Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Prasa o Oldze Bończyk- TUTAJ NIE KOMENTUJEMY!!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk w prasie,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 7:44, 19 Gru 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
tu gdzieś powinno być coś o Oldze ale nie mam czasu poszukać.
Powrót do góry
joan0205
Gość






PostWysłany: Pią 13:56, 19 Gru 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
(nie wiem, czy już było, czy nie, więc wstawiam Lol)

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez joan0205 dnia Pią 13:57, 19 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
martus1000
Moderator



Dołączył: 07 Kwi 2007
Posty: 1103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:05, 21 Gru 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
---------------------------
[link widoczny dla zalogowanych]

Rozmowa z Olgą Bończyk, czyli doktor Edytą Kuszyńską z serialu "Na dobre i na złe"

Znana jest pani nie tylko jako doktor Edyta czy przepięknie śpiewająca aktorka, lecz także jako doskonała kucharka i gospodyni…

To prawda, doskonale gotuję. Docenia ten fakt zarówno moja rodzina, jak wszyscy znajomi, których choć raz podejmowałam obiadem lub kolacją. Nigdy nie korzystam z cateringu, ani nie wyręczam się kupując półprodukty.

Skąd takie zamiłowanie do gotowania? Większość aktorek unika kuchni jak ognia…

Wychowałam się na Śląsku. W mojej rodzinie kultywowanie tradycji – w tym także kulinarnych – odgrywało ważną rolę. Nie było mowy o pójściu na łatwiznę, kupowaniu gotowego jedzenia. Bardzo wcześnie nauczyłam się gotować i nigdy nie uważałam tej czynności jako "kary" czy straty czasu. Uważam, że kuchnia to serce domu. Uwielbiam gotować i jeść!

Po pani figurze tego nie widać… Czyżby tradycyjne śląskie kluski były niemile widziane w pani kuchni?

Moja kuchnia pozbawiona jest białego pieczywa, ziemniaków, mąki, słodzonych napojów, słodyczy itd. A więc na co dzień nie ma: kluseczek, pierogów, kopytek, frytek, placków ziemniaczanych, kanapek "zapychaczy", chipsów, czekoladek, ciasteczek itp. Unikam też potraw panierowanych i smażonych. Wynika to nie tylko z dbałości o figurę, ale ogólnie z dbałości o kondycję i zdrowie.

Z czego zatem składają się pani posiłki?

Głównymi składnikami przyrządzanych przeze mnie potraw są warzywa i owoce. Zawsze staram się gotować w domu. Często przyrządzam potrawy z kuchni śródziemnomorskiej. Uwielbiam owoce morza. Kto jednak ich nie lubi, może pobawić się mieszankami ziół, które w niepowtarzalny sposób zmieniają smak każdego mięsa czy warzyw. Jeśli chodzi o napoje, odkryłam genialne właściwości oczyszczające czerwonej herbaty.

Kuchnia jest moim królestwem. Lubię gotować i wierzę, że umiem gotować skoro znajomi chwalą mnie za oryginalność przepisów. Gotowanie daje mi możliwość eksperymentowania.

A jaki alkohol pani lubi?

Pijam prawie wyłącznie wino i tylko do posiłków. Białe do ryb, drobiu, warzyw, a czerwone do mięsa czerwonego i dziczyzny. Z białych win najbardziej preferuję wina reńskie. Jeśli chodzi o czerwone mam kilka ulubionych i od dłuższego czasu nie zmieniam swoich upodobań. Zbyt często okazuje się, że nowości, które kupuję, nie smakują nam tak jak te wypróbowane od lat.

Żadnych hamburgerów, piwa, pączków?

Przyznaję się, że uwielbiam pączki – to moja słabość – ale staram się nie jeść ich za wiele. Czasami mam też ochotę zjeść hamburgera, ten "międzynarodowy smakołyk". Wtedy jednak przed oczami pojawia mi się tablica Mendelejewa i ochota mi odchodzi. Wracam wtedy do domu, przygotowuję zapiekane bakłażany z pomidorami, czosnkiem i mozzarellą lub kurczaka w wiśniówce. Wówczas wiem, że mój żołądek jest mi wdzięczny, a ja czuję się doskonale. Odkąd dbam o dietę, prawie wcale nie choruję.

Czy równie rygorystycznie przestrzega pani swoich zasad w święta?

No cóż, przed świętami trudno jest mnie wygonić z kuchni… Lubię przygotować wszystko swoimi rękami. Wtedy nie eksperymentuję, lecz przyrządzam tradycyjne potrawy. Na wigilijnym stole nie może zabraknąć pierogów z kapustą, kapusty z grzybami, barszczu i mojej ulubionej zupy grzybowej, śledzi, a także ciast: murzynka i sernika. Nie liczę potraw, ale jest ich zawsze bardzo duzo, może nawet więcej niż 12… Na Wigilię mam też słabość do karpia. W ciągu roku normalnie tej ryby nie jadam, więc w czasie świąt smakuje mi szczególnie. Jest tylko jeden problem: ktoś musi mi tego karpia dostarczyć, bo ja nigdy nie zdobyłabym się na to, żeby kupić żywego karpia i go uśmiercić…

Ale czasami podobno wielbiciele obdarowują panią kiełbasą…

Owszem, zdarzyło się to kiedyś w grudniu przed Świętami Bożego Narodzenia (śmiech). Wsiadałam właśnie do swojego samochodu, a mężczyzna, który zaparkował obok przekładał skrzynki w bagażniku. Spojrzał na mnie i wykrzyknął: "O Boże, pani Olga Bończyk!". Pomiędzy jednym a drugim "och" powtarzał, że bardzo chciałby mi coś dać w dowód uznania i sympatii. Po czym wyjął z jednej z tych skrzynek długą kiełbasę, krakowską podsuszaną. Okazało się, że pracował w zakładach mięsnych….

Dziękuję za rozmowę.
--------------------------

[link widoczny dla zalogowanych]

-----------------------

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez martus1000 dnia Nie 20:23, 21 Gru 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
glina417
fan



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KrK
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:20, 22 Gru 2008    Temat postu:

Pociąg do stolicy

fragmenty o Oldze:
Kiedy wyjeżdżała Olga Bończyk, aktorka śpiewająca, we Wrocławiu - poza operą był tylko jeden teatr muzyczny, który w dodatku specjalizował się w repertuarze operetkowym. - Nie widziałam w nim miejsca dla siebie - mówi. - A Warszawa kusiła ogromem zawodowych możliwości. Wrocław dał mi wspaniałe fundamenty i zawsze będę o tym pamiętać, ale to stolica dała możliwość rozwoju. I była dla mnie łaskawa od samego początku: szybko znalazłam tam miejsce do życia i pracę.
(..)
Olga Bończyk od warszawki trzyma się z daleka: - Nie bywam na bankietach, rautach, w modnych kafejkach, restauracjach i klubach. Nie jestem też osobą z pierwszych stron gazet i galerii towarzyskich. Jestem w stolicy outsiderką - nie wchodzę w serce tego środowiskowego karczocha, ale też nie czuję się z tego powodu odepchnięta czy opuszczona. Tym łatwiej mi to przychodzi, że mieszkam na obrzeżach stolicy, pod lasem kabackim i tej krzykliwej, neonowej, głośnej Warszawy właściwie nie znam.
(..)
Zjawisko artystów pochłoniętych gonitwą za dżobami, czyli dobrze płatnymi zleceniami, zna także Olga Bończyk. - Dziesięć lat temu kupiłam mieszkanie i powiedziałam sobie: koniec ciułania. Zaczęłam spełniać swoje marzenia i zawodowe plany.

całość: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martus1000
Moderator



Dołączył: 07 Kwi 2007
Posty: 1103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:43, 22 Gru 2008    Temat postu:

Wielki smutek
- Nagram płytę, bo będę kontynuowała swoją drogę muzyczną. W moich planach było wydanie płyty w najbliższym czasie. Sama dobiorę repertuar, muzyków, autorów tekstów i sama pójdę w takim kierunku muzycznym, jaki mi będzie odpowiadał - mówi warszawska aktorka OLGA BOŃCZYK.

«OLGA BOŃCZYK, lat 40, znak Koziorożca, magister sztuki wokalno-aktorskiej, absolwentka Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Ukończyła też szkołę muzyczną I i II stopnia. Śpiewająca aktorka teatralna i serialowa (nadal gra dr Edytę w serialu "Na dobre i na złe"). Kiedyś śpiewała z zespołem Spirituals Singers Band, obecnie ma dwa własne recitale "Trzeba marzyć" i "Piosenki z klasą". Aż trudno uwierzyć, że tę lubianą i popularną aktorkę otaczała kiedyś cisza (rodzice nie słyszeli), a dopiero potem wypełniła ją muzyka. Teraz przyszedł czas na większą sławę, którą dał bardzo udany występ w programie muzycznym Polsatu "Jak oni śpiewają". Była w nim główną kandydatką do Brylantowego Mikrofonu. Weszła do czwórki finalistów. Telewidzowie wybrali znacznie gorzej śpiewającą, ale młodszą i bardziej słodką aktorkę. Internauci piszą, że po tym incydencie przestali oglądać program. Mimo to Olga i tak nagra piątą płytę i będzie śpiewała i grała aż w 3 nowych spektaklach. Co tydzień spotykamy się z nią w kulinarnym programie Dwójki "Smaczne Go".

Podobno twoja droga do szczęścia była wyboista i tylko silny charakter nie pozwolił na poddanie się?

- To prawda, bo nic, co mogę zaliczyć na konto swoich sukcesów, nie przyszło mi łatwo. Na wszystko musiałam ciężko zapracować, cierpliwie poczekać. Ale opłacało się, bo wciąż niezmiennie powtarzam, że jestem osobą szczęśliwą. W życiu zawodowym robię to, co kocham najbardziej i to przynosi mi najwięcej satysfakcji.

Zdecydowałaś się wziąć udział w kontrowersyjnym show telewizyjnym "Jak oni śpiewają". Czym się kierowałaś?

- Długo nie chciałam przyjąć tej propozycji, która składana mi była od pierwszej edycji programu. Bałam się, że może mi przynieść więcej szkody niż pożytku, ale w końcu mój menedżer przedstawił wszystkie za i przeciw i pozwolił uwierzyć w to, że występem w tym programie mogę coś zyskać.

Miał rację?

- Tak, bo okazało się, że zysków jest więcej niż chwil goryczy, jakich doświadczyłam w pewien sobotni wieczór.

Czytałaś, co napisali o twoim udziale w tym programie internauci?

-...?

"Olga Bończyk (profesjonalna wokalistka z dyplomem wyższej uczelni muzycznej) nie powinna brać udziału w programie dla wokalistów - amatorów".

- W regulaminie nie jest zaznaczone, że to program dla amatorów. Jedynym kryterium udziału w nim jest założenie, że jest przeznaczony przede wszystkim dla aktorów serialowych. Ponieważ jestem również aktorką serialową, mogłam wziąć w nim udział.

Ty jedyna byłaś po wyższych studiach wokalnych. Twoja przewaga nad słabiutko śpiewającymi aktorami była bardzo widoczna. Czułaś to?

- Cieszę się, że znalazłam się w gronie faworytów i mogłam pokazać się z jak najlepszej strony. Pozostali uczestnicy odpowiadają za swój wizerunek aktorsko-wokalny, mnie nie wypada ich oceniać.

Gdy wykonałaś arcytrudną piosenkę "To nie ja byłam Ewą" z repertuaru Edyty Górniak, okrzyknięto cię niekwestionowaną triumfatorką show. Czułaś, że przybyło ci wiatru w żagle?

- Ta piosenka dowartościowała mnie i pozwoliła uwierzyć, że znalazłam się w czołówce kandydatów do Brylantowego Mikrofonu. Oceny jury też to umocniły, szczególnie ta od Edyty Górniak, która gratulowała mi osobiście wykonania, pomysłu, aranżacji. Parę innych piosenek w moim wykonaniu też było bardzo wysoko ocenionych i dlatego z odcinka na odcinek czułam się coraz lepiej i pewniej.

Ale nie wszystkie piosenki były trafnie dobrane do twoich możliwości wokalnych, osobowości i temperamentu scenicznego. Miałaś tego świadomość?

- Miałam, ale taki jest ten program, bo nie możemy w nim wykonywać wyłącznie ulubionych piosenek i takich, które jest nam najłatwiej zaśpiewać. Czasami jesteśmy stawiani pod murem i musimy wykonać piosenki, które zupełnie nam nie leżą bądź mijają się z wyobrażeniem o gustach muzycznych. Mnie przydarzyło się to dwukrotnie i poczułam chwile grozy. Najgorzej jest mi zaśpiewać piosenkę, na którą nie mam pomysłu i jest ona niespójna z moją wyobraźnią muzyczną, wtedy zaczynam śpiewać o niczym, posługując się wyłącznie technicznymi warunkami.

Kto dobierał repertuar dla was?

- Polsat, nie znam personalnie tych ludzi. Mogłam się nie zgodzić na zaśpiewanie wybranej dla mnie piosenki, były długie dyskusje, zdarzały się wzajemne kompromisy. Widz nie musiał o tym wiedzieć.

Czy miałaś wpływ na dobór sukien, dodatków, fryzur...

- Zdecydowanie tak. Stylistka Ania Jemen przynosiła olbrzymi wybór katalogów, z których mogłyśmy wybrać kreacje dla siebie. Nasze wyobraźnie zderzały się ze sobą, dochodziły zręczne palce krawcowych i powstawały piękne kreacje, z których zawsze byłam zadowolona.

Dzisiaj nie żałujesz decyzji o udziale w "Jak oni śpiewają"?

- Skądże! Jest mnóstwo zysków z udziału w tym programie. Poznałam Annę Serafińską, moją trenerkę wokalną, która bardzo mi pomogła przekroczyć kilka progów wokalno-warsztatowych. Miałam okazję współpracować z fantastycznymi muzykami, szczególnie z aranżerem i pianistą Jackiem Piskorzem. Co tydzień musiałam przygotować inną piosenkę, co jest znakomitym treningiem dla

pamięci muzycznej i tekstowej. Ale przede wszystkim przekroczyłam własną barierę w stosunku do piosenek pop, po które do tej pory w takim wymiarze nie sięgałam.

Znalazłaś się w ścisłym gronie finalistów. Jak się czułaś, gdy Krzysztof Ibisz oznajmił, że musisz odejść z programu?

- Ogarnął mnie wielki smutek. Wcześniej, gdy przeczytano, że jestem wraz z Joanną Jabłczyńską zagrożona, czułam intuicyjnie, że zbliża się dla mnie koniec obecności w programie. Czułam, że Joasia ma znacznie większe poparcie i polska młodzież nie pozwoli na jej odejście. Dlatego, gdy wyczytano moje nazwisko jako kandydatki do odejścia, nie zdziwiłam się. Mój smutek zaczął narastać, gdy zobaczyłam, ilu ludzi w przerwach reklamowych przychodziło do mnie, żeby mnie pocieszyć i wyrazić ubolewanie nad tym, co się stało.

Płakałaś?

- Tak, gdy zobaczyłam załzawione oczy ekipy telewizyjnej realizującej ten program. Patrzyli na mnie w sposób, jakby to oni byli winni, że tak się stało. Przychodzili do mnie i mówili, że dla nich ten program skończył się w momencie, gdy ja odchodzę, że dalsze wyniki nie mają już żadnego znaczenia, bo od początku wierzyli, że ja go wygram.

Poczułaś, że ich zawiodłaś?

- W pierwszym momencie wzruszenia tak to odebrałam, bo zrozumiałam, że oni na mnie liczyli. Ale potem uświadomiłam sobie, że to tylko show telewizyjny, który rządzi się swoimi prawami, a ja nie mam takiego poparcia jak młodziutka Joasia Jabłczyńska i pozostali dwaj koledzy. Świat mi się jednak nie zawalił, dalej będę śpiewać.

Tym bardziej że mówi się i pisze o tobie jako moralnej zwyciężczyni tej edycji. To chyba dodatkowo satysfakcjonuje?

- O tak! Zauważyłam, że wśród widzów są nie tylko tacy, którzy oceniają śpiewających aktorów poprzez pryzmat serialowej sympatii, lecz także poprzez ich umiejętności, warsztat, dostarczane wzruszenia. Do dzisiaj dostaję e-maile ze słowami poparcia.

Ty jedyna w duecie z fantastycznym, a wciąż u nas niedocenianym Andrzejem Lampertem, udźwignęłaś wokalnie słynny duet operowy z "Traviaty". Bałaś się tego zadania?

- Oczywiście, tym bardziej że śpiewanie operowe wymaga zupełnie innej techniki wokalnej i nie każdy potrafi wydobywać z siebie tzw. głowową emisję. To wymaga ogromnego warsztatu wokalnego. Nie podjęłabym się tego zadania, gdybym nie czuła, że mu sprostam.

Nie dostałaś wymarzonego Brylantowego Mikrofonu i nie nagrasz płyty w nagrodę za zwycięstwo. Ale ten, kto go dostanie i nagra płytę kolportowaną przez RUCH, i tak nie zostanie zawodowym piosenkarzem i nie będzie śpiewał poza tym programem. Gdzie więc jest sens udziału w programie "Jak oni śpiewają?

- Poprzednie edycje są dowodem na to, że wygrana w tym programie nie otworzyła kariery laureatom. Wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, że wokół nich wszystko nagle ucichło. Szkoda, bo ten program może wypromować prawdziwe talenty, ale cóż, nie rządzi się prawdziwymi regułami konkursowymi. Nie wygrywa w nim ten, kto jest najlepszy, lecz ten, kto jest najbardziej popularny w danym momencie.

Na szczęście ty i bez Brylantowego Mikrofonu nagrasz swoją czwartą płytę, wszakże jesteś artystką dawno wypromowaną.

- Nagram płytę, bo będę kontynuowała swoją drogę muzyczną. W moich planach było wydanie płyty w najbliższym czasie. Sama dobiorę repertuar, muzyków, autorów tekstów i sama pójdę w takim kierunku muzycznym, jaki mi będzie odpowiadał.

Na razie wracasz do teatru śpiewanego?

- Obecnie ćwiczę do spektaklu "Same Girls", który jest przygotowywany dla Teatru Kamienica Emiliana Kamińskiego w Warszawie. Sztuka dramatyczna, w czterech odsłonach, z udziałem czterech kobiet, które spotykają się ze swoim byłym mężczyzną. W tej roli Robert Kudelski. W listopadzie, w tym samym teatrze, w duecie z Robertem Kudelskim zaprosimy na premierę sztuki "George Gershwin", którą przenosimy z Wrocławia.

Nadal śpiewasz w spektaklu "Nie ma jak swing"?

- Wracam do niego w nowym sezonie na scenę Teatru Capitol do Wrocławia. Z przyjemnością zamienię się w nim w femme fatale. Lubię piosenki swingowe, które są mi chyba najbliższe.

Byłaś w teatrach muzycznych Rampa i Roma w Warszawie. Co dały ci te lata?

- Wydaje mi się, że wszystko, co najlepsze. Poszerzyłam warsztat aktorski i wokalny. Wspominam je z łezką w oku.

"Trzeba marzyć" to tytuł twojego recitalu estradowego. Jakim repertuarem jest wypełniony?

- Piosenkami polskimi, starymi przebojami lat 60. i 70., tymi, które kształtowały mój gust muzyczny. Słuchałam ich na adapterze Bambino 2, który dostałam jako sześciolatka od mamy w prezencie, bo zdałam do szkoły muzycznej. Miałam być pianistką.

O czym marzysz w realu?

- O tym, żeby być zawsze tak szczęśliwa jak teraz.

Nadal jesteś ambasadorem projektu "Dźwięki marzeń"?

- Zostałam zaproszona przez Fundację Grupy TP do wsparcia tego projektu, obejmującego pomocą medyczną i rehabilitacją dzieci, które urodziły się jako niesłyszące. Po wykryciu u nich wady słuchu do piątego roku życia, mają opiekę, wychodzą ze świata ciszy i mogą się normalnie rozwijać, a potem funkcjonować w świecie ludzi słyszących. Ja sama wychowywałam się w rodzinie ludzi niesłyszących i dobrze wiem, czym jest świat ciszy. Nie wahałam się nawet przez chwilę, żeby rozpocząć tam pracę.

Miałaś dwa nieudane małżeństwa, a trzeci wolny związek z żonatym pastorem zielonoświątkowym też ci się nie udał. Co było przyczyną nieudanego życia osobistego?

- Nie było żadnego związku z pastorem! To kompletna bzdura wymyślona przez plotkarskie pisemka. Samotną osobę publiczną natychmiast próbuje się wiązać z różnymi ludźmi, z którymi łączą ją czysto zawodowe układy. Brałam udział w koncertach organizowanych przez pastora Remigiusza Trawińskiego. Dzisiaj jest on menedżerem Justyny Steczkowskiej. Lubimy się, ale łączenie mnie z nim jest mocnym nadużyciem.

Czytam, że porzucił cię i odszedł do Agaty Konarskiej.

- Przestań, na litość boską! Jego prywatne życie kompletnie mnie nie interesuje. Remigiusz nigdy nie był w kręgu moich zainteresowań osobistych. Napisz to, bo autorzy tych sensacji nigdy mnie o to nie zapytali. Zresztą ja nie wiedziałam, że on kiedyś był pastorem.

Jakie są twoje obecne relacje z pierwszym mężem, aktorem Jackiem Bończykiem?

- Z Jackiem zawsze miałam doskonały kontakt i to się do dzisiaj nie zmieniło.

A z drugim mężem, dziennikarzem radiowym Tomaszem Gorazdowskim?

- Rozstaliśmy się jak dorośli ludzie, nie widząc możliwości wspólnego życia. Dzisiaj jestem z nim również w bardzo dobrych stosunkach.

Podobno masz teraz romans ze swoim menedżerem Maciejem Mizgalskim, ale przecież on jest żonaty?

- Taką sensację podają plotkarskie tabloidy. Być może ktoś nas razem zobaczył na jakiejś imprezie, na której ja śpiewałam, a on mi towarzyszył zawodowo. Maciek musi dbać, żeby mi niczego nie brakowało w sytuacjach stresowych. Ale muszę wnieść sprostowanie. To nie Maciej Mizgalski jest moim życiowym partnerem, tylko zupełnie ktoś inny. Maciek ma swoją rodzinę i dzieci. Jednocześnie jest menedżerem Joasi Liszowskiej i Roberta Rozmusa. Czy z nimi też ma romanse? Na Boga!

Czujesz na sobie oddech paparazzich?

- Tak, bo wiem, że mnie śledzą. Staram się ich sprytnie zgubić, ale jest to dla mnie przykre, bo należę do ludzi, którzy bardzo chronią swoją prywatność. Do domu wpuszczam tylko przyjaciół, mediów nigdy. Chcę zachować coś dla siebie.

Ciekaw jestem, jak długo uda ci się ukryć obecnego ukochanego?

- Już mija pół roku i jakoś się udaje.

Po co ta konspiracja i tak się to kiedyś wyda?

- Trudno, ale ja pierwsza nie zamierzam pokazywać go światu.

Dla niego osobiście gotujesz obiady?

- Ja dla niego, on dla mnie.

Zapytałem, bo jesteś wyśmienitą znawczynią kuchni i z dużym powodzeniem co tydzień prowadzisz w "Dwójce" kulinarny program "Smacznego GO".

- Uwielbiam gotować, zawsze była to dla mnie wielka frajda i jeśli ktoś ze smakoszy mnie za to pochwali, to nic dodać, nic ująć. Kuchnia mnie relaksuje.

Czy ujawniłaś wszystkie swoje talenty, czy coś trzymasz w ukryciu?

- Nie powiem. To musi być niespodzianka.»

Źródło:"Wielki smutek"
Bohdan Gadomski
Tygodnik Angora nr 23/08.06
12-06-2008
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Motylek
Moderator



Dołączył: 18 Paź 2006
Posty: 274
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:39, 28 Gru 2008    Temat postu:

Ambasador akcji "Dźwięki Marzeń"
Popularność przyniósł jej serial „Na dobre i na złe”, gdzie gra doktor Edytę Kuszyńską, anestezjolog w szpitalu w Leśnej Górze. Obecnie prowadzi w telewizji program kulinarny „SmaczneGo”. O pasjach, marzeniach, planach na przyszłość oraz zdrowiu z Olgą Bończyk rozmawia Karolina Dębska

Od kilku miesięcy gości Pani na małym ekranie jako prowadząca program kulinarny „Smaczne-Go”. Spełniło się Pani wielkie marzenie.
Rzeczywiście zawsze marzyłam o swoim programie kulinarnym, choć niewiele osób o tym wie… Nawet kilka lat temu napisałam własny scenariusz, ale wtedy, nic z tego nie wyszło. Jednak marzenia się spełniają. Propozycja, by prowadzić „SmaczneGo!”, przyszła zupełnie nieoczekiwanie i… jak na razie projekt okazał się być (odpukać) sukcesem. Mamy stale rosnącą widownię przed telewizorami i zbieramy naprawdę dobre opinie. To cieszy. Tym bardziej jest mi miło, że mam w tym swój udział.

To jednocześnie nowe doświadczenie w Pani rozwoju artystycznym.
Tak, to kolejne wyzwanie i wielkie doświadczenie na polu, które dotąd było mi zupełnie obce. Nie jest przecież częścią zawodu, który uprawiam i którego powinnam była nauczyć się na studiach. Prowadzenie programu telewizyjnego, show, wymusza zupełnie inny rodzaj percepcji, aktywności, mobilizacji. To bardzo ciężka praca, ale bardzo przyjemna, zwłaszcza że temat programu jest tym, co bardzo lubię czyli - gotowanie.

Muzykiem jest Pani od dzieciństwa, później pojawiło się aktorstwo. Łączenie tych dwóch pasji w swojej pracy artystycznej z pewnością daje dużo satysfakcji.
Tak, spełniłam w ten sposób swoje pierwsze marzenie. Od dzieciństwa chciałam być artystką, chciałam stać na scenie w świetle reflektorów i dzielić się z publicznością cząstką siebie. Dziś jestem szczęśliwa za każdym razem, gdy wychodzę na scenę. Jestem wdzięczna losowi, że mogę robić to, co kocham najbardziej.

Dość głośno o tym, że przygotowuje Pani płytę.
Cóż, skoro moje marzenia powoli mi się spełniają, pomyślałam, że najwyższy czas zrobić coś, co po mnie pozostanie. Nagrania, płyty. Zapewniam Panią jednak, że dziś to niełatwe zadanie. Branża muzyczna jest bardzo niestabilna i zupełnie nie wiadomo co dziś może odnieść sukces, a co nie. Nie martwię się tym, bo przecież spełniam swoje marzenia. Latem zaczynam nagrywać płytę z polskimi piosenkami z lat 60- 70-tych. Te, na których się wychowałam. Te, które budowały mój wewnętrzny świat muzyki, gdy byłam małą dziewczynką. A więc znajdzie Pani tu piosenki Reny Rolskiej, Ireny Santor, Marii Koterbskiej, teksty Kofty, Osieckiej, Młynarskiego. Najpiękniejszeprzeboje…. Mam nadzieję, że na jesieni będzie można płytę kupić w dobrych sklepach muzycznych. Mam też w planach drugi projekt. To piosenki pisane specjalnie dla mnie. Kilka pięknych mam już w szufladzie. Niestety trochę się wszystko ślimaczy i nie wiem, kiedy zbiorę cały materiał. Tak więc teraz pochylam się nad pierwszą płytą, a do drugiej zabiorę się pewnie w przyszłym roku.

Od pewnego czasu jest Pani twarzą marki Artdeco. Jak się Pani czuje w tej roli?
Czuje się wyróżniona. Od dawna używałam kosmetyków tej marki i zawsze uważałam, że są bardzo dobre. Tym bardziej jest mi milo, że to właśnie mnie zaproponowano wspieranie wizerunku marki ARTDECO swoja twarzą. Czuję się zaszczycona tym zaproszeniem i mam nadzieję, że to współpraca na długie lata.

Dba Pani o swój wygląd, pielęgnuje swoje ciało. A jak stara się Pani dbać o zdrowie?
Przede wszystkim, staram się zdrowo odżywiać. Twierdzę, że to, czym się odżywiamy, ma wpływ na cały nasz organizm, na nasze życiowe możliwości i naszą witalność. Już dawno ustaliłam swoją tabelę produktów i dań, które mi służą i staram się jej trzymać. Czasami gdy zgrzeszę, szybko dostaję „kuksańca” od żołądka. Wyraźnie daje mi znaki, że zrobiłam mu krzywdę. I choć to już nie jest odkrywcza teoria, to zasada niełączenia węglowodanów z białkami, unikanie słodyczy itp. to już dziś moja życiowa mantra. Dużo warzyw, wszystko świeże, nieprzetworzone, żadnych kostek do smaku, żadnych ulepszaczy smaku… Wszystko ma się dziać tu i teraz w moim garnku.. A że nieźle sobie z tym radzę, to mam jeszcze w tym wielką przyjemność…

Została Pani ambasadorką akcji „Dźwięki Marzeń” na rzecz dzieci niedosłyszących. Nie wszyscy wiedzą, że korzeni tej decyzji można poszukiwać w Pani dzieciństwie.
Urodziłam się w rodzinie niesłyszącej. Dorastałam na granicy dwóch światów: świata ciszy i świata muzyki. Choć rodzice nigdy nie epatowali swoją niepełnosprawnością, doskonale wiem i rozumiem, co znaczy nie słyszeć nic. Tym, którzy chcieliby spróbować na chwilę wejść w ten świat, proponuję na kilka godzin wyłączyć radio, wyłączyć fonię w telewizorze i najlepiej włożyć korki do uszu… To właśnie jest świat ciszy… Z niego nie można tak po prostu wyjść. Ale czasem można pomóc np. małym dzieciom, które urodziły się z wadą słuchu, by jak najszybciej poddać je rehabilitacji i w ten sposób dać im szansę, by nigdy do tego świata ciszy nie wchodziły. Projekt Fundacji TP„Dźwięki marzeń” jest właśnie dla takich maluchów, którym można dać wspaniały bilet do normalnego świata pełnego dźwięków. Czy mogłam nie wziąć w tym udziału? Odpowiedź jest oczywista.

Gdy czyta się wywiady, których Pani udzieliła, wyłania się z nich obraz osoby, która zamiast rozpamiętywać przeszłość woli skupiać się na teraźniejszości i z głową pełną pomysłów patrzeć w przyszłość. To chyba dobra recepta na życie.
Nigdy taka nie byłam. Jeszcze kilka lat temu pomyślałaby Pani, że rozmawia z klasyczną pesymistką. Nauczyłam się wierzyć we własne siły, nauczyłam się ufać swojemu instynktowi, zrozumiałam, jak wiele mogę dać sobie i innym. Nauczyłam się patrzeć na siebie z taką samą wiarą, jak czasem patrzę na tych, którym się w życiu udało zrobić coś wyjątkowego, nietuzinkowego. Czasami popełniam błędy, jak każdy. Jednak nie każdy ma cywilną odwagę, by się do tego przyznać i coś z tym zrobić… Ja mam. Naprawiam błędy i idę dalej. Staram się nikogo nie krzywdzić, staram się zapracować na szacunek i uznanie. Dlatego chyba mam w sobie tyle pogody i wiary w przyszłość. Mam wiele pomysłów i marzeń. Czy wszystkie się spełnią? Nie wiem. Ale wiem, że warto po nie sięgać, bo czym byłoby życie gdyby nie nasze marzenia. A zwłaszcza te, które się spełniają.

A jakie pomysły na najbliższe wakacje?
Chciałabym w tym roku wyjechać do Toskanii, choćby na tydzień.


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joan0205
Gość






PostWysłany: Wto 15:47, 30 Gru 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
smerfetka
przyjaciel forum



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 733
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:28, 02 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 11:15, 03 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Ręce opadają. Na zdjęciu to nie Paweł... A Tatuś się teraz śmieje że dobrze że mu nie zdążyli zdjęcia zrobić.
Powrót do góry
Ag@
fan



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:01, 03 Sty 2009    Temat postu:

Prezydent i aktorka będą czytać bajki
29 listopada 2003 r.

Prezydent Janusz Żmurkiewicz i znana z serialu „Na dobre i na złe” aktorka Olga Bończyk będą 6. grudnia czytać bajki dla dzieci.

Oboje wezmą w ten sposób udział w akcji „Świąteczne czytanie dzieciom”, którego organizatorem jest miejska biblioteka.

Prezydent i aktorka będą czytać bajki w wypożyczalni książek dla dzieci przy ulicy Piłsudskiego 15. Początek o godzinie 16.30.

W spotkaniu wezmą też udział, przebrani za świętego Mikołaja i Śnieżynkę, aktorzy Teatru Pleciuga w Szczecinie. Organizatorzy przygotowali też dla dzieci inne niespodzianki.

Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]




28 sierpnia 2002
Sławne twarze za kółkiem
Aldona Wleklak

Niemal cały klan Machaliców jeździ Alfą Romeo. Cezary Żak ze względów praktycznych wybiera duże auta, a Ryszard Rynkowski jest wierny jednej marce i za to spotkała go wspaniała nagroda.


Cezary Żak i jego Renault Scenic.
Jacek Borkowski i Kuba Wojewódzki stawiają na samochody z historią i legendą. Olga Bończyk i Ewa Kasprzyk uważają, że małe auta są nie tylko piękne, ale i bardzo kobiece.
Henryk Machalica ("Złotopolscy”) jeździł wieloma samochodami różnych marek, ale odkąd pamięta, zawsze marzył o Alfie Romeo. W końcu udało mu się zrealizować swoje marzenie i kupił sobie najnowszą Alfę 156 w kolorze czerwonym.
- Jest to piękny wóz, do tego wyposażony we wszystkie możliwe urządzenia, które ułatwiają jazdę i gwarantują komfort - cieszy się aktor. - Poza tym jest bezpieczny, a to przecież najważniejsze w samochodzie.
Okazuje się, że ta marka cieszy się szczególnym powodzeniem w klanie Machaliców. Piotr Machalica kupił swojej życiowej partnerce Edycie Olszówce ("Garderoba damska”) najnowszą Alfę Romeo 147.

***

Cezary Żak ("Klan”, "Miodowe lata”) przyznaje, że - ze względu na swoje gabaryty - wybiera duże auta.
- W tym roku kupiłem już drugiego z kolei Renault Scenic, bo doskonale spełnia moje oczekiwania - mówi serialowy Karol Krawczyk. - Wymieniłem go tylko na nowszy model. Nie bez znaczenia był fakt, iż serwis tej firmy mamy obok domu, a to bardzo wygodne rozwiązanie - szczególnie, że moja żona Kasia również wybrała tę markę samochodu. Czuję się naprawdę wygodnie w moim aucie.

***

Gdy dwa lata temu Olga Bończyk ("Na dobre i na złe”) kupowała sobie samochód marki Peugeot 206, wydawał jej się bardzo kobiecy.
- Poza tym chodziło mi o auto małe (żeby nie mieć problemów z parkowaniem), a jednocześnie dobrze wyposażone i bezpieczne - wylicza aktorka. - Mój samochód spełnia wszystkie te warunki. Jest czarny, a ten kolor podkreśla mój charakter: ekspresję i dynamiczność mojej osoby. Na pewno nie należy mylić tego z czarnym charakterem. To, że gram negatywną postać w serialu, wcale nie znaczy, że taka jestem na co dzień. Czarny mam tylko samochód. Lubię nim jeździć i dobrze się w nim czuję.


***

Piosenkarz Ryszard Rynkowski od lat jest wierny tej samej marce: Alfie Romeo.
- Pierwsza Alfa, jaką kupiłem, była używana - opowiada popularny wokalista. - Na tyle kilka lat temu było mnie stać. Z czasem postanowiłem kupić sobie nowy model. Wyznaczyłem sobie, że wydam na niego 100 tysięcy i ani grosza więcej. Udało się kupić wspaniałą Alfę Romeo 156. To marka samochodu, którą wybrałem świadomie i jestem jej wierny już od dłuższego czasu. Zawsze były to Alfy 2,5- litrowe i przeważnie 156. Obecnie w ramach nagrody za to, że jestem stałym klientem tej firmy, dostałem w prezencie moją piątą z kolei Alfę, tym razem model 156 GTA, wersja sportowa. Jest doskonała: bezpieczna, dobrze trzyma się drogi, sprawdza się w każdych warunkach. Również moja córka Marta jest wierna tej firmie i jeździ już trzecią Alfą, tym razem modelem 147.

***

Kuba Wojewódzki, kontrowersyjny juror programu "Idol”, jeździ Porsche Carrera 4.
- Porsche zdecydowanie przewyższa inne samochody - twierdzi dziennikarz. - Dla mnie ma swoistą wartość. Jest ikoną pop-kultury i autem z najwyższej półki. Amerykański aktor James Dean rozbił się w srebrnym Porsche i nabrało to kultowego znaczenia. On został bohaterem, a marka samochodu stała się bardzo specyficzna. Moje Porsche ma 400 koni pod maską, a co za tym idzie - odpowiednie przyspieszenie i prędkość. Uwielbiam oglądać inne samochody i szybko zmieniające się krajobrazy we wstecznym lusterku. Lubię nim pędzić po dobrych drogach, gdzie można rozwinąć odpowiednią szybkość.

***

Jacek Borkowski ("Klan”) od lat jest wielkim kolekcjonerem zabytkowych samochodów, a przede wszystkim Mercedesów.
- To klasyka i właśnie ona najbardziej pociąga mnie w samochodach - powiada aktor. - Ostatnio na co dzień jeżdżę modelem, którego wyprodukowano tylko dwa tysiące sztuk i nazwano najprzystojniejszym Mercedesem w historii firmy. Mimo że wyprodukowano go w 1966 roku, został wyposażony w pełną elektrykę i klimatyzację. Jest naprawdę komfortowy. Maksymalnie osiąga prędkość 170 km na godzinę. Poza tym ma miękkie fotele, w odróżnieniu od nowoczesnych siedzeń w nowych autach, po których boli mnie kręgosłup.


Źródło:www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20020828/DODATKI2/208280031


Ostatnio zmieniony przez Ag@ dnia Sob 16:04, 03 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
fan



Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WhiTe rOOm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:24, 03 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Nie 21:48, 04 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
paglo90
przyjaciel forum



Dołączył: 22 Maj 2008
Posty: 781
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Zielonej Góry
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:59, 06 Sty 2009    Temat postu:

ekhm. grała!?!

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joan0205
Gość






PostWysłany: Czw 17:22, 08 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Mada
Gość






PostWysłany: Czw 18:36, 08 Sty 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
O Robercie ale ejst też o Oli Mruga
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk w prasie, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 5 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin