Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wywiady i artykuły cz.I
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk w prasie,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Sob 18:40, 17 Lut 2007    Temat postu:

Powrót do góry
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Pon 23:00, 26 Lut 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Maluttka_:)
bywalec



Dołączył: 04 Lis 2006
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łomża
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:19, 08 Mar 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Śro 19:22, 25 Kwi 2007    Temat postu:

VIVA

Od ponad roku uczy się być singlem. Ma za sobą trzy związki i dwa małżeństwa – z aktorem Jackiem Bończykiem i dziennikarzem radiowym Tomaszem Gorazdowskim. Po raz pierwszy udziela tak szczerego wywiadu. Razem z Krystyną Pytlakowską próbuje dociec, co wpływa na to, że jesteśmy szczęśliwi lub nie. I dlaczego wybieramy takich, a nie innych mężczyzn.
Jestem pod wrażeniem Pani obrazów. Nie wiedziałam, że Pani maluje.
Nigdy nie sądziłam, że kogoś to może interesować. Poza tym malowanie traktuję jak coś bardzo intymnego, prywatnego. Dlatego ludzie, którzy odkrywają ten fakt, są zdumieni po pierwsze tym, że maluję, a po drugie, że robię to z niezłymi efektami, choć nie mam żadnego profesjonalnego przygotowania. Moja koleżanka kopistka przyznała, że mogłabym na tych obrazach zarabiać.

– To terapia? Można się wyłączyć z rzeczywistości?
Kompletnie. To coś zdumiewającego, wyjście jakby z jednego świata i wejście w drugi: światłocieni, koloru, wyobraźni.

– Wchodzi Pani w obrazy jak Rose Madder, bohaterka powieści Stephena Kinga. Ona uciekała przed brutalnością świata. A Pani przed czym ucieka?
Banalnie, przed stresem. Każda premiera, każde wyjście na scenę to dla mnie wyzwanie i trema.

– Nie lubi Pani tego, co nowe?
Przeciwnie, uwielbiam. Bardziej frustrowałoby mnie, gdyby moje życie stało w miejscu. Jednak, jak każdy, boję się krytyki. Byłoby mi bardzo przykro, gdybym kiedyś usłyszała: „Przecież ona się do tego zupełnie nie nadaje”. Nie ma pani pojęcia, jak bardzo przeżywam mój program kulinarny „Smaczne Go” w Dwójce. To jest dla mnie niesamowite wyzwanie. Nikt mnie nigdy nie uczył, jak prowadzić show. Podobnie jak malowania.

– Prawdę mówiąc, też byłam zaskoczona. Objawiła Pani temperament zupełnie inny niż jako aktorka.
To program improwizowany. Nie czytam tekstu z telepromptera, mam tylko ogólny scenariusz, reszta to dzieło chwili. Po kilku odcinkach oceny widzów są bardzo dobre, więc jestem szczęśliwa, że mam w tym swój udział.

– Rozumiem, że uwielbia Pani być robotem wieloczynnościowym: śpiewanie, muzyka, aktorstwo, malowanie, a teraz kierownik programu TV.
Jakoś ostatnio mam dobra passę. Na przedstawieniach we wrocławskim Teatrze Piosenki, gdzie gram w spektaklu „G&I Gershwin”, mamy nadkomplety, a krytyka oceniła nas entuzjastycznie. To daje mi poczucie szczęścia i spełnienia.

– I coś rekompensuje?
Na pewno, ale nie to, o czym pani myśli. Jestem singlem i akurat ten stan jest dla mnie bardzo przyjemny.

– A przecież dotąd zawsze była Pani z jakimś mężczyzną u boku.
To prawda, ale widać taka jest kolej rzeczy. Gdy potrzebowałam mężczyzn, zjawiali się w moim życiu i ja przyjmowałam ich z całym dobrodziejstwem. Wcale tego nie żałuję, bo każdy z nich coś mi dał, czegoś nauczył.

– Gdy pierwszy raz związała się Pani z kimś, była Pani bardzo młoda. Potrzebowała Pani wtedy wsparcia, miłości po przedwczesnej śmierci mamy? Osiemnastolatce niełatwo żyć bez najbliższej osoby.
Tak. Jakie jednak są powody, że wybiera się tych konkretnych mężczyzn, na to musiałby odpowiedzieć psycholog.

– My, kobiety, wybieramy?
My. Oni się pojawiają, ale to my ich musimy zaakceptować z ich wadami i zaletami, wierząc, że zostaną z nami na całe życie.

– A potem się okazuje, że to nie bajka ze szczęśliwym zakończeniem, tylko okrutna baśń braci Grimm?
Nie, nie. Ja na każdy z moich związków patrzę bardzo ciepło. Pamiętam tylko to, co dobre. I nie mówię tak dlatego, że to wywiad dla prasy. Kiedyś spotkaliśmy się z Jackiem w studiu nagraniowym. Bardzo ciepło się przywitaliśmy, przytuliliśmy, chwilkę porozmawialiśmy. Kolega, który to widział, mówi: „No nie, nie uwierzyłbym w to, gdybym sam tego nie zobaczył. Wy naprawdę wyglądacie, jakby nic was w życiu nie podzieliło”.
– Ma Pani rzadką cechę: umiejętność zapominania i wybaczania. Wiele kobiet pielęgnuje w sobie negatywne myśli i żale.
I to je niszczy. Ja nie rozpamiętuję, nie rozdrapuję. Mam piękne wspomnienia, to jest cenne. Zwłaszcza że żaden z moich mężczyzn nie chciał dla mnie źle. Każdy starał się dawać mi jak najwięcej. A że się nie udało? Trudno. Jesteśmy tylko ludźmi. Nawet najpiękniejszy kryształowy wazon może się stłuc i nie da się już posklejać.

– Była Pani osobą, która organizowała życie, rządziła?
Mam takie predyspozycje, bo jestem silną osobowością. Ale zawsze wiązałam się z równie silnymi mężczyznami. Nigdy więc do końca nie rządziłam. Zresztą tak zostałam wychowana przez mamę, że to mężczyzna jest w domu najważniejszy. Tyle tylko, że moje związki były już o wiele nowocześniejsze niż małżeństwo moich rodziców.

– Czemu Pani obrazy są takie smutne? Pani ma w sobie płacz?
Możliwe. Mam też i optymizm, którym próbuję kruszyć smutek. Chętnie kopiuję na przykład obrazy Tamary de Łempickiej, wybitnej przedstawicielki art déco, kobiety niezależnej i twórczej. Myślę, że pod wieloma względami jestem do niej podobna. Być może jednak ten płacz wynika z mojej wielkiej wrażliwości i empatii. Ja odczuwam w sobie wszystkie nieszczęścia świata, one mnie bolą.

– Dlatego została Pani ambasadorem akcji „Dźwięki Marzeń” na rzecz dzieci niedosłyszących?
Nie mogłam odmówić. Ten projekt może wielu maluchom pomóc wyjść ze świata ciszy. To, że mogę dziś swoją osobą firmować tę akcję, sprawia mi niewiarygodną przyjemność. Ale myślę też, że w ten sposób zaklinam los. Żebym ja nie musiała nigdy sięgać po taką pomoc.

– Lęk przed tym wziął się z Pani dzieciństwa w domu rodziców niesłyszących?
Myślę, że tak. W dzieciństwie napatrzyłam się na cierpienie i na trud życia w kraju, gdzie osoba niepełnosprawna jest zdana tylko na siebie. Na świecie głusi kształcą się, robią doktoraty, nie ma z tym problemu. A u nas taki człowiek jest traktowany przez innych jak gorszy, a czasem zwyczajnie głupszy.

– Pani też czuła się gorsza?
Czułam się. Niektóre dzieci podkreślały, że jestem z niepełnosprawnej, gorszej rodziny. Powodowało to u mnie poczucie niższości.

– I dlatego teraz musi być Pani najlepsza?
Może dlatego ze skrajnym profesjonalizmem podchodzę do swojej pracy i tyle od siebie wymagam. A jak już czegoś się podejmę, wykonam to, choćby się waliło i paliło.

– Co do minuty?
Wielkim wstydem dla mnie byłoby, gdybym się z czegoś nie wywiązała. Nie zniosłabym myśli, że mogłabym zawieść zaufanie.

– Pewnie jako dziecko musiała być Pani odpowiedzialną opiekunką?
Skoro moi rodzice nie słyszeli, to ja musiałam być ich pomostem do normalnego świata. Jako nastoletnia dziewczynka załatwiałam z nimi wszystkie sprawy urzędowe. Każdy dziennik TV lub film przekładałam na język migowy. Żyłam światem dorosłych, choć byłam dzieckiem i niezbyt interesowały mnie ich problemy. Już wtedy czułam ciężar odpowiedzialności.

– Już wtedy Pani malowała?
Skądże. Pierwsze niezdarne próby zrobiłam cztery lata temu.

– Wtedy, gdy została Pani sama? Kiedy rozmawiałyśmy jeszcze podczas trwania Pani małżeństwa z Jackiem, miałam wrażenie, że to związek do końca życia. Ma Pani żal do losu?
Ależ nie, nie roztrząsam przeszłości, nie obwiniam nikogo. Nie wracamy do tamtych zdarzeń. Po co? To bardzo cenne, że teraz potrafimy ze sobą tak wspaniale spędzać czas, rozmawiać, szanować siebie nawzajem. Nawet nie wie pani, jak bardzo jestem szczęśliwa, że udało nam się ocalić przyjacielskie relacje.

– Zawsze myślałam, że jest Pani taką kobietą, która nie umiałaby żyć bez mężczyzny.
Jest w moim życiu mężczyzna. Brat Mirek, starszy ode mnie. Skrzypek. Gra w orkiestrze Agnieszki Duczmal. Wspiera mnie, kiedy tylko tego potrzebuję. Zawsze wysłucha, doradzi. Służy pomocą.

– Czy wiedział, że jest Pani szalona? Ten drugi ślub, w Las Vegas…
Nie wiem. Dla mnie samej to było zaskoczeniem. Z tym że to nie było moje szaleństwo, tylko Tomka. Przystałam na nie po prostu. Ja nigdy takiego szaleństwa w sobie nie miałam. Dla mnie szaleństwem już jest program „Smaczne Go”. Oglądam siebie i zadziwia mnie moja inwencja przed kamerą. To improwizacja, do której, zdawało mi się, nie jestem zdolna.

– Ale okazało się, że Pani jest! To chyba świetne uczucie?
Wspaniałe. Ten program jest spełnieniem moich marzeń. Wiele osób nawet nie wiedziało, że gotuję. To tak jak z malowaniem, mieszam smaki jak farby.

– Następny program może będzie o seksie?
Nie nadawałabym się z tej prostej przyczyny, że zostałam wychowana bardzo pruderyjnie. Nie miałabym odwagi zadawać tak intymnych pytań.

– Jakie więc będzie następne wyzwanie?
Nie mam pojęcia. Ale będzie na pewno.

– Odpoczywa Pani teraz od małżeństw?
Nie. Teraz jestem na etapie smakowania bycia samą. I bardzo mi się to podoba. Tamten etap życia zamknęłam.

– Na pewno bez żalu?
Na pewno. Teraz odkrywam uroki życia dla siebie, gospodarowania swoim czasem tak, żeby to mnie było dobrze. Przyznam, że jakiś czas temu zastanawiałam się, czy długo będę singlem. A okazało się, że to cudowne uczucie.

– Bo nikt nie brudzi lustra w łazience? Nie wtrąca się, gdy maluje Pani przez 20 godzin?
Nie, nie. Problem nie tkwił w mężczyznach, tylko we mnie. Byłam tak uformowana przez rodzinny dom, że nawet jeśli partnerzy tego ode mnie nie wymagali, czekałam z obiadem. Nosiłam siatki z zakupami, prałam, prasowałam. Sama to sobie narzucałam. Mimo że nic by się nie stało, gdyby raz nie było obiadu. A teraz nic nie muszę. Jestem wolna, także od moich wewnętrznych łańcuchów.

– Nie boi się Pani zgorzknienia?
Nie, bo to mój wybór. Myśli pani, że nikt się koło mnie nie kręcił?

– Wręcz przeciwnie, myślę, że musiała się Pani oganiać przed całym tabunem facetów.
I to ja podjęłam decyzję. Nie czekam, nie rozglądam się. Jest mi tak dobrze teraz, że nie przeraża mnie nawet myśl, że mogłabym już zostać sama aż do końca.

– A komu da Pani tę całą miłość, jaka Panią wypełnia?
Mam komu: bratu, bratankom, przyjaciołom, kotom, które uwielbiam. Mojej sztuce, teatrowi, obrazom, muzyce, zamierzam właśnie nagrać płytę. No i tym dzieciom pokrzywdzonym przez los.

– Jest też Pani ambasadorką marki kosmetycznej
Tak, ponieważ ArtDeco kojarzy się z samej nazwy z okresem, w którym kobieta ma wizerunek osoby silnej, wyzwolonej, niezależnej, ambitnej i twórczej, sądzę, że moja osoba wpisuje się w ten wizerunek doskonale...

– Dokończmy temat nauk, jakie dały Pani kolejne związki.
Obiecałam sobie, że nie będę już do tego wracać. Do przeszłości wracają ludzie, których nie satysfakcjonuje teraźniejszość. A moja teraźniejszość daje mi wiele szczęścia, satysfakcji. Spełniam się w tym, co robię. Powiem tylko, że każde z moich małżeństw w jakiś sposób mnie zmieniło, zapracowało na to, jaką teraz jestem osobą. Pierwsze pokazało mi, że można z kimś być bardzo blisko. A drugie z kolei rozwiązało we mnie kilka sznurowadeł, takich z supłami. Okazało się, że mogę wyjechać do Barcelony, chociaż planowałam na Mazury. Wyciągnęło mnie z takiego poukładania zasadniczej Olgi. I dzięki temu dziś mogę na luzie prowadzić program w telewizji.

– Wszystko więc ma głębszy sens?
To właśnie chciałam powiedzieć. Każdy etap w życiu pracuje na następny. Bo jesteśmy sumą naszych doświadczeń.

Rozmawiała
Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Iga Pietrusińska
Makijaż Paweł Bik/Art Deco kosmetykami Rich Treatment Foundation 15, Perfect Teint Concealer 8, Compact Powder 8, Magnetic Blush 28, Magnetic Eyeshadow 02, Kajal Liner 14, Lash Designer Mascara 11, Perfect Shine Lipstick 22, 89
Fryzury Rafał Żurek
Scenografia Anna Tyslerowicz
Produkcja sesji Paweł Walicki
Powrót do góry
Marcyś
nowy



Dołączył: 25 Mar 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:13, 29 Kwi 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych][link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Sob 22:18, 12 Maj 2007    Temat postu:

Link [link widoczny dla zalogowanych] Z programu okno na swiat !
Powrót do góry
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Pią 20:15, 06 Lip 2007    Temat postu:

,, Samo zdrowie "



Olga Bończyk: o zdrowiu od kuchni
Wszechstronnie utalentowana, pięknie śpiewa, jest aktorką teatralną i filmową. Marzy o nagraniu własnej płyty. Widzowie kochają ją za rolę doktor Edyty w "Na dobre i na złe". Ostatnio Olga Bończyk ujawniła publiczności kolejny talent. Świetnie gotuje i prowadzi telewizyjny program SmaczneGo!
Plan filmowy, teatr, koncerty, program w telewizji, czy można pogodzić tyle spraw?

O.B. Uwielbiam być w ciągłym ruchu. Gdyby moje życie miało stanąć w miejscu, czułabym się sfrustrowana. Potrzebuję tego zastrzyku adrenaliny, nawet jeśli wypływa z tremy.

Można nad nią zapanować?

O.B. Trema motywuje mnie do solidnej pracy. Staram się być doskonale przygotowana do każdego występu. Panowania nad stresem nauczyłam się już w podstawowej szkole muzycznej. Tam każdego roku miałam co najmniej dwa egzaminy. Nie-ustanne poddawanie się ocenie sprawiło, że w jakiś sposób oswoiłam się z tym napięciem.

Tremę mogą nasilać zła dieta, brak snu. Jak dba Pani o kondycję, by się wzmocnić?

O.B. Prawie nie mam czasu na fitness czy siłownię. Dla mnie zdrowy styl życia to spójne myślenie o organizmie. Przede wszystkim trzeba zwracać uwagę na prawidłowe odżywianie. Jem więc lekkostrawne potrawy, głównie warzywa oraz ryby. Czasem pozwalam sobie na makaron z jakimś dobrym sosem.

Więcej przeczytasz w najnowszym numerze Samego Zdrowia.
Powrót do góry
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 18:39, 08 Sie 2007    Temat postu:

cały artykuł:
Olga Bończyk
Szczęśliwa singielka
Jej mama marzyła, by córka została zakonnicą. Ale ona odkryła w sobie inne powołania. Wokalne, potem aktorskie, a całkiem niedawno także malarskie. Znana z serialu „Na dobre i na złe” aktorka ma jeszcze jeden wielki talent: do cieszenia się tym, co ma.
Pogodnie patrzy na świat. – Los mi sprzyja – mówi. – Rano biorę szybki prysznic, uśmiecham się do siebie w lustrze, a potem idę robić wszystko to, co mam zapisane w kalendarzu.

Turnée z siatkami
Zanim stała się rozpoznawalna, przez blisko 9 lat śpiewała gospel i jazzowe standardy w Spirituals Singers Band. Nagrywała płyty, koncertowała w Europie. – Miałam szczęście dostać się do Spiritualsów po maturze, w 1986 roku. To był bilet do artystycznego świata, o którym marzyłam. Ktoś dojrzał we mnie wokalny potencjał, który ja sama czułam od zawsze – mówi. Koniec lat 80. Z NRD wyjeżdżało się do Niemiec Zachodnich. Pamięta przebycie tej przepaści: z czarnej dziury w świat pełen koloru i jasności neonów. – Ale też finansowej niedostępności. Za granicą nie było nas stać nawet na jajka czy parówki! Z Polski wieźliśmy jedzenie w słoikach, herbatę, konserwy – wspomina. Pamięta kompleks niższości. Wejście do kawiarni na kawę z ciastkiem równało się wydaniu miesięcznej pensji. – Ale gdy za trzytygodniową trasę do Wiesbaden zarobiłam pierwsze wielkie pieniądze, 400 marek zachodnich, kupiłam sprzęt Technicsa. Byłam w siódmym niebie.

Tłuste i chude chwile
Studiowała na wydziale wokalno- -aktorskim Akademii Muzycznej w rodzinnym Wrocławiu. Wtedy zdecydowała: chce być aktorką. Ale przeprowadzka do Warszawy podszyta była strachem, czy się uda. – We Wrocławiu zostawiłam ciepłą posadkę w Spiritualsach, koncerty, wyjazdy, świetną pozycję zawodową. Do dziś moje nazwisko tam coś znaczy. W Warszawie nikt mnie nie znał. Zaczynałam od zera. Były momenty, że chciała zrezygnować z aktorstwa. Poszła na przesłuchanie do „M jak Miłość”. Rolę dostał kto inny. – Brakowało mi siły przebicia i determinacji. Trzeba być pewnym siebie i silnym psychicznie, by nie przejmować się porażkami i walczyć o swoje. Wtedy taka nie byłam – kręci głową. Dopiero rola doktor Edyty Kuszyńskiej w „Na dobre i na złe” stała się trampoliną z nicości. A ponieważ Olga jest pracowita i ma pomysły na siebie, okazji zaczęło przybywać. Gdy zaśpiewała w jednym z odcinków serialu, „odkryto” jej głos. I przygotowała recital „Piosenki z klasą”. Dziś występuje w spektaklu „George i Ira Gershwin” we Wrocławskim Teatrze Piosenki. A jako koneserka gotowania prowadzi żywiołowy program „SmaczneGO!” w TVP 2. – Nie mam już lęku o to, co będzie za chwilę. Że znów będę musiała zacisnąć zęby i wziąć udział w czymś, co nie jest po mojej myśli. Jak eventowe koncerty z nieprzewidywalną publicznością. Jest otwarta na to, co ją spotyka. – Dojrzałam. Poznałam też zasady, które rządzą show-biznesem – stwierdza. – Trzy lata temu śpiewałam na gali Festiwalu Piosenki Aktorskiej. Ludzie pytali: „Boże, Olga, gdzie ty z tym głosem byłaś przez te lata?”. Festiwal się skończył, a zaproszeń na kolejne nie dostałam.

Samodzielna
Jest Koziorożcem. – Działam natychmiast. Jak sobie coś wymyślę, to ma być. I to już! – mówi z mocą. Lubi sprawy stawiać jasno. – Strasznie się irytuję, gdy na moją propozycję słyszę: „Dobrze, przyjdź za dwa tygodnie”. A one przeciągają się do czterech. Wolę, by pomysł odrzucono od razu. – Kiedy postanowiła wydać płytę „Trzeba marzyć” z przebojami lat 60. i 70., słyszała powątpiewania: Aktorka śpiewająca? Kto to kupi? Tymczasem ona już założyła firmę. – I wydam tę płytę, choćby za własne pieniądze – zapowiada. Wkrótce wchodzi do studia, by jesienią krążek był gotów. – To kolejny dowód, że trzeba samemu zakasać rękawy. Ja jestem Zosia Samosia – deklaruje artystka. Perfekcjonistka. Po imprezie, nawet gdyby skończyła się nad ranem, wszystko musi być posprzątane na tip-top. Inaczej nie zaśnie. – Z mieszkania wychodzę w przekonaniu, że muszę je zostawić czyste, by się nie wstydzić, gdybym wróciła z niespodziewanym gościem – wyznaje z szerokim uśmiechem. – Po prostu lubię mieć wszystko pod kontrolą. Przyjaciółka uważa, że powinnam zatrudnić kogoś do spraw zawodowych. Mogłabym, ale pewnie i tak trzymałabym rękę na pulsie – wzdycha.

Szczęśliwa sama
Za sobą ma dwa małżeństwa. Siedmioletnie z aktorem Jackiem Bończykiem i dwuletnie z Tomaszem Gorazdowskim, dziennikarzem sportowym. – To były związki silnych osobowości. Nigdy jednak nie narzucałam im swojej woli. Szanuję cudze terytorium, bo chcę, by poważano moje – podkreśla stanowczo. O obydwu mężach mówi ciepło, z szacunkiem. – Nie lubię zostawiać bałaganu w przeszłości. Każdy związek można zakończyć tak, by widząc byłego partnera, nie przechodzić na drugą stronę ulicy – uważa. Pamięta tylko chwile piękne. Złe zapomina. Ich i tak już się nie zmieni, tłumaczy. – Nie mam żalu, że coś nie wyszło. Wyjaśniliśmy wszystko. Drzwi zamknięte, lecz pozostaliśmy przyjaciółmi. To wielki sukces! Kilka dni temu Jacek wraz z przyjacielem przyjechali do mnie na obiad z wielkim bukietem. Mamy do siebie szacunek również artystyczny. Radzimy się siebie nawzajem. Pamięta, że po rozstaniu chciała się „wyprostować”. Poszła do terapeutki. – Usłyszałam: „Olga, ty najpierw naucz się egoizmu”. To mnie zastanowiło – mówi. Dzisiaj jest sama. Niezależna, wolna. I bez skrupułów pozwala sobie na egoizm. – Bo ta silna Olga była dotąd na końcu. Paradoks, wiem – uśmiecha się. – Wychowano mnie w takim śląskim obowiązku, że to kobieta służy mężczyźnie. Ta nadopiekuńczość była źródłem frustracji w związkach. Czułam, że się poświęcam, a partner, w moim rozumieniu, daje za mało. Absurd! Sama zagoniłam się w kozi róg– przyznaje. – Przekraczałam próg domu i już: szybko obiad, mycie podłogi, i może przesadzę jeszcze kwiaty? A przecież gdyby tego obiadu nie było, nic by się nie stało – mówi. Po raz pierwszy czuje się wyzwolona z konieczności robienia czegoś tylko dlatego, że jest ktoś drugi. – Ale gdy pojawiają się na kolacji przyjaciele, z lubością wchodzę w rolę kelnerki – śmieje się. To fajne, bo epizodyczne. I jeśli coś jej nie wychodzi, to tylko wtedy, gdy pichci dla siebie. – Bo nie wkładam w to serca, jak wtedy, gdy gotuję komuś? Śmieje się, że ludzie, którzy jej nie znają, często nie wierzą, że może być sama. – Sądzą, że pewnie za rogiem czeka kolejny dżentelmen w aucie. A ja myślę, że jeśli ktoś siebie lubi i jest pogodzony ze światem, może żyć sam. Mieć kogoś do rozliczania z godziny powrotu do domu i nieupranych skarpet? Nie! – mówi kategorycznie. Na kolejny związek nie czeka. – Ale i nie mówię „nie” – zastrzega. Zainteresować ją mógłby jednak tylko facet inteligentny, wyważony. Z silną osobowością. Który wie, co jest w zasięgu jego możliwości, a co nie.


Intymność blejtramów
Jej wielką pasją jest malowanie. Od zawsze pociągał ją świat kolorów. Ukończyła nawet warszawską szkołę charakteryzacji telewizyjnej Ewy Dziewulskiej. – Kiedyś podpatrywałam koleżankę malarkę, która żyje z kopiowania obrazów. Pomyślałam: też tak mogę – mówi. Cztery lata temu, gdy jej kariera trochę przystopowała, kupiła sztalugi, pędzle i farby. – Uwiodły mnie mocne twarze i postacie Jacka Vetriano, współczesnego malarza. Zaczęłam też kopiować Tamarę Łempicką. Szczególny jest dla mnie portret starej zakonnicy pt. „Siostra przełożona”. Ma w sobie coś tak przejmującego, bolesnego… Kończyłam go, gdy umierał papież. Koncerty i spektakle wówczas odwołano, miałam wolne. Malowałam twarz naznaczoną bólem i śledziłam wiadomości w telewizji. Połączyły się emocje z portretu i doniesień o papieżu. To był dla niej też rodzaj katharsis. – Mama chciała, żebym wstąpiła do zakonu. To moja trauma z dzieciństwa. I gdy ta zakonnica stanęła mi przed oczami, ciężar z dzieciństwa ustąpił. Dziewięć swoich obrazów powiesiła w mieszkaniu. Nikomu ich nie sprzeda, bo to rzecz intymna. Każdy „przepuszcza” przez siebie. Teraz maluje kobietę leżącą na sofie, w pięknej sukni. Za nią stoi mężczyzna. Malutki. Olga uśmiecha się. – Zawsze zastanawiam się, czemu kopiuję ten, a nie inny obraz. Być może ta buduarowa piękność to odpowiedź na mnie dzisiejszą? Leżę i pachnę. A mężczyzna jest gdzieś w tle i czeka – zamyśla się. Inny obraz Łempickiej: kobieta śpiąca na swojej ręce. – Jej twarz jest zrelaksowana. Jakby coś w niej puściło. Namalowałam go zaraz po rozstaniu z Tomkiem. Chyba potrzebowałam wtedy zanurzenia się w spokój.

Ta gorsza
Olgę i jej brata Mirka, dziś skrzypka w orkiestrze Agnieszki Duczmal, rodzice w dzieciństwie posłali do szkoły muzycznej. – Nigdy jednak nie usłyszeli, jak śpiewam czy gram na fortepianie. Oboje w wypadku stracili słuch – mówi. Musiała nauczyć się języka migowego. Jako nastolatka tłumaczyła dzienniki telewizyjne, chodziła do urzędów, uczestniczyła w rozmowach dorosłych. – Żyłam w niedziecięcym świecie. Do mamy przychodziły koleżanki, opowiadały o swych sprawach, czasem intymnych. A ja musiałam to wszystko tłumaczyć, by nie trzeba było pisać na kartce. Szybko stała się odpowiedzialna. Kiedy przechodzień na ulicy pytał o coś rodziców, zaraz wyjaśniała, że nie słyszą. I za nich udzielała odpowiedzi. – Żeby ktoś nie pomyślał, że może są głupi. – Zastanawia się chwilę: – To, że mam tendencję do opiekowania się mężczyznami, bierze się właśnie stąd, że od małego ciągle występowałam w czyimś imieniu. Przez obserwację moich rodziców jestem też bardziej wyczulona na najmniejszy grymas ludzkiej twarzy. I chociaż sama nigdy nie wstydziła się rodziców, dla rówieśników – jako dziecko ludzi głuchych – była gorsza. Stąd brak pewności siebie, który znikł dopiero w dorosłym życiu. – Posiadanie niesłyszących rodziców szybko stało się orężem. Mój perfekcjonizm, to, że tak staram się spełniać swoje marzenia – wszystko bierze się stąd, że podświadomie chcę wziąć odwet na tamtym myśleniu o mnie jako o brzydkim kaczątku – mówi. Olga od roku jest ambasadorką Fundacji „Dźwięki marzeń”, pomagającej rehabilitować roczne–trzyletnie dzieci, które urodziły się z wadą słuchu lub głuche. – To najlepszy moment, by im pomóc. By nie wchodziły do świata ciszy. I nie czuły się mniej wartościowe. Ona na wszystko, co ma, zapracowała sama. – A to, co zarobione własną pracą, wydaje się trudniej – zauważa. – Mój rodzinny dom był skromny. Szanowało się pieniądze. I ja na słabości sobie nie pozwalam. Nie kupię butów czy torebki za cztery tysiące złotych. To nie ja! – kręci głową. Kiedy postanowiła wymienić meble kuchenne, postawiła sobie warunek: do pewnej kwoty. – Moja potrzeba komfortu życia się nie rozrasta. Mam mieszkanie. Wystarczy. Pałacu z basenem mieć nie muszę.

Olga z klasą
Wizerunek kobiety eleganckiej zawdzięcza wychowaniu i obcowaniu z muzyką klasyczną. Nieprzypadkowo stała się twarzą marki kosmetycznej ARTDECO. – Mama uczyła mnie jak poprzez ubiór i maniery stać się damą, niezależnie od pochodzenia. Mówiła: „Bądź kobietą”. Zawsze siedziała z wdziękiem. Sobą dawała sygnały: co przystoi, a co nie. Kobieta nie przeklina, nie pali na ulicy. I ma strój stosowny do okoliczności. Dziś ze zdumieniem patrzę na ludzi wychodzących na scenę w dżinsach. Odpowiednia garderoba wynika z szacunku do widzów i do siebie. Nie wyjdę też z domu bez lekkiego makijażu. Dzięki mamie ukształtowała się moja osobowość. Stanowczość, pasja, dążenie do oryginalności, wrażliwość na sztukę. To zadecydowało o powierzeniu mi roli ambasadorki ARTDECO. Przyznaje: dla niej, jako osoby publicznej, wizerunek jest ważny. – To część mojej pracy. Nie chcę go psuć nonszalancją. – Gdy ma się spotkać z przyjaciółmi, to u siebie, i jest swobodna. Nie martwi się, że ktoś mógłby zrobić jej zdjęcie i opublikować ze złośliwym komentarzem. – Nie chcę, by manipulowano moim życiem. Kiedyś pewne pismo na okładce zareklamowało rozmowę ze mną tak: „Olga Bończyk opowiada o swoich nieudanych związkach”. W wywiadzie nie było słowa o tym, że były nieudane! Ryczałam przez cały dzień.

Wierzę, marzę…
Chciałaby mieć domek w ukochanej Toskanii. – Potrzebuję miejsca bez zadęcia. Stół nakryty lnianym obrusem, wino, pomidory nasycone słońcem… – rozpromienia się. Ufa, że marzenia się spełniają. – Przez ostatnie dwa lata prowadzę rozmowę z Bogiem. Otwieram się na Jego dary. Wierzę, że nawet jeśli wydarzy się coś złego, to finalnie okaże się dobre. Może za dwa lata wydam książkę z przepisami, a za cztery otworzę restaurację? Ważne, że dziś po prostu otwieram drzwi. To, co przez nie wejdzie, to najlepsze, co może mi się zdarzyć.
autor: Justyna Kumanowska [link widoczny dla zalogowanych]

Źródło: Claudia z dn. 28.07.07
Powrót do góry
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Pon 11:18, 27 Sie 2007    Temat postu:

Olga Bończyk odwiedzi dla dzieci z wadą słuchu w Szczyrku
24.08.2007
Dzisiaj do Szczyrku przyjedzie znana aktorka telewizyjna Olga Bończyk. Spotka się z maluchami przebywającymi na turnusie rehabilitacyjnym zorganizowanym w ramach Ogólnopolskiego Programu Rehabilitacji Małych Dzieci z Wadą Słuchu "Dźwięki Marzeń". Takie turnusy odbywają się w tym roku już po raz drugi . Od 1 lipca w ośrodkach w Lubniewicach i Szczyrku 140 dzieci uczestniczy w specjalistycznych zajęciach. Olga Bończyk spotka się z maluchami i ich rodzicami na zakończenie dwutygodniowego pobytu. Przeczyta dzieciom m.in. bajki z ostatniej płyty Danuty Rinn "Dziecięce zoo - elementarz pełen bajek". Wspólne zabawy będą dla małych pacjentów sympatycznym zakończeniem zajęć. Zwłaszcza że, jak mówi konsultant merytoryczny programu "Dźwięki Marzeń", dr Anna Prożych, letnie turnusy to nie tylko wypoczynek, ale także ciężka praca rodziców, dzieci oraz terapeutów.

- Zdecydowałam się na wsparcie programu, gdyż problemy osób niesłyszących są mi bliskie. Wychowałam się w domu, w którym oboje rodzice byli głuchoniemi i pamiętam, jak wiele barier musieli pokonywać na co dzień - mówi aktorka.

Dzięki programowi "Dźwięki Marzeń" na turnusy rehabilitacyjne wyjechało w tym roku około 140 dzieci z rodzicami. W trakcie turnusów brały udział w zajęciach terapeutycznych, prowadzonych przez logopedów, surdopedagogów, psychologów. Turnusy były także okazją do otrzymania wsparcia ze strony psychologa i wymiany doświadczeń z innymi rodzicami dzieci z wadą słuchu.

Ogólnopolski Program Rehabilitacji Małych Dzieci z Wadą Słuchu to unikatowy w skali europejskiej program rehabilitacji dzieci w warunkach domowych, placówkach specjalistycznych, na turnusach rehabilitacyjnych, którego celem jest zwiększenie szans dzieci na prawidłowy rozwój słuchu i mowy. W ramach programu dzieci wyposażane są w aparaty słuchowe i zapewniana jest im systematyczna, profesjonalna rehabilitacja. Program realizowany jest od maja ubiegłego roku. Dotychczas na jego potrzeby kupionych zostało 216 aparatów słuchowych, rehabilitacją domową objęto 170 dzieci z wadą słuchu i aż 94 najmłodszych wraz z rodzinami wyjechało na turnusy rehabilitacyjne.

(jak) - Dziennik Zachodni
Powrót do góry
Mada
Gość






PostWysłany: Pon 17:21, 12 Lis 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
krabik
nowy



Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Słupsk

PostWysłany: Pon 21:30, 12 Lis 2007    Temat postu:

NIe wiem, czy widziałyście w ostatniej Gali tzn. z 5-11 listopada 2007

MALUJĘ INTUICYJNIE

Czasami kilkanaście razy powtarzam jeden fragment, dopóki efekt nie będzie bliski oryginału. Wiem, że otwieram drzwi już otwarte, mimo to czuję się jak odkrywca. I daje mi to wielką radośc.

Zawszw czułam wielką przyjemnośc, patrząc na piękne obrazy. ale kiedyś trudno mi było sobie wyobrazic, że któregoś dnia kupię pędzle, płótna, sztalugę i zacznę malowac. Cztery lata temu sąsiadka malarka zaprosiła mie do siebie. Przechodziłam z pokoju do pokoju i chłonęłam. Obrazy stały wszędzie, oparte o ściany, rzucone byle gdzie, byle jak. Samo wnętrze było niezwykle ciepłe, z duszą. Chciało sie tam byc i pic kawę. Tak się złożyło, że po tej wizycie miałam kilka tygodni wolnego: telefon nie dzwonił, nie pędziłam na plan ani na próby. Dla zabicia czasu zaczęłam kopiowac znane obrazy. Najpierw sięgnełam po XIX-wieczne malarstwo rosyjski. Potem moim mistrzem i przewodnikiem został szkocki malarz Jack Vettrano. Starałam się iśc jego tropem. Zdawałam sobie sprawę, że otwieram drzwi dawno otwarte. Mimo to czułam sie jak artystka, która przez przypadek odkryła fiolet, mieszając czerwony z niebieskim. Malowałam intuicyjnie, czasami kilkanaście razy jeden fragment, dopóki rezultat nie był bliski oryginału. Ale gdy osiądnełam upragniony efekt, rozpierała mnie radośc i duma. Moją kolejną wielką fascynacją stała się Tamara Łempicka. Ta malarka epoki art deco była uosobieniem nowoczesnej kobiety, chłodnej, wyemancypowanej. Miała charakter i w jej dziełach to widac. To, co maluję, najczęściej wędruje na ściany w moim domu. Niektóre obrazy rozdaję przyjaciołom, jeszcze inne trafiają na aukcje charytatywne. Czasami trudno mi się z nimi rostac, ale wtedy pocieszam się: jest jeszcze wiele do skopiowania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Sob 21:10, 17 Lis 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
artykuł o książkach
Powrót do góry
Marcyś
nowy



Dołączył: 25 Mar 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:44, 05 Gru 2007    Temat postu:

Zakończenie cyklu Ogólnopolskich Konferencji Kobiet Przedsiębiorczych

Public Relations
(5 grudnia 2007)

Spotkaniem w Warszawie zakończyła się tegoroczna edycja Ogólnopolskich Konferencji Kobiet Przedsiębiorczych. Podczas warszawskiej konferencji, która odbyła się 28 listopada w Centrum Olimpijskim PKOL spotkało się ponad 200 dam biznesu.

Konferencję otworzyły pomysłodawczynie i organizatorki konferencji: Agnieszka Maruda i Bogumiła Hoszowski. Mówiły o pasji, pracy i zaangażowaniu, opowiedziały historię projektu jakim jest cykl konferencji, które organizują już czwarty rok. Dziękowały za zainteresowanie i już zapowiedziały kolejną edycję konferencji. Gościem spotkania w Warszawie, na zaproszenie partnera konferencji BRE Banku, była Marzena Fryckowska, prezes i współwłaściciel Warsaw Study Center, która opowiadała o swojej przygodzie z biznesem. Kolejny temat dotyczył zdrowia.

O profilaktyce raka szyjki macicy mówiły: Jolanta Fajkowska, Olga Bończyk, Ida Karpińska oraz dr Jacek Tulimowski. Namawiali do regularnych badań cytologicznych i szczepień. Jak podkreśla Elżbieta Brzozowska z GlaxoSmithKline, kobiety biznesu mogą stać się ambasadorkami profilaktyki raka szyjki macicy w swoim środowisku. W czasie przerwy przedsiębiorcze Panie wymieniały się doświadczeniami zawodowym i prywatnymi. Rozmawiały o sukcesach, marzeniach i pasjach, bo to właśnie pasje były tematem przewodnim tegorocznych konferencji.

Po przerwie, o swoich pasjach mówiła Ewa Małyszko, Prezes Zarządu oraz Dyrektor Finansowy SEB Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych S.A. Pani Prezes mówiła o konieczności planów długoterminowych, we wszystkim, co się robi, o celach, które trzeba sobie stawiać, żeby wiedzieć do czego się dąży. Kolejna prezentacja należała do Iwony Majewskiej-Opiełki. Psycholog i trener liderów wskazywała Paniom drogę do sukcesu. Mówiła o konieczności podkreślania swojej kobiecości, wiary w powodzenie i przede wszystkim pewności siebie. Zapewniała, że XXI wiek należy do kobiet, bo to one mają wszystkie predyspozycje, żeby nadawać kształt i tempo światu.

Ostatnim gościem warszawskiego spotkania była kobieta, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Krystyna Kofta to kobieta sukcesu, pasji i niezależności. Pani Krystyna mówiła o tym, że nigdy nie pracowała na etacie, jest kobietą niezależną i robi to co kocha najbardziej – pisze. Do każdego felietonu podpisuję osobną umowę, nauczyła się poruszać w świecie wydawców, negocjować i posługiwać się prawem autorskim. Żyje według własnego rytmu i ponad wszystko ceni swoją wolność.

Na zakończenie konferencji rozlosowano upominki, książki ufundowane przez wydawnictwo OnePress, torebki BATYCKI, kosmetyki AVENE i dr Ireny Eris oraz skórzane wizytowniki ufundowane przez BRE Bank.

Tegoroczna edycja Ogólnopolskich Konferencji Kobiet Przedsiębiorczych gościła w ośmiu miastach Polski i uczestniczyło w niej blisko 1200 uczestniczek. 44 prelegentki wygłosiły 50 prelekcji, a łączny czas konferencji to 69 godzin. Już w marcu rusza piąta edycja Ogólnopolskich Konferencji Kobiet Przedsiębiorczych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zielone-trampki
Gość






PostWysłany: Czw 20:40, 20 Gru 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Tu jest wywiad z Olgą, ale nie wiem czy to jest aktualne tzn ta gazeta !
Powrót do góry
Marcyś
nowy



Dołączył: 25 Mar 2007
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:46, 21 Gru 2007    Temat postu:

Gwiazdy błyszczą na święta

Jan Bończa-Szabłowski 20-12-2007, ostatnia aktualizacja 20-12-2007 13:38

Wysyp filmowych bestsellerów, koncerty, wizyty u znanych artystów. Tak zapowiadają się nadchodzące święta w stacjach telewizyjnych. Jak co roku będzie to czas wspólnego kolędowania

Gwiazdy na Gwiazdkę to poniedziałkowe spotkania w telewizyjnej Dwójce z podziwianymi i lubianymi osobistościami naszej kultury i ich rodzinami. W wieczór wigilijny swoje najpiękniejsze Wigilie wspominać będą m.in. Anna Seniuk z dziećmi, Justyna Steczkowska z rodziną, Urszula Dudziak z córkami (11.05, 13.50, 16.05, 17.50, 19.00). Ten magiczny czas skłania do zwierzeń i wspomnień, do sentymentalnych powrotów do lat dziecięcych, do przywołania w pamięci ludzi, którzy odeszli. Zaproszone gwiazdy podzielą się swoimi przeżyciami i złożą życzenia telewidzom.

Wieczór najpiękniejszych polskich kolęd zarejestrowanych w kościele akademickim św. Anny w Warszawie, widzowie Polsatu zobaczą w Wigilię (17.45) i pierwszy dzień świąt (11.30). Wystąpią Maryla Rodowicz, Golec Orkiestra, Krzysztof Cugowski z synami.

Niezapomniany nastrój świąteczny przyniesie z pewnością kolędowe spotkanie z Krzysztofem Krawczykiem (TVP 2, poniedziałek, godz. 14.50). Do tego programu popularny piosenkarz zaprosił międzynarodowe towarzystwo artystów. Razem z nimi, a także solo i w duecie z Eleni wykonuje popularne kolędy i piosenki świąteczne, w których pojawiają się elementy polskie, greckie, amerykańskie. Artyści wykonują dziewięć utworów, zarówno tradycyjne polskie kolędy: „Przybieżeli do Betlejem”, „Hej, w dzień narodzenia”, „Lulajże Jezuniu”, jak i znane amerykańskie i światowe przeboje świąteczne. Zdjęcia kręcono w pięknym dworku w Kruszowie koło Piotrkowa Trybunalskiego (miejsce realizacji filmów: „Ziemia obiecana”, „Placówka”, „Konopielka”) oraz w pobliskim drewnianym kościółku w Będkowie.

Twórcy wykorzystali wspaniałe wnętrza i parkowe plenery.Niezwykły wieczór kolęd (TVP2, poniedziałek, godz. 19.05) powstał z inicjatywy Anny Dymnej w gdańskim Ośrodku Telewizji. Znakomita aktorka, twórczyni fundacji „Mimo wszystko”, zaprosiła do udziału znanych piosenkarzy, także grupę utalentowanej młodzieży niepełnosprawnej, która każdy utwór śpiewa z wielkim przejęciem. Wystąpią finaliści Festiwalu Zaczarowanej Piosenki z lat 2006 i 2007 oraz artyści i aktorzy, m.in.: Olga Bończyk, Mirosław Czyżykiewicz, Anna Dymna, Artur Gadowski, Ewelina Flinta, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Cezary Kosiński, Paweł Kukiz, Irena Santor i Justyna Steczkowska.

Do atmosfery świąt świetnie nawiązuje też grana od lat w teatrach „Pastorałka” Leona Schillera. Trudnego zadania przeniesienia „Pastorałki” na szklany ekran podjął się Laco Adamik — twórca telewizyjny i teatralny, mający na swym koncie artystycznym wiele spektakli muzycznych i operowych. W sztuce wzięła udział plejada polskich aktorów, reprezentujących różne pokolenia. Obok Jana Peszka Adamik zaprosił m.in. Danutę Stenkę, Zbigniewa Zamachowskiego oraz Michała Żebrowskiego i Agnieszkę Grochowską. Zgodnie z zachowanymi zaleceniami Schillera wcielają się oni zarówno w opowiadających historię narodzin Chrystusa kolędników, jak też w postacie sprzed dwóch tysięcy lat, takie jak Maria, trzech mędrców czy król Herod. Uświetniającą spektakl muzykę napisał światowej sławy kompozytor Jan Maklakiewicz. Spektakl powstały w 2006 roku przypomni TVP Polonia (wtorek, godz. 22.00).

Źródło : Rzeczpospolita
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> Olga Bończyk w prasie, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin