli się udało przeżyć tylko dzięki temu, że była tu w Warszawie w szkole, że miała maturę. Wcale nie było jej łatwo zdawać egzaminy, zwłaszcza, że gdy zdawała geografie był, w Tarnionowie pogrzeb jej najbliższych. Jeszcze nikomu o tym nie mówiła, ale wie, że tak dalej nie pociągnie, że albo musi się komuś wygadać, albo musi pojechać do domu i pójść na grób Ani i Śpiocha – tak nazywały z siostrą ich mamę. Zdaje sobie również z tego sprawę, że jest to mało realne, bo ma za dużo zajęć. Ale postanowiła, że zadzwoni do domu, do ojca i poprosi go o przyjazd.
Mijały dni ojca nie było, więc Ola postanowiła iść za głosem serca i spróbować się komuś z tego zwierzyć, ale nie bardzo wiedziała, komu. Sąsiadów nie bardzo znała, nie miała do nich takiego zaufania, żeby się im zwierzać, ale postanowiła, że wybierze się z sąsiedzką wizytą do Edyty. Może tak jakoś przypadkiem się jej wymknie, i jakoś tak już po nitce do kłębka się wygada. Lecz ten pomysł spalił zaraz przy powstaniu, czemu?? Bo Edyty nie było w domu, a Oli nie chciała podejmować kolejnej próby.
Problem jednak był. Podjęła męską decyzje i postanowiła, że zadzwoni do jednej ze swoich przyjaciółek Kundzi:
-No odbierz wreszcie.
-Proszę – słyszy zachrypnięty, ale rozbawiony głos w komórce.
-Cześć to ja Ola, chciałabym pogadać, ale to nie jest rozmowa na telefon, możemy się spotkać- przygnębionym głosem mówiła.
-Wiesz, co... No nie bardzo mam, kiedy, mam masę nauki i musze pomóc w domu, Lizka jest chora.
-Dobrze, cześć. – i rzuciła słuchawką, bo w tle było słychać głośną muzykę i chichot innych osób.
Teraz to już nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Zajęła się nauką. Nadszedł czas Mikołaja, postanowiła, że pojedzie, chociaż na jedne dzień do domu na grób. Może tam spotka przyjaciółkę z dawnych lat – Dagę. Lecz perspektywa powrotu do rzeczywistości i pogodzenia się z faktem, że i tak nie zazna spokoju przerażał ją. Zdobyła się na odwagę i zadzwoniła do ojca chciała się dowiedzieć, co słychać i powiedzieć mu, że przyjeżdża na ten weekend. Lecz telefon odebrała jakaś kobieta.
-Dzień dobry, mogę prosić tatę??
-Brry, a ktoś ty jest?? Czego chcesz od mojego męża??
Te słowa zupełnie zbiły z tropu Olę.
-To ja Ola, Ola Nowak. Chcę rozmawiać z moim tatą – prawie płaczącym głosem mówiła.
-No dobra, niech Ci będzie już go wołam.
-Misiaczku, telefon do Ciebie, ponoć córcia dzwoni...
-O dzięki.
-Proszę – w słuchawce odzywa się znajomy głos ojca.
-Cześć tato, chciałam się zapytać, co u Ciebie słychać i powiedzieć, że przyjadę na najbliższy weekend. Ale widzę, że masz się świetnie, widzę, że zapomniałeś o mamie. – z żalem to powiedziawszy dało się słyszeć w słuchawce szloch Oli.
-Nie to nie tak, jak myślisz, Barbara jest moja najlepsza przyjaciółką, znamy się od lat, ona mi tylko pomaga, a z tymi słowami trochę przesadziła. Dobrze, że przyjeżdżasz, bardzo tęsknie za tobą. A zresztą musimy porozmawiać. O nas, o naszej przyszłości. Kocham Cię córeczko.
-Ja też Ciebie kocham, dobrze to przyjadę, będę w piątek koło 20.
I na tym zakończyła się jej rozmowa z ojcem.
Był wreszcie upragniony weekend, Ola pojechała do domu. Na dworcu czekał na nią ojciec. Przyjechał sam, bez Barbary.
-Cześć tatku.
-Cześć moja myszko.
Tak sobie słodząc przywitali się padając sobie w ramiona. Po drodze do domu, wstąpili jeszcze na małe zakupy. Wieczorem, ojciec przedstawił swoją malutka córeczkę Barbarze.
- Basiu, to jest mój córka Ola
-Olu to jest, Basia, mój najlepsza przyjaciółka. Chcemy się pobrać w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia.
-Dzień dobry, miło mi Panią poznać – starając się, ukryć rozwścieczenie w głosie Ola przywitała się, ze swoja nowa matka.
Następnego dnia rano, dziewczyna wstała przed wszystkimi, zrobiła zakupy i zjadła śniadanie. Po śniadaniu, nie czekając na ojca, który w nocy musiał jechać do pracy, bo była awarii jakiegoś silnika wyszła z domu zostawiając tylko kartkę:
Poszłam do mamy i Ani, nie wiem, kiedy wrócę, nie szukaj mnie, muszę pomyśleć. Kocham Cię.
Ola

Należy tu wspomnieć, że dzień był parszywy, szary, zimny i mokry, całą noc padał śnieg, a teraz pada deszcz, Ola wychodząc z domu nie wzięła parasola, bo stwierdziła, że, po co jej. Miały godziny ani ojca, ani Oli nie było w domu. Barbara. Postanowiła przygotować obiad.
Było, około 15 gdy ojciec pojawił się w domu, pierwsze, co to pyta się gdzie Ola.
- Nie wiem, nie widziałam jej dzisiaj, pewnie siedzi u siebie zamknięta i się uczy.
-Nie raczej nie, bo mówiła, że nie ma dużo nauki.
-To pewnie jest u koleżanki.
-Pewnie tak.
Była godzina 19, na polu coraz bardziej padało i było coraz mniej. Oli jak nie było tak nie ma. Zdenerwowany ojciec, postanowił poszukać, córki. Wziął za telefon i dzwoni do Dagi.
-Dzień dobry, mówi ojciec Oli Nowak. Mogę prosić Dagmarę.
-Dzień dobry, nie ma jej jest w Krakowie na zajęciach. A cos się stało?? – dopytuje się siostra Dagi, Olga
-Nie, nic. Dziękuje, do widzenia.
-Do widzenia.
Ojciec dalej nie wiedział, co robić, postanowił zaglądnąć, do pokoju córki, znalazł na stole, karteczkę a na niej:
Tato!! Poszłam do mamy i Ani, nie wiem, kiedy wrócę, nie szukaj mnie, muszę pomyśleć. Kocham Cię.
Ola

Znalazłszy ten list, ojciec się zdenerwował. Prędko poszedł do samochodu i pojechał po córkę. Znalazł ja, cała mokra i zziębniętą siedzącą przy grobie matki i siostry.
-Nic Ci nie jest??
-Nie.
-Chodź zabiorę Cię do domu.
-Dobrze.
I poszli razem do samochodu.
W niedziele rano po mszy w parafialnym kościele, Ola postanowiła się pożegnać z ojcem i wrócić do Warszawy najbliższym pociągiem. Ojcu tłumaczyła, że dostała wiadomość od koleżanki z grupy, że jutro ma być jakieś nie zapowiedziane kolokwium z zoologii. Wolała się do niego przygotować.
W pociągu, zaczęła się źle czuć, wszystko ja bolało i zaczynała kaszlać kichać. Stwierdziła, że w Warszawie kupi sobie cos na przeziębienie i położy się pod kołdrą i będzie się uczyć. Tak się tez stało. Mina kolejny tydzień, a przeziębienie nie ustępowało, święta były coraz bliżej. Nagle rozdzwonił się telefon.
-Halo??
-Cześć córeczko, to ja.
-O cześć tatuś, co chciałeś??
-Wiesz, że się w święta pobieramy, chcielibyśmy, abyś była na naszym ślubie.
-Tato, przepraszam, ale nie mogę. Nie zrobię tego mamie, nie pójdę na wasz ślub, bo to jeszcze za mało czasu minęło od ich śmierci. Zostaje na święta tu w Warszawie.
-No jak chcesz. To wesołych świąt Ci życzymy. Trzymaj się. Papa
-Papapa
Nadszedł ten ostatni upragniony dzień przed świętami, żadnych kolokwiów, nic, tylko same zajęcia, nawet dr Owca od matematyki zgodził się skrócić zajęcia. Zamiast o 17:15 wypuścił ich o 16:30. Warto było, nasz bohaterka poszła do domu po drodze robiąc zakupy, na świąteczny placek i coś typowo świątecznego – karpia. Jednak zdawała sobie sprawę, że sama całej ryby nie zje. Postanowiła złożyć świąteczne życzenia sąsiadom i poprosić, aby zaopiekowali się jej mieszkaniem w czasie jej nie obecności w okresie świąt. Choć doskonale wiedziała, że nigdzie nie wyjeżdża, że zostaje w domu, ale doszła do wniosku, że zawsze może się cos zmienić i powie im, że jednak zostaje. Było, około 19:30 gdy zadzwonił telefon:
-Proszę??
-Cześć to ja twoja nowa matka. Chciałam Ci przypomnieć, że za 5 dni jest nasz ślub i życzę sobie abyś była!! – z pogarda w głosie oznajmiła jej macoch.
-Dobrze wiesz, że nie zamierzam przyjeżdżać na święta i na wasz zasrany ślub!!
-Nie, to nie. Popamiętasz jeszcze moje słowa. – z dziwna satysfakcja powiedziała je Barbara.
Ole nadal cos trapiło, jeszcze ten telefon. Nie wiedziała, co to wszystko ma znaczyć. Dusiła to w sobie. I nagle ktoś zaczął pukać do drzwi. Nie spodziewał się żadnych gości.
-Kto to może być, nikogo nie zapraszałam. – zaczęła się głośno zastanawiać.
Otworzyła drzwi i nie uwierzyła własnym oczom, przed drzwiami stał rozzłoszczony ojciec.
-Cześć tato, coś się stało, że przyjechałeś??
- Tak.
-Co?? – dopytywała się Ola
-Wejdź do środka. – zaprosiła ojca do środka.
-No ty smarkulu masz jeszcze czelność się pytać, co się stało?? Nie zamierzasz przyjechać na mój ślub. Dostanie Ci się za to, oj dostanie. Wszystko wiem, Basia jeszcze dzwoniła do Ciebie i potem do mnie powiedziałaś, że nasz ślub jest zasrany!! Tak?? – wykrzykiwał zdenerwowany ojciec.
-Tato, uspokój się, przecież Ci powiedziałam, dlaczego nie przyjadę.
-Nic mnie to nie obchodzi, kochamy się z Basią. Dostaniesz za to.
I w tym momencie z całej siły uderzył ja w żebra, Ola padła z bólu na podłogę. Próbując się ratować, złapała się najbliższej ramy. Gorącego piekarnika, ale nie odczuła bólu, tylko ze złością w oczach i głosie, krzycząc
- Przestań!! Nie bij!! Żeń się, ja i tak nie przyjadę!! Nie chce Cię znać!! Odejdź!!
Z całej siły chciała uderzyć ojca w twarz, ale ten złapał ja za ta rękę i wykręcił ją aż, nagle coś trzasnęło, Ola z grymasem bólu na twarzy padła półprzytomna na podłogę. Ojciec z krzykiem
-Nie chcę Cię znać!! Nie jesteś już moja córka!! Przyjedź zabrać swoje rzeczy i już nie wracaj!! I od dziś mów do mnie proszę pana!! Nie chcę Cię znać!! Nie oczekuj ode mnie pomocy!! A i nie przyjeżdżaj na grób matki i Ani, one już nie są twoją rodzina!! – wyszedł z jej mieszkania trzaskając drzwiami i szybko zbiegł ze schodów. Zaraz zadzwonił do swoje ukochanej:
-No kochanie, sprawa załatwiona, ona już nie jest moją córka, i podejrzewam, że już nigdy nie będzie, po tym, co jej zafundowałem. – z satysfakcja chwalił się swojej narzeczonej.
-Oj kochanie, mam nadziej, że jej nie zabiłeś w tym ferworze.
-Nie, nie, tylko dałem je do zrozumienia, że nie chcemy jej znać, że jej biologiczna pożal się boże mamuśka tez by jej takiej nie chciała znać.
I zakończył rozmowę.
Ola pomału zaczęła dochodzić do siebie, dopiero teraz zauważyła, że ma całą dłoń zakrwawioną i nie może ruszać palcami. Przez myśl przemkną jej pomysł, że ojciec jej złamał rękę, ale to nie może być prawda. Bo przecież on nigdy nie był agresywny i nie tolerował przemocy domowej, pomyślała.
Jednak przeszywający ból w okolicy żeber nie dawał je oddychać, a przeziębienie nie dawało za wygrana i znowu zaczął ją męczyć kaszel i nie mogła złapać oddechu. Podniosła się z tej podłogi w kuchni, postanowiła, zażyć coś przeciw bólowego i położyć się do łóżka i jutro iść do lekarza. Był jeden problem, nie mogła w domu znaleźć nic przeciw bólowego. Coś ja tchnęło, żeby zapukać do Edyty.
-No otwórz, powiedz, że tam jesteś – stojąc pod drzwiami Edyty powtarzała sobie w myślach.
Drzwi otworzyła je Edyta. Z mieszkania wyszedł miły i przyjemny zapach kobiecego, dobrze urządzonego mieszkania. Była 21:00:
-Cześć, masz coś przeciw bólowego?? – zapytała Ola
-Cześć, mam, wejdź, co Ci się stało?? – pytała się Edyta
Ola weszła, mieszkania było przytulne. W przedpokoju wisiała jakaś ścianka z wieszakami, ale Edyta nie pozwoliła je stać w progu, kazała jej wejść do środka do pokoju. I znów się zapytała:
-Co Ci się stało?? Kto Cię tak urządził??
-Nic takiego, po prostu się przewróciłam w kuchni i dotknęłam gorącego piekarnika, a zresztą jestem przeziębiona i dlatego pewnie tak wyglądam jak wyglądam. Dasz mi coś przeciw bólowego, czy ma iść dalej szukać??
-Czekaj, pokażesz mi tą rękę??
Ola już miała łzy w oczach, chyba z bólu. Potakująco pokiwała głową i wyciągnęła rękę w stronę Edyty. Edyta chciała ją dotknąć i zobaczyć, co się stało, ale zanim to zrobiła Ola nagle ją cofnęła i zaczęła przez łzy mówić:
-Boli, boli, daj mi w końcu coś przeciw bólowego.
-Czemu się tak trzęsiesz?? Zimno Ci?? Pokaż mi twarz.
-Taaaak – chlipała Ola- zimmnnnooo mi.
-O Boże ty masz gorączkę!! Kładź się!!
- Pomożesz mi?? – przez łzy dopytywała się Ola.
-Tak, zaczekaj tu. - Edyta poszła po coś do kuchni.
-Ola, Ola, jesteś na coś uczulona?? – padło pytanie z kuchni.
-Tak, penicylina, daj, bo boli.
-No już. Masz połknij to i popij. Zabieram Cię do szpitala. Nie podoba mi się twój oddech, masz chyba połamane żebra.
-Ale jak to??
-No tak to jestem lekarzem – z uśmiechem na twarzy odpowiedziała Edyta
Po tych słowach Edyta przykryła Ole kocem i zadzwoniła do Pawicy:
-Halo, Adam??
-No cześć, co się stało??
-Słuchaj potrzebuje karetkę do mnie. Mam nastolatkę z gorączka, kłopoty z oddychaniem i podejrzewam złamanie lewego przedramienia i poparzeniami drugiego stopnia. Ogólnie ofiara przemocy domowej.
-Dobra będziemy za 5 min.
-Dzięki.
Przyjechał Adam, jak zobaczył Ole tylko zapytał się:
-Wiesz, kto jej to zrobił??
-Nie, powiedziała, że się w kuchni przewróciła.
-Dobra źle to wygląda, masz jakieś jej dokumenty i rzeczy??
-Nie, czekałam na was, nie zostawiłam jej samej. – odpowiedziała.
-Dobra panowie zabieramy ja, prędko.
-Adam, bierzemy ją do nas??
-Tak oczywiście.
-Dobra to ja idę jeszcze poszukać jakiś jej dokumentów i rzeczy. Pojadę za wami.
-Dobrze.
I wyszli z mieszkania Edyty, Ola była już nie przytomna i miała coraz większe problemy z oddychaniem. Edyta poszła do jej mieszkania poszukać jakiejś torebki, dokumentów i wziąć piżamę i jakieś je rzeczy, bo zdawała sobie sprawę, że święta spędzi w szpitalu. Ze znalezieniem ubrań, książki nie było problemu, ale Edyta nie mogła znaleźć książeczki zdrowia i kluczy do mieszkania. Ale gdy pakowała torbę Oli to na jej dnie znalazła pęk kluczy. Udało się!! Zamknęła mieszkania. W drodze do szpitala nie doleczone przeziębienie i uraz żeber zrobiły swoje, Ola zaczęła się dusić.
-O cholera!!- krzyknął Adam
A trzeba dodać, że w karetce była jeszcze Lena.
-Co jest??
-Problem z oddychaniem. Ona się dusi. Daj mi zestaw do intubacji i podaj jej corhydron.
I Adam zaintubował Olę i cały czas ją wentylował. Gdy dotarli do szpitala w Leśnej Górze już na nich czekała Bożenka i Witek.
-Co jest?? – zapytał Latoszek
-Ofiara przemocy domowej. Złamane żebra, dusiła się, zaintubowana, złamane lewe przedramię i na dłoni poparzenia drugiego stopnia.
-Dobra zawołajcie Zośkę.
W tym momencie wpadła Edyta.
-Nie!! Ja się nią zajmę, tylko się przebiorę. – postawiła się.
-Co je się stało, że tak na mnie naskoczyła?? – pytał się Witek
-Nie wiem dokładnie, kto to jest, ale zabraliśmy ją od niej z mieszkania. – wtrącił Adam
-Oki. Ta mała zdaje się, że miała więcej szczęścia niż rozumu, a wiadomo, kto jej to zrobił??
-Nie.
-No już jestem, co z nią?? – padło pytanie
-Źle, gorączka 39,5oC, brak własnego oddechu.
-Dobra Bożenka, to podstawowe badania, rentgen klatki piersiowej i lewego przedramienia. I na OIOM. Jak będą wyniki to mnie zawołaj.
-Edyta – zapytał Witek
-Tak.
-Wiesz może, co się dokładnie stało i kto ją tak urządził??
-Wiesz, co nie bardzo, bo ona tu sama mieszka. Studiuje w Warszawie nawet nie wiem, na czym. Ale w sumie to słyszałam jakieś krzyki, zanim ona przyszła do mnie. To pewnie to tylko, że jak byłam zamknąć jej mieszkanie to nikogo tam nie było.
-Dobra, trzeba zawiadomić policję, że ktoś ją pobił, i nie wiadomo, kto.
-Oki.
I w tym momencie weszła Bożenka z badaniami w ręce. Wzięła je od niej Edyta:
-I co?? – pytał się Adam
-Źle. Zapalenie płuc, z obrazu wynika, że ona od jakiegoś czasu z tym chodzi, ręka złamana w nadgarstku, i te poparzenia. Jest dziś jakiś hirurg na dyżurze??
-Czekaj widziałem Mejera i Sambora. Zaraz sprawdzę.
I Adam wziął za telefon i zadzwonił do dyżurki:
-No cześć Jacek, możesz przyjść na OIOM na 6, jesteś potrzebny.
-Dobra już idę.
I przyszedł Jacek, wziął te zdjęcia do ręki i zaklął szpetnie.
-Kto jej to zrobił??
-Nie wiem, a co o tym sądzisz??
-Ręka do złożenia operacyjnego, a żebra to powinno być dobrze.
-A te poparzenia?? - pytała Edyta
-Nie wygląda to za dobrze, ale myślę, że damy na to maść i będzie dobrze.
-A co robimy z ta ręką?? – pytał Adam
-Ja się sam nie podejmę tego operowania, jest jeszcze Sambor, może on ze mną to zrobi. Edyta a ty z nami??
-Tak. To się zapytaj Sambora i zróbmy to jak najszybciej. A co z tą policja ktoś dzwonił??
-Nie.
-Dobra to ja idę na blok. Czekam tam na was. – powiedziała Edyta do Jacka
W tym samym czasie, w dyżurce pielęgniarek Bożenka przeglądała rzeczy Oli, które Edyta zabrała z jej mieszkania. W torbie znalazła legitymację studencką. Portfel i telefon, a w dokumentach znalazła również notatkę: W razie w proszę dzwonić pod nr 619909823 - tata. A na legitymacji pisało:
Olga Nowak ul. Piaskowa 13 33-200 Tarninów, tel. 6335445.Pierwszy rok ochrony środowiska na UW.
Bożenka postanowiła sprawdzić ten numer. Pierwszy raz jak wybrała numer domowy nikt nie odebrał, postanowiła, że za chwilę znowu spróbuje. Gdy wybrała numer komórki, odebrał męski nerwowy głos:
-Bogdan Nowak słucham.
-Dobry wieczór dzwonię ze szpitala w Leśnej Górze, przywieziono do nas pana córkę, Olgę Nowak.
-Przykro i ale to pomyłka, nie mam już córki Olgi, ani żadnej innej. Do widzenia.
Operacja udała się ręka została złożona, tylko był problem z usztywnieniem ze względu na te oparzenia. Jacek wpadł na pomysł, żeby w gips wsadzić to co się da, a na resztę dać tylko szynę, a na dłoń założyć opatrunki przyspieszające gojenie się poparzeń. Po operacji Ole przewieziono na OIOM. W końcu ktoś zadał mądre pytanie, prawdopodobnie Adam:
-A co z tą policją, dzwonił ktoś??
-Nie. – padła odpowiedź.
-To ja dzwonię. Edyta gdzie, będziesz, pewnie będziesz potrzebna.
-Zostaje przy niej, posiedzę.
-Dobra.
Adam poszedł do dyżurki i zadzwonił pod numer 997:
- Policja, komisarz Joanna Kowalska słucham?
-Dzień dobry, dzwonię ze szpitala w Leśnej Górze. Chciałem zgłosić ofiarę przemocy domowej, nastolatka, aktualnie jest nieprzytomna.
-Dobrze, dziękuje, zraz tam będziemy.
Tym czasem w pociągu, ojciec Oli prowadzi jakąś dziwną rozmowę:
-No wiesz, masz to sprawdzić, czy zapamiętała coś z dzisiejszej lekcji i czy odrobiła lekcje?? Jak nie to popraw, i powiedz jej, że jeśli pojawi się na naszym ślubie to wszystko wróci do normy.
-Tak, dobrze, a co jeśli jej nie zastanę?? Mam pytać sąsiadów o nią?? Czy zaoszczędzić jej przyjemności i strachu??
-Nie, nie oszczędzaj tej suki, ona jest niczego nie warta. Nadaje się do piachu jak jej matka i siostra. Wiem, że ten ich wypadek nie był przypadkowy, ja to przecież zleciłem- szyderczo śmieje się w czasie rozmowy.
-No ma się rozumieć szefie. A gdzie ona teraz jest u siebie w mieszkaniu??
-Nie, w jakimś szpitalu w Leśnej Górze.
-Dobrze szefie załatwię to. Do usłyszenia szefie.
I na tym zakończyła się rozmowa pana Bogdana ze swoim pracownikiem od czarnej roboty.
A w szpitalu zjawiła się policja.
-Dobry wieczór. Joanna Kowalska i Sebastian Wątroba. My w sprawie ofiary przemocy domowej. Gdzie ją znajdziemy??
-Dobry wieczór. Proszę najpierw do lekarza dyżurnego. O Panie doktorze, państwo z policji w sprawie Oli.
-Proszę. Siostro proszę zawołać dr Kuszyńską. – porosił Pawica
-Dobrze, już idę.
-Edyta, policja przyszła w sprawie Oli. Dr Pawica prosi Cię do siebie.
-Dobra, już idę. Zostaniesz z nią.
-Dobrze.
W dyżurce. Policja spisuje zeznania Adama. Wchodzi Edyta i opowiada co się zdarzyło jak to wyglądało. W trakcie rozmowy wpada przerażona Bożenka:
-Pani doktor, szybko coś się z nią dzieje.
W sali:
-Zwalnia, atropina.
-Poszło.
-Ola dawaj, nie możesz umrzeć. – powtarza Edyta.
-Jest zaskoczyła. – kwituje Adam
-Bogu dzięki, Bożenka jak temperatura?
-Nadal się utrzymuje 39,5oC.
-Dobrze, daj jej jeszcze paracetamol i zmierz za godzinę temperaturę.
-Dobrze.
Kolejne godziny mijały bardzo szybko, nikt z personelu szpitala nie zauważył kiedy zaczęło świtać. Te kilka ostatnich nerwowych godzin Ola leżała nieprzytomna, pod aparaturą, a Edyta na zmianę z Bożenką czuwały przy niej.
Edycie wydało się, że gdzieś wcześniej widziała już ta dziewczynę, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie, w jakiej sytuacji. W pamięci utkwiła jej scena, że była burzowa pogoda, był wypadek, kobieta zginęła na miejscu, a dziewczynkę przewieziona do szpitala. Ona widziała co się stało i udzielała im pierwszej pomocy. Wracała wtedy z wakacji w górach. Te rozmyślenia przerwał jej głos Mejera.:
-Edyta!! Wiesz co z nią?? – brak odpowiedzi
-Edyta, wiesz co z nią?? – powtórzył Jacek
-Mówiłeś cos do mnie?? – zapytała wyrwana z zamyślenia Edyta
-Co z Olą??
-Wiesz co Bożenka przy niej siedzi. W nocy gorączkowała, dostała paracetamol i już było dobrze. W sumie może pójdę do niej zaglądnąć. – powiedziała Edyta
-Dobrze, nad czym tak myślałaś??
-Nie ważne.
Edyta poszła do Oli, zmieniła Bożenkę. Był już lepiej Ola nie miała gorączki, oddychała sama.
-To dobry znak. – powiedziała Edyta do Bożenki.
-Tak. Dobrze, że przyszła do Ciebie, nie wiem co by było gdyby została z tym do rana.
-Ciężko by było. Udało Ci się może skontaktować z jej rodziną??
-Próbowałam dzwonić na ten numery co miała je w legitymacji, ale na jednym gość mi powiedział że już nie ma córki Olgi, a na stacjonarny nie dzwoniłam o 2 w nocy. Teraz spróbuję.
-Dobrze, wiesz co ja jej twarz skądś kojarzę.
I opowiedziała Bożence to o czym myślała zanim Jacek jej przerwał. Bożenka wysłuchała z uwagą i powiedziała, że spróbuje dodzwonić się na stacjonarny, a jak nie to po prostu powie to wszystko policji.
Bożenka dzwoni do domu pacjentki, tym razem się udało:
-Halo – zaspany głos podniósł słuchawkę.
-Dzień dobry, dzwonie ze szpitala w Leśnej Górze, czy mogę rozmawiać z panem Nowakiem??
-Już moment. – odpowiedziała kobieta. - Bogdan, telefon, do Ciebie.
-Tak słucham. – Bożenka słyszy ten sam twardy i zdenerwowany tym razem męski głos co w nocy.
-Dzień dobry, mówi Bożesława Zbiedź, dzwonię ze szpitala w Leśnej Górze, w sprawie pana córki. Leży u nas w szpitalu. Szukamy jej najbliższych.
-Pani, odpierdol się ode mnie, jest 6 rano, dwie godziny wróciłem z podróży, zresztą pani już w nocy powiedziałem, że nie mam córki Olgi, ani Anny – wybuchną pan Bogdan.
Bożenka nie wiedziała co odpowiedzieć, tym czasem ojciec dalej wrzeszczał do słuchawki:
-Może i kiedyś miałem córki, ale jedna już nie żyje, a druga nie zasłużyła na to żeby się nazywać Nowak. I pani, przestań tu wydzwaniać i tak mnie to nie ruszy, nawet jak mi pani powie, że ona nie żyje. Żegnam!! – wywrzeszczał do słuchawki.
Wystraszona pielęgniarka postanowiła powiedzieć Edycie o tym co powiedział jej ojciec Oli. Edyta doradziła jej, aby skontaktowała się z tym policjantami, którzy byli w szpitalu, w tej sprawie. Nadszedł koniec dyżuru Bożenki, ale ona sam nie miała ochoty wracać do domu. Była ciekawa rozwoju wypadków z rodzicami Oli.
Na komisariacie zadzwonił telefon.
-Joanna Kowalska słucham.
-Dzień dobry, nazywam się Bożesława Zbiedź, byliście państwo u nas wczoraj w nocy w sprawie Oli.
-A tak rzeczywiście, a coś się stało??
-Tak, próbowałam skontaktować się z jej rodzicami, ale to nie jest rozmowa na telefon.
-Dobrze, to proszę przyjechać do nas na komendę.
-Dziękuje, do widzenia.
Na komendzie Bożenka opowiada o tym co usłyszała dwukrotnie od ojca dziewczyny. W pewnym momencie Seba się pyta:
-Jak pani mówi, jak się przedstawił ten ojciec??
-Bogdan Nowak.
-To wszystko co chciała nam pani powiedzieć?
-Tak.
-Dziękuje do widzenia.
I Bożenka wyszła.
-Sebastian o co Ci chodziło z tym gościem??
-Bo widzisz on ma niezła kartotekę, rzeczywiście miał córkę Annę i Olgę. Ale w zeszłym roku w maju żona i córka Ania zginęły w nieszczęśliwym wypadku samochodowym, rozpędzony kierowca nie wyrobił na mokrej nawierzchni na zakręcie i władował się w nie. Matka zginęła na miejscu, a córkę uratowała jakaś lekarka, i zabrano ją do szpitala, ale tam zmarła w wyniku obrażeń. Ale to mi się nie podoba, bo z zeznań lekarzy w szpitalu wyglądało, że ona była do uratowania, ale wystąpiły nagłe komplikacje i zmarłą na stole.
-No wiesz., może i rzeczywiście tak było.
-A wiesz co ja myślę, że trzeba pogadać z naszymi informatorami, może ktoś zna tego gościa. I coś nam na jego temat powie.
-No witam Mareczku, mam do Ciebie sprawę.- zagrzmiał poważny głos Sebastiana w telefonie.
-Tak panie władzo?? W czym mogę pomóc.
-Poszukuje pracownika, albo jakiegoś parobka Bogdana Nowaka ps. Żelazna Dłoń.
-Dobrze, popytam. Na kiedy potrzebne są te informacje??
-Na wczoraj. Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do pudła.
Okazuje się, że informatorem jest dobry kolega pracownika Bogdana – Mareczek. Poczciwy człek, który zszedł na zła drogę, ale pewnego razu w szpitalu spotkał swojego Anioła, w którym się zakochał ze wzajemnością. Obiektem jego westchnień była siostra Bożenka, która długo opierała się jego zalotom, ale w końcu się zgodziła i wzięli ślub w areszcie, gdzie przebywał Mareczek.
Najlepszy przyjaciel Mareczka – Słodki, jest pracownikiem Nowaka. Właśnie złożył swojemu kumplowi spod celi – Mareczkowi- propozycje nie do odrzucenia.
-Maruś, po starej znajomości, ma dla Ciebie robotę.
-Szef mi zlecił, aby sprawdzić, czy jego córeczka „odrobiła” lekcje zadane jej przez ojca. Młoda przebywa w szpitalu w Leśnej Górze, ponoć tam trafiła po tym jak tatuś przyszedł jej przypomnieć czyją jest córeczką.
-Słodki, wiesz, że ja się za pobicia nie biorę, a zwłaszcza kobiet i dzieci.
-Żałuj, gość dobrze płaci.
-Nie. Cześć.
I rozstali się
W szpitalu Ola pomału zaczyna się budzić. Cały czas przy niej była Edyta.
-Ola, Ola, cześć. – powiedziała Edyta na widok przebudzenia się Oli.
-Cześć – wyszeptała
-Pamiętasz co się stało?? No już wiem, że Cię boli, ale dostałaś środki przeciw bólowe, zaraz przejdzie – wypowiedziała na widok kwaśnej miny pacjętki.
-Nie, to nie to. Gdzie jestem?? Przecież byłam u ciebie...- urwała- Przepraszam, u Pani w mieszkaniu.
-Hej, mówiłaś mi już po imieniu, to czemu nagle taka zmiana??
-Bo nie wiem czy mogę. Gdzie jestem.
-Możesz, a jesteś w szpitalu w Leśnej Górze.
-Ale byłam w domu...
-Ale straciłaś przytomność.
-Niech Ci będzie.
-Ola, policja tu była i przyjdą jeszcze, musisz im powiedzieć co się stało.
Dziewczyna nic nie powiedziała tylko potakująco pokiwała głową.
Policja była w szpitalu. Edyta do nich podeszła i powiedziała:
-Pacjętka jest przytomna.
-Możemy z nią porozmawiać?? – zapytał Sebastian.
-Tak, ale krótko i jedna osoba.
-To ja pójdę - powiedziała Aśka
W sali Oli.
-Cześć, jestem Aśka, jestem z policji, chciałabym porozmawiać z tobą o tym wypadku.
-Nie ma o czym, przewróciłam się w kuchni.
-Tak, to dlaczego nie ma tu nikogo z twoje rodziny i jak się próbuje ich powiadomić to mówią, że nie mają córki Olgi.
-Nie wiem, pewnie nie chcą mnie już. Tak jak Ani i mamy.
-Czyli, że co??
-To, że ojciec się znowu żeni, a ja powiedziałam, że nie akceptuję tego związku, że mama nie dawno umarła i Ania.
-No rozumiem. Ale wiesz, ja w ta bajeczkę nie wierze. Myślę, że ty się boisz sprawcy i go kryjesz. Przemyśl to. Jak zmienisz zdanie to powiedz pani doktor to na się z nami skontaktuje. Cześć.
I wyszła z sali. Cała rozmowę słyszała Edyta. Pomału zaczęło się jej wszystko układać. Fakt, że zna skądś twarz Oli tez stawał się coraz bliższy i bardziej zrozumiały.
Z dnia na dzień było lepiej z Ola. 27.12 przeniesiono ją z OIOMu na normalna sale. Jednak nadal pozostawał jeden problem nie chciała przyznać się co tak naprawdę się zdarzyło.
Jednak informator nie zawiódł, był wtorek, drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Przyszedł na komisariat na Pomorskiej:
-Dzień dobry panie władzo. Mam dla was dobre informacje.
-No słucham Cię Maruś.
-Więc miałem propozycje pracy, zleceniodawcą jest ta wasza Żelazna Dłoń. Gość, któremu to zlecił wykonanie tej roboty nazywa się Słodki, ma sprawdzić czy córka Nowaka „odrobiła” lekcje zadane jej prze ojca. A i Słodki wybiera się do szpitala w Leśnej Górze, aby to skontrolować.
-O cholera- rzucił Seba
-Ona przecież tam jest, dopiero co doszła do siebie.- dopowiedziała Aśka
-Trzeba tam patrol wysłać, i zadzwoń do szpitala, aby nikt do niej nie wchodził, bo może być jeszcze gorzej. – skwitował Wątroba.
-No i może teraz zmieni zdanie na temat tego kto ją tak urządził.
Komisarz po rozmowie z Mareczkiem już wiedział, co się wydarzyło, że Ola jest w takim stanie. Postanawia pojechać do szpitala i sprawdzić co z ofiara. W szpitalu był spokój, mało pacjentów większość otrzymała przepustkę na święta, studentka jednak nie...
-Dzień dobry, szukam dr Kuszyńskiej.
-Jest u siebie – powiedziała siostra Marta.
W dyżurce lekarskiej oprócz Edyty była również Alicja.
-Dzień dobry. Szukam dr Kuszyńskiej, ja w sprawie tej ofiary przemocy domowej.
-Tak, jestem, coś się stało??
-Przepraszam, to ja pójdę do bufetu. – powiedziała Alicja i wyszła z dyżurki.
-Wydaje mi się, że tak, a możemy spokojnie porozmawiać??
-Tak, tutaj.
-Więc, chyba wiemy kto ja tak urządził, to wcale nie był wypadek, tylko pobicie. I sprawcą tego jest je ojciec nie, jaki Bogdan Nowak, ps. Żelazna Dłoń, był podejrzany o zlecenie zabójstwa swojej żony i młodszej córki jakieś pół roku temu. Był wypadek samochodowy matka zginęła na miejscu a młoda zmarła na stole.
-No tak, ale co to ma wspólnego z obecną stacją Oli.?? – pytała Edyta
-Więc jak już mówiłem Olę skrzywdził jej ojciec. I zlecił poprawienie tego zadania swojemu pracownikowi i obawiamy się ze on może przyjść i ponownie skrzywdzić waszą pacjentkę. Więc przy jej sali zostanie postawiony policjant, aby jej pilnował, a i mam prośbę, aby nikt inny oprócz personelu do niej nie zaglądał, i nie odwiedzał jej.
-Dobrze, to nawet będzie dla niej lepiej będzie mogła spokojnie dochodzić do siebie. Dziękuje za informację. Przekażę to reszcie personelu.
-Dziękuję i do widzenia i mam nadzieję, że już wszystko się rozwiąże.
Była 12 w południe, w szpitalu gwar i ruch. Słodki przyszedł do córki swojego szefa, a policjant, który był postawiony na dyżurze postanowił wybrać się na zakupy I tym samym dał szansę Słodkiemu, aby sprawdzić czy Ola odrobiła lekcję.
-Cześć jestem Słodki, twój ojciec mnie przysłał, abym sprawdził, czy wszystko zapamiętałaś z ostatniej lekcji.
-Odejdź, ja już nie ma ojca. – zaczęła przez łzy mówić Ola.
-A więc to tak, panienka sobie zapomniała o tatusiu, a tatuś się o ciebie martwi. Więc skoro zapomniałaś o zadaniu to ja ci go przypomnę.
I zaczął przyduszać poduszką Olę. Jak na złość nikt nie słyszał, że pacjętka woła o pomoc. Po kilku sekundach przestał i ponowił pytanie:
-A teraz sobie przypomniałaś, co ojciec Ci powiedział, że masz być na jego ślubie, ale skoro nie byłaś to h** z tym. Ale pamiętaj, że albo zmienisz zdanie, albo Ci tak przyłożę, że nawet ta twoja pani doktor nie zdoła pomóc i będziesz szczęśliwa razem z mamuśką i siostrzyczką na cmentarzu.
-Odejdź, boję się ciebie. – zaczęła krzyczeć Ola. - Odejdź, przestań - krzyczała, ale nikt jej nie słyszał.
Słodki wyszedł, Ola była trochę poturbowana, ale żyła i była przytomna, ręka jeszcze bardziej bolała, a gips popękał. Minęły dwie godziny zanim ktoś się u niej w sali pojawił, była to Aśka z Sebastianem. Byli zdziwieni, że nie ma policjanta. Zapytali się pielęgniarki, która akurat przechodził koło sali:
-Przepraszam siostro gdzie jest ten policjant, co tu był??
-Poszedł jakieś trzy godziny temu. Powiedział, że musi kupić żonie prezent na urodziny. I prosił, żebym do niej zaglądnęła.
-Dobrze dziękuje.
-Sebastian szybko chodź tutaj!! – zawołała Aśka
-Co się stało??
-Popatrz, ktoś tu był, i spełnił życzenie ojca, ale na szczęście ona żyje.
-Siostro szybko proszę zawołać lekarza.
Pielęgniarka pobiegła do dyżurki. Była tam Zosia i Kuba. Przybiegli tak szybko jak tylko mogli. Komisarze i Burscy rozmawiają o tym co się stało:
-Co się stało?? – zapytała Zosia
-Ktoś znowu ją pobił. Prawdopodobnie pracownik jej ojca.
-Niech to szlak. Możecie państwo zostawić nas samych?? – poprosił Kuba
Na zewnątrz Aśka rozmawia z Sebem.
-Ten policjant może się już pożegnać z pracą, dyscyplinarnie zostanie zwolniony. Że też nikt nie słyszał albo nie widział, że ktoś do niej przyszedł.
-No szkoda, ale to nic, może teraz zmieni zdanie i powie prawdę i to pomaże przymknąć jej ojca.
W sali:
-Coś Cię boli?? – pytał Kuba
-Tak, ta ręka i żebra. – przez łzy mówiła Ola
-No już nie płacz, będzie dobrze. Zaraz dostaniesz coś przeciw bólowego.- powiedziała Zosia.
-Bożenka, ampułka pyralginy, rentgen ręki i żeber. Jak będą wynik to proszę mi dać znać – powiedziała Zosia.
Zosia z Kuba wyszli z sali, a w środku została Bożenka.
-Bożenka – ostatkiem sił zawołała Ola.
-Tak??
-Zadzwonisz po Edytę i powiesz, że on znowu tu był??
-Dobrze, a teraz daj łapkę i jedziemy na prześwietlenie.
Na zewnątrz.
-Panie doktorze co z nią?? – zapytała się Aśka
-Jak na razie nie wiem, ale chyba doszło do uszkodzenia nastawionej ręki i ponownego uszkodzenia żeber. Jak będą wyniki to będę mógł więcej powiedzieć.
W czasie prześwietlenia Bożenka dzwoni do Edyty.
-Kuszyńska słucham.
-Cześć Edyta, mówi Bożenka.
-Co się stało jestem potrzebna??
-Nie, ale u Oli ktoś był, i znowu ma uszkodzone żebra i tą rękę. Prosiła, żebym do Ciebie zadzwoniła.
-Dobra, kto się nią zają?? Zaraz będę.
-Kuba z Zosią. Dostała pyralgin i zlecili rentgen ręki i żeber.
-Dobra, Powiedz jej że zaraz będę.
-Dzięki. Cześć.
W dyżurce:
-Panie doktorze mam już jej wyniki.
-Dobrze, daj je proszę.
-I co?? – pyta Zosia.
-Na szczęście nic złego, nie doszło do naruszenia złamania, ale te żebra mi się nie podobają. Musze ją jeszcze raz obejrzeć.
-Cześć. Co z Ola?? – wpadła zdyszana Edyta.
-No masz, a ty o tu robisz?? Przecież masz na noc.- powiedziała zdziwiona Zosia.
-Bożenka dzwoniła, bo Ola prosiła.
-Dobra, to są jej zdjęcia.
-Panie doktorze, szybko Ola.- z krzykiem wpadła do dyżurki Bożenka
-Dobrze już idę. Która z was idzie ze mną??
-Idź Edyta, ona ufa tobie.- powiedziała Zosia
-Oki.
W sali:
-Ciśnienie 80/60, krew. Pojawiła się krew w moczu.
-O cholera, nerkę jej uszkodził. Bożenka USG jamy brzusznej i na blok.
-No już Ola spokojnie, oddychaj, zaraz będzie po wszystkim. – pocieszała Edyta.
Komisarze, są zaniepokojeni tym poruszeniem i usiłują się dowiedzieć co się stało.
-Pani doktor co z nią??
-Doszło do uszkodzenia nerki. Bierzemy ja na blok.
-Dobrze dziękuję.
Kuba z Edytą i Tretterem ratują życie Oli. Podczas operacji:
-Cholera, skąd tak krwawi.- pyta się Stefan
-Mam. Uszkodzona tętnica nerkowa. – powiedział Kuba
-Dobra to przytrzymaj ją, ja spróbuje to zeszyć i powinno być dobrze. – prosi dyrektor.
Po kilku minutach:
-Co z nią?? – pyta się Kuba Edyty
-Źle, straciła dużo krwi, pospieszcie się bo wchodzi we wstrząs.
-Dobra. Stefan i co damy rade czy nie bardzo??
-Nie, nic z tego nie będzie. Musimy usunąć tę nerkę i mieć nadzieje, że druga podejmie pracę.
-Panowie zobaczycie, będzie dobrze, to młody i silny organizm.
Po operacji, która trwała kilka godzin:
-Panie doktorze i co z nią?? – zapytała się komisarz Kowalska
-Nie najlepiej musieliśmy usunąć nerkę, ale powinno być z nią wszystko dobrze.
-Dobrze dziękuję. Teraz postawimy tutaj odpowiedzialnego policjanta, który ze służby sobie nie robi żartów. I będziemy czekać, aż się obudzi i może zmieni teraz zdanie na temat tego kto ją tak pobił.
Ola znowu trafiła na OIOM, długo trwało za nim się obudził, znowu zobaczyła uśmiechniętą twarz Edyty:
-Co się stało?? Auuu boli...- powiedziała Ola
-Już spokojnie leż, musieliśmy Ci usunąć nerkę. Jest tu policja chcą z tobą porozmawiać.
-No dobrze, powiedz im, że to ojciec...- wyszeptała Ola i zasnęła
Na zewnątrz był już nowy policjant i komisarze czekający na wyrażenie zgody przez Edytę aby mogli porozmawiać ze studentką. Jednak gdy Edyta do nich wyszła to nie byli zachwyceni, gdy powiedziała im, że ich ofiara śpi, ale Aśkę ucieszył fakt słów Oli „powiedz im, że to ojciec”. Skwitowała to słowami:
-Wreszcie zrozumiała, że to nie był wypadek. Tylko szkoda, że dopiero teraz.
-Masz rację. Pani doktor, a kiedy z nią będzie można porozmawiać- zapytał się Wątroba.
-Być może, że za kilka godzin, przeszła ciężka operacje i musimy jej dać czas, aby doszła do siebie.- zakończyła rozmowę Edyta.
Minęło kilka godzin, było około 21, Ola zaczęła dochodzi do siebie. Pod jej salą nadal stał policjant, ale było jakoś dziwnie, tak cicho, spokojnie, nie padało jej światło słoneczne na twarz, nie wiedziała czy to wszystko się jej śni czy rzeczywiście ktoś znowu ją pobił tak dotkliwie. Przemknęło jej przez myśl, że Edyta jej mówiła, że w wyniku tego pobicia jej koledzy musieli Oli usunąć nerkę. Nie bardzo chciała w to wierzyć jednak ból który przeszył ją gdy chciała się podnieść rozwiał wszelkie wątpliwości. Więc jednak stało się to najgorsze, ojciec dosięgną ją i tu w szpitalu. Muszę jednak zmienić zeznania, przyznać się kto mi to zrobił. – rozmyślała Ola, gdy ktoś ją z tych zamyśleń wyrwał pukaniem do drzwi:
-Cześć, widzę, że się już lepiej czujesz, możemy pogadać- zapytała komisarz Kowalska.
-Tak, a nawet musimy, to nie był wypadek...- mówiła trzęsącym się głosem Ola.
-Wiem, znamy twojego ojca, był już karany, teraz jak powiesz prawdę co się stało to będziemy mogli rozwiązać twoją sprawę i sprawę twojej siostry i mamy.
-Tak, to był ojciec w mieszkaniu, to on mnie pobił.
-A wiesz dlaczego to zrobił- pytała się Aśka
-Tak, bo powiedziałam mu, że nie akceptuje jego nowego związku, że zapomniał o mamie, o tym, że tak nie dawno umarła i Ania tak samo. Ze ich już nie ma a ten chce się żenić.
-I co po tym się wydarzyło??
-Ojciec dzwonił jeszcze do mnie aby mi przypomnieć, że się pobierają i prosił mnie żebym jednak zmieniła zdanie, żebym przyjechała, ale ja się nie zgodziłam. Za kilka dni dzwoniła Barbara – jego narzeczona i o to samo mnie prosiła, ale ja powtórzyłam to samo co ojcu, a ona mi na to, że jeszcze popamiętam je słowa, nie wiedziałam o co jej chodzi, ale kiedy tego samego wieczora zobaczyła w drzwiach rozzłoszczonego ojca to już i wiedziałam o co jej chodziło. A resztę znacie.
-Tak, znamy. Dziękuję Ci, że jednaka podjęłaś decyzję o powiedzeniu prawdy. Ten człowiek już nikogo więcej nie skrzywdzi.
Minęło kolejne kilka dni, był sylwester, Ola spędzi go w szpitalu, pewnie jak reszta pacjętów samotnie, jej jedyna towarzyszka tej nocy będzie Edyta, która wzięła sobie dyżur, za Zosie, która z Kuba wybierała się na bal. Jednak tego dnia, po obiedzie do sali, w której leżała Ola wsunęła się głowa jej przyjaciółki Kundzi. Ola nie mogła uwierzyć własnym oczom, skąd ona się tu wzięła.
-Cześć, a co ty tutaj robisz??
-Edyta dzwoniła i prosiła abym wpadła do Ciebie, że jesteś sama.
-A skąd ona miała do Ciebie nr??
-Wiesz, kiedyś jak u Ciebie byłyśmy to nas sobie przedstawiłaś, a nr pewnie z twojego koma.
-A faktycznie, masz rację.
Do sali weszła jeszcze Jagoda i Kasia.
-Cześć dziewczyny, a wy skąd się tu wzięłyście??
-Kundzia do nas zadzwoniła i wszystko opowiedziała.
-Kochane jesteście. To do kiedy możecie być??
-Myślę, że tak do 20. – wtrąciła Edyta.
-Dzięki, to chyba będzie mój najdziwniejszy sylwester w życiu. Kochana jesteś. – powiedziała do wychodzącej z sali Edyty.
Sylwestrowe popołudnie minęło w bardzo miłej atmosferze, przyjaciółki wyszły od Oli koło 20. Odwiedziły ja jeszcze kilka razy.
Był już nowy rok, Ola w szpitalu była już od 3 tygodni. Nadszedł ten wielki dzień powrotu do domu. Ola bardzo się go bała, bo nie wiedziała czy ojciec ponownie nie spróbuje dowieść swego. W szpitalu ponownie pojawili się komisarze, z dobrymi wiadomościami: Twój ojciec i jego szajka są już za kratkami, tak prędko stamtąd nie wyjdą. Najwcześniej za 30 lat. Dostali dożywocie, za szczególne okrucieństwo i próbę morderstwa. Ola na tą wieść bardzo się ucieszyła, czuła się już bezpieczna. Był jednak jeden problem, bała się zostać sam w swoim mieszkaniu. I tu z propozycją wyszła Edyta:
-Ola, a to mieszkanko, w którym mieszkasz jest twoje czy je wynajmujesz??
-Wynajmuję. A co??
-Wiesz co, może byś tak ze mną zamieszkała??
-Naprawdę mogę. Tak, a przynajmniej na razie do póki nie dojdziesz do siebie. A co będzie z uczelnia??
-Nie martw się masz zaświadczenie, że przebywałaś w szpitalu, będzie wszystko dobrze.
Jest luty, Ola czuje się już dobrze, nadal mieszka z Edyta, jest im razem dobrze. Jednak tego wieczoru Edyta musi cos wyznać Oli.
-Pamiętasz jeszcze mamę i Anię??
-Tak, a czemu się pytasz??
-Bo to ja ratowałam twoją siostrę. Jak tylko się spotkałyśmy w październiku wiedziałam, że Cię gdzieś już widziałam. W pierwszej chwili myślałam, że jesteś Ania, ta, która uratowała, ale kiedy powiedziałaś, że idziesz na uczelnie stwierdziłam, że jesteś tylko do tej dziewczyny podobna.
-O jej, nie wiedziałam, że to ty. Wtedy powiedziano mi, że jakaś lekarka z Warszawy ja uratowała. Ale Edyta z nią było tak źle, że umarła??
-Nie. Była poturbowana i serce przestało jej pracować, ale po reanimacji wróciła. I według mojej wiedzy powinna żyć. A co Ci powiedzieli na policji i w szpitalu??
-Że nie żyje, że nie miała szans, żeby przeżyć. A policja powiedziała, że sekcja zwłok nie stwierdziła błędu lekarskiego. –Ola zaczęła płakać na te wspomnienia tych tragicznych chwil.
-No już, nie płacz. Wiem, że jest to dla Ciebie trudne, ale musisz się wziąć w garść i zaliczyć te dwa egzaminy co masz w plecy. – powiedziała Edyta
-Dzięki za te słowa i dziękuje za Anie.
Rozmowa się skończyła Ola, zaliczyła te poprawki, teraz studiuje drugi semestr. Jest zadowolona. Dobrze mieszka się jej z Edyta.
Jej ojciec siedzi w najcięższym Polsce więzieniu dla mężczyzn. Nie ma tam lekkiego życia. Zmienił się. Chce naprawić krzywdy, które wyrządził córce. Ola nie chce go znać. Zmieniła nazwisko na panieńskie matki. Nie odwiedza ojca.
Postanowiła na stałe przeprowadzić się do Edyty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 12:08, 04 Sie 2007    Temat postu:

No ładne... Napisz coś jeszcze.
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:18, 04 Sie 2007    Temat postu:

To ty tego nie czytalas wczesniej?? :> na forum bylo i jest na blogu,a wrzuce tu reszte
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 12:35, 04 Sie 2007    Temat postu:

Nie czytałam... jakoś czasu nie było albo zaczynałam i nie kończyłam.
Czekam na resztę
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:39, 04 Sie 2007    Temat postu:

Prosze bardzo
II. Krynica
Jedna ze styczniowych niedziel, w województwie małopolskim rozpoczęły się ferie zimowe. Dzień jest piękny świeci słońce, jest lekki mrozik, a śnieg delikatnie skrzypi pod stopami. W pobliżu Ronda Mogilskiego w Krakowie zbiera się grupa młodzieży wraz z dorosłymi. Wszystkie dzieci mają ze sobą sprzęt narciarski i duże bagaże. Osoby te jadą na obóz narciarski do Krynicy.
Z tłumu wyróżnia się grupa 9 osób, wyglądają jakby znali się od wieków. Tak są to przyjaciele, którzy nie widzieli się rok. Poznali się na ostatnim obozie narciarskim, który odbył się dokładnie rok temu w tym samym miejscu, co ma być teraz. W śród znajomych jednak jest pewne poruszenie, bo nie widza jednego ze swoich kolegów:
-Karol, a Łukasz będzie- zapytała się Tyśka
-Tak, dojedzie do nas do Krynicy.
-Aha. Super
Podjechał bus i zaczęło się pakowanie bagaży i znajdowanie najwygodniejszego miejsca na podróż. Po trudach związanych z załadunkiem bagaży, które były dość duże, a zwłaszcza, te, które należały do dziewczyn udało się odjechać. W czasie drogi były wielki wspomnienia ubiegło rocznego obozu i padały pytania:
-Dlaczego nie ma pana Andrzeja i Janusza, tych, co rok temu?? – pytała się Bela
-Nie mogli w tym roku pojechać. – odpowiedział również pan Andrzej.
Na miejscu byli około godziny 14. Czas rozlokować się w pokojach, ukochane zajęcie obozowiczów.
-Mamy dwa pokoje dwu osobowe, ale jeden jest dla kadry, jedna szóstkę, i trzy trójki. Proszę się podzielić.
-Oki to my z Belą bierzemy dwójkę. – powiedziała Magda – Tova
-A my trójkę.
-My tzn. kto?? – zapytał się kierownik pan Janusz
-Ja, Karol i Łukasz- powiedział Kornel – Kawał Chłopa II
-Dobrze.
-A my trójkę. – powiedziała Karolina - ja, Ania i Magda.
-Panowie, ale wy musicie jeszcze tych trzech kolegów wziąć ze sobą bo inaczej się nie pomieścimy i idziecie do szóstki.
-To ja, Monika i Dusia idziemy do trójki.
-A nam też została trójka- powiedziała Ala patrząc na Olę i Anię.
-To pierwszą formalność mamy za sobą. O 15 jest obiad, spotykamy się tu w holu.
Każdy wziął swój bagaż i poszedł do pokoju, w każdym pokoiku był tapczan, szafeczki, szafa, telewizor i umywalka. Kadra mieszkała na pierwszym piętrze, a reszta uczestników na parterze i poddaszu.
Podczas obiadu do jadalni weszła jakaś kobieta, przystojna brunetka i wysportowana. Koledzy aż podnieśli głowy z nad talerzy z zupą. Była to jakaś mieszkanka pensjonatu Rzymianka.
Tego samego popołudnia był wieczorek zapoznawczy. Nie było świetlicy, więc cała grupa usiadła na pierwszym piętrze na kanapach, które były tam porozstawiane.
-Może ja zacznę- powiedział kierownik- Nazywam się Janusz i jestem kierownikiem, a to jest pan Andrzej, instruktor jazdy na nartach i drugi opiekun.
-Teraz po kolei przedstawcie się i powiedzcie jakie są wasze umiejętności narciarskie.
-To ja zacznę, bo jestem najstarsza, mam na imię Karolina, średnio dobrze jeżdżę na nartach, a także na łyżwach.
-Dziękuję.
-Przykro mi. Nie jesteś najstarsza. Ja mam w tym roku maturę. Ania jestem. Łyżwy i narty.
-To teraz ja! Mam na imię Magda, jestem tu po raz pierwszy i całkiem dobrze jeżdżę na nartach.
-Ja mam na imię Ania i też jestem tu pierwszy raz, dobrze jeżdżę na nartach.
-Ja jestem Justyna wszyscy mnie wołają Tyśka, a na nartach bardzo dobrze jeżdżę.
-Ja jestem Magda, Duśka. Dobrze jeżdżę na nartach.
-A ja jestem Iza, siostra Duśki, a wołają na mnie Bela
-Ja jestem też Magda, ale wołają na mnie Tova.
-Karol jestem, Kawał Chłopa I, wspaniale, najlepiej jak się tylko da.
-Kornel, Kawał Chłopa II, podobnie jak kolega.
-Łukasz, Kawał Chłopa III, ja również.
-Mateusz, dość dobrze jeżdżę.
-Michał, średnio, pseudo Gacuś.
-Kamil, dobrze.
-A my, to co sierotki Marysie jesteśmy? - zawołał jedna z dziewczyn, którym nie dano dojść do głosu.
-Przepraszam, proszę przedstawcie się. – powiedział pan Janusz.
-Ala, średnio.
-Ola, dobrze.
-Basia, dobrze.
-Dobrze, to żeby się utrwaliły się nam wasze imiona wam nasze i wasze nawzajem zbawimy się.
I tak na zabawie minął czas do kolacji. Po kolacji, wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, ale nie było spokoju. Wszyscy się poznawali. W jednym z pokoi,:
-Ej, dziewczynki, jak by coś was bolało to przyjdźcie do mnie, a nie idźcie do gości. – powiedziała Tova
-Oki- wszystkie naraz przytaknęły.
Drugiego dnia, wszyscy wybrali się na pobliski stok Henryk, jest on krótki, ostry i zawsze jest na nim dużo ludzi, nie da się dobrze pojeździć. Wszyscy wykupili sobie karnety po 10 zjazdów, ale mróz za bardzo ściskał i większość uczestników wykorzystała tylko połowę zjazdów. Najwytrwalejszymi zjazdowcami okazali się Karol i Tysia. Oni wyjeździli cały karnet.
Tego samego wieczoru Tysia puka do drzwi Madzi:
-Cześć, Madzia masz cos na ból kolana, chyba mi się kontuzja odzywa...
-No co jest mała, jasne, chodź, zaraz coś znajdę. O mam. Posmaruj to kolano sobie dziś wieczorem i jutro, a co z jazdami??
-Nie wiem jeszcze, ale pewnie będę jeździć, bo przecież jutro jedziemy na Słotwiny.
-No wiem, też się nie mogę doczekać. Dobra do jutra.
Kolejnego dnia rano, podczas śniadania do opiekunów podchodzi owa kobieta, która pojawiła się na obiedzie pierwszego dnia.
-Przeprasza, czy któryś z panów jest może opiekunem tej grupy?
-Tak, my obydwaj, a coś się stało?? Na rozrabiali??
-Nie- roześmiała się kobieta.
-Widziała wczoraj, że byliście na nartach, mam pytanie mogę państwu towarzyszyć?? Jestem Edyta Kuszyńska, jestem tu sama i pierwszy raz, i nie oriętuję się gdzie tu można pojeździć.
-W porządku, a dobrze Pani jeździ??
-Tak. A i mam prośbę. Po prostu Edyta.
-Dobrze. To w takim razie pomoże nam Pani. Sorry pomożesz nam w upilnowaniu ich na stoku. Podzielimy się na trzy grupy. A ja jestem Janusz. Jestem kierownikiem.
-A ja Andrzej.
-To w takim razie za 30 min zbieramy się pod wejściem. A i słuchajcie mamy nową towarzyszkę wyjazdów narciarskich, panią Edytę, będzie nam pomagać, a wy bądźcie dla niej mili. – zwrócił się kierownik do uczestników obozu.
-Tak jest szefie. – odpowiedzieli młodzi ludzie.
O wyznaczonej godzinie cała ekipa zebrała się przed wejściem do budynku. Liczenie czy wszyscy są i wymarsz na przystanek autobusowy. Tam wsiedli w busa i po 15 min jazdy byli na miejscu. Teraz jeszcze kilka metrów w górę. O 10:00 byli już na miejscu. Teraz czas kupić karnety i podzielić się na grupy i ustalić czas zbiórki.
-Proponuje, żebyśmy się spotkali o 13:30. Tu w tym miejscu.
-A co do grup, to nie wiem dzielimy się jakoś, czy po prostu ja wam dam swoja komórkę i najwyżej będziecie do mnie dzwonić.
-Tak, tak będzie najlepiej.
I rozstali się. Około 12, Ci co znali się z ubiegłego roku zjechali do baru, gdzie kupili sobie gorącą herbatę i zjedli swoje kanapki. Nagle padło pytanie:
-Tysia a jak tam twoje kolano??
-Nie jest źle, ale boli.
-To co idziesz jeździć czy zostajesz?? - zapytała się Monika
-Wiesz co wyjeżdżę dziś ten karnet, a jutro się zobaczy.
-Dobra czas się zbierać – powiedziała Anita.
-No na stok. – przytakną Karol
W tym czasie pozostali obozowicze szusowali w najlepsze. Nadszedł czas powrotu. Całą ekipa zameldowała się w komplecie.
-No i jak się wam jeździło?? – zapytała się Edyta
-Super, a pani jak??
-Dziękuje, dobrze.
W pensjonacie czekał już na nich gorący obiad i Paweł – syn właściciela, z propozycja, aby dziś po kolacji zorganizować dyskotekę. Wszyscy zgodzili się jednogłośnie.
Popołudnie spędzili na zwiedzaniu miasta i robieniu zakupów. Odwiedzili pijalnie główną. Po kolacji nadszedł czas aby przygotować się do dyskoteki. Męska cześć obozu wraz z Pawłem przygotowywała salę – zsuwali stoły i wynosili krzesła, a jak przystało na dziewczęta miały jeden i ten sam problem w co się ubrać. Impreza rozpoczęła się o godzinie 20, a zakończyła około północy.
W pokoju gdzie mieszkała Tyśka, Monika i Duśka nadal trwały rozmowy ale już przy zgaszonym świetle:
-Ej to kolano mnie boli, jak cholera boli, chyba trzeba będzie się przyznać...
-No pewnie tak- powiedziała Duśka
-Tysia poczekaj jeszcze może CI przejdzie, a mnie gardło boli.- powiedziała Monika
-No to super, widzę, że jeszcze ja się trzyma z tego pokoju. A wiecie, że jurto mamy jechać na Jaworzynę.
-Ej, ja się tak nie bawię. – powiedziała Tysia i Monika jednym głosem.
W tym momencie otworzyły się drzwi, do pokoju weszła Edyta.
-Dziewczyny, co to wy jeszcze nie spicie??
-Jezu, ale nas pani przestraszyła, myślałyśmy, że to któryś z panów. – pisnęła Monika
-Czyżbym była do nich podobna??
-Nie, broń boże. – powiedziała Tysia
-Dobrze, to idziecie spać, albo zostawiam otwarte drzwi...
-Tak, tak oczywiście idziemy spać. – skwitowała Magda
-To dobranoc.
-Dobranoc – odpowiedziały dziewczynki
I Edyta wyszła z pokoju. A rozmowy dalej trwały, ale już zdecydowanie ciszej.
Następnego dnia rano o godzinie siódmej była już pobudka i wszyscy na śniadanie mieli zejść w strojach narciarskich. Po śniadaniu pod Rzymiankę podjechał bus. Cała ekipa załadowała się do pojazdu. O 9:00 byli w Czarnym potoku pod dolna stacja kolejki gondolowej. Zbiórka, przebieranie butów na narciarskie, zakup karnetów i w górę zdobywać nowe umiejętności i doświadczenia. Na szczycie kolejna zbiórka:
-Ci co słabiej jeżdżą lub nie czują się na siłach jeżdżą z Panią Edytą na zielonej trasie, a reszta na czerwonej. proszę się nie wybierać na czarną trasę. – zaordynował kierownik
Nagle z tłumu wyrwał się głos, prawdopodobnie Łukasza:
-Ale jak to?? Wogule nie pójdziemy na czarna trasę??
-Nie, koło południa spotkamy się tutaj i zadecydujemy kto idzie, i kto z kadry pojedzie.
-Tak jest. – odpowiedzieli zainteresowani.
Rozjechali się. pogoda była piękna świeciło słońce, był lekki mrozik, widoczność idealna, taka, że Tarty było widać. dziewczyny aż piszczały z radości.
Wybiło południe młodzi ludzie zjechali się pod górną stacja kolejki, byli roześmiani i rozgadani. Były lekkie problemy z doprowadzeniem ich do porządku. W końcu kierownikowi się udało:
-No wreszcie mnie słuchacie. Jest południe. Decydujemy kto jedzie na czarna trasę.
-Ja nie. – powiedziała Karolina.
-Ja też. – Ala
-I ja. – Michał
-A reszta?? – zapytał pan Andrzej.
-Oczywiście, że cała reszta jedzie – powiedział Kawał Chłopa I.
-Na pewno – dopytała się Edyta.
-Tak.
-Dobra, to teraz kogo z kadry bierzemy??- rzucił Łukasz
-Najprzystojniejsza opiekunkę wszechczasów i pana Andrzeja. – skomentował Kornel
-Nie ma tak dobrze. Za dobrze by wam było- skomentował kierownik
-Ja chętnie zostanę i odpocznę – powiedział pan Andrzej
-A pani?? Idzie pani z nami??- dopytywał się Łukasz
-Tak. To co kierowniku jedziemy?? – Zwróciła się Edyta do kierownika
-No to na czarna trasę! – zakomenderował kierownik
-Jest 12:30, zjeździe sobie spokojnie dwa razy z czarnej trasy, i o 13:15 spotkamy się pod busem. – pożegnał ich pan Andrzej.
-Dobra do zobaczenia na dole.
Ekipa, która została na górze zaliczyła jeszcze kilka zjazdów i wybrała się do punktu gastronomicznego – restauracji, która znajdowała się w pobliżu wyciągu. Wypili gorącą herbatę, posilili się i nadszedł czas, aby zjechać w dół, pod busa.
W połowie stoku spotkali resztę obozowiczów. Wszyscy mieli roześmiane miny i byli bardzo zadowoleni. Nic nie wskazywał na to co za kilka minut się stało.
Ani pod nogi wjechał jakiś mało doświadczony narciarz, ona nie mając możliwości manewru przewróciła się uderzając głową o ziemie i dokładając sobie kijkiem w skroń. Kilka sekund miała ciemno przed oczami, ale gdy je przeszło podniosła się i zjechał pod busa. tam wszyscy z lekką niecierpliwością i niepokojem czekali na pojawienie się jej.
-Gdzie ta dziewczyna jest?? Przecież z czarnej trasy zjechała. Miała zjechać na dół. – niepokoił się kierownik
-Pewnie wolniej zjeżdża. – uspokajał pan Andrzej
-O jest. – krzykną ktoś z tłumu
-Ania, pozwól tu na chwilę. – poprosił kierownik.
Dziewczyna z przerażona, i przepraszająca mina podeszłą do pana Janusza i odezwała się:
-Przepraszam za spóźnienie, ale miałam mały wypadek – ze łzami strachu w oczach mówiła
-Co się stało?? Jesteś cała??
-Nic, przewróciłam się tylko, jestem cała trochę obolała, ale cała
-Przestraszyłaś nas.
-Przepraszam
Wsiedli do busa, Edyta siadła obok niej:
-Hej, można?? Co taka smutna jesteś?? – chciała zagaić rozmowę
-Tak. A nic. Zmęczona jestem.
-Na pewno?? Nic Cię nie boli?
- A jak myślisz?? Jak mnie może nie boleć skoro się wyjebałam??
Rozmowa się urwała. Dojechali do pensjonatu. Zadowolona, ale zmęczona gromadka wysypała się z auta.. Podczas obiadu wszyscy jedli, aż się im uszy trzęsły. Nawet kadra była pod wrażeniem, że z talerzy znikały ziemniaki, mięso i nawet surówki. jedna Ania tylko nic nie jadła, była smutna, przygnębiona, wyglądała jakby ja coś bolało.
-Co jest?? Czemu nie jesz?? – zapytał się kierownik
-Nie jestem głodna – odparła Ania
-Spróbuj, chociaż trochę.- proponowała kierownik
-Nie!! – i dziewczyna z płaczem wybiegła ze stołówki.
Przy stole kadry:
-Coś jej zrobił?? – zapytał pan Andrzej
-Prosiłem, żeby coś zjadła. – odpowiedział
-To może ja spróbuje z nią pogadać i przekonać żeby coś zjadła. Może uda mi się dowiedzieć co się stało, że tak zareagowała. Gdzie ona mieszka??
-O dzięki, byłbym wdzięczny. – skwitował propozycje kobiety kierownik
-A mieszka w 3. – pan Andrzej
Edyta wstała od stołu, poszła do pokoju dziewczyny. Nie było jej tam, a przynajmniej doskonale udawała, że jej tam nie ma. Gdy kobieta pukała, ta nie odzywała się. W tym momencie z obiadu wróciły współlokatorki.
-Przekażcie proszę Ani, żeby wpadła do mnie, do 9.
-Dobrze.
W pokoju Ania leżała na łóżku, nogi miała podkulone, popłakiwała i zasłoniła zasłony.
-Ej mało, co jest? – zapytała Karolina
-Głowa mnie boli, jest mi niedobrze.
-Ach. Nie udawaj. Pani Edyta tu była, chce z tobą pogadać. Prosiła, żebyś do niej przyszła.
-Dobra, ale ja do niej nie dojdę. W głowie mi się kręci. Powiedz jej, żeby tu przyszła. – poprosiła Ania
-Oki. Już idę. Powiem od razu kierownikowi, że się źle czujesz.
-Nie, proszę!- zaoponowała Ania
-Dobrze, idę do Edyty.
W tym czasie Tysia stwierdziła, że to kolano ja tak boli, że czas wybrać się do gości:
-Proszę – rozległ się głos z za drzwi
-Przyszłam powiedzieć, że mi kolano wysiadło prawdopodobnie. Kontuzja się odnowiła.
-Siadaj, co się dzieje??
-Boli, a dziś to już ledwo jeździłam.
-Dobra., to jedziemy do lekarza.
Wyszli. Tym czasem Karolina próbuje znaleźć Edytę:
-O panie Januszu, nie wie pan gdzie mogę zastać panią Edytę??
-Pewnie jest u siebie, w 9.
-Dziękuje. – katem oka zauważyła Tysię- a ty dokąd się wybierasz z kierownikiem naszym??
-Do szpitala, kolano mi wysiadło.
-To trzymam kciuki, żeby wszystko było oki.
-Dzięki, papapa.
Karolinie udało się znaleźć Edytę:
-O Ania prosi abyś, aby pani do niej przyszła.
-Możesz mówi przez ty. Co prawda nie jesteś najstarsza, ale jesteś prawa ręką kierownika. A co Ania zmieniła zdanie??
-Chyba tak, zresztą głowa ja boli, jest jej nie dobrze.
-Byłaś u panów??
-Nie, bo pan Janusz pojechał z Tysią do szpitala, a zresztą ona nie chciała.
-To chodź do was.
Była 16, kierownik dopiero wyszedł, a pan Andrzej drzemał. Edyta poszła do dziewczynek do pokoju. Gdy weszły:
-To my idziemy na górę. – powiedziała Karolina, która nie przekroczyła progu pokoju i Magda, która była w środku.
-Karolina, zaczekaj, zostań, możesz być przydatna – zwróciła się kobieta.
Edyta podeszła do łóżka Ani. Dziewczyna leżała na boku, twarzą zwrócona do ściany, popłakiwała. Niewiasta usiadła na brzegu, położyła dłoń na jej ramieniu i odezwała się łagodnym, pełnym ciepła, spokoju i opanowania głosem:
-Co się dzieje?? Źle się czujesz?
-Prze- pociągnęła nosem i chlipała dalej- przepraszam, ja nie chciałam.
-Ania nie rozumiem co mówisz, odwróć się chociaż na plecy, a najlepiej to usiądź.
Dziewczyna podniosła się, oparła na rękach. Próbowała wstać, ale opadła bezsilna na łóżko, i coraz bardziej płakała.
-Ania, chodź pomogę Ci usiąść- przekonywała dziewczynę Edyta- podnieś się chociaż trochę. Karolina pomóż mi.
-Dobra – odpowiedziały dziewczyny jednogłośnie.
Ania uniosła się na łóżku Edyta i Karolina pomogły jej usiąść i oprzeć się o ścianę. Nastolatka płakała
-Boli, zgaś światło- mówiła przez łzy.
-Głowa Cię boli, cos jeszcze? – ze stoickim spokojem dopytywała się Edyta.
Nastolatka potakująco pokiwała głową.
-Głowa tylko?? – ponownie dopytywała się kobieta
Znowu potakująco pokiwała głową i płakała dalej.
-A kręci Ci się w niej?? Jesteś w stanie zamknąć oczy i powiedzieć co widzisz??
-Nie, tylko nie to!! Nie zamknę oczu, wtedy kręci mi się jeszcze bardziej.
Była 16:40, w szpitalu Tysia została poddana RTG i USG tego kolana. Lekarz przyszedł z wynikami:
-Nie mam dobrych wieści. Kości są całe, ale ścięgna i chrząstka są w złym stanie.
-Będę mogła jeździć?? – zapytała Tysia
-W tym sezonie na pewno nie. Ale w przyszłym prawdopodobnie tak. Ale aby się upewnić na 100% musimy wykonać jeszcze jedno badanie.
-To zróbcie – odezwał się kierownik.
W Rzymiance w tym samym czasie:
-Karolina idź do panów i powiedz, że Ania się źle czuje. Ja pomogę się jej ubrać i musza jechać do lekarza.
Dziewczyna pobiegła na pierwsze piętro do pokoju kadry. Za pukała, weszła.
-Panie Andrzeju, Ania się źle czuje. W głowie się jej kręci. Mówi, że to po tym jak się przewróciła.
-Dobra. To chodź do niej. Pewnie będzie trzeba jechać do lekarza. Wezmę kurtkę i dokumenty, może od razu zadzwonię po taksówkę.
-Ale przecież Tysia jeszcze nie wróciła.
-Fakt, ale jest jeszcze pani Edyta, ona z wami zostanie. Z reszta ile lat masz?
-18. Tak, mam zrobiony kurs na wychowawców, ale nie wiem czy sobie poradzę.
-Dasz radę. Pani Edyta Ci pomoże.
I wyszedł pozostawiając dziewczynę pełna niepokoju i rozdrażnioną. Pod pensjonat podjechała taksówka, była 16:50. W pokoju Ania była już gotowa do wyjścia. Lecz ledwo stała na nogach. Edyta zaproponowała, że ona z nią pojedzie i weźmie Karolinę ze sobą żeby on został z młodzieżą. Instruktor nie zgodził się. Jednak w tym momencie Ania bezwładnie opadła na łóżko- straciła przytomność. Kobieta już wiedziała, że jest źle, że dziewczyna natychmiast musi trafić do szpitala. Doszła do wniosku, ze już czas się ujawnić, że jest lekarzem, że wie co robić, ale musi mieć zgodę pana Andrzeja na zaopiekowanie się obozowiczką.
Do pokoju weszła Karolina. Była zapłakana, nie wiedziała co ma zrobić. Powierzono jej funkcje opiekunki obozu, a tu z rodzinnej miejscowości dzwonili, że był pożar, że wszyscy zginęli. Przy życiu została tylko ona. Wiedziała, że teraz musi w jakiś sposób wyrwać się z tego obozu. Musiała wrócić do domu, przecież trzeba wszystko zrobić, powiadomić resztę rodziny. Z niepewnością obserwowała stację.
Mijały kolejne sekundy i minuty Ania nie odzyskiwała przytomności. Było z nią źle. W końcu padły odpowiednie słowa:
- Dobrze to jedźcie do szpitala, we trzy. Ja tu zaczeka na kierownika i powiem mu, że pojechałyście tam.
Edycie zmienił się wyraz twarzy, rozchmurzyła się. Z pewna ulgą przyjęła wiadomość o wyrażeniu zgody. Karolina tez się ucieszyła, że będzie potrzebna kobiecie, a nie zostanie tu sama z cała grupą i swoimi problemami.
Lekarka wzięła Anie na ręce, wyszła z budynku, a Karolina za nią. Taksówka już czekała. Opiekunka położyła Anie na tylnym siedzeniu, obeszła auto, siadła z drugiej strony, jej głowę dziewczynki położyła na swoich kolanach, Karolina siadła obok kierowcy.
-Do szpitala- powiedziała Edyta
Wyjęła z kieszeni komórkę i wykręciła jakiś numer, po chwili z kimś rozmawiała. Do Karoliny dotarły pojedyncze słowa, była tak zamyślona,
-Mam nastolatkę z urazem głowy, zaraz będziemy. Czekaj przed wejściem. Dzięki.
Dojechali pod izbę przyjęć Karolina zapłaciwszy wysiadła pierwsza, potem wysiadła Edyta. Gdy wysiadała jakaś kobieta do niej podeszła.
-Edyta Kuszyńska?
-Tak – odwróciła się- Ewa, cześć, kopę lat.
Z powrotem się odwróciła aby wziąć Anię na ręce i wnieść do budynku.
-Kogo nam przywozisz?/
-Ania.....yyy. Karolina jak ona się nazywa- zwróciła się do towarzyszki idąc prze korytarz
-Wirecka, ma 12 lat, miała dziś mały wypadek na stoku. Przewróciła się, upadając uderzyła się w tył głowy, mówiła że ja na chwile zamroczyło, a dodatkowo uderzyła się kikiem w skroń, ma siniaka.
-Dzięki
-Dobra dają tu i zaczekajcie na zewnątrz. A, a ta druga tez chora?- popatrzyła się na Karolinę
-Nie, ona jest prawą ręką kierownika i o wszystkich z obozu wie wszystko i dlatego wzięłam ją, pewnie będzie potrzebna.
-Oki, to idźcie do mnie dyżurki, pamiętasz gdzie? A ja się nią zajmę.
-Wiem, a może Ci pomóc?
-Na razie dzięki.
W sali gdzie położono Anię pielęgniarka podłączała ją do monitora, serce pracowało, oddychała sama, ale z trudem.
-Siostro, podstawowe badania, krew na grupę, RTG głowy i na OIOM.
Do dyżurki weszła koleżanka Edyty.
-A co ty tu robisz, przecież pracowałaś w Krakowie, w Prokocimiu.
-Ale już tam nie pracuję, teraz na Rzędzinie, w Tarnowie. A teraz mam urlop, przyjechałam pojeździć na nartach, jak za dawnych studenckich lat, przypomnieć sobie jak to było ja, ty, Kuba, Zosia, Bruno i Witek.
Karolina nie mogąc słuchać jak przyjaciółki trajkotały wyszła z płaczem. Nie mogła uwierzyć, że Edyta pracuje tak blisko, że jeszcze się nie spotkały.
-Co jej się stało – zapytała Ewa.
-Nie wiem. Lepiej mi powiedz co z Anką.
-Źle. Nie ma jeszcze wyników, ale tak wstępnie, zresztą co ci będę mówić przecież wiesz. Możesz do niej zaglądnąć. Weź sobie kitel, jest na 8.
-OIOM?
Przyjaciółka potakująco pokiwała głową. Edyta wyszła, myślała, że znajdzie nastolatkę przy łóżku koleżanki, ale jej tam nie było. Więc gdzie mogła być – zastanawiała się lekarka. Postanowiła sprawdzić łazienkę. Była tam, siedziała na podłodze, w kącie z nogami podkulonymi, ręce miała złożone i oparte na kolanach, a głowę oparta na rękach, płakała.
-Hej, nie płacz, z Ania będzie dobrze.
Dziewczyna podniosła głowę i nie wierzyła własnym oczom i uszom. Kobieta, która z nimi tak wspaniale szusowała na nartach jest lekarzem. Potakująco pokiwała głową, ale dalej płakała.
-Co jest, masz mi za złe, że jestem lekarzem? Nie chciałam się ujawniać, bo tak to wszyscy b uważali, że jak coś się stanie, albo ktoś coś powie to zaraz pójdę powiedzieć panom.
-Nie, nie o to, fajnie, że jesteś lekarzem. Ale to nie o Ciebie i nie o Anie chodzi.
-To o co? Powiesz mi, ale wiesz może chodźmy do Ewy, będzie nam obu wygodniej.
-Ychy
Wyszły z ciemnej łazienki na jasny korytarz, nastolatka nadal płakała. W pokoju lekarskim czekała już na nie Ewa:
-O dobrze, że jesteś, są już wyniki.
-I co?
-Sama zobacz.
-O cholera wstrząs mózgu. To dlatego nie mogła patrzeć na światło. Co robimy?
-Na razie czekamy, zobaczymy co z tego wyjdzie. A co z twoją towarzyszką?
-Nie wiem, możemy zostać same na chwilę? Musimy pogadać.
-Dobra idę do naszej pacjentki, a Edyta Janusz mi mówił, że zgłosiła się do nas jeszcze jedna od was, Justyna. Co się tam u was dzieje, jakaś epidemia czy co?
-Nie wiem, zostaw nas same.
I dr Ewa wyszła. Panie zostały same:
-No słucham co chciałaś mi powiedzieć?
-Nic takiego, tylko....- i urwała, patrzyła w róg pomieszczenia i dalej płakała.
-Może ja zacznę nazywam się Edyta Kuszyńska, jestem lekarzem anestezjologiem, razem z Ewą studiowałyśmy na medycynę na UJ. Przyjechała tu powspominać dawne czasy, pracowałam w Leśnej Górze i w Prokocimiu. Widzę, że cos cię trapi, nie bój się to zostanie miedzy nami.
Popatrzyła na Karolinę, ona nadal była smutna.
Dochodziła 20:00, Karolina wiedziała, że o tej porze w domu wszyscy siadali do wspólnej kolacji, a kiedy wróci z obozu już nie siądą razem, a zresztą zastanawiała się gdzie się podzieje, nie przytuli się do ukochanej poduszki, nie weźmie do ręki rodzinnego albumu, ani nie przeczyta swoich ulubionych książek. Nie ma już nic, nie ma już domu.
I znowu milczenie przerwało pochlipywanie.
-Edyta – odezwała się dziewczyna- dzwoniłaś do kierownika, pewnie się zamartwia. A rodzice Ani?
Twarz dziewczyny zrobiła się jeszcze bardziej smutna, pochmurniała i sprawiała wrażenie zasępionej. Dziewczyna była bardzo smutna.
-Masz rację, już dzwonię.
Wyjęła telefon z kieszeni i wykręciła nr kierownika.
-No cześć, słuchaj młoda ma poważny uraz głowy. Wstrząs mózgu. Jest nieprzytomna. DO rana czekamy co się wydarzy. Jak będzie bez zmian lub gorzej to wtedy zadecydujemy jakie dalsze leczenie. Spróbuj skontaktować się z jej rodzicami.
-A Karolina jest przydatna?
-Tak, jak najbardziej, a powiedz co z Tysią?
-Dostała leki i ma zakaz jazdy na nartach i łyżwach. A i my mamy kolejnego chorowitka. Monika padła. Ma 38oC, gardło jak burak i białe naloty na migdałach.
-Nieźle, angina. Wiesz, co przez kogoś stąd podeślę jej antybiotyk. Masz w karcie jakieś leki lub przeciwwskazania?
-Zaczekaj. Nie, nie ma.
-Dobra to dostanie Augmentin 3x1, co 8 godzin. Powinno jej pomóc, a i daj jej cos na zbicie gorączki.
-Czekaj, ty jesteś lekarzem? Nic nie mówiłaś.
-Tak jestem. A czym tu się chwalić. Musze kończyć odezwę się rano.
Jest po 20:00 do pokoju lekarskiego wpada zdyszana pielęgniarka i mówi:
-Dr Ewa prosi panią na izbę. Przywieźli rannych z wypadku.
-Już idę – zwróciła się do pielęgniarki- Przepraszam, znowu nie pogadamy, może za chwilę.
I wyszła.
Na izbie były trzy młode osoby. Były całe poranione, wyglądały jakby mieli wypadek samochodowy.
-Co się stało? – pytała Edyta
-Wypadek samochodowy. Trzy osoby. Z dziewczyną jest najgorzej. Pomożesz mi?
-Pytasz się jeszcze, zajmę się tą młodą.
Podeszła do kobiety, była młoda na oko była w wieku Karoliny, może nieco młodsza. Twarz miała całą pokrwawioną. Była pół przytomna. Zaczęła się niespokojnie wiercić na noszach. Jej klatka piersiowa zaczęła nie równo opadać i unosić się.
-Dusze się, nie mogę oddychać- szeptała panienka.
Edyta od razu sprawdziła jej płuca.
-Zestaw do intubacji, szybko – zaordynowała
Udało się dziewczynę za intubować, Edyta równomiernie wpompowywała tlen w jej płuca.
-Na salę, szybko. Uszkodzone płuca.
Edyta razem z pielęgniarką i jakimś przystojnym lekarzem zawieźli dziewczynę na salę operacyjną. Pozostali uczestnicy wypadku też byli pokiereszowani, ale nie aż tak ciężko. Kobieta, która prowadziła była kompletnie pijana i oprócz złamanego obojczyka nic jej nie było.
Jej mąż był w równie ciężkim stanie co ich córka. Obie lekarki operowały poszkodowanych. Zabiegi były skomplikowane, urazy ofiar były wielonarządowe.
W Rzymiance młodzież urządzała sobie zabawę. Siedzieli na korytarzu pierwszego piętra. Część grała w karty, część w państw – miasta, ale większość jednak czekała na wieści o Ani. Po 20 przyszedł do nich kierownik:
-Słuchajcie są wieści o Ani.
-Co z nią?
-Źle z nią, ma poważny uraz głowy, będzie musiała zostać w szpitalu. Czy ktoś z was wie, w jaki sposób skontaktować się z jej rodzicami? Bo na te numery z karty nikt nie odbiera.
-Ja jestem jej kuzynem, zaraz zadzwonię do swoich rodziców, może ciocia i wujek są i nas. – drżącym głosem powiedział Mateusz.
Chłopak dzwoni do domu:
-No cześć to ja. Jest tam ciocia i wujek?
-Tak, a cos się stało Ani?
-Daj mi ich proszę.
-No cześć. Słuchajcie mam dla was złą wiadomość Ania jest w szpitalu.
-Jezu – cicho jęknęła w słuchawce jej mama.
-Ciociu daję wam kierownika, on wszystko wie..
-Dobry wieczór, Janusz Tyka, jestem kierownikiem obozu narciarskiego. Przykro mi o tym mówić, ale państwa córka miała wypadek. Nie przyznała się dokładnie co się stało, a kilka godzin później straciła przytomność. Jest w szpitalu na intensywnej terapii. Jest z nią Karolina i dr Kuszyńska.
-Boże, aż tak z nią źle, a jak możemy się dowiedzieć co z nasza córka?
-Dam państwu numer do dr Kuszyńskiej.
-Dziękujemy.
Kierownik podał im ten numer i rozmowa się skończyła. Było około 21, obozowicze zbierali się do swoich pokoi.
W szpitalu trwała walka o życie ofiar. Operacja w której brała udział Edyta zakończyła się sukcesem około północy. Jej przyjaciółka tez o tej porze skończyła. Obydwa zabiegi były ciężkie, obie kobiety marzyły tylko o kubku gorącej kawy i jakiejś kanapce.
Edyta była pewna, że Karolinę zastanie w dyżurce, że już dawno usnęła. Nie było jej tam, za to był Marek – ten przystojny chirurg, który operował razem z Edyta, Janusz – mąż Ewy, i Ewa. Wszyscy byli zmęczeni, ale zadowoleni z rezultatów jakie osiągnęli. Edyta nie mogła usiedzieć na miejscu, niepokoiła się co z Karoliną i Anią. Wyszła z pomieszczenia, poszła na OIOM zobaczyć co z dziewczyną z wypadku i co z jej podopiecznymi z Rzymianki.
Z operowana dziewczyną było wszystko dobrze jak na obrażenia, które miała. Edytę zastanawiał cały czas fakt dlaczego Karolina nagle zrobiła się tak smutna, taka płaczliwa.
Lekarka nie zdawała sobie sprawy z tego co się wydarzyło w rodzinnym domu dziewczyny. W zamyśleniach dotarła do sali Ani, tam przy jej łóżku spała na siedząco Karolina. Edyta tylko weszła od sali aby zobaczyć co z pacjętka. Wszystko było w porządku, wyglądało na to , że to tylko zwykły wstrząs mózgu, bez żadnych powikłań. Cichutko na palcach wyszła z sali i wróciła do Ewy:
-I jak nasze dziewczyny? – zapytała koleżanka
-Dobrze. Z Ania wszystko w porządku, a Karolina śpi na siedząco przy jej łóżku, nawet jej nie budziłam. Była strasznie smutna całe popołudnie, płaczliwa. Nie mam pojęcia co się stało.
-Może to w związku z Ania. Potem pójdę zaglądnąć do nich za jakieś dwie godziny.
Po tym czasie dr Ewa po cichu, żeby nie obudzić Karoliny, weszła do sali.
-Mamo, mamusiu. Nie! Ja też chcę! – usłyszała jak ktoś mówi, mówi, ale przez sen.
Weszła dalej, to Karolina mówiła, była niespokojna, cała drżała. Ewa podeszła do niej, położyła rękę na jej ramieniu, chciała ja obudzić, uspokoić. Dziewczyna była zlana potem, twarz miała czerwoną, była rozpalona.
-Hej Karolina. Karolina, obudź się, co Ci się śniło?- próbowała wyrwać dziewczynę ze snu.
-Jezu, gdzie, co jak. Mamo jesteśmy już razem? – nerwowo zaczęła powtarzać.
-Jesteś w Krynicy, w szpitalu, koleżankę przywiozłaś. Co Ci się śniło?
-Nic.
Lekarka stała przed nią, patrzyła jak nastolatka dochodzi do siebie, znów zaczęła płakać. Kobieta objęła ja swoimi ramionami, przytuliła do siebie. Próbowała ja uspokoić i namówić na zwierzenia. Było to trudne.
Pomogła podnieść się jej z krzesła i cały czas przytulając do siebie zaprowadziła do Edyty i do reszty zespołu w dyżurce. Gdy weszły nikt nie mógł wyczytać z twarzy dziewczyny co się stało, czy to prze wypadek Ani, czy też ona się źle czuła, a może był jeszcze inny powód do płaczu, o którym nikt nie wiedział. Ewa posadziła roztrzęsiona i zapłakaną dziewczynę na kanapie w dyżurce. Pozostałe osoby bez prośby i groźby wyszły. Jakby nagle uświadomiły sobie, że mają cos ważnego do zrobienia.
-Mała co się stało? Czemu znowu płaczesz? – pytała Edyta
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, zapadła dziwna cisza, którą co kilka sekund przerywało chlip, chlip.
Było już grubo po 2 w nocy. Lekarki nie wiedziały co się stało, aż nagle cos się zmieniło. Niebo przeszyła jasna błyskawica, która przerwała ciszę, a dziewczyna nadal płacząc uniosła głowę w kierunku kobiet, odezwała się drżącym głosem.
-Mama, tato, dziadkowie, ciocia. Ich już nie ma. Ja chce do nich, dajcie mi coś, żebym usnęła i się nie obudziła.
-O boże, nie wiedziałam, a co się stało? Jakiś wypadek?- podpytywała Edyta
-Przykro mi, no już uspokój się, powiedz dokładnie co się stało, ulży Ci.
-Robili na ulicy jakiś remont, gaz wybuchł i cały płomień poszedł na nasz dom. Nic się nie dało uratować, oni nie żyją, ja tez nie ma już po co żyć. – wypłakiwała się Karolina.
W tym momencie do Ewy de nastolatka nie może sobie z tym poradzić. Wiedziała co to znaczy stracić najbliższa osobę. Sama przeżyła prawie to samo.
Mieszkali na wsi, ona była na obozie, a lato było zimne, rodzice palili w piecu kaflowym, ojciec nie zamkną pieca i zostawił poskładane drewno przy piecu, iskry poleciały. Zapaliło się w kuchni, a potem cały dom staną w płomieniach. Rodzice byli na strychu. Nie mieli szans.
Ewa postanowiła ulżyć dziewczynie, najpierw opowiedziawszy swoją historię, a potem wykonała telefon:
-Siostro, proszę przynieść do nas do dyżurki Relanium 10. Małej trzeba to podać.
Na pytanie ze słuchawki odpowiedziała przecząco:
-Nie proszę nie przygotowywać łóżka. Prześpi się tu w dyżurce. Tak będzie dla nas wszystkich lepiej.
Po kilku minutach pielęgniarka zjawiła się w dyżurce. Karolina nadal siedziała na kanapie i płakała. Pielęgniarka – Ania- chciała wykonać swój obowiązek, ale Edyta kazała jej jeszcze chwile zaczekać.
-Karolina- zwróciła się do dziewczyny- daj rękę, zaraz dostaniesz coś na uspokojenie i się lepiej poczujesz.
Dziewczyna pokiwała głową i podała lekarce rękę, ta skinęła na Anię, aby wykonała zastrzyk. Gdy skończyła Edyta położyła nastolatkę na kanapie i przykryła kocem. Karolina nadal płakała, ale ten płacz był coraz cichszy, aż w końcu usnęła. Kobieta cały czas siedziała przy niej i trzymała ją za rękę.
Reszta nocy minęła spokojnie, z ofiarami wypadku było wszystko w porządku, obozowiczka usnęła spokojnym, głębokim snem. Edyta z Ewą mogły spokojnie porozmawiać o tym co się wydarzyło w ich życiu od ostatniego spotkania.
Nastał słoneczny ranek, w szpitalu zaczęło być gwarno, wszyscy pracownicy przyszli do pracy. W dyżurce nadal panował spokój, choć zjawił się Janusz, Marek i Tomek – stażysta, sporo młodszy od pozostałych. Jako jedyny nie wiedział co się wydarzyło, dlaczego jakaś dziewczyna smacznie śpi w dyżurce. Chciał ją obudzić i wyrzucić z kanapy, ale srogi wzrok Edyty i Ewy odstraszył go.
W Rzymiance rozpoczął się ostatni dzień obozu, nikt nie wiedział co będzie z Ania i Karoliną. Pozostali uczestnicy wiedzieli, że dziś już na narty nie pójdą z solidarności z Anią, która uległa wypadkowi. Jedni zaczęli się pakować, inni nie wiedzieli co maja ze sobą zrobić, nie mogli sobie znaleźć miejsca. W pewnym momencie Magda wypaliła z tekstem:
-Kierowniku co z rzeczami Ani i Karoliny?
- Karolina przyjedzie się spakować i prosiła, żebyście jej pomogli spakować rzeczy Ani. Z racji tego, że jest pełnoletnia wraca sama, bo z nami jest jej nie po drodze. Po śniadaniu będę do niej dzwonił to wszystkiego się dowiem. A teraz chodźcie na śniadanie.
Była godzina 9:00, w szpitalu było po obchodzie, z Anią było bez zmian. Lekarze postanowili zrobić kontrolny RTG głowy i tym razem wykonali również tomografię, aby się przekonać czy nie mam krwiaka. Po tych badaniach mieli zdecydować co dalej. Karolina obudziła się i ku swojemu zdziwieniu nie wiedziała co robi w dyżurce, przecież była u Ani. Pomału zaczęło docierać, że Ewa się nią zaopiekowała i przyprowadziła do dyżurki.
W rodzinnej miejscowości Karoliny wszyscy są z szokowani tym co ostatnio się stało. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wypadku. Wszyscy się zastanawiają jak ta wiadomość przyjmie Karolina. Sąsiedzi wiedzą, że dziewczyna gdzieś wyjechała, miała szczęście.
Pod sklepem w tej miejscowości spotkało się kilku sąsiadów nastolatki. Zawsze dyskutują o polityce, pogodzie, ale dziś był inny temat, pożar i śmierć sąsiadów.
-Nie wiesz, powiadomił ktoś tą małą? – rzucił do kogoś pan w średnim wieku
-Wiesz co, nie wiem, ale pewnie zrobiła to policja. – odpowiedziała starsza pani.
-Jakim cudem, skoro nikt nie przeżył, to skąd będą mieć do niej nr telefonu? –
-Moje dziewczyny do niej dzwoniły! – kobieta, która była od lat sąsiadką dziewczyny, a jej córki się z Karolina przyjaźnią.
-I jak to przyjęła? Pewnie się ucieszyła – skwitował jakiś mężczyzna
-Nie gadaj takich głupot. Przecież oni ja naprawdę kochali, była ich jedyną córka.
-Z tego ci mi mówiły to ja zatkało, a potem się rozpłakała- skomentowała to sąsiadka.
-Proszę państwa, taka tragedia, a wy się spieracie czy ktoś rozmawiał z dziewczyną. – upomniał zgromadzonych sąsiadów ks. Mateusz
W grupce nastąpiło poruszenie, jak to ksiądz może ingerować w sprawy dziewczyny, której prawie nie zna. Jednak gdyby ni on ludzie roztrząsali by jeszcze bardziej to co się stało.
-Pni Małgosiu, można panią prosić. – zwrócił się do sąsiadki Karoliny.
-Tak, oczywiście, a coś się stało?
-Mam prośbę, pani córki przyjaźnią się z ta dziewczyną. Mogę jej jakoś pomóc?
-Jak na razie to nie bo jej nie ma w mieście, ale jak wróci to pewnie tak.
Tym czasem w Krynicy obozowicze postanowili zrobić coś dla Ani. Oni jeszcze nie wiedzieli o tragedii Karoliny. Ekipa narciarzy wpadła na pomysł, aby wykorzystać zdjęcia z Gacusiowej cyfrówki. Postanowili zrobić jakiś zabawny kolarz i jeszcze dziś wydrukować aby wszyscy się podpisali. Był jeden problem nikt z uczestników nie miał laptopa, aby to zrobić. Obozowicze udali się do panów, oni poparli ich pomysł i obiecali, że załatwia komputer.
W szpitalu już wiedziano, że przed Anią długie i ciężkie leczenie. Była po kontrolnych badaniach, niestety pojawił się krwiak, musiał bardzo mocno uderzyć głowa o ziemię. A co najgorsze nie mogła samodzielnie oddychać, była zaintubowana. Karolina od momentu dojścia do siebie była cały czas przy jej łóżku nie mogła uwierzyć w to co się dziej wokół niej.
Do sali weszła Edyta:
-Hej, już wszystko wiemy. Ania będzie miała za chwile operację. Będzie ja operować Ewa z Januszem. Będzie dobrze.
-Ychy, a możemy już wrócić do reszty? Chciałabym się spakować i jak najszybciej wrócić do domu, do jego zgliszczy – za smutkiem w głosie powiedziała Karolina.
-Jasne, chodź, powiemy Ewie, że wracamy do ośrodka, żeby dała nam znać jak będzie po wszystkim.
I wyszły ze szpitala. W ośrodku czekała reszta obozu. Udało się zrobić ta pamiątkę dla Ani. Dziewczyna podpisała się na niej , poszła do siebie. Spakowała się. Nikt nie wiedział dlaczego jest smutna. Jedyna Edyta to wiedziała.
Była pora obiadowa od Ewy nie było żadnych wieści. Nastolatka była już spakowana i gotowa do wyjazdu. Przeszła po pokojach , pożegnała się z ekipą, zjadła obiad, już chciała wychodzić do autobusu, gdy Edyta ja zawołała:
-Udało się!! Ania za kilka godzin powinna się obudzić, a do tygodnia zostanie przetransportowana do Prokocimia.
-Dzięki. Chciałam się pożegnać wracam dziś do domu, a raczej od jego resztek. Mam nadzieje, że się spotkamy. Nasze miasto to duża wioska.
-Zadzwoń jak już sobie poukładasz w życiu. A gdzie teraz będziesz mieszkać?
-Nie wiem, albo u sąsiadów albo u znajomych pod miastem.
-Dobra to się trzymaj i do miłego.
-No od miłego, papapa, dzięki za wszystko.
Uściskały się na pożegnanie. Karolinie pojawiły się łzy w oczach. W drodze do domu zastanawiała się jak to będzie, co tam zastanie.
W rodzinnej „wiosce” była o 18:00, nie dzwoniła od nikogo. Pojechała do domu, tam zastała resztki budynku, a na furtce napis „Do rozbiórki nie wchodzić!! Grozi zawaleniem!”. Znowu łzy stanęły jej w oczach. Nie miała pojęcia co z sobą zrobić, wyjęła klucz z kieszeni, chciała wsadzić go do zamka i wejść na podwórko, nie było to konieczne. Furtka była otwarta, pchnęła ja i weszła na ogród.
Było ciemno , zimno, mróz trzymał, a ona nie miała gdzie wejść, gdzie się ogrzać. Usiadła na resztkach muru i płakała. Nagle, ni stad ni zowąd pojawiła się jakaś postać. Postać mężczyzny, niskiego, okrągłego, ubranego na ciemno. Nie widziała jego twarzy, nie miała pojęcia kto to jest. Gdy ten zbliżył się do niej zobaczyła znajoma twarz, twarz ks. Mateusza.
-Karolina – zapytał niepewnym głosem, ale ciepłym i pogodnym.
Milczenie i tylko płacz.
-Chodź, pomogę Ci. Możesz przenocować u mnie, albo chodź do sąsiadów. Może u Nowaków?
-Nie! – stanowczo się sprzeciwiła
Kapłan nie wiedział co począć. Postanowił spróbować jeszcze raz:
-Nie możesz tu zostać. Zamarzniesz, albo w najlepszym wypadku będziesz chora. Szkoda zdrowia. Przenocujesz u mnie.
-Nie to już wolę w noclegowni. - odpowiedziała lodowato obojętnym tonem.
-Dobra to zaprowadzę Cię tam.
Dziewczyna się zgodziła. Ta noc jak i jeszcze kilka kolejnych w domu samotnej matki, u znajomego ks. Mateusza, ks. Krzyśka. Po telefonie od kolegi od razu się zgodził. Karolina szybko zasnęła, była tam ciepło, dach nad głową i ciepły posiłek.
Minęło kilka tygodni, nastolatka nie mieszkała już w domu samotnej matki od kilku dni. Jej sprawy potoczyły się inaczej. Potrzebowała wsparcia, miała problemy z majątkiem i oszczędnościami, które zostawili rodzice, cioci i dziadkowie. Nie wiedziała do kogo się zwrócić, nie miała pieniędzy na prawnika. Z pomocą przyszła jej koleżanka z klasy:
-Słuchaj moja ciotka jest adwokatem...
-Serio, a mogła by mi pomóc?
-Zaraz się dowiemy.
Wyjęła telefon i wykręciła numer:
-Cześć ciociu, mówi Zuzia. Mam pytanie, moja koleżanka ze szkolnej ławy potrzebuje pomocy prawnej. Pomożesz jej?
-Tak, oczywiście, a o jaką jej pomoc chodzi?
-Z tego co wiem to chodzi o sprawy majątkowe. Zresztą ci ja dam.
-Dzień dobry. Nazywam się Karolina Nowak, pewnie pani słyszała o tym pożarze ze stycznia. To właśnie mnie dotknęło, wszystkie oszczędności mi się skończyły, a wiem, że mamy jakieś pieniądze, nie wiem jak je zdobyć.
-Dobrze to przyjdź do mnie, do kancelarii i postaramy się to jakoś załatwić. Może być dziś o 15:00?
-Tak, będę, Do widzenia.
***

Edyta od miesiąca pracowała w tarnowskim Nowym Szpitalu. Zarówno koledzy i koleżanki z pracy, jak i pacjęci chwalili sobie jej umiejętności, podejście do pracy i styl bycia. Była dla wszystkich miła i uprzejma, nie owijała w bawełnę nawet najgorszej prawdy. Nurtowała ja sprawa Ani i Karoliny. Ani jedna ani druga nie dawała znaku życia. Nie wytrzymała i zadzwoniła do Ewy :
-Cześć Ewcia.
-Hej, no wreszcie się odzywasz.
-No wiesz miałam trochę roboty, ale nie o tym chciałam pogadać. Powiedz mi co z Anią??
-Ta Anią ze stycznia?
-Tak, właśnie z nią. Jest u was czy w Prokocimiu?
-W zeszłym tygodniu przetransportowaliśmy ja do Krakowa. Było z nią już dobrze, doszła do siebie. I wiesz co powiedziała, że za rok tu przyjedzie pokazać jak jeździ, że już wszystko jest ok. A co z Karoliną?
-To super! Wiesz co nie mam pojęcia, od miesiąca nie widziałam się z nią, ani nie rozmawiałam. Zapadła się chyba pod ziemię.
-Aha. Dobra to się trzymaj i odezwij się jak będziesz coś więcej wiedzieć o Karolinie.
-Dobrze, pozdrów Janusza.
Rozmowa się zakończyła Edyta była zadowolona że Ania się dobrze czuła, że było z nią dobrze po tak poważnym wypadku.
***
Karolina zanim poszła do cioci Zuzi wróciła jeszcze do resztek domu. Był początek marca, mróz i śnieg trzymały w najlepsze, a nastolatka była ubrana jakby to była wiosna. Miała na sobie adidasy, cienkie spodnie i polarek. Trzęsła się z zimna.
Zbliżała się 15:00 wiedziała, że musi już iść, ale chciała, chciała jeszcze raz popatrzeć na ruiny. Nagle powróciły wszystkie wspomnienia. Tu był jej pokój, tam sypialnia rodziców. Ten nagły przypływ wspomnień wytrącił ją z równowagi. Zupełnie zapomniała, że była umówiona. Chodząc po zgliszczach co rusz znajdowała jakieś rzeczy.
Mieszkanie jej koleżanki w którym mieszkała sprawiało wrażenie zbyt małego na nie dwie. Basia – jej koleżanka – była studentką pochodziła spod Tarnowa, zajmowała mały pokoik. Karolina zaś dostała salon, a w nim od miesiąca przybywało kartonów z rzeczami przyniesionymi z domu.
Nagle Karolinie zadzwonił telefon:
-Gdzie jesteś?? Miałaś być 30 min temu?? Ciotka się denerwuje!!
-Już idę, będę za 5 min. Jestem w domu, znalazłam jeszcze parę rzeczy, a zwłaszcza jakieś dokumenty i swój pamiętnik.
-Dobra, to przychodź.
-Ychy. – w słuchawce rozległa się cisza, a Zuzia usłyszała huk. Jakby ktoś się przewrócił lub ktoś bezwładnie osuną się na ziemię. Tak cisza trwała kilka minut. Zuzia nie wiedziała co robić, powtarzała do słuchawki – Karolina, Karolina, odezwij się.
Do pokoju weszła jej ciotka. Była zdziwiona, że dziewczyny jeszcze nie ma bo przecież rano jak rozmawiały to odniosła wrażenie, że jej pomoc jest dziewczynie bardzo potrzebna.
Dochodziła 16:00 Karoliny jak nie było tak nie ma, Zuzia nic nie powiedziała ciotce o tym co słyszała w telefonie. Była pewna, że koleżanka już jedzie. Jeszcze raz wybrała numer przyjaciółki. Nie odbierała. Coś się w Zuzi odblokowało. Pożegnała się i wyszła. Zastanawiała się gdzie może być Karolina. Doszła do wniosku, że pojedzie zobaczyć do resztek domu, może wspomnienia ja przytłoczyły i siedzi gdzieś zziębnięta i zapłakana. Na miejscu była za pół godziny. To co tam zastała przeraziło ją.
Jej przyjaciółka leżała na ziemi, twarzą do ziemi. Było zimno, od momentu gdy ostatni raz z nią rozmawiała minęła godzina. Podeszła do niej, bała się, spodziewała się najgorszego, byłą święcie przekonana że nie żyje, ale pamiętając co było na nudnym, ale teraz jakże przydatnym PO, podeszła bliżej, przyłożyła opuszki palców do jej nadgarstka nie czuła pulsu. Zaczęła panikować, w myślach usiłowała sobie przypomnieć co robić dalej, nagle ktoś przechodził obok furtki, nie wiedziała czy za wołać czy nie....Ta osoba wykonała pierwszy krok, widziała młodą dziewczynę pochylona nad jakąś postacią, popchnęła uchylona furtkę i weszła. Kobieta była młoda, wyglądała na 30 może 35 lat, nie więcej, była ubrana na sportowo, miła zielona kurtkę z kapturem i dżinsy, żadnej torebki, Zuzia nie wiedziała co ma robić czy może jej zaufać... Lecz kobieta odezwała się:
-Coś się stało?? Jestem Aśka.
-Chlip, chlip, chlip, Kkaarr – przerwała i znów pociągnęła nosem i patrzyła się na przyjaciółkę leżącą na ziemi.
-Odsuń się – poprosiła, przyłożyła rękę do szyi dziewczyny- żyje. Ma chyba gorączkę, a z tobą co?
-Jaa, doobbbrzeee- przez łzy, całą się trzęsąc odpowiedziała.- Pomożesz nam?
-Tak – wzięła do ręki telefon i zadzwoniła na pogotowie – Mam nastolatkę gorączka, wyziębienie, rozwalona głowa, problem z oddychaniem. – padły jej słowa, podała adres.
W ciągu 5 min przyjechało pogotowie, zabrali Karolinę i Zuzię. Aśka dopytała się gdzie i powiedziała, że tam przyjedzie. Dziewczyny zostały przywiezione do Nowego Szpitala. Tam dyżur miała Edyta.
-pani doktor, dwie nastolatki. Jedna nieprzytomna, kłopoty z oddychaniem, gorączka, uraz głowy. Druga wyziębiona, chyba ma już gorączkę, przerażona.
-Dobra idę już.
Na izbie przyjęć Edyta rozpoznała Karolinę. Próbując do niej dotrzeć poklepała ją dłonią po twarzy:
Karolina, słyszysz mnie, obudź się.
Wszyscy patrzyli się na nią ze zdziwieniem skąd zna dziewczynę. Ale nikt nie odważył zadać się takiego pytania. Lekarka zbadała nastolatkę i kazała pielęgniarce zapisać co ma zrobić, jakie leki podać i że dziewczyna ma trafić na OIOM. Podeszła do Zuzi ta nadal się trzęsła i płakała. Kobieta objęła ją swoim ramieniem, przytuliła do siebie i powiedziała:
-No już nie płacz, jesteście bezpieczne. Zaraz będzie dobrze – skinęła na pielęgniarkę aby podała dziewczynie cos na uspokojenie.
-Co z Karoliną, co z nią? Co jej jest? Gdzie ona jest? – mówiła cały czas wylewając litry łez.
-Jest pod dobra opieką, ty też. Więc już nie płacz, będzie dobrze. Boli Cię cos? – dodała pospiesznie
-Trochę gardło i głowa.
Edyta dotknęła czoła dziewczyny, było gorące, wzięła od pielęgniarki termometr i wsadziła dziewczynie pod pachę. Nastolatka ledwo stała na nogach, nadal się trzęsła, lekarka pomogła położyć się jej. Gdy wyjęła termometr miała nie zadowolona minę.
-Masz stan podgorączkowy. Gardło tez mi się nie podoba, a te krosty na ciele to co to jest? Od dawna je masz?
-Nie wiem, ale to pewnie alergia, albo coś mnie dopiero bierze.
-W takim razie zostaniesz na noc. Jak nic się nie będzie działo to jutro wrócisz do domu.
-Ychy, co z nią co z Karoliną?
-Będzie wszystko dobrze, a teraz odpocznij.
Wyszła z izby przyjęć, poszła do dyżurki, a potem do Karoliny. Ta miała wysoką gorączkę, problem z oddychaniem, była nieprzytomna. Edyta miała w rękach jej wyniki badań, nie mogła uwierzyć własnym oczom, to było nie możliwe. Z dokumentów wynikało, że dziewczyna ma ciężkie zapalenie płuc, prawdopodobnie chodziła z nim od jakiegoś czasu, Edytę niepokoił również wysoki poziom białych krwinek i bardzo zła morfologia. Miała nadzieje, że to wszystko przejdzie gdy antybiotyk zacznie działać i trochę odżywi dziewczynę chociażby na początku samymi kroplówkami.
Gdy weszła do sali Karolina była nadal nieprzytomna i rozpalona. Edyta podeszła do jej łóżka, wzięła jej dłoń w swoją. Zaczęła do niej mówić, wierząc, że ta je usłyszy i zrozumie:
-Cześć, w fajny sposób się znowu spotykamy. Z Anią jest już prawie dobrze, jest w Prokocimiu na rehabilitacji. Pamiętasz Ewę? Pytała się o ciebie, obiecałam jej że się odezwę gdy się znowu spotkamy. Nie przypuszczałam, że to będzie w takiej sytuacji. Na razie nie będę do niej dzwonić, bo przecież ta twoja choroba to nic poważnego.
Pacjętka poruszyła się, aparatura zaczęła dawać sygnały, że źle się dzieje. Dobrze, że Edyta była tak blisko. Nastąpił kryzys. Nastolatka miała coraz większe problemy z oddychaniem, lekarka doszła do wniosku, że nie ma co czekać, tylko trzeba dziewczyna intubować.
Zuzia miała gorączkę, jej wyniki były dobre, wyglądało na to, że tylko jest przeziębiona, albo to tylko nerwy wywołały taka reakcje organizmu. Do jej sali weszła Edyta, która wracała od jej przyjaciółki.
-Cześć, jak masz na imię?
-Dzień dobry, Zuzia, a Pani?
-Edyta, po prostu Edyta. Jak się czujesz?
-Głowa mi pęka i gardło, wszystko mnie swędzi. A co z Karoliną?
-Będzie dobrze, teraz musisz sama dojść do siebie, pokaż to. – podeszła bliżej żeby oglądnąć ciało dziewczyny, chrosty się powiększyły, ale gorączka ustąpiła. Edyta nie bardzo wiedział co się dzieje. Stwierdziła, że to może być reakcja na jakiś lek i się zapytała dziewczyny. – Jesteś na coś uczulona? Jakieś leki?
-Nie, na leki nie, ale na cytrusy.
-Zjadłaś coś takiego ostatnio?
Zuzia przepraszająco popatrzyła na kobietę i potakująco pokiwała głowa, znowu zaczęła płakać i przepraszać za to co zrobiła.
-Już nic się nie stało, zaraz dostaniesz wapno i będzie dobrze.
Wyszła z sali.
Rodzice nastolatki byli już w drodze do szpitala, nie mieli pojęcia co się stało. Ich córka była w szpitalu. Byli przerażeni i pewni, że ich córka wpadła pod samochód czy cos w tym rodzaju. Ich córce na szczęście nic nie było, gdyby nie ona i Aśka jej koleżanka byłaby w strasznych kłopotach. Gdy dotarli z Zuzia było już dobrze, nie płakała, gorączka spadła, wysypka tez sprawiała wrażenie mniejszej.
-Córeczko, kochanie, nic ci nie jest? – niemalże ze łzami w oczach powtarzała jej mama.
-Nie, ze mną ok. Karolina, wiecie co z nią? Była ta pani doktor powiedziała, że będzie dobrze, ale co z nią okropnie się trzęsła.
-Nie, nie mam pojęcia, ale co się stało?
-Mamo nie ważne! Idę do niej! – wykrzykując wybiegła z sali
Wybiegając z sali wpadła na Edytę
-Co się stało? Gdzie tak pędzisz?
-Karolina co z nią, ja muszę do niej!!
-Jak na razie to wracaj do sali, do łóżka.
-Nie! Ja muszę do niej!
Wyrwała się kobiecie i pobiegła przed siebie, zupełnie nie wiedząc gdzie szukać przyjaciółki. Nagle wpadła na jakąś kobietę. Zdawało się jej, że już ją gdzieś widziała.
-Przepraszam, nie chciałam. – wypaliła jak z procy
-Nic nie szkodzi. Na przyszłość patrz przed siebie i pod nogi. – odpowiedziała Zuzia
Dziewczyna chciała biec dalej, ale nagle zakręciło się jej w głowie, prawie upadła, ale kobieta na która wpadła zdążyła ja złapać i wziąć na ręce.
-Siostro, szybko, coś z ta małą! Szybko!
-Już, proszę tu ja położyć. O matko ma gorączkę.
Zuzia była rozpalona, bardzo niespokojna, pociła się. Do zabiegowego weszła Edyta, gdy zobaczyła w jakim stanie jest dziewczyna załamała ręce. Nie spodziewała się, że gorączka może wrócić tak szybko i z taką siłą.
Rodzice dziewczyny byli zaniepokojeni nieobecnością córki. Zaczęli ją szukać, udali się do dyżurki, ale tam nikogo nie było, poszli do zabiegowego, zobaczyli swoją córkę leżącą na kozetce, była rozpalona i cała spocona. Matka nie wytrzymała, łzy napłynęły jej do oczu, płakała, przez łzy wołała:
-Zuziu kochanie, nie, nie rób mi tego co twoja starsza siostra. Bogdan – zwróciła się do męża roztrzęsionym głosem – przecież tak zaczęło się u Joli, tylko nie to, nie zniosę walki z tą chorobą jeszcze raz.
W dyżurce był ruch, Edyta nie bardzo wiedziała co jest grane, gorączka rosła, na ciele dziewczyny czerwone plamy powiększyły się. Dziewczyna była coraz bardziej niespokojna. Do uszu Edyty dotarł słabiutki głos pacjętki:
-Głowa, głowa boli. Wszystko swędzi!
-Już, już spokojnie. Coś jeszcze cię boli, albo swędzi?
-Nie – wyszeptała.
Jej matka była coraz bardziej przerażona, już w czarnych kolorach widziała swoją małą Zuzię podłączoną do tej samej aparatury co Jola – jej starsza siostra, która zachorowała po kilkumiesięcznym pobycie w Afryce przed laty.
Po wstępnych badaniach Edyta wyszła do rodziców dziewczynki:
-Pani doktor co z nią? To zapalenie opon mózgowych prawda? Połączone jeszcze z sepsą i wysiewem komórek nowotworowych?
-Nie, jeszcze nie wiem dokładnie co jest Zuzi, potrzebna nam państwa zgoda na wykonanie punkcji płynu mózgowo – rdzeniowego.
-Tak róbcie. Ratujcie moje dziecko! – krzyczała przez łzy
-Edyta – zwróciła się do lekarki inna lekarka, która wracała z innej części szpitala.
-Tak?
-Słuchaj jesteś potrzebna na OIOMie, ta mała zaczyna dochodzić do siebie. Zajmę się nią – wskazała na Zuzię.
-Dobrze, dzięki. Tu masz wszystkie dokumenty i kartę choroby. Kinia nie wiem co bym bez ciebie zrobiła – z lekkim sarkastycznym uśmiechem na twarzy odpowiedziała.
W Prokocimiu Ania pomału zaczynała myśleć o powrocie do domu. Jednak chciałaby podziękować Ewie i Edycie, za to co dla niej zrobiły. Był jeden problem nie miała do żadnej nr telefonu, a z Karoliną nie mogłą się skontaktować.
-Hej!! Można?? – do sali dziewczyny głowę wrzuciła Tysia
-Cześć! Jak mnie tu znalazłaś?
-Sama wysłałaś mi smsa, żebym wpadła.
-Dzięki, w sumie to nie wierzyłam, że przyjdziesz. Mam sprawę. Chciałabym skontaktować się z dr Ewą i Dr Edytą, ale nie wiem jak. Karolina nie odpowiada.
-Hmmm, wiesz co ja mam do Edyty nr, ale nie wiem czy on jest aktualny. A po za tym nie jestem sama.
-Kogo jeszcze przyprowadziłaś?
-ak pójdziesz ze mną do świetlicy to się przekonasz, a właśnie kiedy cię wypuszczają?
-Nie wiem, ale podobno na dniach. Jak pomożesz mi się ubrać to przejdę się z tobą.
-Jasne!
Dziewczyny poszły do świetlicy, Tysia kazała Ani zamknąć oczy przed wejściem do sali. Ta zrobiła jak jej kazano. Gdy wchodziły w sali było ciemno i cicho. Justyna na migi ekipie z obozu co mają robić. Byli również panowie. Młodzież próbowała zaprosić Edytę, ale było to nie możliwe, bo miała w tym czasie dyżur w szpitalu.
W momencie gdy nastolatka usiadła na krześle przykazano jej otworzyć oczy, światła były jeszcze zgaszone. Nagle rozległ się śpiew:
-Sto lat, sto lat....
Ani napłynęły łzy do oczu, ktoś zapalił światło, nie mogła uwierzyć w to co widzi. Nie zapomnieli o niej! Była szczęśliwa, już nie pamiętała kiedy tak szczerze się śmiała. Przyszedł najważniejszy moment:
-Aniu, jako ta wybrana mam coś dla ciebie, od nas wszystkich, z naszymi podpisami. Mam nadzieję, że za rok znów się spotkamy. Proszę to dla ciebie. – wręczyła jej mała paczusię
Wzruszyła się , rozpłakała ze szczęścia, nie wiedziała jak ma dziękować. Była tak szczęśliwa i zadowolona z odwiedzin, że zupełnie zapomniała o kolacji i lekach. Nagle uświadomiła sobie, że potrzebuje kontakt z Edyta i Ewą, i że powinna wrócić na oddział.
Dochodziła 20:00, przyjaciele poszli, namiarów na kobiety Ania jak nie miała tak nie ma.
W Nowym Szpitalu trwała walka o życie i zdrowie Karoliny i Zuzi. Choć Karolina oddychała już sama, nadal miała gorączkę, a antybiotyk, który zastosowano nie działał z należytym efektem, a u Zuzi wykryto ospę wietrzną i podejrzewano uszkodzenie nerek. Było z nią źle. Jej rodzice - którym Edyta poradziła aby pojechali do domu- obarczali winą raz siebie, a raz tą jej przyjaciółkę, jak ją określali „sierotą na własne życzenie”.
Mijały godziny, było około 5 nad ranem do dyżurki wpadła przerażona pielęgniarka.
-Szybko, Zuzia!!
Edyta wraz z drugim lekarzem – przystojnym internistą- Michałem zerwali się na równe nogi – i pobiegli do sali. A to co tam zastali mile ich zaskoczyło, ale jednocześnie przeraziło. Na ciel dziewczyny nie przybyło krostek, gorączka spadła, ale nastąpił gwałtowny krwotok z nosa. Nie mieli pojęcia co się dzieje. Doszli do wniosku, że należy wykonać badania na krzepliwość krwi , że to może jest przyczyną choroby, a nie to co przypuszczali. Lekarka nie wiedziała czy to jest hemofilia, czy też coś innego. Jednak zdawała sobie sprawę, że hemofilia występuje u mężczyzn, przyszedł jej do głowy jeszcze jeden pomysł.
-Mateusz, a zróbmy badanie na zawartość kwasu acetylosalicylowego we krwi tej młodej. Może to jest przyczyną krwotoków?
-Wiesz co nie wydaje mi się, ale możemy to zrobić, i jeszcze płytki i poziom krzepliwości. Może jej czegoś brakuje?
-Możliwe, ale jak dla mnie to coś przedawkowała. Zobaczymy jak przyjdą wyniki.
Było grubo po północy, Karolina nadal miała gorączkę, ponownie wystąpiły zaburzenia oddechu. Dopiero teraz lekarzom przyszedł do głowy pomysł, aby sprawdzić czy przypadkiem dziewczyna nie zaraziła się od Zuzi, czy aby nie zmienić antybiotyku.
Za oknem świtało, lekarze z niecierpliwością czekali na wyniki dziewczynek. Edyta nie mogła sobie darować, że wcześniej się nie skontaktowała z Karoliną. Z poczucia obowiązku krążyła pomiędzy ich salami. Zuzi jeszcze nie miała okazji poznać bliżej, ale wierzyła, że wyjdzie z tego i nadarzy się taka okazja. Było około 6:00, słońce pojawiło się na szarym marcowym niebie, pierwsze ptaki zaczynały swoje trele. W dyżurce lekarskiej były już „świeże bułeczki” – najnowsze wyniki badań dziewczynek, z obydwoma było bez zmian, choć może z Karoliną było nieco lepiej niż jeszcze 6 h wcześniej.
-O Edyta dobrze, że jesteś, zobacz na to...- Mateusz podał jej plik wyników.
-Jednak wyszło na moje – lekkim uśmieszkiem spojrzała na niego – Zuzia nadużyła aspiryny, stąd te krwawienia, o a Karolina ma już dobry poziom leukocytów, ale reszta mi się nie podoba, to OB. I morfologia. Tyle przeszła, a teraz jeszcze się jej jakieś świństwo przyplątało.
-Będzie dobrze, wyciągniemy ja z tego. A właśnie, wy się znacie?
-Tak, to co robimy? – chcąc zmienić temat zapytała się.
-Bo widać to po twoim zaangażowaniu w walkę o jej życie, tak bardzo się nią przejmujesz, tak jakby to była twoja córka....- i tu urwał bo Edyta się na niego popatrzyła wzrokiem, który jak by mógł to by go zabił na miejscu
-Nie jest moją córką i nikim z rodziny. To co robimy? – ponowiła pytanie, nie mając ochoty rozmawiać o tej sprawie.
-Ja bym poczekał na Kingę, żeby wyraziła swoją opinię i podejmiemy decyzje co dalej.
-Wiesz co, sorry, że to powiem, ale jesteś dupa, a nie lekarz. Czekasz na kogoś, żeby podjąć decyzję czy ratować życie ludzkie?! To nie pojęte, a co przyrzekałeś?
-Nie – ostro zaoponował- Więc tak, Karolinie trzeba powtórzyć morfologie i dodatkowo badania w kierunku anemii. Podałbym jej żelazo i przetoczył krew. A Zuzi, jej trzeba podać coś na krzepnięcie i za kilka godzin powtórzyć badania.
-Brawo, po prostu cudownie!!- podniesionym głosem mówiła zdenerwowana lekarka – Nawet nie wiesz co podać pacjętce! Ile lat już pracujesz?
Do dyżurki weszła Kinga, była zdziwiona, ale i zadowolona z zachowania koleżanki.
-No wreszcie ktoś mu wygarnął, a co z dziewczynkami?
-To ja o czymś nie wiem? – zdziwionym głosem zapytała Edyta
-Potem ci powiem, a teraz zajmijmy się dziewczynkami.
-Prawidłowo, to są ich wyniki, nie jest dobrze, ale tragicznie tez nie!
Podała koleżance wyniki, ta je obejrzała i zwróciła się do Edyty:
-Zuzi trzeba dać płytki, a Karolinie żelazo i transfuzja.
-Też tak myślę, a dodatkowo skonsultowałabym ją z hematologiem.
-Można by to zrobić, ale nie znam żadnego dobrego.
-Mam kolegę jeszcze z Prokocimia, co prawda dziecięcy, ale myśl, że się zgodzi pomóc.
Była 7:30, Karolina była blada, prawie biała jak ściana, jej wargi były suche, spękane, pojawiły się pierwsze strupy. Gdy do jej sali weszła Edyta dziewczyna była przytomna, gorączka spadła, oddychała sama. Była słaba, ale na widok znajomej twarzy uśmiechnęła się, próbowała się odezwać, ale Edyta uprzedziła ją, siadając przy jej łóżku odezwała się:
-Cześć, fajnie, że się obudziłaś. Mam dobre i złe wieści. Od czego mam zacząć, pomyślmy. – ciepłym, pełnym pocieszenia wzrokiem spojrzała na dziewczynę- zaczniemy od złej. Masz bardzo silna anemię, twoje wyniki wysłałam do hematologa, nie wykluczone, ze będzie potrzebna chemia. A dobra to to, że wygrywasz z zapaleniem płuc, a po za tym z Ania jest już prawie dobrze. Teraz trochę cię odżywię i spróbuję poprawić twoja morfologię.
Edyta wstała od jej łóżka, skierowała się w stronę tacy, na której leżał worek krwi. Zaczęła go podłączać, gdy Karolina pociągnęła ją za rękę. Zaczęła coś mówić, ale słowa grzęzły jej w gardle. Edyta nie rozumiała o co jej chodzi, w kieszeni fartucha miała telefon, Karolina pokazała o co jej chodzi.
-Chcesz swój telefon? – zapytała kobieta
Dziewczyna przecząco pokręciła głową. Zaczęła pokazywać coś, Edyta domyśliła się, że dziewczyna chce jej coś powiedzieć. Wyjęła telefon, dała jej go ta na klawiaturze wystukała swoją odpowiedź.
-Co z Zuzią?
-Nieźle.
Kinga poszła do Zuzi, gorączki nie miała wszystko wskazywało na to, że główna choroba została powstrzymana. Jednak nadal były krwawienia z nosa. Lekarka podeszła do dziewczyny:
-Cześć Kinga, jestem. Tak jak Edyta jestem lekarzem. Wiemy już co jest przyczyną twoich krwotoków. Wiesz, że źle zrobiłaś.
-Wiem – prawie płacząc powiedziała- co teraz będzie? Ja mam już dość tego.
-Dostaniesz płytki i zobaczymy co będzie dalej. Jeśli krwawienia ustąpią i krosty przestaną swędzieć i będą się ładnie goić to pewnie w przyszłym tygodniu wrócisz do domu.
-Proszę pani, a co z Karoliną?
-W porządku, już się też obudziła, ale teraz nie myśl o przyjaciółce, tylko o swoim zdrowiu. No za parę godzin powinnaś poczuć się lepiej.
-Dziękuje.
Lekarka wyszła od dziewczyny.
Karolina chciała dalej pytać o coś, ale Edyta zabrała jej z ręki swój telefon.
-Przyjdę za dwie godziny, wtedy przyniosę ci twój telefon, a teraz spróbuj się przespać.
Nie mogąc nic odpowiedzieć tylko pokiwała głową.
Minęły trzy godziny, krew skończyła się w kroplówce, Karolina czuła się trochę lepiej. Przez je głowę przeszła myśl zapomniała sobie o mnie, miała być godzinę temu, chyba się na nią obrażę jak przyjdzie. A tym czasem jej wyniki nie poprawiły się. Lekarki doszły do wniosku, że nie ma co dalej oszukiwać dziewczyny i trzeba jej powiedzieć o opinii hematologa. Ale wcześniej ucięły sobie małą pogawędkę.
-A właśnie Kinga miałaś mi powiedzieć o Mateuszu.
-Dobra, ale niech to zostanie między nami. To się zdarzyło rok temu, od tamtej pory jest tchórzem. Zmienił się nie do poznania.
-No jasne, ale co się stało?
-Jako pacjentkę miał nastolatkę, gdzieś ja znalazł jak szedł do pracy. Mówiła, że uciekła od ojca który się nad nią znęcał. Była rzeczywiście cała w siniakach, złamania świeże i takie, które się zdążyły zrosnąć. Okazało się, że trzeba będzie operować to świeże złamanie, wszystko poszło dobrze, ale kilka dni później nastąpił kryzys, zapalnie płuc, wydawało się, że to już koniec, ale i z tego ją wyciągnęliśmy. Po dwóch miesiącach wyszła, po tygodniu wróciła z gorączką i zawrotami głowy. Mówiła, że to prze ojca. Mateusz zrobił RTG, nic nie wyszło, wypuścił do domu. Po kilku godzinach przywieziono ją do nas nieprzytomną, niewydolna oddechowo. Po tomografii wyszło szydło z worka, krwotok pod pajęczynówkowy. Pomimo szybkiej interwencji nie udało się jej uratować. Po tym fakcie załamał się i przestał sam podejmować decyzje w bardziej skomplikowanych przypadkach.
-To straszne, załamał się rzeczywiście, a ja mu jeszcze tak nagadałam.
-Nie przejmuj się, może cos do niego dotrze.
-Możliwe. – zamyśliła, nagle z zamyśleń odezwała się – Która jest godzina?
-11:00, a co?
-O cholera, Karolina mnie zabije, miałam być 1,5 godziny temu. Idę do niej. Aha widziałaś jej wyniki po transfuzji i opinię hematologa? Idę jej powiedzieć, że jest źle.
-A nie lepiej poczekać jeszcze i podać jeszcze raz krew i cos na odżywienie?
-Może i masz rację... Zobaczę jak od niej wrócę.
Wyszła z dyżurki.
Było po 11:00 krew skończyła się. Karolina leżała na łóżku, oddychała sama, była podłączona do dziwnej aparatury. Jej twarz nie była już taka blada, dziewczyna czuła się lepiej. Miała siłę mówić, nawet chciała wstać z łóżka.
Tym czasem w dyżurce były już wyniki badań dziewczyny. Nie napawały optymizmem. Edyta postanowiła, że powie jej całą prawdę o chorobie i konsultacji z hematologiem.
-Cześć, widzę że już ci lepiej.
-Tak, jestem dużo silniejsza
-To dobrze, bo musimy pogadać o twojej chorobie....
-Co mi jest? Przecież miałam zapalnie płuc i coś jeszcze, ale czuje się dużo lepiej!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:48, 04 Sie 2007    Temat postu:

dziel na dwa bo w jednym sie nie miescilo. II Krynica cz. 2

-Płuca się ładnie leczą, ale anemia jest bardzo zaawansowana. Konsultowałam to z moim kolegą z Krakowa, hematologiem, przyjedzie tu dziś, albo jutro i obejrzy cię, nie wykluczone, że będziesz przetransportowana do Krakowa na hematologie. On ci załatwi tam miejsce i będzie się tobą opiekował, ale nie leczył.
-A to czemu? On nie jest tym całym hematologiem?
-Jest, ale dziecięcym, i nie może cię przyjąć do siebie na oddział w Prokocimiu. Tylko załatwił ci miejsce na klinice.
-Ale ja mam dopiero 18 lat, i mogę się tam leczyć do matury!
-O!! A skąd o tym wiesz? Fakt, możesz, ale po co zmieniać lekarza skoro możesz od razu się leczyć na klinice.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. W nich stał wysoki, wysportowany, młody mężczyzna. Miał włosy do ramion, kręcone i grube, były spięte w kucyk. Ich kolor był nie codzienny, gorzkiej czekolady rozjaśniony blondem lub bardzo jasnym brązem. Jego twarz była uśmiechnięta od ucha do ucha, buzia była okrągła, trochę pyzowata, ale sprawiała miłe wrażenie. Gdy tak stał Karolina zastanawiała się kim on właściwie jest, nigdy wcześniej go tu nie widziała. Na Edytę patrzył jakby chciał ja pocałować, albo paść na kolana i wyznać miłość. Karolinie zdawało się, że chwila zanim się odezwał całe wieki, a nie kilka sekund.
-Cześć Edyta, jak mówiłem tak jestem!
-Cześć, miło cię widzieć, Leosiu! Co u ciebie?
-Tylko nie Leosiu, to już nie ogólniak....Jeśli chcesz to może być Przemku. A przyjechałem do tej dziewczyny o której mi mówiłaś jak dzwoniłaś.
-To dobrze trafiłeś, poznajcie się to jest Karolina, a to jest Przemek.
-Dzień dobry- i podała mu rękę
-Cześć, co tak grzecznie. Spędzimy trochę czasu razem.
-Ychy
-Więc zacznijmy od początku, co się dzieje?- pytał patrząc raz na Karolinę, raz na Edytę.
-Może zacznę, trafiła do nas z ostrym zapaleniem płuc, podczas badań wyszła ostra anemia. Przetoczono krew – skończyła się jakieś dwie godziny temu- nie wiele dała.
-Dobra młoda, a ty co robiłaś, że się do takiego stanu doprowadziłaś? Pewnie rodzice ci śniadań nie dawali, a babcia nie gotowała obiadów?
Nie było odpowiedzi tylko milczenie. Karolina siedziała na łóżku, nogi miała podkurczyła pod siebie, ręce założyła na nie. Siedziała kiwając się w przód i tył, wpatrując się w róg sali. Przemek nie bardzo wiedział o co jest grane. Edyta tak. W porę się zoriętowała i wywaliła kolegę za drzwi, a sama wróciła do dziewczyny i przytuliła ją do siebie, pocieszała:
-No już, nie chciał, nie wiedział, nie zdążyłam mu powiedzieć, a po za tym to jego standardowa gadka.
Gdy po raz kolejny wyszła z sali podeszła do kolegi siedzącego na korytarzu.
-Wariacie, dopiero udało mi się ją postawić do pionu. Zapomniałam, a raczej nie zdążyłam ci powiedzieć, że ona nie ma już rodziny. Straciła ją miesiąc temu.
-Przepraszam. Pójdę ją udobruchać. Co lubi?
-Kocha jazdę konną, narty, łażenie po górach. Jej największe marzenie, to zdobyć Giewont.
-O matko na nic jej teraz nie mogę pozwolić.
-Ej, ej, na konie można jej pozwolić iść. Pojechalibyśmy we trójkę. Za dwa trzy tygodnie powinna być już całkiem zdrowa.
-A co z jej szkołą?
-O widzisz, na śmierć zapomniałam. Musze z nimi pogadać o tym. Może teraz mi się uda. Idź do Kingi, pokaże ci jej wyniki, przyjdę za chwilę.
Ponownie skierowała się do drzwi Karoliny.
-Mam jeszcze jedną sprawę, chodzi o twoją szkolę. Przed tobą jeszcze trochę leczenia. Dziś jest środa, a ty z Zuzią jesteście tutaj od wczorajszego popołudnia, więc może warto kogoś powiadomić, że jesteście chore.
-No można by.... Tylko nie wiem kogo...
-Może wychowawcę?
-Dobry pomysł, ona się nazywa Agnieszka Owca, uczy nas angielskiego, a jutro mamy trzy godziny z nią, więc może wtedy. Zadzwoniłabyś do szkoły i jej powiedziała, a i jeszcze babka od geografii, bo się będzie denerwować, że na fakultet nie chodzę. A jemu powiedz, ze się nie gniewam. Idź do niego, bo on się chyba w tobie kocha. – po raz pierwszy od jakiegoś czasu uśmiechnęła się.
Rzeczywiście Przemek podkochiwał się od zawsze w swojej pięknej koleżance z pracy. A Edyta usłyszawszy te słowa wyszła od dziewczyny.

EPILOG
Leczenie Karoliny trwało jeszcze kilka miesięcy, w szkole pozwolono jej kontynuować naukę według indywidualnego toku nauki. Jej wychowawczyni bardzo wspierała dziewczynę w trudnych chwilach, chwilach załamania po kolejnej porcji chemii. Niestety jej choroba był na tyle zaawansowana że profesor Starzyński nie miał wątpliwości, że inaczej się nie da. Przemek wraz z Edyta byli u niej prawie co dziennie, Edycie udało się zmienić pracę i wrócić na klinikę w Prokocimiu. W Tarnowie spędziła dwa i pół miesiąca, trochę żałowała tej zmiany, ale wiedziała, że jak wróci do Krakowa, to będzie mogła się rozwijać zawodowo, że przy jej boku będzie ten mężczyzna o którym od wieków marzyła.
Był czerwiec, zbliżał się koniec roku Karolina miała jeszcze do zaliczenia trzy przedmioty, ale nie obawiała się, bo wiedziała, że sobie poradzi w końcu to była jej ukochana geografia i angielski z którym sobie nieźle radziła. Jednak ten trzeci przedmiot – biologia - spędzał jej sen z powiek. U nauczycielki, z którą go miała ocena zależała od jej humoru, oraz od tego na jakiej ocenie się skończy odpowiadać. Wiedział, że po kolei trzeba zaliczyć każda ocenę, a pytania wcale niebyły proste. Postanowiła skorzystać z propozycji Edyty.
-Cześć to ja. Mówiłaś, że jak będę mieć z czymś problem, żebym dzwoniła. No właśnie, zostały mi trzy przedmioty, i w tym biologia z Muchomorem...
-No i co, nie możesz sobie poradzić z nauką tego?? Ty wpadniesz do mnie czy ja do ciebie?
-Hmmm, a jest tam Przemek?? Tzn. mieszkacie dalej razem?
-No i właśnie jak przyjedziesz to ci coś musimy ogłosić.
-Nie mów tylko, że się pobieracie? I powiesz mi jeszcze, że jesteś w ciąży z nim!!
-Tylko ślub, w sierpniu. To kiedy będziesz??
-Może jutro??
-Dobra do jutra.
Korepetycje pomogły, Karolina zdała na 4. Byłą szczęśliwa. Dostała zaproszenie na wakacje do Edyty i Przemka, ale powiedziała, że nie będzie mieszkać z nimi, bo oni potrzebują prywatności. Podjęła decyzję, że zamieszka u babci.
Jednak sielankowe wakacje nie trwały długo. Choroba spowodowała, że dziewczyna najpierw bardzo schudła, a potem gwałtownie przytyła, potrzebowała nowych ubrań, nie mogła sobie na wiele pozwolić, ale liczyła, że babcia jej da na nie. Grubo się myliła.
-Babciu dasz mi na jakieś ciuchy? Jakieś 50 zł??
-Nie, bo wy młodzi nie gospodarni, nie umiecie szanować pieniędzy.
-No dobra, a do Edyty i Przemka mogę iść?
-Wiesz co, wiem powinnaś robić.
-No co słucham?
-Raz w tygodniu chodzić na siłownię. Zamiast siedzieć cały czas u tej lekarki i jej narzeczonego. Masz czas, w soboty byś mogła. Zrzuciła byś trochę tego tyłeczka i nóg. Wiesz mnie to nie przeszkadza, ale zależy mi na tym, aby jakiś fajny chłopak się tobą zainteresował.
-Wiesz co jak możesz!! – zaczęła krzyczeć dziewczyna.
Pełna rozżalenia i złości wyszła z domu, na odchodne rzuciła tylko, że już więcej nie przyjedzie tu.
Do momentu ślubu przyjaciół mieszkała z Anią z obozu, było im bardzo miło, zawsze miały co robić.
Nadszedł ten najważniejszy moment w życiu Edyty i Przemka. Dzień ich ślubu. Nie wiedzieli czy Karolina przyjdzie sam czy z kimś. Wspominała im tylko, że przyprowadzi kogoś kogo znają i to dobrze, a przynajmniej Edyta. Nastolatka postanowiła zabrać ze sobą Anie, aby mogła podziękować Edycie, tak jak chciała.
Lekarka miała na sobie długa białą suknię. Suknia była zrobiona z atłasu. Na niej gdzie niegdzie były naszyte czerwone różyczki. W swoje długie do ramion, czekoladowe włosy miała wpięty welon, a na nim były miniaturowe różyczki. W ręce trzymała bukiet takich samych kwiatów. Była szczęśliwa. Jej partner miał na sobie jasny garnitur- beżowy pomieszany z ecri. Kolor ten pięknie podkreślał kolor jego włosów, które niesyty ściąć, bo przyrzekł sobie, że w dniu ślubu nie może wyglądać jak nastolatek.
Uroczystość odbyła się w kościele parafialnym rodziców Przemka, bo jej rodzice już się nie doczekali ślubu sojowej jedynej córki.
Po mszy były życzenia, prezenty i gratulacje. Gdy przyszedł czas na Karolinę i Anię, Edyta nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Ania stała o własnych nogach, była uśmiechnięta, na nogach miała buty na wysokim obcasie. Jej kruczo czarne włosy swobodnie opadały na ramiona. Z jej twarzy można było wyczytać szczęście i wdzięczność, za uratowanie życia.
-Pani doktor, gratuluje i dziękuje za wtedy. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.- zaczęła z pewna nieśmiałością.
-Po prostu Edyta. Zostaniesz na przyjęciu?
-Nie wiem, to zależy od Karoliny.
-Zostaniecie obie.
W tym samym czasie Karolina składała życzenia Przemkowi:
-Zawsze pozytywnych wiatrów, niech Wam nigdy w oczy nie wieje. Spełnienia marzeń, tych najskrytszych nawet. Pociechy z dzieci, a żeby ją mieć postarajcie się o te maluszki... I ogólnie wszystkiego naj. Będę o was zawsze pamiętać.
-Dzięki za wszystko, nie zapomnimy o tobie, a twoja przyjaciółka to kto?
-Długo by opowiadał. Jak będziesz grzeczny to może we trzy ci opowiemy.
Po złożeniu życzeń, tak jak tradycja każe Edyta rzuciła bukietem, kto go złapał?? Złapała go jedna z pielęgniarek, która z Edyta od dawna pracują – Marta. Po tym fakcie udano się na przyjęcie weselne. Wszyscy bawili się wspaniale z wyjątkiem Karoliny, tą cos gryzło. Jednak postanowiła nie psuć atmosfery przyjęcia i ulotniła się po północy. Wróciła do babci, spakowała swoje rzeczy i wyjechała.
Nikomu nie powiedziała dokąd, nawet parze młodej, choć uważała ich za wiernych i najlepszych przyjaciół. Wiedziała, że musi uporządkować swoje życie. Na początek pojechała do Świnoujścia, tam spędziła jakiś czas, a potem na kilka lat słuch o niej zaginął.
Dopiero po dwóch latach wróciła, była inna, wydoroślała, była już na studiach. Postanowiła odszukać dawnych przyjaciół, ale ci na których dawniej mogła liczyć twierdzili, że jej nie znają, bo tak nagle znikała, nie odzywała się, więc co teraz oczekuje. Jedyna osoba do której mogła się zwrócić o pomoc, była owa znienawidzona babcia. Jednaka i tu się pojawił, babcia była schorowana, wręcz umierająca, leżała w hospicjum, w przeciągu tych dwóch lat, zdążył dwa razy złamać biodro, nie chodziła, nie poznała swoje wnuczki.
Karolina była zrezygnowana i zrozpaczona, gdy wychodząc z sali mignęła jej znajoma postać, była tylko trochę inna, miała mocno zaokrąglony brzuszek. Przypominała Edytę, tą lekarkę z przed lat. Jednaka nie odważyła się sprawdzić czy to rzeczywiści ona. W przeciągu kilku dni została sam jak palec na tym świecie, rodziców nie było, dziadków też, a faceta na stałe nie mogła sobie znaleźć, choć miała wrażenie, że między nią i kumplem z grupy cos się rodzi, jakaś miłość.
W dniu śmierci ostatniego krewnego wychodziła z hospicjum totalnie załamana, aż tak pogrążona w rozpaczy (choć sam nie wiedziała czemu), że wpadła na jakąś kobietę.
-Przepraszam. – odpowiedziała nawet nie podnosząc głowy.
-Karolina? – zapytała kobieta
-Yyy tak, a pani to kto? – tym razem podniosła głowę, choć oczy miała całe zapłakane
-Nie poznajesz? – kobieta wyciągnęła swoją dłoń i przyłożyła do twarzy dziewczyny, pogładziła ja po niej i chciała przytulić do siebie, gdy dziewczyna sama się rzuciła jej w ramiona, zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Edyta – plącząc zawołała - ty jako jedyna mnie pamiętasz i się nie odsuwasz, jak inni.
-Pewnie, że ja codziennie przychodziłam do twojej babci.
-Jak się poznałyście?
-Nie ważne. Teraz choć do nas.
-Nie, musze się zając pogrzebem.
-Jak chcesz, ale pamiętaj, że zawsze możesz, mieszkamy tam gdzie dawniej.
-Dzięki.
I poszła sama. Po pogrzebie, na którym była cała reszta rodziny postanowiła skorzystać z zaproszenia. Drzwi otworzył jej Przemek, wyglądał jakby od zawsze wiedział, że ona przyjdzie.
-Cześć, wejdź. Czekamy na ciebie.
-Dzięki, mogę tu zostać, na jakiś czas przynajmniej.
-Jasne. – z kuchni wyłoniła się z rzeczywiście okrągłym brzuszkiem.


THE END
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 20:00, 04 Sie 2007    Temat postu:

NO ślicznie... Sara a może ty wrzucisz to co masz na blogu?
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:05, 05 Sie 2007    Temat postu:

no a ma cos?? to niech wrzuca i si enie chowa!!! ja wrzucam tu i na bloga!! ale wiecie co to cholernie wciaga takie pisanie, jak mam wene to potrafie kilka kartek zapisac w zeszycie a potem na kompa...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 19:33, 05 Sie 2007    Temat postu:

Ech... ja raczej w pisaniu nie jestem dobra =/ no ale za to kocham czytać
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:08, 05 Sie 2007    Temat postu:

ja w suemi tez tak do niedawna myslalam,a co najlepsze nie nawidzilam w szkole pisac wypracowan <lol>

III. Jordanów

Jeden z pięknych czerwcowych poranków. Słonce świeci, ptaki śpiewają, w oddali słychać szum potoku i rżenie koni. Grupa młodych ludzi właśnie przyjechała, żeby odpocząć od zgiełku codzienności i wrzawy dużego miasta. Okolica jest cudowna. Osrodek polozony jest w dolinie. Wychodząc z domku po prawej stronie jest wzgórze, na którym jest wyciąg, a z lewej główna droga. Za domkiem są kolejne, a za nimi jest strumyk, na nim kładka wiodąca gdzieś dalej, dalej na słoneczna, zagrodzona polanę.
- Idę na zwiad, zobaczę, co jest za ta kładka.
- Dobra to my idziemy z tobą.
- Czekaj, niech ktoś zostanie zrobić śniadanie.
- Dobra to my zostaniemy.
W domku pozostały Magda i Dagmara. Na zwiady poszli Michał, Ilona, Ala, Magda, Iga, Nina i Łukasz.
- Daguś to, co robimy im na to śniadanie??
- Mamy sery, wypieczone mięso i chleb.
- Dobra to kanapki się zrobi.
Młodzi ludzie zafascynowani końmi i w wiekszosci posiadający umiejętności jazdy, postanowili podjeść bliżej
. - Jezu, jak tu pięknie – krzyknela Ilona rzucając się w stóg siana.
- Masz racje - przytakneli Michał i Ala
- Ej, może się zapytamy czy można się przyłączyć i pojeździć- zaproponowała Iga
- Niech strącę pójdę ja, jako ten najodważniejszy z odważnych. – stwierdził Łukasz widząc wzrok przyjaciół.
Przy koniach była grupka, mlodziezy i dwóch opiekunów. Łukaszowi udało się załatwić jazdy, z czego przyjaciele byli zachwyceni. Jak się okazało ci obozowicze i ten obóz to ludzie z ich miejscowości, z klubu gdzie jezdzili prawie wszyscy z nich. Był to chyba jedyny powód, dlaczego panowie zgodzili się bez wahania, aby mlodzi ludzie mogli jeździć.
Tego samego wieczoru siedząc przy ognisku z ekipa obozowiczów. W większości były to dzieci młodsze od nich. Poznali również piątkę przyjaciół, którzy również jeżdżą konno. Oni zkolei byli od nich starsi, mieli może po 35, może trochę więcej lat. Siedząc tak i gawędząc ktoś wpadł na pomysł, aby się w końcu przedstawić.
- E.... Może mi Pani podać ten patyk na upieczenie kiełbaski – zwróciła się Ala do jednej z kobiet z niedawno poznanej piątki.
- Edyta, jasne mogę ci podać. – podała jej ten kij.
- To może zróbmy wieczorek zapoznawczy. Ja mam na imię Maciek i razem z panem Michałem jesteśmy opiekunami tego obozu. Nasi obozowicze tez już się znają, więc zaczniemy od was młodych, a potem wy młodzi duchem – i zaczną się śmiać patrząc na rozbawione miny piątki przyjaciół.
- Dobra to ja jestem Ala, dla przyjaciół Andzia.
- Nina.
- Ilona.
- Łukasz.
- Nie pieprz głupot, jaki Łukasz, przecież nikt nie wola cię po imieniu, tylko po pięknej ksywce mojego autorstwa, drogi Seksusiu. – zaczęła drocząc się Ilona.
- Ze, kto?? Ze, Seksuś?? – z niedowierzaniem zapytała Edyta.
- No Seksuś,. Dobra to idziemy dalej.
- Misiek.
- Magda
- Igutyn, Iga, ale tak mnie wołają.
- Megafon, druga Magda.
- Daga. To może teraz państwo – i wskazała na grupę obok.
- No to mnie już znacie. Edyta, a i żadna pani Edyta, po prostu Edyta.
- Bruno, tez po imieniu proszę, bo tak to się strasznie staro czuje.
- Kuba.
- Zosia.
- Adam.
Wieczór był piękny, ciepły, gwiazdy świeciły, świerszcze cykały. Przyjaciele stwierdzili, ze jest tak milo i przyjemnie, ze zostają do końca następnego tygodnia.
Już następnego dnia pokazali swoje umiejętności jeździeckie. Pierwsza była Iga, jeździła na swojej ukochanej klaczy Fionie. Miał koło 1,50 wysokości w kłębie, była srokata, na białej sierści były duże brązowe laty. Fiona jak przytsało na prawdziwa kobiete była uparta i humorzastą. Tego dnia było gorąco, owady ciągle siadały jej na zadzie. Nie lubiała tego, postanowiła pokazać swoje ”pazurki”. Gdy Iga siedziała na jej grzbiecie, stanęła na środku ujeżdżalni (tej zagrodzonej polany), ani kopniakami, ani batem, ani prośbami i groźbami kierowanymi pod jej adresem nie ruszyła się z miejsca, a co najgorsze stanęła dęba. Iga nie bardzo wiedząc, co robić, jakoś tak niefortunnie pociągnęła za wodze, że razem z nią wylądowała na ziemi, po prostu położyła konia. Wyglądało to niebezpiecznie. Cale zajście widziała Edyta, ale gdy zobaczyła ze dziewczyna wsiadła ponownie na grzbiet konia postanowiła się nie ujawniać, ze jest lekarzem.
Kolejne dni upłynęły rownież pod względem wypadków z udziałem przyjaciół i koni. Nina sprzątając w stajni, nie wie, jakim cudem, ale położyła swój palec w miejsce lizawki Fiony i ta ja złapała za palec, ale nic się jej na szczęście nie stało. Łukasz był wytrawnym jeźdźcem i prawdziwym miłośnikiem koni. Jak na takiego przystało został mianowany koniopasem. Wiernie i cierpliwie pilnował koni na pastwisku, gdy te były puszczone luzem, jedynie na głowach miały założone kantary, aby później można było je złapać. Zakochani natomiast, co wieczór urządzali sobie krótsze lub dłuższe spacery. Towarzyszyły im gwiazdy, księżyc i cykające świerszcze.
Niestety czas nieubłaganie płyną do przodu i trzeba było wracać do rzeczywistości. Ostatni wieczór znów upłyną na siedzeniu przy ognisku rozmowach do nocy.. W piątkowe popołudnie wszyscy rozjechali się do swoich domów, nawet z nie wszystkimi udało się wymienić adresami.
Miną cały rok, zakochani nadal wpatrywali się w siebie jak w obrazek. Obydwoje kończyli pierwszy rok studiów, na tej samej uczelni, ten sam kierunek. Ala podchodziła jeszcze raz do matury. Było piękne, ale gorące i duszne czerwcowe popołudnie, Ala poszła jeszcze do znajomych z LO, aby wspierać ich na duchu przy zdawaniu ostatniego egzaminu, sama ostatni maturalny miał dzień wcześniej.
W powietrzu unosił się lepiki i mdlący zapach kwitnących kwiatów, najmocniej pachł żywopłot. Ten zapach i stres sprawiły, ze dziewczyna dzień wcześniej zemdlała w szkole, chciano wezwać pogotowie, ale ta się nie zgodziła. Teraz siedziała z przyjaciółmi przed budynkiem szkoły, śmiali się i wesoło rozmawiali, odstresowując się po zdanych egzaminach, gdy nagle Ala zaczęła okropnie pcichać. Z jej nosa szły aż banki z kataru, a z oczu lały się łzy. Łzy alergii na pyłki.
- Co jest? – zapytała jedna z koleżanek, Teresa.
- Nic, tylko cholerna alergia.
- Może iść z tobą do higienistki??
- Nie, zresztą nie ma siły. Zaraz tu padnę trupem i będzie święty spokój.
- Nie gadaj głupot. Chodź wejdziemy do środka.
Wzięła dziewczynę pod rękę i chciały wejść do budynku, ale w tym momencie Anita osunęła się na ziemie, znowu zemdlała. Tym razem Teresa wezwała pogotowie. Zanim lekarka z pogotowia dobiegła do dziewczyny ta zaczęła pomału dochodzić do siebie. Jednak znowu zaczęła pcichać. Była okropnie osłabiona tym napadem alergii. Jednak znalazła w sobie siły, aby odezwać się do przyjaciółki.
- Teresa, pomóż mi, chodźmy do domu.
W tym momencie przy dziewczynie uklękła lekarka.
- To ona? – zwróciła się do Teresy patrząc na Alę.
- Tak- odpowiedziała przyjaciółka.
Ali zdawało się, że już gdzieś widziała ta kobietę, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Nie to nie możliwe, to nie może być ona. Nie to nie jest Edyta z Jordanowa. Przecież ona nie była lekarzem... pomyślała, wpatrując się w oczy lekarce. Jednak zanim zdążyła się odezwać na jej buzi wylądowała maseczka z tlenem, na ręce znalazł się wenflon, coś przez niego leciało.
- Panowie, zabieramy ja. – powiedziała Edyta.
Jako, ze lek, który dostała zaczą działać, odezwała się i zaprotestowała, gdy sanitariusze układali ja na noszach.
- Nie, już jest wszystko w prorządku. Nie potrzeba.
- Potrzeba, jesteś strasznie blada, osłabiona. – opdowiedziała kobieta.
- Pani doktor...- odezwała się przyjaciółka.
- Tak, chciałaś cos powiedzieć?? – zapytała z troska w glosie Edyta
- To już drugi raz się zdarzyło, ona jest alergikiem. Gdzie ja zabieracie??
- Dzięki, do Leśnej Góry.
Ala leżała na noszach, była zupełnie bezsilna. Chciało się jej spać. Wszystkie mięsnie ją bolały, a zwłaszcza te między żebrowe. W karetce leżała przyglądając się lekarce. Tak, to jest Edyta. Te same piękne, grube, kasztanowe włosy do ramion, teraz może trochę dłuższe. Ale te okulary mi nie pasują, wtedy ich nie miała. Myślała, gdy nagle zaczęła kichać i kaszlać. Lekarka znów odwróciła się do niej twarzą. Najwidoczniej w oczach dziewczyny zauważyła przerażenie i bezsilność, bo uśmiechnęła się, a swoją dłoń, choć w rękawiczkach ochronnych przyłożyła do policzka dziewczyny, przejechała po nim. To było jak muśnięcie ręką mamy – pomyślała Ala, a lekarka odezwała się:
- No już, oddychaj spokojnie, zaraz będziemy na miejscu,
Teraz dziewczyna miała pewność, ze to jest Edyta. Ją i jej przyjaciół poznała rok temu. Zanim dotarli do izby przyjęć Anita straciła przytomność. Na miejscu czekał już Adam.
- Co jest? - zapytał
- Reakcja alergiczna, duszności. Straciła przytomność.
- Edyta patrz ona ma chyba gorączkę.
- Faktycznie, a jak ja zabieraliśmy to była tylko osłabiona. Siostro podstawowe badania, RTG klatki, na OIOM, a i temperatura, co godzinę.
- Dobrze – odpowiedziała Bożenka
Ala nie miała gorączki, była tak strasznie osłabiona, że jej organizm nie wytrzymał stresu i zmęczenia. Przez taka reakcję domagał się odpoczynku i relaksu. Do szpitala przyjechała przyjaciółka, a także Misiek zawiadomiony przez nią. Obydwoje martwili się o nią. Gdy zobaczyli Edytę na korytarzu podbiegli do niej.
- Pani doktor – zaczęła Teresa.
Kobieta odwróciła się, a Miśkowi omal nie opadła szczęka z wrażenia.
- Eeeeedyta?? – zapytał z niedowierzaniem.
- Tak, a ty....- na chwile urwała usiłując sobie przypomnieć imię chłopaka – poznaliśmy się w Jordanowie. Michał??
- Tak, to ja. Ty tu pracujesz?? Co z Alą??
- Na razie nic nie wiem, czekam na wyniki. No my tu wszyscy w piątkę pracujemy. A wracając do zeszłego roku, byliście tam razem, wpatrzeni w siebie, i jak widzę zostało dalej.
- Nie ważne, co było, ale co z Alą?? – trochę niegrzecznie przerwała im Teresa
W tym momencie przerwała im, Bożenka:
- Pani doktor, szybko, są wyniki, ale cos się z nią dzieje.
Dziewczyna miała coraz większe problemy z oddychaniem. Objawy wskazywały na astmę i atak duszności, ale wyniki badań mówiły, co innego. Wynikało z nich, ze dziewczyna chodziła od jakiegoś czasu z bezobjawowym zapaleniem płuc.
- Adam – zwróciła się Edyta do kolegi – pojawiły się zaburzenia oddechu i gorączka prawie 40oC.
- No wiesz, ja się nie dziwie. Nie wiadomo ile ona z tym świństwem chodziła, a wygląda mi na żaka, to się nie dziwie, ze jej organizm już nie wytrzymał i tak zareagował.
- Dobra to, co robimy?? JA bym podała płyny, paracetamol, i nie wiem Augmentin??
- Eeee, nie ja myślę, ze trzeba cos mocniejszego, zaczniemy od Klacidu UNO 500 mg, co 12 godzin, a jak będzie lepiej to zejdziemy na cos słabszego. A jest ktoś z jej rodziny??
- No można tak powiedzieć ze z rodziny. Jest jej chłopak i najbliższsa przyjaciółka.
- Czekaj ja ta nasza pacjentkę kojarzę... Czyżby Jordanów??
- Tak, a jej chłopak to...
- To Michał – wpadł jej w słowo- ten, z którym chodziła na te spacery.
- No.
Mijały godziny, z Alą było nieco lepiej, gorączka spadla, powoli zaczęła sama oddychać. Cały czas czuwał przy niej Michał. Dochodziła 21:00, do sali weszła Edyta. Zastała zasypiającego na siedząco Michała, w rękach trzymał jakiś podręcznik. Położyła swoja dłoń na jego ramieniu i odezwała się:
- Idź do domu, mam nockę, wiec będę do niej zaglądać. Czego się uczysz??
- No w sumie poszedłbym, bo jutro mamy egzamin.
- Tym bardziej musisz się wyspać.
Kolega posłuchał rady lekarki, poszedł do domu, zabrał ze sobą tez Teresę, która siedziała na korytarzu i czekała aż on od niej wyjdzie, aby mogła siąść przy pryzjaciółce. Edyta z kolei usiadła przy łóżku dziewczyny.
- Cześć, chyba mnie rozpoznałaś. Milo mi, ze się znów spotykamy, masz kontakt z kimś z obozu?? Ech śpisz jeszcze, to zaglądnę później, może się już obudzisz.
W momencie, gdy Edyta wzięła jej dłoń w swoja, aby poprawić wenflon ta poruszyła palcami, potem ręką, a potem obudziła się. Lekarka ucieszyła się, rozintubowala dziewczynę, przez kilka sekund wpatrywały się w swoje oczy w milczeniu. Potem odezwała się Edyta:
- Cześć, pamiętasz mnie?? Wiedziałaś ze chodzisz chora??
Dziewczyna nie bardzo mogąc jeszcze mówić pokiwała głowa, twierdząco pokiwała.
- Trzeba kogoś zawiadomić?? Rodziców może?? Aha, Michał, znaczy się Misiek tu był, wysłalam go do domu, ponoć jutro macie egzamin. Dziewczynie na te słowa łzy napłynęły do oczu.
- Nie płacz, wszystko będzie dobrze.
- Dzięki – wyszeptała, – ale tylko nie dzwon do domu – powiedziała wysilając swoje struny głosowe.
- No nie wiem?! – odpowiedziała z zastanowieniem w glosie.
- Błagam, bo oni mnie zabija jak się dowiedzą, ze nie podejdę jutro do tego egzaminu!! – z wyraźna chrypka w glosie i przerażeniem.
- Nie przesadzaj, nie zabiją, bo zdrowie ważniejsze. Prześpij się później przyjdę, albo rano.
Było około 22:00, w szpitalu była cisza i spokój, Ala usnęła, ale je sen nie trwał długo, obudziła się zlana potem, tak jakby wróciła gorączka... Boże, znowu mam gorączkę chyba, nie mam nawet siły, żeby się ruszyć a co dopiero krzyknąć. Ech musze czekać, może ktoś się zjawi – rozmyslała dziewczyna. Obok sali przechodziła Bożenka, weszła żeby sprawdzić, co z dziewczyna, gdy zobaczyła, co jest grane wystraszyła się. Ala była bardzo rozpalona, całą zlana potem. Miała 40oC gorączki. Bożena podała jej paracetamol i zawołała do koleżanki:
- Ewka, lec po dr Kuszyńską, powiedz jej ze z Alą źle.
- Dobra.
Edyta czytała jakieś dokumenty, wyraźnie one ja pochłonęły, gdy pielęgniarka zapukała oderwała ją od lektury.
- Szybko z Alą źle.
Lekarka odruchowo odłożyła dokumenty i szybkim krokiem ruszyła do sali dziewczyny. Gdy tam dotarła Ala leżała zupełnie blada, ale jej twarz była gorąca, a całe ciało miała zlane potem. Zaczęła osłuchiwać jej płuca i oskrzela, gdy kończyła, w okoloicy lewego obojczyka zauważyła bliznę, bliznę przypominającą tą, która mam jej koleżanka Zosia. Miejsce po biopsji i założonym dojściu centralnym. Teraz sprawdziła jeszcze węzły chłonne dziewczyny, były powiększone. Edyta nie rozumiała, co się stało. Postanowiła zadzwonić po Zosię, ale wcześniej zwróciła się do Bożenki:
- Jak ja zabieraliśmy miała torebkę, popatrz w niej może znajdziesz coś, co pozwoli nam ustalić przyczynę gorączki.
- Dobrze.
Teraz wyszła z sali i zadzwoniła do Burskiej.
- Cześć, mam nadzieję, że Cię nie obudziłam, ale potrzebuje twojej pomocy
- Nie, nie obudziłaś, będę za 15 min – odezwał się kobiecy głos w telefonie.
- Dzięki.
Do 15 min koleżanka była w szpitalu, Edyta opowiedziała jej o przypadku Ali, ale nie powiedziała, kto to jest. Gdy wchodziły do jej sali Zosię wmurowało w podłogę
. - Przecież to jest Ala. Poznaliśmy się w Jordanowie.
- Tak, zgadza się, a teraz chodź i popatrz na te dwie blizny i te powiększone węzły chłonne.
Zosia oglądnęła pacjętkę i zleciła dodatkowe badania.
- Bożenko – zwróciła się do pielęgniarki- poziom limfocytów i markery na białaczkę szpikową. Edyta – tym razem do koleżanki – podaj jej krew, jak wyniki będą bardzo złe skontaktuj się ze Starzyńskim, zostawię ci namiary. Ale wiesz, co to mi wygląda na reakcję albo po chemii, albo nawrót choroby. Zresztą we wakacje nie ubierała się tak jak inne dziewczyny. Pamiętasz??
- Tal, nosiła długie spodnie, chusteczkę na głowie i te koszulki, takie zabudowane.
- No właśnie, nie wykluczone, że była po chemii.
- Dzięki.
- Nie ma, za co. Zbieram się do domu jak coś to dzwoń.
Zosia wróciła do domu, a Edyta siedziała jeszcze chwile przy łóżku dziewczyny. Do sali weszła Bożenka. - proszę to są wyniki.
- Dzięki - wzięła je do ręki i zaczęła czytać
Wyniki nie były złe, aż tak złe, żeby prosić o konsultacje, ani tak dobre, aby nie zawracać sobie nimi głowy. Edyta resztę nocy spędziła krążąc, co dwie, trzy godziny pomiędzy dyżurka, a sala dziewczyny. Jej stan był lepszy gorączka spadła, ale węzły chłonne były nadal powiększone.
Koło 5 nad ranem, gdy świtało do dyżurki weszła Bożenka
- Mam coś, znalazłam to w jej torebce. Podała Edycie plik wyników badań.
- No i co my tu mamy – kobiet wzięła to od pielęgniarki – morfologia z frakcjami, o wypis ze szpitala.
Na karcie informacyjnej była data z przed 2 lat, a na niej: ostra białaczka szpikowa, leczona z dobrym skutkiem. Teraz lekarka nie miała pewność. To jest nawrót choroby. Wyszła z dyżurki i poszła do dziewczyny. Ta spała, spokojnym, głębokim snem. Kobieta usiadła przy niej, wzięła jej dłoń w swoją, zaczęła do niej mówić:
- Teraz już rozumiem, dlaczego przedtem na moje pytanie odpowiedziałaś twierdząco. W zeszłe wakacje byłaś po terapii, stąd ta chusteczka na głowie. Nie musisz się tłumaczyć, chyba zdajesz sobie sprawę, że to wygląda na nawrót. Pomogę, pomożemy ci przejść prze to jeszcze raz. Dziewczyna poruszyła się, otworzyła oczy, z nich można było wyczytać strach, ból i obawę przed kolejnymi badaniami.
- Edyta – odezwała się stosunkowo – silnym głosem – która godzina?
- Możesz jeszcze spać, dopiero 5:30. Czemu nic nie powiedziałaś, domyślałaś się, od dawna się źle czułaś??
- Nie, nie mogę już spać. Tak, domyślałam się, ale miałam nadzieje, ze to zwykle przeziębienie, ale te omdlenia, te węzły – podniosła rękę aby sprawdzić te przy obojczykach- to trwało zbyt długo. Wiec się domyśliłam.
- A jak dawno się to zaczęło??
- Jakieś 2 może, 3 tygodnie temu. Bałam się iść od lekarza.
Łzy same zaczęły spływać jej po policzku.
- Już nie płacz, pomożemy ci, a teraz spróbuj zasnąć. Posiedzę przy tobie.
- Dzięki, a oni gdzie?? Zresztą ja najpierw musze...
- Co musisz?? – przerwała jej Edyta
- Na egzamin.
- Nie, zdrowie ważniejsze, a co z rodzicami?? Ale to później, prześpij się jeszcze. Kobieta jak obiecała tak zrobiła, siedziała przy niej do momentu aż usnęła i potem jeszcze przez chwile.
Dochodziła 7:30 w szpitalu zaczęło być gwarno, w dyżurce był już Adam, Zosia, Kuba, Witek, Lena i Edyta.
- I co z ta młodą?? – zapytała Zosia
- Miałyśmy racje, popatrz to miał w torebce – i podała jej wyniki badań i wypis ze szpitala.
- Alicja Dzik – przeczytał Kuba na glos- to z nią się poznaliśmy we wakacje??
W tym momencie do drzwi dyżurki zapukała Misiek wraz z Teresą. On był w garniturze, pod krawatem, a ona w jakiejś zwiewnej letnie sukieneczce.
- Dzień dobry, szukamy dr Kuszyńskiej.
- Cześć Misiek, a twoja koleżanka to kto?? Co wy tu robicie?? – wypalił Kuba
- Dobra, to my idziemy do bufetu – przerwała Lena patrząc na swojego narzeconego Witka
- A wy? – ze dziwieniem w glosie odbił pytanie Misiek widząc znajomych z Jordanowa
- No wiesz, my tu pracujemy. – odpowiedział Kuba i zaczą się śmiać.
- Aha, a gdzie Edyta i co z Alą??
- Jestem – wyłoniła się z przebieralni – a z nią nie najlepiej, a zresztą ty masz zdaje się egzamin, a Teresa co ty taka elegancka??
- Tak, o 9:00, z chemii analitycznej.
- A ja, ja powinnam iść na akademie, przyjaciółka ważniejsza.
- No to zmian planów. Misiek idzie na egzamin, a ty do szkoły, a potem tu przyjdziecie. – stwierdził Kuba
- Ale co z nią? – dopytała się Teresa – a do szkoły nie wybieram się dziś. Akademia jak zwykle będzie nudna i długa..
- A ja na egzamin iść nie musze...
- Nie ma tak lekko, idziemy, ale najpierw Miś powiedz ile się znacie?
- Będzie 3 lata, a co?
- Wiedziałeś o jej chorobie?
- Jezu – cicho jęknęła Teresa
- Coś tam mówiła, ale się nie dopytywałem.
- Bo to wygląda na nawrót, a teraz chodźcie podrzucę was do szkoły i na uczelnie.
- Nie, ona się załamie, nie przetrwa tego drugi raz... – znów Teresa, ale tym razem już głośniej
- Nie, my musimy najpierw do niej – Michał w ich imieniu – a zresztą...
- Nie, nie będziesz czekał do września. Jedziemy. – pogoniła ich Edyta
dochodziła 8:30, Misiek nie mogąc się sprzeciwić poszedł na egzamin, a Teresa do szkoły. Misiek mial do napisania ciezki egzamin, mial 80 pytan na 2,5 godziny, napisal, ale nie zdal, byl przybity, a Teresa wcale niepojawila się w szkole.
Owszem Edyta ja podrzucila pod wejscie, ale ona do niej nie poszla, bo do godziny byla spowrotem w szpitalu. Jej przyjaciolka czula sie lepiej, na tyle lepiej ze mogla rozmawiać.
Było około 18:00, gdy do sali wszedł zrezygnowany Misiek.
- Cześc, co się stało?? – zapytała Zosia
- No a jak myślisz – rzuciła Ala, do Zosi – nie zdał, to co sie stało – skwitowała nastrój chłopaka.
- To prawda?? – dopytała sie lekarka
- Niestety.
- Bedzie dobrze, poprawisz we wrzesniu.
Ala lezala na lozku i patrzyla sie w sufit zdawala sobie sprawe, ze jak ktos zawiadomi jej rodzicow to sie wsciekna i zalamia. Jednak mial nadziej, ze jkaos to zrozuieja, wkocu lekarz im powiedzial ze choroba moze wrocic... Do jej sali weszla Edyta:
- Cześć, i jak sie czujesz, moze jednak zadzwonimy do rodzicow?
- Nie, tylko nie to. Poczekajmy jak bedzie ze mna lepiej
- Ale ty wiesz dobrze, ze na dniach wracach na hematologie. Zosia juz rozmawila ze swoim profesorem i sie zgodzil cie przyjac.
-  No dobra to zadzwon, ale nie mow im, ze choba wrocila.
- Ale dlaczego??  Bo nie zrozumieja tego... Oni nawet nie wiedzieli za bardzo co sie dzialo te dwa lata temu. Dobrze, ze byla Teresa....
- Dobra, to zadzwonie do nich, a i powiem im co jest grane, i powiem, ze bede wam pomagac, od strony technicznej – medycznej – rozesmiala sie i wyszla z sali dziewczyny. Edyta zadzwonila do rodzicow dziewczyny, wjasnila co sie dzieje, ze prawdaopodobnie choroba wrocila. Rodzice nie byli zachwyceni tym faktem. Rzeczywiscie byli torche przybici. Mineły dwa, może trzy dni, Ala zostala przertansportowana do klikinki prof. Starzynskiego. Tam miala wykonane dodatkowe badanie. Nie byly dobre, a wrecz byly tragiczne, diagnoza brzmiala jak wyrok. Ostra bialaczka szpikowa z silna anemia. Rodzice dziewczyny przyjechali do leśnej Góry, a potem do Warszawy do kliniki. Z ich corka bylo zle. Sama fizycznie czula sie nie najgirzej. Nie bylo objawow oslabienia, ani nie bylo jej zimno, ale wyniki mowily co innego.
Bylo sobotnie popoludnie do jej sali wszedl sam profesor.
- Cześć, mam juz wyniki biopsji wezla i szpiku. Jest zle. To jest najostrzejsza forma i najbardziej zaawansowana.
- I co z tym robimy?
- No wiesz trzeba dzialać. Podamy ci chemie i zobaczymy co sie będzie dzialo.
- Dobrze, to kiedy zaczynamy?
- Chodzby zaraz
-  Nie, Edyta ma byc, chce z nia najpierw pogadac. Ma tu byc dzis wieczorem
-  Dobra, ale najpierw ci zalozymy dojscie centralne, a od jutra pojdzie chemia, bo plytki cic caly czas podajemy
- I dlatego sie lepiej czuje. - wpadla muw slowo 
- Tak.
Bylo po 20, gdy do drzwi sali ktos zapukal, w drzwiach stala Edyta. Nie byla sama, byli z nia rodzice dziewczyny. 
- Cześć, możemy?? - zapytali rodzice dziewczyny.
- No jasne, ale najpierw Edyta idz do profesora, bo chyba od jutra zaczynam
-  Dobrze, a jak wroce to pogadamy o tym czego sie dowiedzialam. 
- Dzieki – usmiechnela sie Edyta poszla do profesora.
Jak wrocila to nie miala ciekawej miny. Bylo naprawde zle.
- No nie mam dla was dobrych wiesci, nie bede ukrywac, ze jest gorzej niz zle. Masz ostara bialaczke szpikowa, z bardzo silna anemia, ale anemia jest juz opanowana, bo dostawalas mase plytkowa, a teraz jak widzisz masz juz dojscie centralne, od jutra bedziesz dostawac chemie. Pojdzie najsilniejsza jej odmiane, bo masz 4o tej choroby. Takze musisz sie nastawic na najgorsze, ze bedzie zle. 
- Ale, pani doktor – zwrocili sie rodzice dziewczyny do Edyty – przeciez nasz corka juz wygrala walke z ta choroba!! I to bylo 2 lata temu, wiec po co ta chemia teraz, przeciez nam powiedzieli wtedy ze jak wroci choroba to uratuje ja tylko przeszczep. W tym momencie matka zaczela plakac, widac po niej bylo ze nie broni sie przed tym, ale to uczucie strachu i przerazenia o zdrowie i zycie jej jedynej corki jest silniejsze.
Nie dalo sie juz tych lez ukryc.
- Bedzie wszytsko dobrze, pocieszala Edyta. Zobaczycie bedzie wszystko dobrze. Ona z tego wyjdzie. 
-Napewo?? - z niedowierzaniem dopytywal sie ojciec dziewczyny
- Tak, moej koleznace z pracy, Zosi, Ala pewnie wam o niej mowila, jak opowiadala o obozie. Ona miala ziarnice, i to tez najgorsza odmiane. I teraz jest zywym dowodem na umiejetnosci profesora. Moze i jest on nie konwencjonalny, ale bardzo skuteczny.Skoro podaje jej chemie to znaczy, ze wie co robi, ze to jej pomoze.
- To dobrze, to my juz pojdziemy – stwierdzila mama dziewczyny. 
- Edyta, zostaniesz?? A wy przyjdziecie do mnie jutro?? - zagadnela do rodziow. 
- Kotku nie wiem, wiesz, ze od jutra mamy rmont...-urwala matka 
- A ty?? - zwrocila do lekarki 
-No pytasz sie, jasne, ze bede. Wiesz, ze zawsze mozesz na mnie liczyc, nawet w srodku nocy.
- Dzieki, jestes kochana.
 -No a cos ty myslala
. Edyta posiedzila jeszce przy dziewczynie do 22, ta usnela. Miala bardzo spokojny i gleboki sen. Pomimo tego, ze na drugi dzien mial dostac pierwsza dawke chemi. Obudzila sie kolo 5 moze nieco pozniej. Odwrocila sie na drugi bok, ale juz nie mogla usnac. W jej myslach kotlowalo sie wiele zdan i hasel. Przypomniala sobie lekarza z przed dwoch lat, jesli choroba wroci, to jdynym, ratunkiem bedzie przeszczep szpiku, ale nie gwarantuje, ze ona dozyje do 18 roku zycia, grzmial wtedy lekarz gdy rodzice z nim rozmawiali o ewentualnym nawrocie choroby. A ona sama teraz leżąc tak w lozku zaczela plakac, bylo jej smutno, zle i nie wiedzial co ma myslec, o dosc ekscentrycznym profesorze. Teraz na dodatek zaczelo jej byc strasznie zimno, miala dreszcze. Niech to znowu sie odezwala ta cholerna anemia pomyslala. W tym momenie do jej sali weszedl profesor: 
-No witam, jak minela noc?? 
- Dzien dobry, zimno mi. - zaczela dziewczyna – a noc dobrze, nawet sie wyspalam.
- To sie ciesze, a czemu nie zawolalas pielegniarki, dostalabys cos cieplego, albo koc i paracetamol.
- Nie, nie, ja chce juz ta chemie. Chce miec to za soba, jak najszybciej.
- Dobrze, to w takim razie zraz zaczynamy. Siostro – zwrocil sie do pielegniarki obecnej w sali- zaczynamy podawac piewrsza dawke chemi. 10 ml na godzine.
-Tak jest.
Pielegniarka podlaczyla dziewczynie kroplowke z lekiem, do dojscia centralnego, a dodatkowo do wenflonu podlaczyla plyny.
Ala miala tak lezec przez pierwsza godzine,a potem mogla sie ruszyc. Podniesc z lozka, isc na swietlice, do innych ofiar losu, takich jak ona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:38, 07 Sie 2007    Temat postu:

prosze bardzo kolejny cedek....

Ala leżała już z godzinę pod kroplówka i czymś podłączonym do tego czegoś na klatce piersiowej, nie było nikogo przy niej, a w innych salach był ktoś z rodziny, maź, siostra, rodzice, a nawet dzieci, a u niej nikogo, była sama. Choć profesor powiedział, ze jedno z rodziców może zostać, a wręcz powinno, ale nie jej rodziców nie było, mieli dużo ważniejsze sprawy do załatwienia.
Nagle zaczęło jej być niedobrze, miała wrażenie, że płynie w gęstej, brudnej mgle, która ja dusi. Stosunkowo długo trwało to uczucie. Za każdym razem, gdy wchodziła do jej sali jakaś pielęgniarka pytała się, kiedy się to skończy, kiedy jej to odłączał. Nie było przy niej nikogo, kto mógłby ja wesprzeć, pocieszyć. Nawet Edyty, która obiecała przychodzić. Dziewczyna nie miała na tyle siły żeby do niej zadzwonić, ale wiedziała, czuła jakoś, ze ona prędzej czy później się zjawi. Tak ona ma prace, ona tez jest lekarzem, może właśnie komuś teraz ratuje życie, tłumaczyła sobie dziewczyna. Dopiero po jakiś dwóch godzinach, z wielka delikatnością i słowami pocieszenia i otuchy pielęgniarka odłączyła jej to świństwo. Teraz poczuła lekka ulgę. Chciała, aby teraz ktoś przy niej był.
Nagle zadzwonił jej telefon, był gdzieś pod poduszka, udało się dziewczyna wydobyła go i odebrała. Dzwoniła matka, przepraszała córkę, ze nie mam jej przy niej, ale właśnie zaczą się remont, a ojciec dostał propozycje pracy nad morzem. A była to praca w jego wyuczonym zawodzie wiec się zgodził i wyjechał zaraz z rana. Pytała się również kiedy wypuszcza ja ze szpitala, kiedy przyjedzie do domu. Do siebie na wieś. Dziewczynie napłynęły łzy do oczu, czuła, ze cos jest nie tak, ale nie odważyła się o to zapytać matki. Jeszcze podziękowała matce za telefon i zakończyła rozmowę. W tym momencie w drzwiach jej sali pojawiła się Edyta, jak zwykle uśmiechnięta, pomimo zmęczenia jakie widniało na jej twarzy.
- Cześć, i jak?? Masz pozdrowienia od Zosi, powiedziała ze wpadnie do ciebie.
- Dzięki, mam dość, jestem strasznie osłabiona, spać mi się chce.
- A był tu teraz profesor, cos mówił??
- Nie, nie było go jeszcze.
I jakby na te słowa lekarz wszedł do sali. Na jego twarzy pojawiło się zadowolenie, ze ktoś wreszcie jest przy nastolatce, która źle znosi chemie.
- Witam, pani doktor dobrze, ze panią widzę.
- Tak, a cos się stało??
- Niestety tak, dziewczyna źle znosi chemie, potrzeba, aby ktoś był przy niej w momentach kiedy jest źle. A nikogo dziś przy niej nie było. – podszedł do dziewczyny, przyjrzał się jej, zbadał puls i zapytał jak się czuje, a Edyta tylko się przyglądała, aż w końcu się odezwała
- Dobrze, postaram się tu przychodzić kiedy tylko dam rade, porozmawiam z jej przyjaciółka i chłopakiem.
- A rodzice?? – zapytał profesor
- Nie, oni są kompletnie rozbici, nie nadają się – wyszeptała dziewczyna
- No cóż skoro tak uważasz, dobrze, to proszę się postarać, ona naprawdę tego potrzebuje.
I wszedł z sali. Edyta siedziała przy niej cały wieczór i całą noc, poszła dopiero koło 6, gdy przyjechała Zosia i ja zmieniła.
- Co z nią?? – zapytała ściszonym głosem, żeby nie budzić Anity
- Źle znosi chemie. A wczoraj przy niej nikogo nie było, dostało się nam dwóm za to od profesora.
- Dobra, to poukładamy tak dyżury, żebyśmy mogły się zmieniać.
- Tak, a ja pogadam z Michałem i Teresa, może jeszcze ktoś się znajdzie.
- Dobra, lec, bo się spóźnisz do pracy. Pa
- Pa.
Edyta poszła do pracy, przy łóżku nastolatki usiadła Zosia, wiedziała co ona przezywa, sama nie dawno to przechodziła. Potem w południe przyszła Teresa z Michałem, zmienili Zosie. Przyjaciel tak poukładali sobie prace przez te dni, kiedy Ala była w klinice, aby cały czas ktoś przy niej był. Matka już nie dzwoniła. Zadzwoniła tylko ten jeden raz.
Naszedł dzień powrotu do domu. Dzień którego nastolatka obawiała się najbardziej. Nie spodziewała się, ze ktoś po nią przyjedzie. Gdy w drzwiach sali stanęła Edyta, była w szoku, a jeszcze bardziej zdziwiły ja jej słowa:
- Odwiozę cię do domu, na wieś, a potem jak będą kolejne wyniki to będziemy wpadać, ja albo Zosia. Może uda się namówić jeszcze Kubę i Adama. I pamiętaj, ze jakby cos się działo to dzwon i nie przejmuj się ze jest środek nocy. Po to zostałam lekarzem, żeby pomagać ludziom.
- Jejku, dziękuje, ale, ale jak ja się wam odwdzięczę
. - Nie ważne. Idziemy.
Dziewczyna była trochę słaba, ale profesor jej powiedział, ze to przejdzie, ze za kilka dni będzie wszystko dobrze.
Był czerwiec, po kilku dniach Ala doszła do siebie, mogła znów cieszyć się życiem, chodzić na długie spacer ze swoim mężczyzna. Chodzili rankiem o wschodzie słońca nad rzekę, która niedaleko jej farmy płynęła. Było tam pięknie, cicho, ptaki świergotały, a żaby kumkały. W koło rozciągała się won świeżo skoszonej trawy.
W miejscu gdzie mieli swoja kryjówkę przed słońcem, był stolik, i ławeczki zrobione z drewna, To wszystko dla swojej ukochanej córeczki zrobił tato, którego teraz przy niej nie było. Był gdzieś nad morzem, gdzieś nieosiągalnie daleko. A ławeczki były tylko pamiątką po nim. Teraz, gdy toczyła się walka z czasem Anita dostrzegła piękno tego miejsca. Było w cieniu, drzewa które tam rosły, były ogromne. Dorodne. Może miały ze sto, a może więcej lat. Szum wody był tak przyjemny, ze zakochani tracili tam poczucie czasu, dopiero koło południa, gdy słońca docierało do ich „zajazdu” uświadamiali sobie, ze trzeba wracać.
Wieczorami natomiast, chodzili na pobliskie wzgórze oglądać zachody słońca, raz były liryczne. Słońce jak kula ognia, pomarańczowo złote pomalutku, widać nie śpieszyło mu się, chowało się za linia horyzontu. Raz, właśnie tego dnia, kiedy miały przyjść pierwsze wyniki, ten zachód był inny, krwisto czerwony. Zakochani tak stojąc, obejmując się i patrząc na słońce, zaczęli rozmawiać, przerwali ta sielankowa cisze, cisze przed strachem i obawami, jakie miały być tego popołudnia:
- Boje, się. – powiedziała Ala
- Zobaczysz będzie dobrze, a teraz chodź przytul się do mnie.
I jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Dziewczyna oparła swoja głowę na ramieniu chłopaka i wpatrywała się w jego duże, a wręcz ogromne oczy, pełne nadziei i wiary w umiejętności profesora. Nagle ogarnęła ich chęć pocałowania się. Słońce było coraz niżej, nie oświetlało już ich twarzy, pocałowali się, raz, drugi. Ich romantyzm przerwał glos, znajomy glos, który dobiegał, z niedaleka.
- Nie całujcie się tak. Bo o wszystkim powiem... – nagle ktoś urwał i zamilkł
- Edyta, nie chowaj się, chodź i powiedz jakie są wyniki – zawołała Ala
- Skąd wiedziałaś, ze to ja??
- No nie udawaj, ze nie wiesz. Lepiej mów, bo umieramy.... – urwała
- No właśnie umieramy z niepewności – dokończył Michał
- To chodźcie do domu, bo rodzice tez się już denerwują.
- Rodzice?? – zdziwiła się Ala
– To ojciec przyjechał??
- Przepraszam – skruszonym głosem odpowiedziała Edyta – nie, nie ma go.
- Tak myślałam. Zwiał, wystraszył się choroby, a obiecywał – i zaczęła płakać
- Nie płacz – przytulił ja Michał do swojego ramienia, a Edyta pogłaskał ja po ramieniu. Gdy zeszli na dół do wioski, na jej podwórzu stała matka, trochę roztrzęsiona, bo nie było, ani córki, ani Michała, ani lekarki. Na ich widok, ucieszyła się i powiedziała:
- No wreszcie jesteście, gdzieście się podziewali??
- Jak to gdzie, byliśmy na spacerze.
- No właśnie – rzuciła Ala
- Dobra to teraz chodźcie, bo mam już wyniki.- skwitowała Edyta
Weszli do domku, a on był mały, miał 4 pokoiki, dwa na parterze, jeden była to jadalnia z brzoskwiniowymi ścianami i białym sufitem, z ładnymi, widać było, ze starymi meblami. Tam się usadowili, Edyta wyjęła to co miała od profesora i zaczęła czytać:
- Do szpitala masz jeździć co dwa tygodnie na trzy dni, przez co najmniej trzy miesiące. Nie powinnaś się zbytnio męczyć, a w sprawie egzaminów to nie zaleca ci się podchodzenia do nich, dostaniesz zaświadczenie lekarskie i podejdziesz jak będziesz się czuła na siłach. A reszta zależy od wyników, te które zostały zrobione przed twoim powrotem sieja nadzieje, ze chorobę uda się zwalczyć chemia.
- Dzięki.- do Edyty, a następnie do matki - możemy już iść, czy chcesz pogadać jeszcze z nami i Edyta.
- Ech, wy młodzi idźcie, a do pani nie mam narazie żadnych pytań i wątpliwości, i dziękuję za wszystko co dla nas Pani robi.
- Edyta, proszę mi mówić po imieniu.
- Dobrze, jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co, to mój obowiązek. A teraz młodzi chodźcie na zewnątrz.
Wyszli z chłodnego mieszkania, na zalane resztkami słonecznych promieni podwórko. Tam chwile po śmiali się i Edyta odjechała. Młodzi pocałowali się jeszcze raz na pożegnanie i Michał wrócił do siebie, do podręczników, a Ala do domu, do matki, która nie radziła sobie z choroba córki.
Nastał kolejny czas powrotu do stolicy, do kliniki. Była polowa lipca, było gorąco przyjaciół nie było bo gdzieś wyjechali. Teraz matka pojechała odwieść córkę, ale odprowadza ja tylko pod drzwi wejściowe do kliniki, na oddział nie weszła, Ala zadzwoniła po kogoś z Leśnej Góry. Chwilowo Zosia, ani Edyta nie mogły wpaść.
Wpadł Adam i przywiózł ze sobą swoja żonę Kasie, ona tez była lekarzem. Gdy zobaczyła dziewczynę, a dziewczyna ja odrazu przypadły sobie do gustu. Nawet wysłały Adama do domu. Teraz gdy Ala leżała z podłączoną do tego cewnika na klatce chemia i z krwią płynąca przez wenflon zaczęły się problemy. Te same co przedtem.– była zmęczona, wymiotowała, ale nie odczuwała prawdziwego bólu, takiego jaki objawiał się pierwszego dnia, gdy była sama, sama jak palec. Teraz cos zaczęły rozmawiać choć rozmowa wyraźnie męczyła nastolatkę, ale chciał to wiedzieć:
- Pani też jest lekarzem?? Bo tu jak narazie tylko Edyta nie ma przyjaciela, który nie byłby powiązany z medycyną.
- Po pierwsze Kasia, a po drugie tak jestem lekarzem. Jestem hematologiem.
- To widzę, ze to taka moda jakaś wśród was...- urwała bo zasnęła.
Kasia przesiedziała przy jej łóżku cala noc, patrząc jak cierpi, nie protestował gdy ta budziła się wystraszona z mdłościami, po czym wymiotowała. Wiedziała, ze tak musi być. Następnego ranka, gdy obie się przebudziły, przez chwile wpatrywały się sobie w oczy, po czym Ala zaczęła:
- Macie dzieci??
- Tak, a czemu się pytasz??
- Zostawilibyście je same w takiej sytuacji jak ja jestem?? Pewnie nie, a o mnie matka zapomniała, ojciec zresztą tez. Ona boi się tu przyjechać, boi się prawdy, gubi się w tym. Wie ze to jest nawrót, ze może mnie już nie zobaczy po kolejnej porcji chemii, ale nie nie przyjedzie tu. A ojciec – roześmiała się, choć nie było się z czego śmiać- ten szmatławiec, pojechał nad morze ponoć do pracy, ale ja wiem swoje, to się teraz tak nazywa, praca. Jasne, praca, z kochanka, on już wtedy, z pierwszym razem znikał, mówił, ze to dla pieniędzy na leczenie, ale ich wcale nie było.... – urwała, a Kasia popatrzyła na nią oczami pełnym współczucia i próbowała ja zrozumieć.
- Chcesz zadzwonimy do twojej mamy i poprosimy, żeby tu przyjechała. Przecież masz nas, my jej wszystko wytłumaczymy.
- Ale ona i tak tego nie zrozumie – łzy zaczęły jej spływać po policzku.
- Spróbować zawsze warto... – urwał bo dziewczyna się położyła, wzrok utkwiła w kroplówce.
Usnęła znowu. Kasia cicho wyszła na korytarz i zadzwoniła do Edyty
- Cześć, Kasia Adama z tej strony.
- Cześć, dzięki za ta noc.
- Nie ma sprawy, lepiej powiedz mi jakie są jej wyniki i co z jej matka, bo ona jest w kiepskim sanie psychicznym. Nie radzi sobie z tym.
- Wyniki, no wiesz nie są rewelacyjne, ale wskazują, ze powinno się udać. A matka, matka jej nie radzi sobie z jej choroba, byłam ostatnio u nich to trochę się zdziwiłam. Ona z Michałem, chłopakiem, chodzi na spacery, on się nią opiekuje, jej przyjaciółki również, a matka, matka siedzi w domu i się zamartwia, nie chce przyjąć do wiadomości, ze mąż prawdopodobnie odszedł. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo cały czas powtarza pojechał, wróci, prędzej czy później wróci, ale już od miesiąca nie wraca i nie daje znaku życia.
- A co wypłakała ci się w ramie??
- Tak trochę, zresztą wg mnie nie powinna być sama. Nawet jak wróci do domu, powinna mieć wsparcie w najbliższych, a ona jest na skraju załamania. Może się jakoś zorganizujemy i po tej chemii zrobimy jej wakacje w miesiące, co o tym sadzisz??
- Dobry pomysł, powinna trochę się oderwać od przytłaczającej ja rzeczywistości tam na wsi. Ja będę mieć teraz urlop, nigdzie nie jadę, wiec może być przez jakiś czas u mnie.
- Dobra to załatwione. A kto dziś przyjdzie??
- Chyba Zosia, albo jej przyjaciółka Magda.
- Aha, czyli ja zostanę z nimi.
- Dzięki.
Po obchodzie Kasia rozmawiała jeszcze z profesorem, poparł je pomysł z „wakacjami w mieście”. Kolo popołudniu przyszła Madzia, była trochę przybita ta wiadomością, ale wiedziała, ze musi być silna, odporna, musi pokazać przyjaciółce, ze wygrają ta walkę razem.
- Dzień dobry – powiedziała wchodząc do sali i widząc Kasie przy łóżku przyjaciółki
. - Cześć, choć, jestem żoną Adama Pawicy – pokazała żeby zostawiła rzeczy i wyszła z nią na korytarz, bo Ala znowu spala. - Zostanę dziś z wami na noc, będzie wam raźniej. Ona źle to znosi
- Dobrze, a proszę pani, czy znowu wypadną jej włosy, tak jak ostatnio??
- Tak, wypadną.
Ten tydzień w klinice mina jej szybciej niż poprzednio, może przez to, ze przyjaciel jej nie opuścili, ze dali jej nadzieje, na wyzdrowienie. Równie dużym zaskoczeniem była niespodzianka przygotowana przez ekipę lekarzy z Leśnej Góry i jej przyjaciół. Pomysł z „wakacjami w mieście” wydal się jej genialny. Ucieszył ja fakt, ze najbliższy miesiąc, spędzi u Edyty, Zosi i Kuby, Kasi i Adama, no i oczywiście swojej ukochanej przyjaciółki. Przyjaciółki od podstawówki.
Jednak szczęście nie trwało długo, już kilka dni po zamieszkaniu z Edyta pojawiły się niechciane objawy, objawy uboczne chemioterapii. Tej nocy obudziła się po północy, była cała zlana zimnym potem, próbowała wstać, przejść do okna i popatrzeć na lipcowe nocne niebo usłane tysiącem gwiazd i srebrnym globem wyraźnie święcącym nad domem Edyty. Wstała, ale nie bardzo mogła utrzymać się na nogach, drżały, nie mogła utrzymać równowagi, wróciła do łóżka, postanowiła ukryć ten fakt przed Edyta, bo wiedziała, ze jak jej powie, to albo dowiezie ja do profesora, albo nie pozwoli się spotkać z przyjaciółka. Tego dnia rano, koło 11 była umówiona z Madzia. Miały iść kupić jakąś ładna chusteczkę, żeby zawiązać na głowie i ukryć pod nią łysa po chemii głowę. A po zakupach wybrały się na spacer do pobliskiego lasku. Gdy wychodziły z niego, Ali zakręciło się jej w głowie, chciała się złapać gałęzi pobliskiego krzewu, ale nie zdołała, nogi się pod nią ugięły, poczuła jak odpływa, odchodzi w dal. Po kilku sekundach takiej podroży obudziła się, nad twarzą widziała przerażone oczy przyjaciółki.
- To nic, nic mi nie jest. Nie mówmy o tym Edycie. Przyjaciółka popatrzyła się na nią, ale pokiwała twierdząco głową.
Wróciły do Edyty koło 15, ta już się trochę denerwowała, ale wybaczyła im to widząc jaką piękna chustę kupiły. Była ona niebieska, w odcieniu indygo z różnokolorowymi kwiatami.
Kolejne dni Ala spędziła u Magdy, bo Edycie skończył się urlop, a Burscy obiecali jej, ze pomieszka z nimi przed kolejna chemia i po niej. Były w ogrodzie, plewiły grządki, było słoneczne przed południe. Było im razem dobrze, wesoło, śmiały się. Wyglądało na to, ze Ali wróciła chęć życia i walki o swoje zdrowie, zapomniała o ojcu i matce, która bala się tej choroby. Jednak to szczęście zostało zakłócone przez krwotok, tak silny, ze nie dawała rady, i ogarnęły ja dreszcze, dreszcze, których już dawno nie miała.
Dziewczyny weszły do mieszkania, Ala położyła się na kanapie w pokoju, a Magda dala je zimny kompres na szyje, przykryła kocem i pod pozorem konieczności skorzystania z łazienki wyszła z kuchni do niej. Wcale nie musiała z niej korzystać, postanowiła poprosić o pomoc Edytę, bo to już drugi raz się zdarzyło, w przeciągu półtorej tygodnia, taki kryzys. Wykręciła numer, zgłosiła się poczta głosowa, zostawiła wiadomość, a domowy nie odpowiadał. Była wystraszona, nie wiedziała co robić, pamiętała, ze ma nr do Adama, może on im pomoże, bo skoro Burscy nie mogą, to nawet do nich nie dzwoniła. Telefon odebrała jakaś kobieta, wydawało się dziewczynie, ze zna ten glos:
- Proszę.
- Dzień dobry, nazywam się Magda, mogę prosić Adama, jestem przyjaciółka Ali, potrzebujemy jego pomocy, a do Edyty się nie mogę dodzwonić.
- Cześć, tu Kasia, jego żoną, co się stało??
- Ala, cos się z nią złego dzieje – trochę spanikowana, szybkim głosem mówiła.- z nosa się jej krew leje, jest jej zimno. A ostatnio nawet straciła przytomność. To się stało jakieś półtorej tygodnia temu, a teraz to. Musze kończyć, proszę mu przekazać, żeby tu wpadł. Dziękuje i do widzenia. – szybko zakończyła rozmowę.
Wróciła do przyjaciółki, ta osłabiona, pół przytomna leżała kanapie, dreszcze nią wstrząsały i krew z nosa nadal ciekła. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Kto ot mógł być zastanawiały się dziewczyny. Magda się domyślała, to pewnie Adam, albo Edyta. Ala mnie zabije, ale trudno, to dla jej dobra, pomyślała, idąc otworzyć drzwi. Gdy je otworzyła, nie wierzyła, w nich stal Kasia, żoną Adama.
- Cześć, gdzie ona jest??
- Dzień dobry, w kuchni na kanapie. Tu w prawo. Pokazała kobiecie drogę.
- Cześć, no już co jest – popatrzyła na dziewczynę, a potem na jej przyjaciółkę.
- A co ty tu robisz?? – wyszeptała wyczerpana nastolatka
- Magda dzwoniła po Edytę, ale jej nie było wiec zadzwoniła do nas, po Adam, ale jego nie ma. Ja przyjechałam. I zabieram cię do Leśnej Góry.
- Nie, tylko nie to. Jesteś mi w stanie pomoc tu, w domu??
- Hmm - zamyśliła się Kasia – jak masz leki od profesora i twoja przyjaciółka skoczy do apteki po pół litry soli fizjologicznej, do podania dożylnego to tak.
- Mam, są tam w pokoju, a Madzia, skoczy do apteki.
- Proszę – koleżanka podała leki Ali – to proszę mi powiedzieć czy napisać na karteczce co to ma być to przyniosę.
- Dzięki.
Podała jej karteczkę z dokładną nazwa płynu i zestawu do kroplówki, który ma przynieść. Po 5 minutach była z powrotem.
- Proszę podała jej zakupy. Proszę pani - zwróciła się do Kasi – pomoże jej pani.
- Tak, jestem tez lekarzem. Mówmy sobie po imieniu, tak będzie chyba łatwiej.
- Tak.
W tym momencie znów zadzwonił dzwonek u drzwi, w nich stala Edyta, widząc na podjeździe samochód Kasi, nie brała apteczki ze sobą, bo wiedziała, ze ona jej już pomaga.
- cześć, już nie jesteś potrzebna.
- Hej, wiem, widziałam na dole samochód Kasi, a one gdzie??
- W kuchni – odparła dziewczyna.
- Hej, i jak?? – zapytała Edyta
- Źle, silny krwotok, osłabienie i ponoć w zeszłym tygodniu zemdlała...
- Dobra zanieśmy ja do łóżka, co jej dałaś??
- To – pokazała jej opakowanie z lekiem, w ampułkach- specjalne w takich wypadkach. Domyślałam się ze to będzie mieć, ale nie przypuszczałam, ze w ampułkach, wysłałam Magdę do apteki, wszystko przyniosła i zrobiłam jej kroplówkę, to ja trochę odżywi i zatamuje krwotok.
- Dzięki, a ja miałam zabieg, dopiero po nim mi powiedzieli, ze telefon mi dzwonił...
- To co zostaniesz z nimi czy wracasz do pracy??
- Powinnam wrócić, bo się tylko na chwile urwałam, ale wrócę tu.
- Dobra, to leć my tu sobie jakoś poradzimy. Może jeszcze zanieśmy ja do jej pokoju
. - Niezła myśl – skwitowała Edyta i pomogła Kasi przenieść dziewczynę do jej pokoju. Ala oprzytomniała trochę, ale była bardzo słaba, chciało się jej spać, ale zanim usnęła zdążyła się zapytać:
- Co wy obie tu robicie??
- Napędziłaś nam stracha, Magdzie zwłaszcza. Zadzwoniła po mnie, ale ja nie mogłam odebrać, wiec po Adama, a zamiast niego Kasia wpadła. A teraz się prześpij, wrócę później.
- Dzięki – wyszeptała i zasnęła.
Teraz lekarki zwróciły się do Magdy, która siedział w kuchni i popłakiwała
- To moja wina, nie powinnam jej ulec, powinnam ci to powiedzieć wtedy jak się to stało...I dziś tez nie powinnyśmy siedzieć w ogrodzie...
- Nie wyrzucaj sobie, a są twoi rodzice??
- Nie, będą w niedziele.
- Po jutrze?? – z niedowierzaniem zapytała Kasia
- Tak, a oni nic nie wiedza, ze Ala u mnie jest, powidziałam im, ze ja jadę do niej, na wieś...
- Dobra dziewczyny jakoś to rozwiążemy wieczorem, ja wracam do szpitala, wpadnę po 20:00
- Cześć – odezwały się równoczesnie Magda i Kasia
Teraz obie siedziały w kuchni, Kasia usiłowała uspokoić Magdę i wytłumaczyć jej ze to tak jest przy tej chorobie, ze tak musi być, ze to minie.
- Ona dostała lek, prześpi się i poczuje się lepiej, a jutro wezmę ja do nas, a ty jak będziesz chciała to możesz codziennie wpadać do niej....
- Dzęki.
Cale popołudnie Kasia spędziła u Magdy, wieczorem jak obiecała Edyta przyjechała, spędziła z nastolatkami noc, siedziała chwile przy łóżku Ali, a potem z Magda w kuchni przed TV, oglądały jakiś film. Atmosfera była dość napięta, gdy nagle zadzwonił telefon. Madzia go odebrała:
- Cześć, co chcieliście??
- Córcia, wracamy jutro, będzimy koło 20 w domu, zdążysz wrócić od Ali czy mamy po ciebie przyjechać??
- Już wróciłam, jestem w domu, to do jutra, papapa.
- Pa, kolorowych snów. – skończyła rozmawiać z rodzicami - Edyta – zwróciła się do lekarki, która nie bardzo wiedziała co myśleć o jej słowach do rodziców- sorry, ze tak im powiedziałam, ale....
- Ale, nie chciałaś, żeby się wydało??
- Ychy, zresztą skoro ty tu jesteś, to wiem, ze cos wymyślimy, żeby się nie dowiedzieli, ze ona tu cały czas była.
- Oj dziewczyny, dziewczyny, co ja mam z wami zrobić??
- A Kasia, ona cos mówiła, ze ja weźmie do siebie...
- O ile się uda jej przekonać Adama, a jak nie to ja ją wezmę do siebie, i ciebie.
- Ale co z rodzicami??
- Powiesz im prawdę, ze Ala jest u mnie, i ze ja cię zaprosiłam.
- Ufff, dzięki.
- A teraz do spania, jutro się wszystko wyjaśni.
Magda nie mogła długo usnąć, Edyta siedział do pozna w kuchni, a potem przeniosła się do pokoju Ali, ta spala, miała spokojny i głęboki sen. Widać było, ze lek zadziałał. Następnego dnia bardzo wcześnie, bo już o 6, Edyta zapukała do pokoju Madzi, ta leżała na łóżku, nie spala już od kilku godzin, wpatrywała się w sufit, nie mogła sobie wybaczyć, ze okłamała rodziców, ze złamała obietnice dana przyjaciółce, najbardziej dręczyło ja co teraz się z nią stanie. Bo przecież, do domu nie może wrócić, bo matka ja jeszcze bardziej przybije i zdołuje – rozmyślała.
- Cześć, myślałam, ze spisz jeszcze. – odezwała się Edyta widząc smutek nastolatki
- Hej, nie, nie śpię...- powiedziała smutnym głosem
- Wychodzę do pracy, Kasia ma tu być za godzinę, poradzicie sobie?? Zostawiłam ci kartkę z nr telefonu do mnie do szpitala, także jakby cos się działo przez ta godzinę to dzwon.
- Dzięki, kochana jesteś, co byśmy bez was zrobiły....
- Nie słódź, ty wogle dziś spałaś w nocy?? Bo jakoś po tobie tego nie widać...
- Nie spalam, nie mogłam.
- Trzeba było przyjść pogadać, ja do drugiej siedziałam w dokumentach.
- Nie wiedziałam. To ja się podniosę i pójdę do Ali, a co z nią??
- Śpi jeszcze, nigdzie nie pójdziesz tylko się położysz i prześpisz, zadzwonię, ze przyjdę później.
- Dobrze.
Po 7 przyszła Kasia, Magda zasnęła. Kasi udało się przekonać męża, aby pomogli dziewczynie wrócić do zdrowia. Choć miała trochę czasu przed kolejna chemia spędzić u Burskich wołała go spędzić u Pawiców, nie wiedziała w sumie, czemu, było jej tam dobrze, mogła się wysypiać, bawić się z ich synem, który nawet zaakceptował niecodziennego gościa, odwiedzała ja Magda, Teresa, która wróciła z obozu, a także Misiek, który nie znalazłszy pracy za granica wrócił do niej.
Nadszedł czas trzeciego powrotu na chemię, była polowa sierpnia. Przyjaciel, którzy chodzili do szkoły przeszli się z nią spotkać i powiedzieć, ze na nich już czas, ze musza wracać do siebie. Było jej trochę smutno, ale zniosła ta wiadomość zwłaszcza, ze efekty leczenia były dobre i profesor podniósł dawkę leków. Mówił, ze tak trzeba, tym razem przy dziewczynie cały czas czuwała Edyta.
Dochodziła 21 ostatniej noc w klinice, nastolatka była wyczerpana wymiotami, nie miała apetytu. W drzwiach jej sali pojawiła się Kasia:
- Cześć – zwróciła się do niej i Edyty, która tam była.
- Hej – słabiutkim głosem odpowiedziała nastolatka.
- Cześć, chodź siadaj – Edyta z krzesła przeniosła się łóżko dziewczyny.
- Kasia – zaczęła Ala, ale zaraz urwała, bo bala się tych słów, bala się zapytać.
- No, co jest, chciałaś mi coś powiedzieć, to mów.
- Mogę do was wrócić, bo Edyta chyba nie będzie mięć wolnego??
- A nie chcesz do Zosi i Kuby??
- Nie, bo tam jest Julka, Tomek, Amelka, nie chce, żeby się na mnie patrzyli z politowaniem, żeby wyrzucali Zosi i mnie, ze to jakiś mały szpital jest...
Kobiety ciężko sapnęły, popatrzyły po sobie i zaczęły się śmieć.
- To ty jej nic nie powiedziałaś- zaczęła Kasia
- No jeszcze nie, to miała być niespodzianka, ale skoro już zaczęłaś – zwróciła się teraz do dziewczyny – to ci powiemy. Masz załatwione, ze do póki nie będziesz na tyle silna, żeby wrócić do domu, zamieszkasz ze mną. A o wolne nie musze się martwic, rozmawiałam z Zosia dyrektorem, zgodzili się, żebym jak narazie nie miała nocnych dyżurów, żebyśmy wieczory i noce spędzały razem.
- Na serio?? – z niedowierzaniem zapytała się Ala.
- No, na serio – potwierdziła Kasia.
Dziewczyna rzuciła się Edycie na szyje, nie wiedząc jak ma jej dziękować.
Wydawało się ze wszystko pomału zaczyna się układać, Ala czuła się dobrze, choć wiedziała ze to jeszcze nie koniec walki, coraz częściej czuła, ze ja wygra. Zbliżał się nieuchronny koniec wakacji. Pod koniec sierpnia, pojechała do domu. Matka bardzo się ucieszyła na widok córki, bo od dawna ze sobą nie rozmawiały. Dziewczyna pojechała tam z Edytą, widać, ze pobyt w mieście i u przyjaciół zwrócił jej chęć walki, walki o zdrowie.
- Mamo, cieszę się ze, mogłam tu wrócić, jest Michał?? Nie widziałam się z nim dawno.
- Jest, chyba u siebie, albo na polu nad rzeka, a Teresa- nagle urwała
- Co z nią?? Gdzie ona, nie dzwoniła, nic nie wiem – ponaglała córka
- Kochanie nie wiem jak ci to powiedzieć... Ale Teresa dwa dni temu wyjechała, nie wiem, kiedy wróci.
- Ale to nie może być prawda, obiecywał mi... Cos mi tu nie gra, idę do Miska, może on mi powie, co jest grane.
- To idź.
- A ty idziesz ze mną?? – zwróciła się od Edyty
- Nie ja musze porozmawiać z twoja mama. Dojdę później.
Koniec sierpnia na wsi, to czas wykopków, palenia ognisk, babiego lata, a także coraz krótszych dni i czas powrotu do szkoły. Dziewczyna wiedziała, ze ma zalegle dwa egzaminy, bala się o tym rozmawiać z kimkolwiek, nawet z Edyta. Gdy spotkała kolegę łzy popłynęły jej z oczu, nie wiedziała czy to z radości, ze znów się spotykają, czy z rozpacz, ze ona narazie nie może mu pomóc. Słonce było jeszcze wysoko na niebie, Michał był pochylony nad polem, wykopywał ziemniaki. W koło pachniały kwiaty, ziemia była spękana, widać było, ze dawno nie padało. Michał na widok swojej wielkiej miłości rzucił cala prace i pobiegł do niej. Był cały umorusany ziemia, ale szczęśliwy, ze znów się widza. Przytulał ja. Zaczęli się całować, gdy nadeszła Edyta i wszystko i m przerwała:
- Cześć- zawołała
- O kogo tu niesie... – skomentował
- No nie udawaj, ze się cieszysz.
- No nie mam, z czego przerwałaś nam tak upojna chwile.
- Sorry, już mnie nie ma.
- Czekaj – zawołała Ala- on nie chciał.
- Wiem przecież – roześmiała się Edyta. - A teraz gadaj, co z Teresa!!
- Źle, jest w szpitalu, tu w Piastkowie.
- Co jej jest??
- W tym właśnie problem, ze nie wiedza... Mówią, ze to cos z płucami, ale sami nie wiedza, co jej jest..
- Od kiedy ona tam jest??
- A będzie z tydzień. Jak ja zabierali miała gorączkę, nie mogła oddychać, miała takie cos w gardle jak ty w czerwcu.
- Ale ona nic mi nie mówiła, to, dlatego nie wpadała do mnie. Dobra to musimy tam jechać. Edyta pojedziesz z nami, pomożesz jej prawda??
- Dobra, to chodźcie, to was podrzucę. Ale Misiek ty chyba nie chcesz jechać w takim stanie, żeby pomyśleli, ze trzeba cię na psychiatrycznym zamknąć.
- Bardzo śmieszne, wiesz. To przyjedź po nas za 15 min.
- Dobra. Narazie.
Edyta wróciła do mamy Ali, próbowała się czegoś dowiedzieć o Teresie:
- Czemu okłamałaś córkę?? Czemu jej nie powiedziałaś prawdy??
- A co by to zmieniło?? Przecież ona i tak ma wystarczająco dużo swoich zmartwień, a żeby się jeszcze zamartwiać przyjaciółka, która i tak pewnie umrze, bo nie wiedza co jej jest, i tak. Wiec po co.
- Nie mów tak! – ostro skarciła matkę dziewczyny- trzeba jej było powiedzieć. I tak teraz do niej jedziemy, we trójkę.
- Boże, przecież ona nie może....
- Czemu??
- Bo to zaraźliwe jest, w zeszłym roku Teresy siostra tez na to chorowała, tez była w szpitalu i umarła.
- A może dlatego ze nie miała jej kto pomoc. Jedziemy zobaczymy co się dzieje. Może akurat uda się jej pomoc.
Minęło te 15 min, a Edyty nie było, młodzi zaczęli się denerwować, liczyli, ze może zapomniała, albo zrezygnowała, ale nie jak tylko pomyśleli tak, to na horyzoncie pojawił się samochód Edyty:
- Wskakujcie – zawołała, a gdy wsiedli zwróciła się Michała – powiedz mi dokładnie co się stało.
- Miała gorączkę, dusiła się, pić się jej chciało i spać. Jej siostra tez takie cos miała w tamtym roku i już jej nie ma, a była od niej starsza o rok.
- Dobra, a teraz pokaz mi gdzie jest ten cały szpital.
Chlopak poprowadził Edytę, tak, ze wyjechali pod samo wejście, gdy weszli skierowali się na oddział wewnętrzny gdzie leżała dziewczyna i do jej sali.
Szpital był mały, ale zaniedbany, personel, który tam pracował opryskliwy, widna była, ale zepsuta, działała tylko ta dla personelu, szatni nie było. Ala chciała skorzystać z toalety, ale gdy weszła odechciało się jej wszystkiego. Gdy weszli na oddział, Edyta skierowała się do łóżka dziewczyny, popatrzyła na dziewczynę, popatrzyła na kroplówke. Częściowo domyślała się, co jest dziewczynie, ta spala, nie miała już tak wysokiej gorączki jak wtedy ją zabierali, oddychała sama.
Sala, w której leżała dziewczyna była w stanie skandalicznym, niczym nie różniła się od reszty szpitala. W pomieszczeniu, gdzie powinny być najwyżej dwa łóżka były cztery, sala była brudna, tak jakby nikt w niej nie sprzątał. Ściany były szare, odrapane, odrażające, w sali było duszno, okna się nie dało otworzyć. Słońce świeciło z całej siły, centralnie na twarz nastolatki.
- Nie budźcie jej, idę do lekarza dyżurnego się dowiedzieć, co jej jest, bo to mi się nie podoba. – cicho odezwała się Edyta
- Dobrze.
Młodzi siedli przy wspólnej znajomej, Ala miała znów łzy w oczach, łzy strachu, ze straci najlepsza przyjaciółkę, z która jej było naprawdę dobrze.
W tym momencie nie myślała o sobie, o swojej chorobie, Teresa była ważniejsza. Edyta podczas rozmowy z lekarzem już wiedziała, co jest dziewczynie, wiedziała, ze jest tu źle leczona, ze jej siostra umarła, dlatego, ze nikt nie umiał podjąć właściwego leczenia. W dyżurce doszło do ostrej wymiany zadań pomiędzy lekarka, a lekarzem dyżurnym:
- A kim pani właściwie jest, ze domaga się pokazania wyników badań dziewczyny i karty choroby.
- Jestem jej ciotką.
- No i co z tego, nie wiem co jej jest, badania to zrobiliśmy jej morfologie i OB, RTG klatki, wszystko jest w porządku.
- A inne badania?? A co jej podajecie, jakie leki, skoro miała gorączkę, pić się jej chciało i spać, to są jak dla mnie jednoznaczne objawy cukrzycy.
- Kobieto, nie doszukuj się chorób u swojej, no właśnie kogo, ona się pewnie spiła i tyle, a ze gorączkę miała to od upału, bo się pewnie opalała za dużo.
- I pan jest lekarzem, nie robiąc badań wydaj pan decyzje o leczeniu?? Ona tu dłużej nie zostanie, nie zostawię tego w takim porządku.
- I co mi pani niby zrobi, poskarży się dyrektorowi??
- Choćby nawet, i zabiorę moją siostrzenice do innego szpiatala, do Leśnej Góry.
- To masz pani pecha, bo ja jestem dyrektorem i nie wyrażam zgody na zabranie pacjentki z mojego oddziału.
Edyta była wyraźnie zdenerwowana i zażenowana cala sytuacja. Nie bardzo chciała się przyznać ze jest lekarzem dodatkowo bala się, ze jak lekarz zadzwoni do matki dziewczyny to się wyda, ze ona nie jest z rodziny. Chwilowo wyszła z dyżurki, ale na odchodne rzuciła lekarzowi w twarz:
- Nie zostawię tego tak.
Wyszła i wróciła do sali Teresy. Ta leżała pół przytomna, kroplówka skończyła się, nikt nie przyszedł jej zabrać, sama to zrobiła. Gdy weszła pielęgniarka, żeby to zrobić, nie zdziwiła się ze ktoś to za nią zrobił. Edycie przyszedł pewien pomysł do głowy:
- Siostro, przepraszam.
- Tak
- Od kiedy ta dziewczyna u was leży?
- A będzie z tydzień. A co??
- Co jej jest?? I co było w tej kroplówce??
- Nie wiem, co jej jest, a dostaje paracetamol, płyny i tyle.
- Dobrze, a ile takich kroplówek z płynami dostaje dziennie, mam nadziej, ze trzy lub cztery pół litrowe.
- Pani, po co tyle, dwie jej wystarcza.
- Dobrze dziękuje. – po tych słowach Edyta naprawdę miała dość.
Dość tego szpitala, tego lekarza i podejścia tej pielęgniarki.
Tego popołudnia Edycie nie udało się nic załatwić, jedyne, co wywalczyła, to podanie dziewczynie jeszcze jednej kroplówki. Siłą wymusiła to na pielęgniarce, która przyszła na nocna zmianę.
Ala i Michał pożegnali się z nadal pół przytomna Teresa i zeszli od samochodu, Edyta przyszła za nimi.
- Edyta - odezwała się Ala – wiesz, ze jutro już jest ten dzień...
- Ach, zupełnie zapomniałam, może poproszę Kasie, żeby cię odwiozła, albo Zosie. Bo ja postaram się załatwić Teresie pomoc.
- Nie, nie trzeba, Michał mnie odwiezie, pogadam z mama.
- Dobra, to teraz chodźcie to was podrzucę do domu.
- Edyta, zostań dziś na noc, prześpimy się w domku nad rzeka.
- Gdzie??
W domku nad rzeka, jak goście przyjeżdżają, to tam mogą nocować, ja tam lubię we wakacje, bo można pomyśleć, pogadać, bez świadków.
- A nie będzie to dla was problem??
- Nie, nie. Jutro rano przynajmniej spokojnie, bez pośpiechu będziesz mogła podjechać do Teresy.
- W sumie to masz racje. Dzięki.
W domu byli po 20, Michał poszedł do siebie, a Ala z Edyta do domku nad rzeka, tam było wszystko przygotowane, tak jak by matka wiedziała, ze one tam pójdą nocować. Obie nie mogły długo usnąć, w końcu Ala zdobyła się na odwagę i zagadała do Edyty:
- Co będzie z Teresa?
- Jeszcze nie wiem, ale postaram się ja stamtąd zabrać...
- Dzięki, to wiesz, co, ja może rano, zanim do kliniki pojadę, spróbuję cos załatwić, jak mi się uda, to w ciągu kilku godzin będzie u was, w Leśnej Górze.
- Jak chcesz. Teraz spij.
- Papa
Edyta wstała bardzo wcześnie, bo już po 6, nie budziła dziewczyny. Chciała jak najszybciej pojechać do rodziców Teresy i do niej samej, do szpitala. U jej rodziców dowiedziała się, ze dziewczynie nie można pomoc, bo skoro w zeszłym roku jej siostra na to samo umarła, to znacz, ze tak musi być, ale pomimo tego uzyskała zgodę, aby reprezentować ich w szpitalu, przed lekarzem. Gdy weszła do sali nastolatki, była już nieprzytomna, nie miała ani kroplówki, a jak pytała się dziewczyn na sali czy cos tego dnia dostała odpowiadały przecząco. Podeszła bliżej, jej oddech był niespokojny, widać było, ze jest jej ciężko oddychać. Lekarka nie wytrzymała i poszła znowu do lekarza dyżurnego, chciała spróbować zabrać dziewczynę do siebie na oddział, albo do Leśnej Góry, chociaż. Jednak ten się nie zgodził.
Ala obudziła się po 9. Za oknem było szaro, ciemno, ponuro, padał deszcz, widać, zaczęła się już jesień. Dziewczynie wyraźnie nie chciało się wstawać z łóżka, ale gdy zobaczyła, ze Edyty już nie było, postanowiła jednak wstać. Na łóżku Edyty była od niej kartka:
„Poszłam do Teresy, jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, to załatw to, bo ta dziewczyna nie może tu być dłużej, bo rzeczywiście umrze. Dzięki za pomoc. E.K”
Po śniadaniu Ala poszła do ośrodka zdrowia, który znajdował się u niej we wsi. Udało się jej, bo lekarka, do której chodziła kilka lat temu przyjmowała, a nawet jeszcze lepiej nie miała chwilowo pacjentów. Ala weszła do przychodni, a w rejstarcji siedziały dziewczyny, które ja znają:
- Cześć Ala, a co ty tu robisz, i co to za nowa moda z ta chustka na głowie – zaczęła jedna z nich Beata.
- Cześć, nie ważne, można do dr Agaty?? Mam ważna sprawę, potrzebuje jej pomocy.
- Jest, nie ma pacjentów, zapukaj i wejdź.
- Dzięki, potem wam najwyżej powiem, co to za moda.
Zapukała, zza drzwi odezwał się glos lekarki:
- Proszę.
Ala weszła, wchodząc powiedziała:
- Dzień dobry.
- Nie, nie wierze własnym uszom, Ala?? Co cię do mnie sprowadza. – odezwała się lekarka zza biurka
- Mam sprawę.
Teraz lekarka podniosła głowę.
- Jezu, co ci się stało?? – zapytała widząc chustkę na głowie dziewczyny i bladość jej twarzy
- Nie o mnie chodzi. O Teresę od Wilków. Źle z nią. Jest w szpitalu w Piastkowie, ale nie umieją jej tam pomoc. I chciałabym ja zabrać do Leśnej Góry, do moich przyjaciół. Zresztą Edyta już tam pojechała.
- No a co ty ode mnie oczekujesz??
- Potrzebujemy kogoś stad, żeby przemówił dyrektorowi do rozumu, ze jej potrzebna jest fachowa pomoc, i diagnoza. Bo z tego, co mi Edyta wczoraj powiedziała po rozmowie z lekarzem to oni zrobili jej tylko morfologię, OB i RTG klatki, a stwierdzili, ze spać się jej chce, bo się spiła, a gorączka i osłabienie, bo się opala.
- A ta twoja Edyta to, kto??
- Ona jest lekarzem, pracuje w Leśnej Górze, oni mi tam w czerwcu pomogli, uratowali życie. Ale jak widać nie do końca... – nagle urwała
- Dobra, nie mam już więcej pacjentów, wiec mogę z tobą pojechać do niej, i zobaczymy, co jest grane. Ale powiedz mi, co się z tobą dzieje.
- Nic nowego, po prostu to – i zdjęła z głowy chustę, lekarce ukazała się łysa głowa, głowa bez włosów po chemii.
- O matko, jednak wróciło...Przepraszam nie powinnam z tego żartować, u kogo się leczysz??
- U Starzyńskiego, dość ekscentryczny, ale chyba są efekty, bo nie jest mi zimno, nie mam krwotoków, jestem silniejsza, mam dobre wyniki.
- To doskonały specjalista, ostatnio koleżanka z roku się u niego leczyła, mila ziarnice, tez jej pomógł, czekaj, mówiłaś, ze gdzie chcecie przenieść Teresę?? Do Leśnej Góry, tam ona pracuje, czekaj, nazywa się...
- Burska może??
- Możliwe, ona ma dwa nazwiska, Stankiewicz i drugiego nie pamiętam, tego po mężu.
- Tak, to jest Zosia, to pani studiowała z Kuba, Zosia, Brunem i pewnie z Edyta, tez, bo oni razem!!
- A jak ona się nazywa??
W tym momencie zadzwonił Ali telefon, popatrzyła na niego, dzwoniła Edyta, musiała odebrać.
- Przepraszam, musze odebrać – zwróciła się do kobiety – halo, cześć Edyta, co z Teresa??
- Cześć – odezwała się w słuchawce – gdzie jesteś??
- W przychodni, załatwiam pomoc dla niej, czekaj dam cię na głośnik.
Przełączyła telefon i położyła na biurku, lekarka się odezwała
- Dzień dobry, nazywam się Agata Stępień, jestem pediatra w ośrodku tu w gminie, Ala mi powiedziała, co się stało z Teresa. Znam ta dziewczynę, pomogę jej.
- Milo mi Edyta Kuszyńska, Agata Stępień?? Z domu Agaś??
- Tak, a to ty Edyta, z roku, ta brunetka, za którą się każdy facet oglądał??
- Ej, Edyta dość, co z Teresa!! – przerwała im Ala
- Tak, to ja, a co do Teresy, to jest źle, bardzo źle, jest nieprzytomna, odwodniona, nie dostaje płynów, ani insuliny, nie zrobili jej nawet badań na poziom cukru. Uważam, ze jest to śpiączka cukrzycowa.
- Dobra, to my się zbieramy, wezmę ze sobą paski i insulinę z zabiegowego, i zobaczymy na miejscu, a nie rozmawiałaś z rodzicami malej, żeby ja na własne życzenie wypisali.
- Próbowałam, ale są oporni, ledwo wymusiłam na nich pełnomocnictwo, żebym o wszystkim decydowała, ale na to pewnie się nie zgodzą.
- No nic, to narazie i do zobaczenia, przyjedziemy razem. A po drodze wpadniemy do rodziców Teresy.
- Dzięki, pospieszcie się, bo ona długo nie wytrzyma tak, ma coraz większe problemy z oddychaniem, ale nikt się tym tu nie przejmuje. Narazie i do zobaczenia
Po rozmowie, wzięły z zabiegowego rzeczone rzeczy i pojechały do rodziców dziewczyny. Wręcz na sile lekarka wymusiła na nich żeby pojechali z nimi do szpitala, żeby zobaczyli, ze ich córce można pomoc, tylko trzeba zmienić szpital.
Tym czasem Edyta wróciła do sali dziewczyny, ta leżała na wznak, była blada, miała problemy z oddychanie. Edyta nie mila odwagi jej zbadać, żeby się nie wydala. Jednak z pomocą przyszła jedna z dziewczyn z sali.
- Może jej pani pomoc?? – zwróciła się do Edyty
- Mogę, ale musze ja stad zabrać, a czemu się pytasz??
- Bo ona w nocy... – nagle urwała, bo usłyszała szelest w okolicach sali, była pewna, ze idzie lekarz, albo oddziałowa, a oni nie lubią jak się innym mówi, o sąsiadach z sali, zwłaszcza jak ich leczenie nie skutkuje
- Co się stało w nocy, nie bój się powiedz. To na pewno jej pomoże, a tobie zresztą tez.
- Moment, Aga – zwróciła się do dziewczyny leżącej na łóżku pod ścianą.
- Co?
- Wiesz, co, na drzwi. A potem się jakoś zmienimy.
- Dobra, już tylko się zwlekę z ta noga.
Dziewczyna była szczupła, widać, ze wysportowana, miała stopę w gipsie i kostkę.
- Czekaj, zwróciła się do niej Edyta, pomogę ci, co się stało??
- Dziękuje, zerwane ścięgna i torebka stawowa, na treningu się przewróciłam i skręciłam nogę, a do tego jeszcze zerwałam ścięgna. A do tego miałam problem z żołądkiem.
- O matko, a chcesz stać na drzwiach??
- Tak, bo ja w tym jestem najlepsza.
- To chodź.
Edyta jej pomogła stanąć na zdrowej nodze i dokuśtykać do drzwi. Te były przymknięte, uchyliły je nieco mocniej, Aga stanęła w nich, dala znak, ze można rozmawiać, ze okolica jest bezpieczna.
- No to teraz słucham, co się stało w nocy.
- Jak poszli ci młodzi, co byli z panią wczoraj wieczorem, i po tym jak wymusiła cos pani na tej jędzy z nocy. Ona dostała ta kroplówkę, ale tylko na 10 min, tak jakby się bali, ze wrócicie sprawdzić, a potem, przyszła i jej ja zabrała. Zrobiła jej jakiś zastrzyk i powiedziała, ze teraz będzie spala. Ale do dwóch godzin obudziła się, była cal wystraszona, spocona, mówiła ze chce się jej pić. Wezwałyśmy pielęgniarkę, ale ta przyszła i powiedziała, żebyśmy się nie wygłupiały i poszły spać. Prze resztę nocy ona tak strasznie ciężko oddychała, jakby się dusiła, kiedy rano się obudziłam i chciałam ja obudzić, to już nie reagowała, cały czas tak leży. Co jej jest?
- Dzięki, wszystko mi wygląda na cukrzyce. A tobie, co jest?
- Nic takiego, szyli mnie, bo mi się rana otworzyła. – pokazała Edycie ranę na brzuchu, ranę po usuniętym wyrostku – miałam tu leżeć, góra tydzień, a leżę dwa i nie chcą mi powiedzieć, kiedy mnie wypuszcza, zresztą gdyby nie moi rodzice, to nie wiem czy bym mila, chociaż raz zmieniony opatrunek.
- O boże, jak was mogą tak traktować.
- Uwaga, zołza nadciąga. – na migi pokazała Aga
- Czekaj pomogę ci wrócić do łóżka – zaoferował Edyta
- Nie, ona mi każe chodzić z lekarzem, chociaż nie mogę, a pni niech siada przy Tresce, bo inaczej oberwiemy wszystkie.
Było południe, Ala z dr Agata i rodzicami Teresy byli już na podwórku szpitala. Do sali Teresy wszedł ordynator i oddziałowa.
- Ty – zwrócili się do Moniki, tej z wyciętym wyrostkiem – dziś wracasz do domu.
- A co ze szwami??
- Same się rozpuszcza. Nie musisz już więcej tu przychodzić.
- Aga, a ty, dokąd się wybierasz??
- Na spacer, chce już do domu.
- Dobra, nie mów potem, ze ci się nie zrasta, bo znając życie to w domu wrócisz do treningów.
- Nie, obiecuje, ale chce do domu.
- To ty tez do domu.
- A ty – zwrócił się do Teresy, choć ta była nieprzytomna – o widzę, ze znów się spotykamy, i co nadal chce ja pani zabrać stąd??
- Tak, i to jak najszybciej.
- Nie ma mowy, jak widać ona się nie nadaje do transportu. Nie wyrażam na to zgody.
- Ja tez. – dorzuciła oddziałowa.
- Nawet na własne zadanie jak chcemy zabrać córkę do innego lekarza. – w drzwiach stali przerażeni rodzice dziewczyny i pouczeni przez Agatę
- W takim wypadku, jeśli załatwicie sobie państwo transport to nie widzę przeszkód, i tak jej to nie wiele da, ona już się kończy.
Lekarz zaczął się bezczelnie śmiać, oddziałowa za nim. Rodzice dali mu świstek papieru ze zabierają córkę. Edyta zadzwoniła po Monikę, żeby wzięła karetkę i przyjechała, ze ma do zabrania dziewczynę z podejrzeniem śpiączki cukrzycowej. Zanim jednak Monika zabrała dziewczynę, Edyta wraz z koleżanką zrobiły to, co mogły.
- Masz to, co obiecałaś?
- Tak, masz, sprawdź jej poziom cukru.
Nakłuła palec dziewczyny, upuściła kropelkę krwi i następną nasączyła pasek, od glukometru. Wsadziła go do aparatu. Obie zdębiały na widok wyniku.
- 847. I się dziwić, ze ona jest nieprzytomna.
- No, dobra masz insulinę. Podasz jej?
- Tak, ale czekaj, popatrz się na ten wenflon, jaki brudny, zaschnięta w nim jest krew, pewnie nie zwrócili na to uwagi.
- Nigdy nie zwracaj na to uwagi, dziękuje, ze pomogła pani Teresie. Życzę jej zdrowia i do widzenia. – zwróciła się Monika do Edyty
- Czekaj, chodź na korytarz.
- O co chodzi? – zdziwiła się.
- Pokażesz mi to na brzuchu, może ciebie tez weźmiemy.
- To pani jest lekarzem??
- Tak, przepraszam, nie przedstawiłam się Edyta Kuszyńska, jestem anestezojolgiem i internistą.
-Nie trzeba, nic mi nie jest, a zresztą jak coś to jest nasz ośrodek zdrowia.
-Dobra. To się trzymaj i pamiętaj, ze zawsze możesz poporsić dr Agatę o kontakt do mnie.
-Dziękuję.
Poszła, na zegarku dochodziła 17. Ala wraz z rodzicami Teresy zeszła na dół, na oddziale pojawiła się Monika, zabrała dziewczynę na nosze i do karetki. Tam podłączyła jej kroplówkę, ale wczesnej zmieniając wenflon i dając go w nowe miejsce. Teraz Teresa była już bezpieczna. W momencie gdy odjechali Anita rzuciła pojednawcze spojrzenie na Edytę, ta doskonale wiedziała o co jej chodzi.
-Wiem, pamiętam, miałyśmy jechać na chemie, ale wypadło co innego, może teraz cię podrzucić??
-A jak myślisz?
-Ze chyba jednak trzeba Edyta z Ala wsiadły do samochodu i pojechały do kliniki, profesor nie był zachwycony z pory o jakiej to się pojawia na chemie, ale po streszczeniu całej historii z Teresa wybaczył im.
-No ot co 4 porcja, zostajesz już sama czy ktoś będzie przy tobie.
-Jeszcze nie wiem – pojednawczo z pod głowy popatrzyła na Edytę – ale zdaje się ze zaraz się wyjaśni.
-Co się patrzysz?? Masz ochotę cos mi powiedzieć??
-Tak, co z Aga, i co ze mną??
-Aga dostała rozkaz, ze ma się do mnie zgłosić do LG, a ty, niech pomyśle, mam zostać jak rozumiem.
-Ta jest.
Ta porcja chemii została przyjęta przez organizm dziewczyny zupełnie inaczej niż poprzednie. Tym razem nie wymiotowała, nie było jej zimno, jadła niewiele, ale nie wymiotowała potem. Miała wrażenie, że udało się, udało się jej wygrać kolejną bitwę z białaczka. Wiedziała, że aby wojna była wygrana, musi wziąć całą kurację i odczekać przynajmniej dwa lata. W szpitalu spędziła 4 dni. Gdy wyszła był początek września profesor zgodził się, aby podeszła do egzaminów poprawkowych i wróciła na studia. Nie było jej łatwo. Nie miała wystarczająco dużo siły, ale widziała, że musi, bo chce zostać na tych studiach, że jest było by jej żal zostawić znajomych i przyjaciół. Jednak nikt, oprócz Teresy nie wiedział, że Ala podchodziła jeszcze raz do matury z geografii. Jej największym marzeniem jest dostać się na uniwersytecie na geografie, na studia ale dzienne. Jednak w tej sytuacji w jakiej się znajdowała było to trudne. Nie wiedziała jak o tym powiedzieć Edycie i profesorowi. Choć jednak miała jakąś cicha nadzieję, ze lekarz ja zrozumie. Był początek września, Ala zaczęła się uczyć, jednaka nie było to takie łatwe. Miała do zaliczenia dwa egzaminy, powinna również podejść do tych z których niby pozwolili jej nie zdawać i przepisali oceny z ćwiczeń, ale był jeden, który musiała zaliczyć. Fizjologia zwierząt. Był tylko jeden problem, w jaki sposób to ma załatwić skoro ona studiuje w Tarnowie, wykładowcy są z Krakowa z uniwersytetu, a ona mieszka i uczy się w Warszawie. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie łatwo, ale podjęła decyzje.
-Edyta – zwróciła się do lekarki, z którą byłą umówiona na mieście, bo ona sama przeniosła się do Magdy – mam sprawę....
-Co się stało??
-Po pierwsze co z dziewczynami Teresą i Agą?
-Z Agą już dobrze. Kuba zoperował jej te ścięgna, ma kostkę w gipsie, ale za dwa trzy tygodnie będzie mogła wrócić do uprawianie sportu, ale narazie lekkiego. Na najbliższe pół roku może zapomnieć o gimnastyce wyczynowej. A Teresa, no cóż obudziła się po tygodniu. Teraz jest w Centrum, musi się nauczyć dawać sobie insulinę i żyć z ta chorobą. A co z tobą?
-Ja, no cóż mieszkam u Magdy, uczę się do zaległych egzaminów. Misiek mi pomaga. Ale mam jeszcze jedna sprawę...
-No mów o co chodzi, wiem, że to coś ma związek z nauką.
-No, bo wiesz, ze ja studiuje naWSZ w Tarnowie, mam dwa examy zalegle i jeden, który muszę napisać, a po za tym jestem starościną roku, musze jechać do jednego z wykładowców, żeby wpisał zaliczenia.
-I musisz jechać do Krakowa. A co to za problem??
-To nie wszystko, musze ci się do czegoś przyznać.... Bo ja, ja zaczynam nowy kierunek studiów, miało to być w Krakowie, ale ze względu na chorobę, pomogli mi załatwić tu w Warszawie.
-I co z tego, dalej tego nie rozumiem.
-Bo, bo to jest geografia na dziennych i w Tarnowie na zaocznych ochrona.
-To tylko gratulować. A kiedy masz jechać do tego Krakowa po te wpisy??
-W poniedziałek, Michał ma ze mną jechać. Boję się tam jechać, boję się wspomnień.
-Wspomnień??
-Właśnie wspomnień – urwała na chwilę, zastanawiając się czy jej powiedzieć - wspomnień związanych z ojcem, z wypadkiem i chorobą.
-Opowiedz, to ci na pewno ulży, ale w sumie to nie rozumiem nic. Co to ma wspólnego z wyjazdem na uczelnię??
-Bo tato, on kiedyś tam pracował, zanim zachorowałam – rozpoczęła ale z trudem wychodziły jej z gardła.
-Słuchaj, widzę, że zapowiada się dość długa historia, może pójdziemy do mnie?? Opowiesz mi na spokojnie, a ja ci powiem co robić?
-Dobry pomysł. Zapłaciły za cherbatę i ciasto, wyszły poszły do Edyty.
Tam Ala nie mogła uwierzyć własnym oczom, w jej mieszkaniu nie było tak samo jak jeszcze te parę tygodni temu. Było inaczej. Było kolorowo. Co jej się stało czyżby się zakochała?? Przecież ona nie miała nigdy tak kolorowego mieszkania, może uda się z niej to wyciągnąć. Była to pierwsza myśl, jaka Ali przemknęła przez głowę dziewczyny, gdy weszła do mieszkania lekarki.
Było około 20, za oknami było szaro, słońce już zaszło, jesienne drzewa poruszane przez wiatr kojąco szumiały. Pomimo braku słońca na polu było ciepło. Edyt przeprowadziła dziewczynę przez mieszkanie, a raczej ona sama przeszła znając trasę na taras. Usadowiły się tam wygodnie. Edyta przyniosła z kuchni placek z borówkami i gorącą herbatę z dziej róży osłodzona miodem, podając dziewczynie powiedziała:
-Herbata na rozgrzewkę i odporność, placek na siłę na wspomnienia.
-Dzięki, mówiłam ci już, że jesteś kochana?? – z zadziornym uśmiecham dopowiedziała
-I to nie raz, a teraz do rzeczy, o co chodzi z tymi wspomnieniami, które ci nie dają żyć?? Ala spuściła głowę, patrzyła na ogród pogrążający się w ciemnościach nocy i wsłuchiwała się w cykanie koników polnych. Bała się mówić, wiedziała, że te słowa znów przyprawia ja o ból i niechęć do ojca i tamtego miejsca. Jednak zdobyła się na odwagę, podniosła głowę, jej oczy były pełne smutku i żalu.
W między czasie, zanim Ala zdecydowała się na zwierzenia na tarasie panowała ciemność, ale Edyta jako kobieta lubiąca wieczorami przesiadywać wpatrując się w gwiazdy miała jakieś świece, które miały odstarszyć komary i zapewnić im nastrój do rozmowy. W końcu obie siedziały na przeciwko siebie i zaczęły rozmawiać.
-Edyta – zaczęła dziewczyna
-Mów, wyrzuć to z siebie, ulży ci.
-Bo to było ze dwa lata temu, może trochę więcej. Byliśmy na uczelni, tata poszedł do swojego kolegi, z którym studiował, teraz jest tam wykładowcą. Gość nawet miły, ale to nie o to chodzi. Siedzieli i gadali tak ze dwie godziny, mnie się cholernie nudziło. Więc tata zaproponował, żebym się przeszła, ale jak sam, nie znając budynku... I wtedy przyszła jeszcze jedna osoba, jakaś kobieta, tato poprosił ja, aby się ze mną przeszła pokazała, co ciekawsze miejsca. Zgodziła się, ja nawet chętnie z nią poszła, miło się nam gawędziło, gdy nagle, cos w pobliżu wybuchło, posypał się tynk. – urwała, łzy napłynęły jej do oczu
-Mów, wiem, że to było cos okropnego, ale jak powiesz to będzie ci lepiej.
-Posypał się tynk, wszystko się za trzęsło. Nam się prawie nic nie stało, mnie zaczęła lecieć krew z nosa, myślałam wtedy, że ze strachu. A górna część budynku była doszczętnie zniszczona, wiedziałam już, że coś się złego stało, ale ona mnie pocieszał, mówił, że to nie tutaj. Ale za chwilę słychać było wycie syren. Wybiegłyśmy na dziedziniec, a wtedy zakręciło mi się w głowie, upadłam, dopiero obudziłam się w szpitalu, ona była przy mnie, rodziców nie było. Do godziny pojawiła się mama, ona poszła. Pytałam się, co z tatą, ale mi nie powiedziała ani ona ani mama. Dopiero po jakiś dwóch dniach, mama mi powiedziała, że tato jest bardzo ciężko ranny, że nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Byłam całą roztrzęsiona, jeszcze w tym dniu przyszedł lekarz i powiedział, że musza mnie przewieść na hematologie, bo nie podobają się im moje wyniki. Byłam podłamana, mama całkiem się załamała, wtedy z pomocą przyszła Teresa.
-A co z ojcem?? -Jak wiesz wyszedł z tego, był przez ten czas z nami, a teraz się wyniósł, a te osoby, z którymi się wtedy poznałam są moimi wykładowcami teraz. Nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje, ze ta babka, z którą poszłam się przejść rozpoznała mnie... I tez, dlatego boję się jechać, bo jak zapyta..
-Więc powiesz jej prawdę, że taty nie ma, wyjechał. A ona wiedziała o chorobie??
-Nie. I tu kolejny problem....
Było późno, dochodziła 22. Wydawało się, że skończyły już rozmowę, ale Ala znów się odezwała:
-Boję się tego wyjazdu, nie chcę tam jechać.
-Musisz się przemóc i pojechać, nie szkodzi, że jedziesz z Michałem, on ci pomoże zanieść, a potem jakoś go spławisz...
-No może i masz rację. To zaraz do niego zadzwonię, że jedziemy po jutrze, że to już pewne.
-Prawidłowa decyzja, ale wiesz zadzwoń może jutro, bo już jest późno


Ostatnio zmieniony przez andzia dnia Czw 15:03, 09 Sie 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:50, 09 Sie 2007    Temat postu:

Gdy wchodziły do domu niebo przeszyła ogromna błyskawica. Zaczynało padać. W powietrzu unosił się zapach rozgrzanej ziemi, na którą spadły pierwsze krople jesiennego deszczu. Ala poszła do swojego pokoju u Edyty, położyła się, ale długo nie mogła zasnąć, bała się. Zasnęła koło północy. Obudziła się koło 8. Pierwsze co zrobiła wzięła telefon, wykręciła numer do narzeczonego:
- Cześć, mam sprawę...- urwała słysząc krzątającą się przy drzwiach Edytę - Czekaj chwilę, bo Edyta chyba idzie.. Zdawało mi się, że Edyta idzie, ale nic. Jedziemy razem, a raczej ty jedziesz ze mną.
- No jasne, ze jadę.
- Super.
Zakończyli rozmowę. Anita wstała, ubrała się i zeszła do kuchni, a w niej na stole czekało na nią już śniadanie i liścik od Edyty: Przyjdę najpóźniej o 13, nie wychodź, zostań do pon u mnie, bo musze ci kogoś bardzo ważnego przedstawić. E.K. Dziewczyna przeczytała go i zaczęła się ostro zastanawiać o kogo może chodzić. Może rzeczywiście jej koleżanka się zakochała. Dochodziła 13, do drzwi ktoś zadzwonił, panienka pobiegła otworzyć tak jak to robiła dawniej, ale w drzwiach stał mężczyzna. Był wysoki, szczupły, na włosach miał burzę loków.
- Dzień dobry, jestem Bogdan, zastałem Edytę??
- Dzień dobry, nie, nie ma jej. Ale może cos przekazać, albo może nich pan wejdzie i na nią zaczeka. Powinna być lada moment.
- A nie sprawię kłopotu??
- Ależ skąd. Zapraszam.
Wszedł do mieszkania niczym do swojego własnego, skierował sie do salonu, usiadł na jednym z dużych i wygodnych foteli. Do 15 min przyszła Edyta, była zdyszana, jakby biegła. Od progu zawołała widząc auto jej mężczyzny przed domem.
- Widzę, że już się poznaliście. To nie tak miało być. Sorry.
- Cześć, no nie do końca się poznaliśmy. – wypaliła dziewczyna.
- No to teraz oficjalnie. To jest mój narzeczony Bogdan, a to jest moja podopieczna i przyjaciółka Ala.
- Miło mi – podała mu rękę, a na policzku pojawił się czerwony pąs zawstydzenia.
- Cześć, mówi mi Boguś.
Na jej policzkach był jeszcze większy rumieniec. Prawdopodobnie ze wstydu, że tak potraktowała narzeczonego Edyty. Czas do wieczora bardzo szybko im minął na rozmowach i opowiadaniu dowcipów. Nikt nie zadał pytania o chustę na głowie dziewczyny. Było naprawdę miło, był to jedne z nie wielu wieczorów kiedy Ala mogła zapomnieć o chorobie, o wyzwaniu jakie ją czeka w poniedziałek. Niedziela jak to niedziela, poszły do kościoła, korzystając z uroków złotej polskiej jesieni poszły na spacer do pobliskiego parku. Przyniosły mnóstwo kolorowych liści i orzechów, które rosły na działce Bogdana, do którego wstąpiły w drodze powrotnej. Jednak nie ubłaganie zbliżał się dzień wyjazdu do Krakowa. Dziewczyna bardzo się go obawiała, obawiała się konfrontacji z przeszłością i ze znajomymi ojca, którego od kilku miesięcy nie widziała. Na początku wszystko szło dobrze. Dziewczyna czuła się wyśmienicie, nie myślała o chorobie, nie bała się wspomnień, tych, które bezpośrednio nie wiąże się z ojcem. . W momencie gdy dotarli do właściwego pokoju przez umysł Ali przebiegł obraz osypującego się tynku i krzyku ludzi. Nie poddała się jednak wspomnieniom i zapukała do drzwi. Z za nich rozległ się glos:
- Proszę.
Za nim jednak je otworzyła, zwróciła się do Michała:
- Dzięki za pomoc, przyjdź za jakąś godzinę, poradzę sobie.
Był trochę zdziwiony tymi słowami, ale nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i odszedł. Dziewczyna otworzyła drzwi, na rękach miała stos indeksów. Za biurkiem siedziała kobieta. Nie miała więcej jak 1,60 m wzrostu, na głowie miała burzę brązowych loków, które swobodnie opadały na ramiona. Była ubrana w biała spódnice i białą bluzeczkę. Jej twarz na pierwszy rzut oka nie napawała sympatią, ale już po chwili się odezwała:
- Pani z Tarnowa?? Z indeksami, ale zaraz czy Pani przypadkiem nie jest tą małą dziewczynką, której te dwa lata temu pomogłam jak doszło do wybuchu gazu na jednej z pracowni??
Dziewczyna nic nie odpowiedział, tylko spuściła głowę, głos kobiety brzmiał tak samo, miał taką samą nutę jak wtedy. Był miły, ale miał charakterystyczną chrypkę i był zasadniczy.
- Zaraz, zaraz, pani Dzik, pani tato studiował z nami na jednym wydziale. A co się teraz z nim dziej, bo nie mam z nim żadnego kontaktu.
Ala nic nie odpowiedziała, łzy napłynęły jej do oczu. Nie chlipała, bo wiedział, że nie wypada, a łzy same spływały jej po policzku. Kobieta nagle zauważyła, że z małej dziewczynki jaką wtedy poznała stojąca przednią osoba zmieniła się w przystojną kobietę. Jedno jej nie pasowało, ta chusta na głowie.... Poprosiła, żeby dziewczyna usiadła i położyła te indeksy na stoliku. Zaczęła wpisywać oceny. Rozmowa się nie kleiła w pewnym momencie owa wykładowczyni odezwała się:
- Jesteś sama, czy ktoś ci pomógł przywieść te indeksy??
- Jest Michał, ale on tu jest nie potrzebny musimy poważnie porozmawiać, pani doktor Jagodo.
- A więc dobrze, rozpoznałam twoją buzię i te oczy. Ale co się z tobą działo, że nie podeszłaś do testu?? Zresztą nawet jak się nic nie uczyłaś to był naprawdę prosty i nie rozumiem dlaczego jeszcze niektórzy tego nie zaliczyli, skoro od kilku lat robię podobne testy.
- Bo – urwała, wiedział co oznacza wypowiedzenie tych słów – bo nie mogłam. A czy teraz we wrześniu mogę to zrobić??
- Tak, oczywiście, nawet powinnaś, ale dlaczego nie mogłaś?? Masz jakieś zwolnienie lekarskie, albo zaświadczenie??
Przez chwilę zapanowała cisza, te sytuację przerwało pukanie do drzwi. W nich stanął mężczyzna, wyższy od „żołnierza w spódnicy” – jak studenci określali ową panią.
Był sportowo ubrany, na nosie miał okulary, a włosy były przyprószone siwymi pasemkami.
- O cześć Jacku, co chciałeś??
- O przepraszam, nie wiedziałem, że masz gościa. Przyjdę później.
Dziewczyna odwróciła się twarzą do niego. Choć na policzkach błyszczały się krople łez rozpoznał ją, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Nie odezwał się nic, wymienił pojednawcze spojrzenie z Jagodą, wycofał się z pomieszczenia i zamkną za sobą drzwi.
Ala siedziała dalej wpatrując się w twarz swojej rozmówczyni. Ona robiła to samo, tyle że zaczęła wpisywać oceny do indeksów. W pewnym momencie odezwała się:
-Czy rok zrzucił się na bilety dla was??
-Nie, nie zrobili tego.
-No a to trzeba było wyćwiczyć u nich odruchy społeczne.
-No jakoś nie pomyślałam. I na tym zakończyła się rozmowa.
Minęło pół godziny od momentu rozpoczęcia wpisów, a prawie godzina od spławienia Michała, a kobieta zakończyła swoją pracę. Teraz Anita zdobyła się na odwagę i zaczęła:
-Musimy porozmawiać. O ojcu i nie tylko... – urwała, bo znowu ktoś zapukał do drzwi. One się otworzyły, stanął w nich Michał. Był zdziwiony tym co zobaczył. Jego dziewczyna patrzyła się na niego wzrokiem który mógłby go zabić. -O przepraszam, ale minęła już godzina. Miałem przyjść.
-Dobrze, to proszę wziąć indeksy, a pani proszę zostawić. – skwitował żołnierz w spódnicy
-Dziękuję i do widzenia. A mam na ciebie zaczekać??
-Nie, ja wrócę sama. Idź już –ponaglała go.
Wyszedł.
– Wracając do moich słów – znów zwróciła się w kierunku rudowłosej kobiety.- to nie jest rozmowa na tutaj, i nie jest ona krótka.
-Dziś stąd nie wyjdę wcześniej jak przed wieczorem, więc musimy to tu załatwić.
Ala nie mogła uwierzyć w te słowa, ale zebrała się w sobie i zaczęła mówić, opowiedzenie o odejściu ojca było dla niej trudne, a jeszcze trudniejszym okazał się fakt powiedzenia o chorobie, o jej nawrocie, o tym, że nie wie czy z tego wyjdzie. Jednak wyrzuciła to z siebie. Było jej z tym lżej, ale nie wiedziała na jaką odpowiedz może liczyć.
- Przykro mi z tego powodu, a mogę coś dla ciebie zrobić?? - odezwała się kobieta po chwili zastanowienia
- Nic, chyba nic się nie da dla mnie zrobić.
- Nie mów tak. Coś się zawsze wymyśli. Kiedy masz wracać do domu??
- Domu?? Ja go straciłam prawie pięć miesięcy temu. Matka nie może pogodzić się z faktem nawrotu, a ojciec nie wytrzymał i odszedł.
- Niech ci bezie, to gdzie teraz mieszkasz??
- U znajomych i przyjaciół, u każdego po trochę.
Obie popatrzyły sobie głęboko w oczy. Nie odezwały się przez dłuższą chwilę. Widać było, że kobieta usiłuje coś wymyślić, coś żeby pocieszyć dziewczynę. Nic jej jednak do głowy nie przyszło oprócz jednej myśli, która wydała się jej być głupia, ale odważyła się to wypowiedzieć na głos:
- Mam propozycję. Kiedy mas następną chemię??
- Pod koniec tygodnia, profesor ma mi dać znać, kiedy dokładnie.
- A pozwoliłabyś sobie towarzyszyć wtedy??
- Yyy...nie no tym pytaniem mnie rozwaliłaś.
- Przepraszam, to jak zgodzisz się??
- Nie wiem, to jest zbyt trudne dla mnie. Może dam znać po wiadomości od profesora...
- Dobrze. Będę czekać.
Zakończyły rozmowę, Ala wyszła z jej pokoju, skierowała się do drzwi gdy zadzwonił jej telefon. Wiadomość od Edyty, musi natychmiast przyjeżdżać do Leśnej Góry, bo jej mama jest w ciężkim stanie. Jej serce nie wytrzymało stresu i napięcia związanego z chorobą córki i już definitywnym odejściem męża. Miała zawał...
W drodze powrotnej rozmyślała o propozycji i chyba ją będzie musiała przyjąć bo nie poradzi sobie teraz... Zdecydowała się, że po tym jak zobaczy się z matka opowie jej o spotkaniu i o decyzji jaką podjęła. Gdy przyjechała na miejsce dowiedziała się, że serce matki nie jest w stanie już dłużej pracować, zostało jej klika może kilkanaście dni życia. Załamała się ta wiadomością, wiedziała, że po tym co powiedziała Michałowi nie może teraz na niego liczyć. Teresa w szpitalu, Magda pojechała na zajęcia. Została jej dr Jagoda. Bała się do niej wykręcić numer, ale potrzeba była ogromna, sama już sobie nie poradzi. Jeszcze w między czasie zadzwonił profesor i kazał jej zjawić się w poniedziałek w klinice. Zdawała sobie sprawę, że ta chemia będzie krótka tylko cztery dni, ale potrzebuje wiedzieć co się dzieje z matka. Może uda się jakoś przekonać profesora, żeby ta chemie odłożyć.
Nadszedł poniedziałek żołnierz w spódnicy poszedł z dziewczyna do profesora, nie bardzo wiedziały od czego zacząć, ale w klinice pojawiła się Edyta. Gdy dziewczyna ją zobaczyła już wiedziała co ta chce jej powiedzieć. Nie chciała teraz zostawać w klinice, chciała być blisko matki. Wiedziała, że są to ostanie chwile razem. Na horyzoncie pojawił się profesor, nie wiedział czemu Ala ma taka smutna minę skoro wyniki badań świadczą o poprawie, o tym, że choroba się znowu cofa. Następuje czas remisji. Powinna być szczęśliwa i zadowolona.
- Witam, co masz taką grobową minę?? Przecież wiesz co się czeka, a zresztą jest poprawa, powinnaś się cieszyć.
- Nic – spuściła głowę, zaczęła chlipać – tylko ja nie mogę teraz tu zostać, mama... – urwała i zaczęła szlochać
- Panie profesorze – zaczęła Edyta – ona rzeczywiście nie może tu zostać, jej matce zostały godziny życia. Ma uszkodzony mięsień sercowy, nic się z tym nie da zrobić, a na przeszczep jest za późno. Także proszę o wyrozumiałość i kilka dni zwłoki, zresztą skoro jest lepiej, to tym bardziej te dwa dni nic nie zmienią.
- No tak, no tak – zaczął powtarzać – a jest jeszcze jedno wyjście, może u was jej to podacie, ja zrobię rozpiskę co i w jakiej dawce, tak chyba będzie najlepiej. Dla wszystkich.
- Gdyby była taka możliwość to oczywiście, że podam jej to u nas. Osobiście tego dopilnuję i będę przy niej czuwać. - No to zgoda. Umowa stoi.- odwrócił wzrok od Edyty i zaczął poszukiwać Ali, gdy ja zauważył zawołał – nie płacz, możesz jechać do mamy, a chemię zobowiązała się ci podać Edyta.
- Dziękuję. – rzuciła mu się na szyję i zaczęła go całować.
W szpitalu nie było dobrych wieści dla dziewczyny. Jej matka nie czuła się lepiej, wręcz było gorzej.
- Nie mam dobrych wieści... – zaczął Adam patrząc na Edytę.
- No mów!! Mów co z mamą!!
- Źle, jej organizm nie zareagował na podane leki, serce coraz wolniej pracuje.
- Idę do niej!!
- Zaczekaj!! – rzuciła Edyta
– Najpierw badania, a potem możesz lecieć do mamy.
- Musze?? – zdziwionym głosem zapytała
– Wiesz, że
Nie zdążyła dokończyć, gdy Edyta dokończyła to zdanie za nią
- Że tego nie znosisz, ale tak trzeba. Chodź do zabiegowego. A potem pójdziesz do mamy.
Trochę grymasząc poszła. Edyta została sam na sam z Adamem, zaczęli rozmawiać, ale nie zdążyli nic powiedzieć, bo wpadła zdyszana pielęgniarka:
- Szybko, coś z matką tej dziewczyny.
Pobiegli jak stali, serce zwolniło, wręcz znowu się zatrzymało, nie byli już w stanie nic zrobić, odeszła. Teraz pojawił się w ich głowach dylemat jak powiedzieć to Ali. Nie musieli tego robić, bo dziewczyna obserwowała całą akcję zza szyby sali, w której jej matka leżała. Dziewczynie napłynęły łzy do oczu, do póki matka żyła miała dla kogo walczyć, a teraz?? Teraz wie, że musi wygrać z chorobą, aby móc pomagać innym. Innym ludziom, którzy nie potrafią sobie poradzić z wiadomością, że ktoś z ich najbliższych jest chory na raka. Zdawała sobie sprawę, że dla wielu osób słowo rak brzmi jak wyrok. Jednak z tych zamyśleń wyrwał ją głos Edyty:
- Przykro mi, nie dało się nic zrobić. Ale ty musisz walczyć dalej. Mam cię odwieźć do kliniki??
- Nie!! – ostro zaoponowała dziewczyna
- To co mam z tobą zrobić??
- Dać mi święty spokój, a z chemią to możemy poczekać.
- Nie moja droga, leki zaraz dostaniesz i marsz do łóżka. Potem do ciebie przyjdę.
Ala nie mając wyjścia poszła do swojej sali. Położyła się w łóżku. Znalazła w torbie jakąś książkę, jej tytuł brzmiał dość oryginalnie, wydawał się dziwnie znajomy nie mogła sobie przypomnieć skąd. Zaczęła ją czytać, pojawili się dziwni bohaterowie między innymi dr Judym. Gdy tak się wczytała przypomniała sobie co to za książka. Czytała ją w szkole, bardzo się jej podobała. To przecież „Ludzie bezdomni” Żeromskiego. Czemu ja to jeszcze raz czytam... zaczęła się zastanawiać, gdy zaczęła ziewać i sen zmorzył jej powieki. Jej sen był mocny, nawet gdy Edyta przyszła koło północy nie obudziła się. Lekarka jedynie zgasiła światło w jej sali i przymknęła drzwi, aby szum z korytarza nie przeszkadzał jej w odsypianiu tych tragicznych ostatnich godzin. Dziewczyna przebudziła się koło 4 rano, na polu było jeszcze zupełnie ciemno, w szpitalu było cicho, duszno, dziewczynie chciało się pić. Wstała, zakręciło się jej w głowie, ale to ją nie przeraziło. Skierowała się w stronę automatu z woda, ciężko się jej oddychało. Gdy wracała do sali napatoczyła się Edyta:
- Co się dzieje??
- Pić mi się chciało. – powiedziała cicho nie mogąc wymówić niektórych głosek przez zatkany nos.
- Biedactwo, znowu masz zatkany nos.
- Ychy. – przytaknęła dziewczyna
Edyta odprowadziła ją do sali, usiadła, milczały przez chwilę. W końcu Ala się odezwała:
- Możesz iść, ja już zasnę.
- Dobrze, to czekaj przykryję cię.
- Dzięki.
Dziewczyna położyła się, lekarka nakryła ją kołdrą, zgasiła lampkę i wyszła. Po 30 min wróciła, żeby sprawdzić czy dziewczyna śpi, czy może czegoś potrzebuje. Gdy doszła pod salę przez drzwi było widać świecącą się lampkę nocną, przyspieszyła kroku. Ala leżała na łóżku była rozpalona, nie mogła oddychać, jej piżama była mokra od potu.
- Ala, Ala, obudź się – położywszy dłoń na jej przedramieniu powtórzyła Edyta
- Pić, pić, w głowie się kręci – powtarzała
- Już jestem przy tobie. Będzie zaraz lepiej.
Zadzwoniła po pielęgniarkę, zleciła badania, i kazała podać paracetamol. Została przy dziewczynie do czasu, aż lek nie zaczął działać. Wróciwszy do dyżurki wykręciła numer do profesora.
- Dzień dobry, przepraszam, że dzwonie o takiej porze...
- Nic nie szkodzi i tak jestem w pracy. Co się dzieje?- przerwał jej szybko
- Ala ma gorączkę, zatkany nos i kłopoty z oddychaniem. Podejrzewam jakąś infekcję. Czekam na wyniki badań. Powinny zaraz być.
- Dobrze, dobrze, w takim razie proszę je podać Azitrox 500, co 24 godziny przez 3 dni. Dużo płynów, a w razie zaburzeń oddechu tlen i chydrokortyzon dożylnie.
- Dziękuję, mam wyniki, nie jest tak źle jak to wygląda. Leukocyty 1200, a płytki 120.
- To po podaniu antybiotyków proszę przetoczyć jej krew. A w razie jakich kolwiek pytań proszę dzwonić.
- Dziękuję.
Edyta wróciła do dziewczyny, ta spała już spokojnym snem, podała jej antybiotyk i posiedziała jeszcze chwilę.
Minęło kilkanaście godzin dziewczyna przebudziła się, była bardzo osłabiona, ale stwierdziła, że czuję się lepiej niż nad ranem. Wzrokiem poszukiwała Edyty, ale jej nie było. Nie wiedziała co ma myśleć, czy się obraziła, czy poszła do domu. W tym momencie w drzwiach stanęła Kasia.
- Cześć, nastraszyłaś nas.
- Naprawdę?? Nie chciałam, to jakoś tak wyszło, samo z siebie.
- Wiem, to jest możliwe. Sama wiesz o tym zresztą. Wyniki się poprawiły, ale na razie możesz zapomnieć o jakiej kolwiek przepustce, jak się będziesz lepiej czuła to wracasz do profesora.
- Jezu, nie, błagam!!!!!!!
- Przykro mi, trzeba zwalczyć ta infekcję. A zresztą przerwaliśmy podawanie chemii.
Ta wiadomość zrobiła wrażenie na dziewczynie, z jednej strony ja ucieszyła, ale z drugiej załamała. Bo znała już wyniki rekrutacji, dostała się na upragnioną geografię, i to na dwie uczelnie. Nie mogła do końca w to uwierzyć, bo jeszcze rok temu nie dostała się na żadna z nich. Jednak bała się o tym powiedzieć. Jednak zanim trafiła na kolejną chemie zdążyła zrobić wszystkie formalności i podanie o indywidualny tok studiów.
- Kasia – odezwała się niepewnym głosem
- Tak??
- Bo mam sprawę, który dziś jest??
- 15 września, a co??
- Bo ja się dostałam na studia, i musze się tam zgłosić do 20, żeby potwierdzić że zostaję. A to jest daleko, bo w Lublinie, albo na Śląsku.
- Gratuluję, a na co??
- Geografia, pomożesz mi??
- Nie bardzo, bo nie ruszysz się stąd dopóki poziom leukocytów nie osiągnie poziomu 1500, a płytek 140.
- Błagam, będę na siebie uważać.
- Nie.
- Ale z ciebie wredniak, nie rozumiesz studenta. Idź sobie.
Wyszła, a Ala znowu usnęła. Nie spała jednak długo. Postanowiła skorzystać z zamieszania spowodowanego jakimś ważnym wydarzeniem w życiu jednego z lekarzy. Ubrała się w swoje rzeczy, bardzo ostrożnie, aby na nikogo się nie natknąć wyszła ze szpitala. Wsiadła w pierwszy autobus, wróciła do pustego już domu rodzinnego. Wydrukowała co potrzeba, spakowała kilka niezbędnych rzeczy i wyruszyła na dworzec. Jak na razie idzie gładko, nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Zdecydowałam się na Śląsk, tam są fajne specjalizacje. A jak jutro wrócę to pewnie nawet tego nie zauważą - pomyślała zamykając za sobą drzwi od domu. Jednak jej radość nie trwała długo, gdy dotarła na dworzec, poczuła słabość, poczuła że gorączka wraca. Chciała wrócić, ale już widziała rozbawioną twarz wszystkich i ich komentarz: „Jednak nie miała na tyle odwagi by zwiać. Córka marnotrawna wróciła” W jej uszach pobrzmiewał również kpiący śmiech niektórych lekarzy i pielęgniarek. Wygrzebała z torby coś przeciw gorączkowego, zażyła. Wsiadła w pociąg i usnęła. Obudziła się dopiero w Krakowie, gdzie miała pierwszą przesiadkę. Było koło 20, wiedziała, że dziś już nic nie załatwi, ale może uda się jej gdzieś przespać, aby zaraz rano jechać na uczelnie i złapać jakiś pospieszny lub ekspres, aby wrócić. Tym czasem w szpitalu było po obchodzie, jednak zauważono zniknięcie dziewczyny. Kasia miała za złe sobie, że nie pozwoliła jechać dziewczynie, albo zaproponować jej, że pojedzie z nią.
- Edyta, to moja wina. – za rzucała sobie w rozmowie z koleżanką
- Co ty mówisz, przecież to niczyja wina. Ona sama podjęła taka decyzję.
- Nie! – ostro zaoponowała
– Pamiętam jak mi powiedziała, ze jestem wredniak, nie rozumiem studenta.
- Nie przejmuj się – powiedziała z pocieszeniem w głosie
– A nie wiesz na co się zdecydowała?
- Mówiła o Lublinie i Śląsku, ale co wybrała to nie mam pojęcia.
- Wiesz co pojadę na dworzec do ochrony, może mi powiedzą czy ja widzieli, a może dowiem się gdzie pojechała.
- Można spróbować. Ja może zadzwonię na uczelnie i zapytam czy dokonała już wpisu taka osoba.
- Oki, to dzielimy się poszukiwaniami, jak coś znajdziemy to dam sobie znać. A słuchaj może policja nam pomoże??
- Nie bo powiedzą, że nie upłynęło 48 godzin.
- Czekaj, zdaje się ze mam nr do kogoś z nich. Pamiętasz kiedyś tu była taka para, dziewczyna i jej partner, ona była postrzelona, byłaś tu wtedy z Adasiem.
- Rzeczywiście, to zadzwoń do nich, może coś wskórają
Edyta wykręciła numer, ale nikt nie odbierał, ani ona, ani on. Na dworcu tez nie wiele się dowiedziała. Kasia dzwoniła na uczelnię, ale nic nie załatwiła. Powiedziano jej tylko, że takich informacji nie udzielają.
Ala około północy dotarła na miejsce. Była bardzo osłabiona, nie miała siły iść dalej, ale wiedziała, że musi. Czuła, że znowu ma gorączkę. Nie miała już żadnych leków ze sobą, a pieniądze miała ściśle wyliczone. Podeszła do okienka w dworcowej kasie i bardzo cichym głosem zapytała:
- Przepraszam, gdzie mogę się tanio przespać kilka godzin??
- Dziecko spierdalaj, ja nie informacja tylko kasa. A tanie spanie, to tu na dworcu.
- Dziękuję.
Nie mając wyjścia położyła się na ławce w dworcowym holu. Noc była zimna, jej samej bardzo chciało się pić i jeść. Ból rozsadzał jej głowę. Nie mogła usnąć, a jak jej się to już udało była bardzo niespokojna. Nie wiadomo kto, ale pewnie jakiś przechodzień podszedł do niej i chciał ją obudzić, że ma jakiś koszmar, ale mu się to nie udało, a jej twarz była bardzo rozpalona, wezwał pogotowie. To zabrało dziewczynę do szpitala. Tam podano jej środki przeciw bólowe i przeciw gorączkowe, zrobiono badania i nie wiedziano co o tym sądzić. Wyniki mówiły o ostrej i przewlekłej białaczce, ale po zdjęciu z głowy chusty zauważono, że dziewczyna jest w trakcie leczenia. Miała jedynie legitymację studencka, ale nikt nie odbierał telefonu.
Dochodziła 7:30, dziewczyna przebudziła się, była słaba, zobaczyła, że to nie jest dworzec. Nad swoja twarzą zobaczyła twarz lekarza, nie była to Edyta.
- Co się stało?? JA musze na uczelnie!! Edyta!!
I znów zasnęła. Przebudziła się koło 11. Znów zobaczyła nad swoją obolała głową twarz tego samego lekarza co rano. Coś mówił, ale do niej docierały jego słowa jakoś tak z oddali, jakby był za szklaną szybą, gdzieś daleko.
- Edyta!! Ja musze stąd wyjść!! Nie!!
- Jak masz na imię?? Od kiedy bierzesz chemię??
- Ja musze na uczelnie, wpisać się!! Edyta!!
- Dziewczyno, nie wypuścimy cię. Masz tak tragiczne wyniki, że nie wiem jak ci się udało przejechać taki szmat drogi.
- Edyta!! Ja musze!!
- Kto to jest Edyta?? Ja mam na imię Mateusz, jestem anestezjologiem i internistą. Powiadomiłbym twojego hematologa, ale nie wiem kogo.
- Starzyński.
Lekarz wyszedł z jej sali, wziął za telefon i wykręcił nr do prof. Starzyńskiego. Po krótce wyjaśnił mu całą sytuację, ten kazał natychmiast podać leki na przeziębieni, i chemię, pomimo, że wyniki były złe. Miał nadzieję, że po niej komórki nowotworowe znów przestaną się na jakiś czas rozmnażać, że będzie można przewieźć dziewczynę do niego do kliniki. Minęły dwa lub trzy dni, Ala już się domyśliła, pomimo wszystkich starań i tego, że się dobrze czuła choroba wróciła. Miała nadzieję, że znowu z nią wygra, ale była bardzo osłabiona, znowu wróciły wymioty i krwotoki. Jednak gdy odzyskała na chwile siły, zwróciła się do lekarza:
- Panie doktorze, ja musze załatwić dwie bardzo ważne sprawy. Musze stąd wyjść. Chociaż na kilka godzin.
- Nie ma mowy. Jesteś zbyt słaba na to.
- Ale ja musze. Ja studiuję, ja się muszę wpisać. A po drugie, musze gdzieś zadzwonić.
- Telefon zgoda, ale nie ma wyjścia.
- Albo przepustka, albo... – urwała bo nagle w radiu usłyszała komunikat o pacjętce z białaczką, która dwa dni temu uciekła ze szpitala w Leśnej Górze. Każdy kto wie gdzie ona jest proszony jest o kontakt z policja. – Albo zrobię to co ta dziewczyna z radia. – uśmiechnęła się z zadowolenia postawienia warunku i ultimatum.
Lekarz, najwidoczniej dziewczyna była jego pierwszym, aż tak ciężkim przypadkiem, bo pomógł jej zadzwonić do Edyty, ale gdy się połączyła dała mu do zrozumienia, że ma sobie pójść i nie podsłuchiwać.
- Cześć, to ja.
- Wreszcie, gdzie jesteś?? Niepokoimy się o ciebie.
- Dzięki za to radio, nie ma to jak wam zaufać i coś powiedzieć.
- Ja cię nie poznaję. Masz mi to za złe??
- Tak, a po za tym, to wróciło, profesor już wie.
- Wiem, że wie, bo przed chwila do mnie dzwonił, że się znalazłaś. A chociaż byłaś na uczelni??
- Nie – bardzo słabym już głosem odpowiedziała, nie miała już sił dalej rozmawiać, osunęła się na ziemię. Edyta usłyszała to i zaniepokoiła się.
Na szczęście w porę zjawił się w pomieszczeniu lekarz. Podniósł słuchawkę i zaczął rozmowę z Edytą.
- Dzień dobry, nazywam się Mateusz Nowak, jestem lekarzem w tutejszej klinice hematologii. Ta dziewczyna, która z pani przed chwilą rozmawiała ma nawrót choroby, jest bardzo osłabiona. Prosiła o ten telefon – zaczął mówić jednym tchem nie dając dojść do głosu Edycie, widać było, że to jego pierwszy taki przypadek.
- Miło mi – udało się przerwać Edycie – nazywam się Edyta, Edyta Kuszyńska. Tez jestem lekarzem, a zarazem przyjacielem Ali – wreszcie padło imię dziewczyny – jakie ma wyniki?
- Złe, choroba wróciła, wątroba i śledziona są powiększone. Dostaje kolejna porcję chemii, a jak wynik się ustabilizują będzie transportowana do Warszawy.
- Dobrze, proszę mi dać znać kiedy będzie transport. Zorganizuje go.
- Jest jeszcze jedna sprawa....
- Tak?? – nalegała Edyta
- Ona koniecznie chce iść na uczelnię i postraszyła, że jak jej nie pozwolę to zrobi to co ta dziewczyna o której była mowa w radiu.
- Widzę, że już pana owinęła sobie wokół palca. To ona zwiała. A co do tej uczelni, to jednak przyjadę i ja przekonam, że ja to załatwię.
- Będę wdzięczny. Do widzenia.
Ala leżała znowu w sali podłączona do aparatury i kroplówek. Czuła się bardzo samotna, nie zawiadomiła Michała, bo stwierdziła, że po co, Magda i Teresa miały swoje życie.
Był już październik, ona miała zacząć studia, ale nie była wstanie. Edyta załatwiła wszystkie formalności z tym związane, oraz indywidualny tok nauczania na pierwszy semestr. Ala miała nadzieję, że od drugiego wróci normalnie na zajęcia do wszystkich. Po ich załatwieniu postanowiła w porozumieniu z profesorem przewieść dziewczynę do niego do kliniki. Jej organizm był wyczerpany, nie miała na nic siły. Jej nerwy były zszargane. Aby móc wrócić do Starzyńskiego i spojrzeć mu w oczy Edyta musiała jej dać bardzo silne leki uspokajająco – usypiające, aby wytrzymała podróż bez bólu. Podczas podróży co jakiś czas przebudzała się i smutnymi, pełnymi błagania oczami patrzyła na Edytę, a ta ja pocieszała:
- Będzie dobrze, już jest blisko. Prześpij się jeszcze, a jak znowu się obudzisz to będziesz w klinice.
Po tych słowach dziewczyna z powrotem zasypiała. Podróż trwała 5 godzin, bo nie dało się załatwić transportu lotniczego, który w tym przypadku byłby bardzo wskazany. Na miejscu profesor się nią zają. Wykonał kolejne badania jednak jej choroba nie dawała za wygraną, wyniki cały czas były złe. Profesor stwierdził, że ostatnią deską ratunku jest przeszczep. Pojawił się kolejny problem – dawca. Nie miała rodzeństwa, rodziców. Udało się, znaleziono dawcę. Zabieg odbył się w listopadzie. Na święta Ala wróciła do „domu”. Jej rodzinny dom był zimny i pusty, jednak dziewczyna nie chciał skorzystać z zaproszenia Edyty. Sama została w domu. Było jej źle, smutno.
Drugiego dnia świąt gdy nie wytrzymała samotności podniosła słuchawkę, aby wykręcić numer przyjaciółki. Jednak nikt u Magdy nie odbierał, u Teresy też. Niech to, została mi Edyta, ale nie, nie zadzwonię do niej to była by przesada. Ośmieszyłabym się. Wystarczy, że tyle strachu najadła się przeze mnie na jesieni.... – rozmyślała wykręcając jej numer – co ja jej powiem jak odbierze – jak na złość dziewczynie kobieta odebrała.
- Słucham
- Cześć, to ja Ala, mówiłaś, że mogę.... – urwała
- Pewnie, że możesz, masz na tyle siły??
W słuchawce dał się słyszeć szczęk zębów dziewczyny z zimna i płacz.
- Już po ciebie jadę. Będę za 5 min.
- Dzięki. – chlipiąc odpowiedziała
Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi. W nich stała szczęśliwa Edyta, a jak zobaczyła ja Ala od razu rzuciła się jej na szyję, wtuliła swoją twarz w jej zimne z mrozu, ale bijące dobra energia ramiona.
- Dziękuję, że przyjechałaś tak szybko Już nie mogłam wytrzymać, mam dość nie chcę tego wszystkiego, przez to mam rok w plecy – żaliła się swojej jak się okazało jedynej i prawdziwej przyjaciółce
- No już, uspokój się. Jedziemy do mnie, znaczy się do nas. – pokazała jej obrączkę świecącą na palcu.
- Nie, nie będę wam przeszkadzać. To już zostanę tutaj.
- Idziesz i nie ma gadania.
- Dzięki.
Minęło kilka dni, nadszedł sylwester, wydawało się, że Ala wygrała walę z chorobą, jednak nie do końca. Znów dała o sobie znać, tyle, że teraz już wiedziała, że zostało jej naświetlanie i jak to nie pomoże to skończy jak wielu innych chorych. Nie miała odwagi przyznać się Edycie, lecz gdy szykowały obiad z nosa puściła się jej krew. Gdy zobaczyła pierwsze krople na swojej bluzce pobiegła do łazienki. Walczyła z krwotokiem i uczuciem zimna, wszystko ją bolało. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że to już koniec, że nie ma dla niej ratunku. Siedziała skulona i pogrążona w myślach na podłodze pomieszczenia, woda szumiała. Minęło kilkanaście minut, gdy do drzwi ktoś zapukał.
- Ala, otwórz wiem, że tam jesteś, co się stało? – zaczęła spokojnym głosem Edyta
Nie było odpowiedzi, tylko szum wody. Lekarka ponowiła swoją prośbę, nic. Pociągnęła za klamkę, drzwi były otwarte, gdy weszła z jednej strony wystraszyła się, ale zaraz opanowała swoje zaskoczenie. Podeszła do dziewczyny, zakręciła kurek i pomogła podnieść się studentce z podłogi. Posadziła ją na zamkniętej muszli i popatrzyła prosto w jej oczy:
- Nie musisz tego przede mną ukrywać.
- Ale – słabym głosem chciała się sprzeciwić, lecz palec Edyty powędrował na jej usta, dając do zrozumienia, że ona wszystko rozumie i nie potrzebuje jej wyjaśnień
- Widzę znowu wróciło. Zaraz będzie lepiej.
Zrobiła jej zimny kompres na szyję i zatoki, krew przestała płynąć. Dziewczyna była bardzo osłabiona, ale na jej twarzy zagościł uśmiech. Uśmiech wdzięczności za pomoc.
- Pomóż nam – zawołała do męża
- A co nie dacie rady same??
- Wiesz tak jak by nie.
- Już idę.
Bogdan pomógł Edycie odholować bardzo słabą Anitę do łóżka. Położyli ja na boku, Edyta wykręciła numer do profesora:
- Przepraszam, że zakłócam w takim dniu, ale mamy złe wieści. Ala miała bardzo silny krwotok, udało się go opanować, ale ona jest bardzo słaba. Mam ja przywieść??
- Nie szkodzi, pani doktor wie pani co to znaczy teraz.
- Tak, wiem. Nie udało się wygrać wojny.
- No właśnie. Ale proszę ja przywieść zobaczymy co się da zrobić. Może jakieś nowe leki pomogą.
- Dobrze, dziękuję. Będziemy do godziny.
Znowu była potrzebna męska pomoc, ale Edyta wiedziała, że nie może wykorzystywać tak Bogdana. Wiedziała, że jego choroba osłabia kości, a przecież Ala pomimo chemii i przeszczepu nie była lekka jak piórko. Doszła do wniosku, że nie ma co się przejmować i zadzwonił po swój zespół z karetki. Chłopcy byli za 5 min, Boguś miał jej to za złe, ale gdy spojrzała na niego spod swoich okularów, zrozumiał, że ożenił się z lekarzem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:58, 10 Sie 2007    Temat postu:

W szpitalu było nerwowe oczekiwanie na pojawienie się profesora z wiadomością co z Alą. Upłynęło koło godziny gdy wreszcie się pojawił:
- Pani doktor pani wie, co się dzieje. Nie mam co więcej tłumaczyć.
- Ile jej zostało?
- Nie wiem, może dzień, a może więcej. Można jeszcze spróbować radioterpi połączonej z nową chemią, ale nie obiecuję rarytasów.
- To próbujmy!
- Ale dziewczyna się nie zgadza. I tu jest cały problem.
- Przekonam ją. A jak pozostałe wyniki?
- Nie jest źle, morfologia jak na jej stan nawet dobra, reszta też.
Edyta poszła do studentki. Ta leżała zupełnie osłabiona, podłączona do różnych urządzeń, popłakiwała. Widać było, że nie ma już siły na dalszą walkę. Jednak Edyta uświadomiła ja, że jka się wszystko uda to będzie matka chrzestną jej dziecka. Lekarka miała nadzieję, że w ten sposób zachęci dziewczynę do walki z chorobą.
- Serio?? Jesteś w ciąży?? Kiedy będzie wiadomo czy to jest chłopiec czy dziewczynka?? - Nie zajmuj się teraz tym tylko myśl o zdrowiu, to jest najważniejsze.
- Ale serio, czy tylko ściema, żeby mnie zachęcić do walki?
- Pomyślmy – odwróciła się na chwile od dziewczyny, zawołała Bogdana – Boguś chodź do nas na chwilę.
- Co moje drogie panie chciały?
- Powiedz mi, to prawda?? – z radością w głosie zawołała Ala
- Ale co?
- No to, że się spodziewacie dziecka!! Wariacie, ty jeden!
- Ja nic o tym nie wiem, a powinienem cos wiedzieć?? – bardzo zdziwionym głosem zapytał
Dziewczyna popatrzyła się raz na Edytę, raz na Bogdana, ale z ich twarzy nic się nie dało wyczytać, ale już czuła, że to podstęp, żeby zmusić ja do leczenia.
- Prawda, tak jestem w ciąży. Drugi miesiąc. – powiedziała Edyta
- I ja o tym nic nie wiem?? To nie możliwe!!
- Owszem i możliwe, byłam u Darka i wszystko się zgadza, jeszcze nie widać co będzie, ale to jest prawda.
- O matko, aleś mi sprawiła radość!! – zawołał z radości Boguś – I rewelacyjne miejsce wybrałaś, żeby nam o tym powiedzieć!
- Wiesz, miałam to zrobić wczoraj, znaczy się dziś o północy, ale jak widać sylwester i nowy rok spędzamy tutaj, więc i tutaj wam o tym powiedziałam.
- No ja też się cieszę, powiedzcie profesorowi, że się zgadzam.
- Mądra decyzja.
Przez kolejne dni spędzone w szpitalnym łóżku Ala cieszyła się z wiadomości Edyty, a jednocześnie martwiła się o studia i przyjaciół. Chciała się pogodzić z Michałem, nie miała już takiej wiary w remisję jak wcześniej. Chciała mieć z głowy to najtrudniejsze zadanie. Wiedziała, że nie zostało jej za wiele czasu. Był czerwiec letnia sesja, Ala nie podeszła do niej, bo była zbyt słaba, radioterapia nie dawała efektów, czuła się wręcz coraz gorzej. Nie chciała robić przykrości Edycie i przy kolejnym terminie naświetlania, poprosiła ją:
- Pojadę sama, mam na tyle siły aby dotrzeć tam, a zresztą nie chcę, żeby wam się coś stało przez te promienie. Musze pogadać z profesorem.
- Ja się czuję dobrze, jak widzisz, w pracy mam mniej zajęć. A jak chcesz to możemy cię tylko pod szpital podrzucić, a potem załatwisz sobie resztę sama. Co o tym myślisz?
- Zgoda, bo wiesz musimy poważnie porozmawiać – urwała, jakby bała się tego wypowiedzieć.
W drodze do szpitala w samochodzie panowało milczenie, dość stresujące i dziwne, bo jak dotąd dziewczyna zawsze znajdowała jakiś temat, żeby zacząć rozmowę. Teraz nawet radio nie leciało. Na miejscu Ala poszła sama, gdy zastukała do drzwi profesora, weszła i zaczęła mówić:
- Panie profesorze, przepraszam, ale ja już nie chcę tej terapii, nie mam siły. Chcę już umrzeć. Tylko ile czasu mi zostało, zdążę na chrzest Gosi, córeczki Edyty?
- A kiedy to ma być??
- Sierpień, wrzesień.
- Jeśli poddasz się dalszej terapii to tak, a jeśli teraz zrezygnujesz to nie wiem.
- To zgoda, ale nie chcę tych naświetlań, męczą mnie za bardzo.
- To zostaniesz na oddziale, zrobimy badania, i się okaże czy jest o co walczyć z nową chemią.
- Zgoda, ale jak to zrobić, żeby Edyta się nie dowiedziała?
- A jest tu?
- Nie , przywiozła mnie i ma po mnie przyjechać za ten czas, co trwa naświetlanie.
- To zaczniemy zaraz, zrobimy ogólne, a jutro z rana zrobimy punkcję, ale będziesz musiała zostać na dwa trzy dni w szpitalu.
- Nie!! Jak ja się jej z tego wytłumaczę. Albo zgoda, już to załatwię sama.
- W porządku, to zapraszam do zabiegowego.
Po wykonaniu badań, które się dało się wykonać Anita wróciła do Edyty. Nic jej nie wspomniała o przerwaniu kuracji, jedyne co jej powiedziała, że na parę dni musi pojechać do Madzi, bo ja zaprosiła, a potem może do Teresy jeszcze. Stwierdziła, że musi trochę odpocząć od zgiełku miasta, choroby i dać im czas na zastanowienie się w co się pakują opiekując się nią, a zwłaszcza teraz gdy zbliża się czas narodzin Gosi – ich pierwszego dziecka. Jak ja się z tego wytłumaczę, że nie chcę się leczyć, może się nie domyśli, jestem i tak osłabiona, nie mam siły, może się nie domyśli, że nie byłam dziś na lampach. Ech... trzeba zadzwonić do dziewczyn, żeby je uprzedzić. Ale nie teraz, bo przecież się wyda. Tym czasem w domu czekał na nie Bogdan przygotował pyszny obiad, oraz jakąś niespodziankę.
Gdy weszły do domu ich nosy wyczuły zapach dochodzący z kuchni, pchało rosołem oraz ulubionym daniem Ali, a od niedawna także Edyty, która była coraz grubsza. Do rozwiązania zostało już nie wiele czasu. Jak sama twierdziła może dwa może trzy tygodnie, a może szybciej sama dokładnie nie umiała tego przewidzieć. Tego wieczoru nie mogła sobie znaleźć miejsca. Była smutna, przygnębiona, wyraźnie coś ja gryzło. Edyta z Bogdanem byli na dole, gdy zadzwonił telefon Ali. Dzwoniła Madzia.
- Cześć, wpadłabyś do mnie jutro?? Musimy pogadać!! – brzmiał podniecony z radości głos jej przyjaciółki
- Hej – smutnym głosem powiedziała – normalnie jakaś telepatia, bo ja też miałam do ciebie dzwonić!! Mam sprawę, pomogłabyś mi cos ukryć przed Edytą?? Nie chcę je teraz denerwować, za parę dni ma rodzić.
- Jasne, wal!
- Musze iść jutro do klinik na kilka dni, nie chcę jej o tym mówić, powiem jej, że jestem u Ciebie, a ty mnie będziesz kryła!!
- Hmm, zgoda! A co gorzej ci?
- Nie, ale profesor ma jakieś nowe leki dla mnie i konieczne są badania.
- Dobra, to o której??
- Może o 10??
- Oki, papa. Będę pamiętać.
- Dzięki.
Zeszła na dół, małżeństwo siedziało wygodnie na sofie i oglądali jakąś komedię. Nie chciała im przeszkadzać, ale gdy odwróciła się, żeby wrócić do siebie Edyta ją zauważyła i zawołała. Dziewczyna miała zupełnie inny wyraz twarzy niż jak wracały z kliniki.
- Chcesz cos od nas?
- Tak, bo ja.... ja jutro jadę do Madzi, nie wiem na ile, pewnie na tydzień. Nie odwoź mnie. Pojadę autobusem.
- Zgoda, a co załatwiłaś u profesora?
- Powiedział, że jak skończę tą terapie to powinno być dobrze. Edyta, ja...- urwała bojąc się, że jej myśli i przeczucia zdenerwują Edytę.
- Co chciałaś? Nie bój się, przecież już było dobrze, ufałyśmy sobie.
- Nic. – rozpłakała się i uciekła do swojego pokoju.
Edyta poszła za nią, ta leżała na boku, wtulona była w swoją poduszkę a w rękach trzymała maskotkę którą dostała na początku swojej choroby od Edyty. Była znowu smutna, znikło to podniecenie i chęć utrzymania w tajemnicy swojego stanu. Lekarka usiadła przy niej, próbowała odwrócić twarzą do niej, ale bez skutecznie, dziewczyna dalej płakała. Kobieta stwierdziła, że nie ma sensu jej męczyć, wstała i wyszła przymykając drzwi od jej sypialni.
Następnego ranka Ala wyszła jeszcze gdy wszyscy spali, o umówionej porze była u profesora. Madzi wysłała smsa, że dotarła, a Edycie, że jest u Madzi i wszystko jest w porządku, że wróci pod koniec tygodnia. Profesor wykonał punkcje i położył studentkę na oddziale. Po kilku godzinach przyszedł ze złymi wieściami:
- Przykro mi, nic się nie da już zrobić. Chciałbym ci pomóc, ale nie umiem już.
- Tak myślałam. – odpowiedziała patrząc się na niego.
- Chcesz to możesz zostać tutaj, a jak nie to jutro popołudniu wrócisz do domu. A może mam zadzwonić po dr Edytę?
- Nie!! Tylko nie to!! Ona nic nie wie!! Oficjalnie pojechałam do przyjaciółki.
- Dobra, ale wiesz, że...
- Wiem, nie trzeba, zdążę.
Po tych słowach opuścił jej salę. We wtorkowe popołudnie przyszedł ponownie, dziewczyna spała, wycofywał się, ale ona się obudziła:
- Co się stało?
- Jak chcesz to możesz wrócić do przyjaciółki.
- Dobrze, dziękuję.
Jeszcze tego samego dnia pojechała do Magdy, było im cudownie, Ala zapomniała o tym, że ma uważać, dbać o siebie. Zdawała sobie sprawę, że to już nieubłagany koniec. Koniec jej ziemskiego życia. Miała tylko jeszcze jedno marzenie spotkać się z ojcem, powiedzieć, że go nienawidzi, że przez niego matka umarła, a ona też umiera. Początkiem następnego tygodnia zadzwonił telefon, Edyta zaczęła rodzić. Teraz dopiero zaczęły nią miotać wyrzuty sumienia. Powiedzieć czy nie, denerwować czy nie, jechać czy nie. Wspólnie z przyjaciółka postanowiły, że powinna pojechać i powiedzieć cała prawdę chociaż jej, a jak zabraknie jej odwagi to komuś kto się nią opiekował do kogo miała największe zaufanie. Gdy dotarła na miejsce było już po wszystkim. Malutka była śliczna, miała 52 cm długości, ważyła 3300, miała duże brązowe oczy. Buzie miała okrąglutką, była wypisz wymaluj mama. Wszyscy byli szczęśliwi tylko nie Ala. Bała się, że Edyta ja rozgryzie. Poszła do niej, ta spała usiadła przy niej, i zaczęła cicho płakać, chciała się wygadać. Jej opiekunka przebudziła się, je dłoń powędrowała na zapłakana twarz dziewczyny. Odezwała się.
- Co się stało? Chcesz się wygadać?
- Nic, nic takiego. Nie wiem jak Ci to powiedzieć, boję się, chyba nie dam rady być... – urwała płacząc na całą salę, dobrze, że Edyta leżała na niej sama.
- Uspokój się i powiedz po kolei. Co się stało. Byłaś taka szczęśliwa, że Gosia się urodzi, już jest a ty płaczesz?
- Przepraszam, nie mogę. – wybiegła z sali, do której właśnie weszła Lena i Kasia z gratulacjami dla szczęśliwej mamy
- Co to było? Ala?
- Tak, nie wiem co ja ugryzło, tak się cieszyła, a teraz ten płacz.
- Przejdzie jej, kiedy wracasz do domu i pracy? – próbowała rozładować atmosferę Lena - O stęskniliście się już za mną?
- I to strasznie.
Po tygodniu mama z Gosią wyszły ze szpitalu, w domu czekało na nie wielkie powitanie, znajomi i rodzina, nawet Ala zdawała się być zadowolona. Wyglądało na to, że choroba dziewczyny cofa się i ona zdrowiej, uczy się czerpać z życia to co najważniejsze i najlepsze. Była połowa sierpnia, zbliżał się termin chrztu Gosi. Ala czuła się coraz gorzej, była bardzo osłabiona, często puszczała się jej krew z nosa. Nie pokazywała tego po sobie, ale czujne – matczyne i lekarskie oko Edyty zauważyło to w poniedziałek przed 15 sierpnia – dwa dni przed dniem chrztu malutkiej.
- Pomóż mi proszę – poprosiła ja Edyta
- Już idę.
- Co jest nie masz siły?? – zagadnęła Edyta gdy składały ubranka malutkiej
- Tak – ze smutkiem w głosie powiedziała
- Pokaz mi swoje spojówki – poprosiła Edyta
- Po co?
- Cos mi się wydaje, że znowu krwawisz i chcę się o tym przekonać jak bardzo.
- Po co?
- Chce ci pomóc? Jesteś coraz chudsza, bledsza. Kiedy byłaś u profesora?
- Nie trzeba, nie wiem. – wyszła z pokoju
Edyta tak jak dawniej nie odpuszczała swoim pacjentom, a tym bardziej swojej córce, za którą uważała Alę, poszła za nią do jej pokoju. Ta siedziała na łóżku, przy nosie trzymała chusteczkę. Była słaba. Usiadła obok niej, swoja dłoń położyła na jej ramieniu.
- Jednak miałam rację. Od jak dawna znowu krwawisz?
- Nie wiem, długo. Nie chciałam was martwić. Jesteście tacy szczęśliwi.
Ciało dziewczyny wstrząsnęła fala dreszczy. Była coraz słabsza. Zaczynała robić się niespokojna.
- Boguś – zawołała Edyta – chodź do nas i przynieś lodu dużo, termometr i kompresy z zimnej wody.
- Po co?
- Ala, ma znowu krwotok i gorączkę.
Przyniósł jak poprosiła.
- Aha, zadzwoń jeszcze do Kasi i Leny. Lenę poproś, żeby zajęła się Gosią, a Kasia niech przyjedzie do nas, do kliniki. Dzięki, że nas rozumiesz.
Ala leżała na łóżku była coraz słabsza, krwotok ustał, ale teraz wszystko zaczynało ja boleć. Edyta sięgnęła po swoja komórkę, zadzwoniła gdzieś:
- Cześć, Piotrek jesteście wolni?
- Tak, a co się stało szefowo?
- Tylko nie szefowo, wiesz, że jestem już zajęta. Bo potrzebuje karetkę pod swój dom.
- Co się stało?
- Ala, potrzebuje ja szybko i bezpiecznie zawieść do kliniki. Zaraz będę dzwonić do profesora. A i weźcie morfinę, musze jej podać, ona gaśnie.
Nie było już odpowiedzi, Edyta popatrzyła się ciepłym pełnym współczucia wzrokiem na Alę, wiedziała już że to koniec. Zbliżyła się do jej twarzy, nachyliła się nad nią, powiedziała:
- Już będzie dobrze, zaraz będą moi chłopcy, ci co ostatnio, pojedziemy do profesora pomoże ci. A teraz mogę sprawdzić twój brzuch, bo mi się wydaje, że wewnątrz tez krwawisz.
- Ychy – słabo odpowiedziała, już na wpół przytomna dziewczyna
Lekarka zrobiła swoje, niestety działo się najgorsze, był ostry krwotok wewnętrzny, otwarcie jamy brzusznej i tak by nic nie dało. Wiedziała, zostało kilka dni lub godzin. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, w nich stała Lena i sanitariusze z zespołu Edyty. Wiedzieli gdzie iść, do pokoju studentki. Wzięli z karetki nosze i torbę. Widząc Edytę pochylająca nad dziewczyną nie chcieli im przeszkadzać, ale Ala ich dostrzegła i delikatnie szturchnęła Edytę, ta się odwróciła:
- O witam, macie to o co prosiłam?
- Cześć, tak. Podać?
- Tak, 5 ml. Powinno jej ulżyć. Ja tylko wezmę jakąś bluzę, a ją przykryjcie kocem i jedziemy do kliniki, profesor już wie.
- Dobrze, podłączyć do monitora i podać tlen?
- Tak.
Było koło 16, w klinice był ruch przywieźli kolejna osobę która próbowała alternatywnego leczenia u prof. Hartman. Nie było efektu, więc pacjent wrócił do profesora, ale nie było już dla niego ratunku. Gdy przyjechali profesor już na nich czekał. Widząc w jakim stanie jest dziewczyna, położył ją na OIOMie i podał jakieś leki. Po czym wyszedł do Edyty i kolegów z jej zespołu, Kasia tez zdążyła dotrzeć.
- Pani doktor, wie pani co to oznacza.
- Tak, ile jej zostało?
- Nie wiem, nie wiele.
- Dziękuję.
Ala była rozpalona, wszystko ja bolało, było pół przytomna, Edyta i Kasia poszły do niej. Usiadły i zaczęły opowiadać o różnych przygodach jakie miały w jej wieku. Kiedy zaczęły marzyć o studiowaniu medycyny. Chciały podtrzymać ja na duchu. Było jednak za późno na ratunek gorączka nie spadłą bóle nasiliły się. Studentka miała spękane wargi, bolały ją, ale zmusiła się na wypowiedzenie tych kilku słow:
- KOCHAM WAS! DZIĘKUJĘ ZA WSZYTSKO! PRZEPRASZAM!
- Wiem, że nas kochasz, my ciebie też. Za co przepraszasz?
- Wiesz za co – wypowiedziała ruchem warg.
- Nie przejmuj się, będziesz chrzestną, wyciągniemy cię z tego.
Edyta oszukiwała samą siebie i ją. Nie mogła się pogodzić z faktem, że tak młoda osoba umiera. Znów spędziła całą noc przy niej. Następnego ranka było już lepiej. Gorączka spadła, dziewczyna mogła oddychać swobodniej. Jednak profesor nie zgodził się na przepustkę, ani na wypuszczenie do domu. Mijały godziny, Ala była nadal słaba, ale gorączki nie miała. Profesor zgodził się wypuścić ją do domu, jak nie będzie mieć gorączki.
Nadszedł 15 sierpnia, ważny dzień w życiu Gosi. Ala czekała na wizytę profesora, z wieścią, że może wyjść na chrzest swojej siostry. Jak burza wszedł do jej sali i oznajmił:
- Zgadzam się na wypisanie cię ze szpitala, jeżeli mi obiecasz, że jak tylko źle się poczujesz powiesz dr Edycie.
- Tak, powiem MAMIE.
- To w masz tu wypis.
Wręczył jej kartę informacyjną. Ona nie mając już siły stać na nogach na wózku pchanym przez Piotrka – jednego z sanitariuszy Edyty- została dowieziona do ich karetki, tam na nią czekała Edyta. Położyli ja na noszach i wrócili do domu. Edyta wypożyczyła ze szpitala wózek dla niej, aby mogła być chrzestną dla Gosi.
O godzinie 12:00 był chrzest w kościele parafialnym. Ala była dumna, że może wypowiedzieć słowa:
- O chrzest święty. – gdy kapłan zapytał się rodziców chrzestnych o co proszą dla Małgorzaty Anny.
Była dumna, nawet przez chwile trzymała ja w swoich ramionach. Po mszy świętej wszyscy przenieśli się do ich mieszkania. Edyta z Kasią pomogły usadowić się Ali na kanapie w pokoju. Obok leżała Gosia. Wydawało się, że Ala jest zachwycona tym co się dziej, nie cierpiała z bólu. Nikt z gości nie śmiał jej współczuć. Na przyjęciu pojawił się nawet Misiek, Teresa i Madzia.
Wszyscy przyjaciel się doskonale bawili. W pewnym momencie Miś podszedł do Ali:
- Przepraszam, że zachowałem się jak ta ostatnia świnia.
- Wybaczyłam ci już dawno. – przytulili się do siebie.
Przyjęcie dobiegało końca, gdy Anita gestem ręki zawołała Edytę. Była już strasznie słaba miała gorączkę, wszystko ją bolało.
- Zadzwoń do profesora i mnie odwieźcie, nie fatyguj kolegów z pracy, wytrzymam.
- Dobrze.
W tym momencie wszyscy zamarli. Edyta poprosił tylko aby z nimi pojechała Kasia i przyjaciele Ali. W szpitalu było już wszystko gotowe. Profesor położył ja znów na OIOMie, próbował się wkłuć, ale było ciężko, Edyta mu pomogła. Podawał jej leki przeciw gorączkowe, bólowe i krew. Jednak to nie pomagało. Ból ustępował, ale gorączka rosła. Wszyscy czuwali, nawet ksiądz, który w południe udzielał chrztu jej siostrze przybył, aby udzielić jej ostatniego namaszczenia. Po tym sakramencie zasnęła, przez sen coś mówiła jakby się skarżyła. Edyta poprosiła, aby została sama z Alą w sali. Po pół godzinie wyszła zalana łzami:
- Odeszła, nie ma już naszej Ali.
Wszyscy zgromadzeni posmutnieli, nie było pocieszania, ani współczucia, był jeden wielki smutek. Prawdziwi przyjaciele wyprawili piękną uroczystość pożegnalną dla dziewczyny. Nawet byli jej znajomi z uczelni, przybyła nauczycielka z geografii z LO, która kibicowała jej, podtrzymywała na duchu i pomagała uczyć się jeszcze raz do matury, aby mogła dostać się na upragnioną uczelnie. Stało się tez i tak, Ala został studentką UJ, a przyjaciele z roku, z klasy z liceum i ci których poznał dzięki Edycie na zawsze zapamiętali jej uśmiechniętą twarz na wieść o reemisji i dostaniu się na upragnioną geografię na UJ.


THE END
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 21, 22, 23  Następny
Strona 1 z 23

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin